copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
PARADA
Zbiór opowiadań Parada życia (moja lektura maszynopisu 1980) skomponował Roman Turek z utworów wcześniej pisanych, częściowo z tych, które nie weszły do zbioru Pokosy (1979). Tylko dwie narracje – Spinaczka na Parnas i Przez okno oczami starca – są całkiem nowe, napisał je człowiek bardzo sędziwy i ciężko schorowany. Widoczne są w nich chybnięcia pióra, przejmować się tym nie ma potrzeby, treść obydwu narracji wystarczająco usprawiedliwia ich literacki charakter i formalne niedostatki, trzeba w tych narracjach widzieć niezwykły dokument niezwykłego losu, który sprawił, że emerytowanego palacza z fabryki likierów nie ominęła tytułowa „parada życia”.
W opowieści Spinaczka na Parnas (zostawiłbym ową „spinaczkę” i inne rzeczy podobne) Roman Turek już nie panuje niekiedy nad kunsztowną, oracyjną składnią zdania, panuje natomiast bez reszty nad swoim szczególnym doświadczeniem „parady życia”, gdy robotnik emeryt – kompletny samouk – przemienia się w pisarza, któremu Stefan Otwinowski sam proponuje wstąpienie do Związku Literatów Polskich.
Sukces pisarski druzgoce i pustoszy najtęższe głowy, ileż się na to napatrzyłem w swoim literackim życiu, po Romanie Turku sukces spłynął jak woda po kaczce, nie zachwiał w niczym jego głębinowej hierarchii wartości życia, nie zamącił samoświadomości, niepozbawił humoru, z jakim potrafi on zawsze patrzeć na siebie i na świat.
Nie zapomnę nigdy figlarnych uśmiechów Romana Turka w dniu jego osiemdziesięciolecia, gdy w Zameczku Romantycznym w Łańcucie odbierał oficjalne i nieoficjalne hołdy i wygłaszał najpiękniejsze, jakie w życiu słyszałem, słowo jubilata. Figlarstwo Turka błyska w każdym zdaniu Spinaczki na Parnas, ono pozwala mu przyznać się, że w pisarstwie zaczynał od użytkowego wierszoklectwa, że nakazał sobie pisać zawsze „ku rozweseleniu”, co ociera się o śmiałą i kpiarską aluzję, do której nie doszło przez wyczucie miary, wyczucie miary sprawia, że swego pisarskiego mistrza i nauczyciela widzi Turek w Janie Lamie, co jest lub nie jest prawdą, prawda w tym względzie nie ma zresztą żadnego znaczenia dla pisarstwa, które czerpie jak ze źródła z zadbanej oracyjnie mowy powszedniej w jej niezliczonych, zależnie od potrzeby, zastosowaniach społecznych.
Turek był może wierszokletą na towarzyski użytek, dla jego pisarstwa ważniejsze jest to, że musiał być tęgim opowiadaczem przy wypitce i przy innych okazjach, że sztuki opowiadania „ku rozweseleniu” uczył się z pewnością od najwcześniejszego dzieciństwa. Do niej odwołał się instynktownie na swoim pierwszym wieczorze autorskim, nie podejrzewając chyba nawet, że odwołuje się do głównego źródła swojego pisarstwa.
Opis wieczoru autorskiego w Stalowej Woli stanowi zresztą punkt kulminacyjny narracji w Spinaczce na Parnas, jest to zarazem jedna z kulminacji Turkowej „parady życia”. Tę kulminacyjność narracja Turka bezbłędnie uchwytu je:
„…I cóż ty powiesz nieszczęsny temu wytwornie wyglądającemu towarzystwu, chłopie prosty, parobku ze dwora, jak się odniesiesz i zachowasz w czasie tego pierwszego w życiu występu przed tylu i takimi paniusiami? Trwało tak kilkanaście sekund. Na dłuższe milczenie pozwolić sobie nie mogłem żadną miarą. Zażywszy więc w pewnej chwili ostatecznego wysiłku odetchnąłem głębie, ale jakimi ozwałem się słowami, nie wiedziałem i nie przypomniałem sobie nigdy. Jednak ozwałem się i ciągnąć począłem coś nieprzemyślanego kilka minut, gdy głośny niepowstrzymany śmiech buchnął na sali. Zamilkłem. W którą stronę sali skierowałem oczy, każdy z obecnych zaśmiewał się, jakby go pod stopami łaskotano.
…Brawo – powiedziałem sobie w duchu – skoro się ze mnie śmieją, niezaprzeczalny to znak, że wystąpiłem właściwie”.
Nie dziwię się, że Turek zapomniał, co mówił w Stalowej Woli. W przeciwieństwie do wierszoklectwa w sztuce dobrego mówienia na żywo ważne są jej jednorazowość i niepowtarzalność, jej przypasowanie do niepowtarzalnych wymogów miejsca i chwili. Dobry opowiadacz zawsze mówi inaczej, choć pozornie może mówić to samo. Chyba niepowtarzalność tej sztuki sprawia, że nie kojarzy się jej z twórczością literacką, a przecież proces tworzenia w języku jest w obydwu wypadkach identyczny, w sztuce narracji mówionej musi być to nawet tworzenie bardziej intensywne i bardziej autentyczne.
Sztuka pisarska Romana Turka jest związana jak najściślej ze sztuką mówionej narracji, w Paradzie życia jest to jeszcze bardziej widoczne niż gdzie indziej. Doświadczenia „parady życia”, czyli doświadczenia sukcesu, satysfakcji, odświętności i fety stanowią naturalny przedmiot narracji mówionych, Turek o tym wie, nasłuchał się ich przez całe życie, umie je powtórzyć tak umiejętnie, że nawet mowy wigilijne i balowe Alfreda Potockiego brzmią w jego zapisie wiarygodnie.
Smaki parad dużych i małych bywają najrozmaitsze, Turek rozróżnia ich wartość i jakość, żadna wielka parada swoja, wspólna lub cudza nie przesłoni mu cudu wiejskiej Wigilii dzieciństwa, cudu wiejskich zapustów, opisze je w przepięknej opowieści Zapusty, grajkowie i wilcy, w której pamięć Turka sięga do zimy 1906 roku, kiedy miał osiem lat i na przypiecku wchłaniał całym sobą baśniową prawdę świata.
Nienaruszalna nigdy i w niczym tożsamość Romana Turka ogarnia całe jego życie i wszystkie jego społeczne role, dlatego poczucia swojej tożsamości nie stracił ani na chwilę nawet wtedy, gdy głowę jego wieńczył prawdziwy laurowy wieniec w czasie jubileuszowej uroczystości osiemdziesięciolecia.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy