Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 9/1995

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(1.7.1994, 10.7.1994, 16.7.1994, 25.7.1994, 28.7.1994)

Piątek, 1 lipca 1994
– dokumenty, nagrania – istnienie na obrazie, w obrazie – Maria Janion, patrzę na nią – jest w komitywie z bratem Staśkiem – chcę tę komitywę zrozumieć – z Ameryki dochodzą przesłania Edwarda Stachury – Edek istnieje w postaci kwadratu – lub prostokąta materii – widzę Małą (Myśliwska) i Grzesia – Grześ odziedziczył po matce uczulenie – ma ślady uczulenia na nogach – jesteśmy jak na scenie – jak w medalionie – rywalizują między sobą Tadeusz Konwicki i inny pisarz – rywalizacja w kokieterii – poprzez uśmiechy do obecnych – obserwuję uśmiechy Konwickiego – Konwicki spogląda na pisarza koło mnie – z nim rywalizuje – tkwię pośród kilku osób – widzę nas wszystkich jakby z boku – jakby z góry –

Niedziela, 10 lipca 1994
– gram bohaterską rolę w czyjejś opowieści – rola jest dla mnie za trudna – chcę grać rolę łatwiejszą – istnieję tylko w opowieściach innych ludzi – w wielu opowieściach – patrzę od wschodu na rynek – na kamienicę Rynek 32 w Skierniewicach – zastępuje mnie w mojej roli Jacek Baszkowski – powinien wzlatywać w powietrze – na piętrze kamienicy ktoś go trzyma na linie – widzę, że Jacek skacze na bruk – zdumienie – z ziemi zaczyna podskakiwać do góry – podskakuje coraz wyżej – gdy osiągnie wysokość piętra, zacznie loty – dziwię się tej zmianie – myślę o niej –

Sobota, 16 lipca 1994
– myślenie o Szczecinie – wspomnienia podróżowań do Szczecina – opowieść o Szczecinie po wojnie – groby w Szczecinie – pogrzeby wiązały ludzi z miastem – ktoś umarł w Szczecinie – podróż do Szczecina – droga wśród lasów – jedzie się, idzie – dwie grupy jadących, idących – jestem w tej grupie, która wyprzedziła dru­gą – trzeba na nią poczekać – trzeba dwie grupy połączyć – patrzę na drugą grupę, w marszu, w pochodzie – tak może wyglądać pielgrzymka – będziemy szli drogami na Toruń – jesteśmy w Warszawie – na imprezie literackiej – mieszkam w trakcie zjazdu w Domu Litera­tury – mieszkam z Frankiem Dąbrowskim – siedzę na ławce na placu Zamkowym – podchodzi Franek – coś śmiesznego opowiada – poklepuję go – mówimy, że mamy godzinę przerwy – moglibyśmy pójść do pokoju – Franek opowiada, że jesteśmy obserwowani – przez personel – przez tajne służby – myślę, że nic się nie zmieniło – i mc się nie zmieni – w śledzeniu wszystkich i wszędzie –

Poniedziałek, 25 lipca 1994
– widzę fanaberyjność w świecie – uczestniczę w fanaberiach – prześladuje mnie młody człowiek – mój dawny uczeń – on mnie widzi z góry – z przestrzeni nade mną – rzuca czymś we mnie – dręczy mnie niewiedza, jak on mnie widzi – ja go widzę, jak się widzi kogoś z daleka – w budynkach widzę byłych oficerów – robią sobie niewiarygodne fryzury – nie wiadomo, jak oni na nas patrzą – przychodzi mi do głowy pomysł – żeby jechać na godzinę do Paryża – przez godzinę wyrobiłem sobie paszport – chwalę się tym osiągnięciem – przymawiam się, żeby Jerzy Lisowski zadzwo­nił do Paryża – może należałoby w Paryżu przenocować – chcę jechać do Paryża dla samej opowieści – mógłbym o tym opowiedzieć Jarosławowi Iwaszkiewiczowi – że dwa razy jeździłem do Paryża na godzinę – idę przez podwórko, w stronę wyjścia w Aleje – przebudowuje się sklepy – w kiosku biorę sam gazetę – zajętemu sprzedawcy zostawiam dziesięć ty­sięcy – pytam, czy nie da się wyjść w Aleje – sprzedawca mrucząc otwiera drzwi – siedzę przy Teresie Markowskiej (córka Jaros­ława) – pyta mnie o Stasię Sznaper-Zakrzewską – kłamię, że ją niedawno widziałem w galerii – widziałem ją dwa lata temu –

Czwartek, 28 lipca 1994
– spór o tekst Edwarda Redlińskiego – jakby spór z Wiesławem Myśliwskim – powołuję się na gatunek jego słowa, zdania – nie przekonuje to oponenta – korowody z Januszem Głowackim – plany przyjęcia w zimie – z prezentami wszystkich dla wszystkich – przypominam sobie, jak to było za życia matki Janusza – przyjęcie jakby u Pilotów, może z Pilotami – Teresa Pilotowa ma dla mnie prezent – prezent w formacie płyty – chyba to opakowana poduszka – ceregiele pożegnalne – wychodzenie z przyjęcia u Pilotów – kawiarnia literatów – przynosi się tych, co torturowali kolegów – podkłada pod urządzenie – urządzenie ich prześwietla – leczy lub karze – uśmiecha się do mnie Jerzy Ficowski – wychodzenie z przyjęcia u reżyserów, u fil­mowców – zakamarki, aparatury – nie wiem, jak znaleźć windę – na dole dziwni ludzie – każdy może być napastnikiem – facet tłumaczy się przed kumplami – że ze mną rozmawiał – wychodzę na ulicę – ulica jak nasyp kolejowy, nasyp nadrzeczny – ludzie przemykają ze strachem – czekają na chwilę światła –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content