Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 7/1993

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(11.2.1993, 12.2.1993, 19.2.1993, 27.2.1993, 6.3.1993)

Czwartek, 11 lutego 1993
– szosa Mszczonowska, patrzę w stronę Skierniewic – po obydwu stronach szosy intensywnie zielone zboża – jest koło mnie albo Jarosław Iwaszkiewicz, albo ojciec – widać starą kobietę, znam ją z widzenia, o twa­rzy jednocześnie chłopskiej i ziemiańskiej – koło niej leżą toboły jak koło żebraczki – jakieś kable łączą kobietę nie wiadomo z czym – w zbożu są inne kable lub druty – myślę, że to wnyki – Jarosław lub ojciec zna kobietę – rozmawia z nią, może chce jej pomóc – patrzę na zboże, na wnyki, na kobietę – dom albo Reszków albo kogoś z mojej rodziny – ślady zbiednienia – kobieta, która przynosi mięso i warzywa, wkłada do torby zielonego pora – gospodyni domu zabiera pora lub każe zabrać komuś z domowników – przekupka powtarza, że por jest jej potrzebny do ciasta – wyciąga na wymianę kawałek obwiniętej w gazetę kaszanki – różne osoby, różne czynności – leżę w łóżku z dwoma braćmi Reszkami – oni leżą obok siebie i trzymają głowy w jedną stronę, ja trzymam nogi koło ich głów – myślę, że nie będzie można spać w ten sposób – czyszczę wannę – trzymam w ręku farfocle ze zniszczonej gąbki – nie ogarniam przejawów biedy w domu – odczuwam niepokój – usiłuję odgadnąć stan rzeczy

Piątek, 12 lutego 1993
– wyjazdy do miast w zachodniej Polsce, wiadomości stamtąd – miało się wydawać książki nowych autorów, coś gdzieś zostało wydane – rozmowa o serii książek krytycznych o autorach – z jednymi zawarto umowy na takie książki, inni ich ubiegli – mówię, że można by wydawać różne książki o tych samych autorach – siedzimy w ławkach jak dawne ławki szkolne – siedzi przy mnie Janusz Głowacki, odchodzi i wraca – on lub ktoś inny wiezie mnie nowoczesną autostradą z lasu pod Rawiczowem – autostrada kończy się przed szosą Mszczonowską – do szosy trzeba jechać prawie polną drogą – wyprowadza mnie w szerokie pole na spacer Zygmunt Trziszka – pyta, jak można by zaprezentować najlepiej twórczość Stanisława Piętaka – mówię o wyborze najlepszych wierszy i o mąd­rym wydaniu trylogii Kunefałowej – Trziszka pyta, czy zajmę się tym po powrocie z zagranicy – dowiaduję się, że jest pomysł wysłania mnie na rok na placówkę dyplomatyczną – zdobyłbym pieniądze na starość – podobno najlepsze relacje dewizowe są w Nikaragui – Janusz Głowacki lub ktoś inny proponuje mi wspólne zamieszkanie przez rok w pensjonacie w południowym kraju –

Piątek, 19 lutego 1993
– okrągły kościół na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej w Warsza­wie lub na swoim miejscu w Skierniewicach – jestem w kościele, mało ludzi – wchodzi papież, odprawi mszę – ludzi coraz mniej – stoi sześć osób na środku nawy – zostają dwie, ja i mężczyzna w średnim wieku – papież odprawia mszę, czasem coś mówi do mnie – zaczynam pojmować niezwykłość – papież odprawia mszę dla dwóch osób, właś­ciwie tylko dla mnie – poruszenie wewnętrzne – wychodzę z kościoła – mówię nieznanym ludziom o mszy papieskiej dla dwóch osób – przy domu na Widok śpiewam słowo, zmiło­wał się – znajomy rzemieślnik dziwi się, że sobie pod­śpiewuję – ktoś z mieszkańców mówi, że z daleka widział to, o czym opowiadam – rozmawiam z papieżem, o czymś mnie poucza – opowiadam o papieżu w Spatifie, opowiadam w Skierniewicach – patrzę z południowej strony rynku w Skier­niewicach na stronę północną – patrzę na wnętrze sklepu, wchodzę – prowadzę lekcję matematyki z którymś z braci Reszków – mnóstwo zajęć, ludzi – wewnętrzne napięcie –

Sobota, 27 lutego 1993
– opowieść Wiktora Woroszylskiego lub o Wiktorze Woroszylskim – on pisze pracę rusycystyczną – ja mam pisać pracę o nekrologu jako gatunku literackim – przedmiotem analizy strukturalnej będzie nek­rolog rosyjski i prawosławny – w pisaniu po rosyjsku pomoże mi Janina Purzycka, sąsiadka – siedzę przy moim biurku – na biurku mnóstwo fetyszy i różnych przed­miotów – dziwacznie zapala się lampa – wpisuję tekst o nekrologu do brulionu – rozważam kategorię podmiotu narracyjnego w nekrologu – opisuję funkcję narracyjną miejsca i czasu – przyglądam się tekstowi – byłoby tego dwie strony maszynopisu – praca powinna mieć kilkanaście stron – siedzę gdzieś, wchodzi Kazimierz Brandys – podaje mi rękę z ociąganiem, patrzy martwym wzrokiem – jestem w windzie, mam jechać w górę – z drugiej windy, która zjechała na dół, patrzą na mnie mężczyzna i kobieta – chyba to znajomi – może powinienem odezwać się do nich –

Sobota, 6 marca 1993
– z wielkiej gruszy przed domem Wenusów spadają pudełka złotego koloru – są wielkości pudełek od zapałek – służą do mierzenia zawartości czystej substan­cji w mieszankach, w koncentratach – można wiedzieć, ile kawy czystej jest w kawie rozpuszczalnej – zbliżam się od północy do domu urodzenia – może idę od stacji Skierniewice-Rawka – posuwam się w płaszczyznach jasności, żółci – warszawskie zakątki, zaułki – stoiska, kioski z kolorowymi magazynami – mówi się, że opublikowano ataki na mnie – wydrukowano kompromitujące wypowiedzi o mnie, kompromitujące zdjęcia – oburza się Hanna Malewska – patrzę na nią, wygląda prawie dziewczęco – dziwi się, że nie mam czasopism z tymi publikacjami – zaprotestował podobno Zygmunt Mycielski – jadę przed wyjazdem na imprezę na peryferie Warszawy – zajezdnia, przystań, woda dookoła – przystań ma nazwę Szczerby – trzeba stąd jechać, płynąć taksówką wodną (sic) – podjechała taksówka – kierowca ociąga się – może zgodzi się nas zabrać – miałbym jechać ja i dwie młode kobiety – będzie jechać także moja matka – może zdąży się dojechać do centrum War­szawy przed dziesiątą –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content