Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 7/1994

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(29.9.1993, 21.10.1993, 27.10.1993, 28.10.1993, 30.10.1993)

Środa, 29 września 1993
– robię coś, czego znaczenia nie rozumiem – laską uderzam w mury niektórych domów wzdłuż Marszałkowskiej – wzdłuż równoległego do Marszałkowskiej pa­sażu – te domy czymś naznaczam, nadaję im pię­tno – jestem w kwartale nowych domów przy szosie Mszczonowskiej w Skierniewicach – wchodzę do wielu domów – w domach czegoś brak lub czegoś za dużo – jestem w domu, w którym mieszkał Krzysztof Mętrak – myślę o Mętraku – rozmawiam z kimś o nim – rozmawiam z Małgorzatą Szpakowską o kimś młodszym – ode mnie i od niej – na niego ma wpływ ksiądz Bartnik – myślę, czy to może być mój prefekt z czasów szkolnych – pytam, ile ma lat – słyszę, osiemdziesiąt trzy – to może być on – nie mówię, co wiem o upodobaniach księdza Bartnika – jestem gościem w dużym domu – w Dolecku lub gdzie indziej – uczestniczyłem w imprezie literackiej jako pisarz – kłębi się w domu dużo ludzi – niektórzy odjeżdżają przed wieczorem – ja jestem zatrzymany do rana – odwiezie mnie, odprowadzi rano człowiek trzydziestoletni – rozmawiam z trzydziestolatkiem – mówimy o młodej kobiecie – on mówi, że z nią by się ożenił – gdyby wiedział, że miała z nim dziecko – patrzę na jego twarz – odczuwam czułość wobec niego – myślę o jeździe pociągiem lub autobusem – cieszę się, że będę odprowadzony – trzydziestolatek zwolni się na godzinę z pracy –

Czwartek, 21 października 1993
– uczestniczę w wydarzeniach wojny, stanu wojennego, katastrofy – domy w podziemnych tunelach – przy podziemnych ulicach – prawo wojenne, prawo mieszkania w tych domach – mówię o tym, opowiadam – podchodzę pod Dom Literatury – mówi się o Alicji Lisieckiej – o kombinacjach ludzi z organizacji literackiej – chce się doprowadzić do pozbawienia Alicji mieszkania – siadam do stołu z literatami – stół kanciasty – siedzi się wyżej lub niżej – nie siedzi się twarzą w twarz – odchodzę – spaceruję w święto po ulicach – siedzę na ławce – kobieta patrzy na moje pantofle – jakby rozmowa o tych pantoflach, o innych – krzyżują się opowieści – bierze się moje pantofle za pantofle innego typu – niby się rozumiem z kobietą, niby się nie rozumiem – odchodzę ze świadomością łańcucha nieporozumień – do rytualnego wypicia alkoholu trzeba trzech mężczyzn – chyba to rytuał żydowski – dwaj mężczyźni, jeden z nich to Marek Nowakowski – on może być jednym z trzech ze względu na żonę – u mnie wszystko zależy od dobrej woli – mówię, że między mną i Markiem Nowakowskim skomplikowana historia – on ją opisał w Historii jednej przyjaźni – nie mogę być trzecim przy rytualnym toaście do mnie łasi się Stasia Sznaper-Zakrzewska – dziwię się – jakbym się zanurzał w studnię, w kręgi zdarzeń – odtwarzam warstwy powiązań w historiach polskich i niemieckich – toczę spór z Mięciem Radomskim – nie da się niczego rozwikłać, rozsupłać – działa Jerzy Lisowski – ma do kogoś jechać córka Stefana Żółkiew­skiego – Lisowski wysyła ją nad morze – jadę autobusem koło dworców – jadę w kierunku zachodnim –

Środa, 27 października 1993
– ciemności, centrum wielkiego miasta w ciemnościach – wracam na gałąź drzewa w ogródku przed domem – z drzewa pytam kogoś, co słychać – co się dzieje – może to Marian Pilot – mówię, należałoby wypić po kieliszku – w powietrzu, między domami rozmawiam z Ziemowitem Fedeckim o powieściach – Fedecki mówi, że powieści, które chwalę, są banalne – rozglądam się po dachach wysokościowców – jestem w szatni Spatifu – ociągam się, chcę zapłacić za szatnię Frankowi – płacę Adamowi – Adam wpisuje do księgi dane personalne – jest rubryka z pytaniem o cel przyjścia – szydzę z formalności – idę ulicą, zaglądam do mieszkań – gdzieś się coś kupuje, coś się kiedyś kupowało – ulica podmiejska, małomiasteczkowa – jestem na ulicach Skierniewic – wszedłem do Reszków – rozmawiam z Zofią Reszkową – w poniedziałek ma przyjść do Reszków Stanisław Ignacy Witkiewicz – mówię, że można być dumnym z tej wizyty – chciałbym być wtedy u Reszków incognito – na wszelki wypadek mówię, że Witkiewicz od dawna nie żyje – entuzjazmujemy się jego przyjściem – patrzę na twarz Reszkowej – na jej inny niż dawniej makijaż –

Czwartek, 28 października 1993
– przestrzeń mojego świata jak muzyka z syntetyzatora – zakręty i zakola Rawki po wschodniej stronie – w środku oświetlony i świecący Pałac Kultury z iglicą – po zachodniej strome rozszerzające się, rozbu­dowane Skierniewice – biegam po zakolach Rawki – znajduję w dwóch miejscach kupki pieniędzy w banknotach – biorę z jednej i z drugiej garść banknotów – pytają mnie, czy nie znalazłem pieniędzy, dwaj mężczyźni – ojciec i syn – mówię, że nie znalazłem – oni nie wierzą – wyciągam z kieszeni banknoty, pokazuję – wśród moich banknotów są duże nominały – takich na trawie nie było – spór trwa – myślę, że jestem jak Edek Stachura – oni są chyba Żydami – chcę być konsekwentny – radzę im szukać pieniędzy – uciekam przed kimś, przed czymś do Pałacu Kultury – mam wjechać windą – żeby coś zobaczyć, coś pokazać – wbiega za mną do windy krowa – święta krowa, bogini – w windzie widzę lub zobaczę Boga – w postaci rogu byka – patrzę na urwisko, uskok geologiczny – przepaść jak w powieści Lindgrena Droga wężowa na skale – nie ma Zwierzyńca, domu siostry – stało się tak z powodu rozbudowy Skierniewic – za Zwierzyniec dostanie się place w Skiernie­wicach – mówię, należy się więcej niż kilkusetmetrowe place – do działek gaju brzozowego należało po hekta­rze poręby leśnej – tę porębę pamiętam z dzieciństwa – gdy miałem cztery, pięć lat – nie wiadomo, jak się wszystko rozstrzygnie – przeglądam listy, rzeczy, ubrania Staszka Dziewulskiego, Olka Tarnawy – patrzę na Renatę – mówię głośno do obecnych – może ktoś zna kogoś, komu by się to przydało – te rzeczy, ubrania – ktoś opowiada o kimś, że wiózł przyjaciela przed sobą na motocyklu – wybuch granatu zabił przyjaciela – to mój przyjaciel został zabity – mówi się, że Bóg mi go zabrał – ja interpretuję to inaczej – Bóg mi go zostawił na wieczność – będę go do końca pamiętał – będzie zawsze ze mną, w moich ramionach –

Sobota, 30 października 1993
– powrócił Artur Marya Swinarski, jest stary – przyprowadził Artura dawny znajomy – chcemy załatwić Arturowi emeryturę – mówię Arturowi o sposobach załatwienia emerytury twórczej – tłumaczę coś Alicji Sternowej – jesteśmy w ministerstwie kultury, w Bristolu – prywatne mieszkanie – ucztujemy z Haliną Mikołajską – przez system urządzeń i luster patrzę na Kropkę w Ameryce – wygląda młodo – nie pojmuję cudu technicznego – powrócił Marek Hłasko – dałem mu klucze od mieszkania – boję się, że klucze zgubi – że o nich zapomni – leżę w łóżku – leżeli w nim znajomi Artura lub Marka – rozmawiam z Henrykiem Krzeczkowskim – słucha rozmowy Paweł Hertz – pytam Henryka, jak się wymawia szwedzkie imię Torgny – Henryk potwierdza moją wymowę, Torni – używa dziwnych słów w wyjaśnieniu – dziwnych aluzji – myślę o powrocie do siebie, o kluczach – jadę autobusem w stronę Alej Jerozolimskich – wysiadam na Nowym Świecie – wstępuję do sklepu delikatesowego – zmieniono sklep na samoobsługowy – starszy facet wyrywa mi koszyk – wkłada do koszyka małe torebki z cukrem – biorę koszyk, podchodzę do kasy – przy kasie facet robi mi awanturę – ratuje mnie wariat – pokazuje legitymację i wyprowadza faceta – facet wraca – wyprowadza go inny szaleniec z legitymacją – ludzie komentują zdarzenie – znajomi z widzenia robią przymówki do moich obrońców – mówią o nich, o ich szaleństwie –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content