Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 9/1997

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(2.1.1996, 3.1.1996, 5.1.1996, 7.1.1996, 9.1.1996)

Wtorek, 2 stycznia 1996
– wiele spraw, zagmatwanie – sprawy wydawnicze, redakcyjne – myślę o wierszach Dariusza Sośnickiego – proponuje mi się wydanie książki – widzę stos egzemplarzy Pryncypiów – ruszy sprzedaż – jestem na imprezie literackiej – mówi o Pryncypiach młody mężczyzna – przekazuje mi się pismo od Aliny Ostrowskiej (sic) – Alina Ostrowska podchodzi do mnie – przeprasza, że nie przekazała pisma osobiś­cie – znam ją od dawna – nie kojarzyłem osoby z nazwiskiem – na ulicy widzę oficerów – mówię do kogoś o mass mediach – komu służą – słyszę słowa oficerów – ich zdaniem, wszystko w rękach komuni­stów – patrzę na Zygmunta Trziszkę – rozmawia z żoną i synem – wiem, że kieruje ich do mnie – żona Trziszki do mnie podchodzi – szepce do syna, on wszystko może – myślę o tych słowach z zatrwożeniem – wśród młodych literatów zauważam Tomasza Majerana – uśmiecha się do mnie – myślę o rozmowie z Trziszkową – idę ulicą Gałeckiego w Skierniewicach – przyglądam się drzewom – wysokie brzozy mają powyginane pnie – myślę, żeby te kształty zapamiętać – chciałbym mieć w oczach widok tych drzew –

Środa, 3 stycznia 1996
– słucham opowieści o Wielkim Pierdole­niu – zaczęło się od gwałtów na wojnie – gwałt wyzwolił namiętności – w gwałcicielach i w gwałconych – zwalił się cały porządek – doszło do kazirodztwa, do perwersji – matki szukają zaspokojenia przez synów – słyszę wiadomości z radia – szkoła w Skierniewicach potrzebuje telewi­zora – Zofia Reszkowa wie, jak można zdobyć tele­wizor – o wartości szesnastu milionów – z telewizorem jadę do Skierniewic – uroczystość wręczenia daru – rozmowy – sprowadza się na uroczystość Jurka Reszkę – nie wiadomo, jak Zofia Reszkowa mogła się pojawić w Warszawie – ona od dawna nie żyje – medytuję – możliwość działań Reszkowej mogła powstać – dużo o tym myślę – jadę szosą Mszczonowską na rowerze – na wschód, w stronę Lasu Miejskiego – wpadam w grupę rowerzystów – jadą na zachód – witam się z panią Żuławską, żoną Julka – jedziemy w przeciwnych kierunkach – Julek Żuławski przyspiesza pożegnanie – przed Lasem Miejskim przejeżdża się granicę celną – tłok na szosie – ludzie biwakują na poboczach – znajomi w tłumie – zagaduje mnie Józef Ozga Michalski – opowiada Stanisław Cichowicz – giną mi jakieś rzeczy – pytam urzędnika – czy nie ma rzeczy w urzędzie – urzędnik przynosi naręcze koszul – koszule brzydkie – nie wiem, co mam robić –

Piątek, 5 stycznia 1996
– jem kolację wigilijną z Pawłem Hertzem – jem kolację wigilijną z młodym robotnikiem – kombinacja dwóch kolacji po dwóch – kombinacja dwóch kolacji po troje osób – specjalnie się przyjeżdża na kolację – specjalnie planuje – brewerie w tym wszystkim – planujemy we troje zamieszkanie w górach – młody mężczyzna, jego dziewczyna i ja – mężczyzna pojechał w góry – poznał warunki – przychodzi do mnie – mówimy, jak będziemy żyć we troje – widzi nas dwóch jego kolega – dowiaduję się, co on o nas może opowiadać – robotnicy robią coś za oknem – roboty na zewnątrz domu – roboty w mieszkaniu – wiele osób u mnie – jestem u kogoś – patrzę na młodą Rosjankę – ona wyjedzie do szkół – ma odkryte piersi – mówi, że chciałaby szyć artystyczne stroje – artystyczne poduszki – patrzę na nią z zainteresowaniem – z rozbawieniem – stoję na Przyrynku w Skierniewicach – znam plany przebudowy miasta – część południowa Przyrynku w trakcie robót – pożydowskie kamienice przebudowuje się na szkoły – patrzę na skośną uliczkę wewnętrzną – wchodzimy, wiele osób, w ulicę Strykowską – odmieniony kompleks kamienic Rolińskich – w mieszkaniu siostry nowoczesne urządze­nia – wśród nas jest Renata, z drugą kobietą – są cudzoziemcy – cudzoziemiec dotyka nabożnie moich rąk – moich palców – coś o mnie mówi – czymś się wzrusza – mówi nieznane słowo, santra – nie wiem, co powiedzieć – w jakim języku – z czegoś należałoby się domyślić – że on zna niemiecki – żałuję – że się nie odezwałem po niemiecku –

Niedziela, 7 stycznia 1996
– dziedzińce, ogrody – zrywamy śliwki – rozmawiamy o egzaminach na asystentów – może wspominamy takie egzaminy – Andrzej Lam zdawał taki egzamin dwa razy – mam pełne dwa słoje śliwek – będzie się z nimi coś robić – wrócił z Wiednia Artur Marya Swinarski – jestem z nim w Spatifie – w innych lokalach – kręcą się koło Artura dawni znajomi – Artur nie orientuje się w formach dzisiejszego życia – zachowuje się staroświecko – rozmawia ze mną o Arturze Adolf Rudnicki – opowiadam, jak towarzyszę umieraniu Artu­ra – przed wyjazdem i teraz po powrocie – myślę nie o Arturze, ale o Stanisławie Jerzym Lecu – o wiedzy, niewiedzy Lecą, że umiera – czeka się na Artura w Spatifie – szatniarz daje mi do oglądu zdjęcia pornograficzne – wróciła z zagranicy znajoma kelnerek – komitywa z kelnerkami – idę z aktorami, z kelnerkami w tę samą stronę – w szatni prowadzi wykład z retoryki Tadeusz lub Jan Łomnicki – na schodach przycupnęła Maria Straszewska – robi notatki – opowiadam historię rodu Wedlów – lub Bindrów ze Skierniewic – kobiety komentują między sobą moją opo­wieść – jedna przytakuje – moja opowieść jest prawdziwa –

Wtorek, 9 stycznia 1996
– przyjechałem do Skierniewic – trudno cokolwiek rozpoznać – miasto przyszłości – siedzimy koło parku – może leżymy na trawie – Henryk Zdanowski, jego matka i ja – przeszła Renata, może Olimpia – minęła nas – leży w pobliżu, milczy – patrzę na drzewa parku – coś z parku ocalało – odchodzę w stronę rynku – zaglądam do dziwnego sklepu – w miejscu dawnej karczmy na Przyrynku – zainteresowały mnie płaszcze – chłop ze wsi ogląda palto – podoba mu się – palto kosztuje kilkanaście miliardów – nie wierzę oczom – myślę, co to za sklep – przechodzę przez rynek – gigantyczne stragany – tłum ludzi – nie mogę rozpoznać kamienic – kamienica Rynek 32 odmieniona – jakby lokal w ogródku, na podwórku – przywołuje mnie mały chłopiec – witam się z jego matką, z jego ojcem – mówię do jego matki jak do Danki Rudzińskiej-Bindrowej – coś mi podsuwa myśl, że to Danki córka – chłopiec, dwaj chłopcy, to mogą być jej wnuki – pytam chłopca o Andrzeja Majewskiego – mówi, że to ich wuj – przyjeżdża czasem do Skierniewic – ma pokój dla siebie – pytam, czy od tyłu, od strony małego rynku – myślę, że to nie może być wuj chłopca – pomyliłem pokolenia – chcę znaleźć ubikację – wchodzę na piętro – tam nie ma ubikacji – szukam ubikacji na dole –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content