Parada, czytane w maszynopisie, Twórczość 4/1981

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

PARADA

Zbiór opowiadań Parada życia (moja lektura maszynopisu 1980) skompono­wał Roman Turek z utworów wcześ­niej pisanych, częściowo z tych, które nie weszły do zbioru Pokosy (1979). Tylko dwie narracje – Spinaczka na Parnas i Przez okno oczami starca – są całkiem nowe, napisał je człowiek bardzo sędziwy i ciężko schorowany. Widoczne są w nich chybnięcia pióra, przejmować się tym nie ma potrzeby, treść obydwu narracji wystarczająco usprawiedliwia ich literacki charakter i formalne niedostatki, trzeba w tych narracjach widzieć niezwykły doku­ment niezwykłego losu, który sprawił, że emerytowanego palacza z fabryki likierów nie ominęła tytułowa „para­da życia”.

W opowieści Spinaczka na Parnas (zostawiłbym ową „spinaczkę” i inne rzeczy podobne) Roman Turek już nie panuje niekiedy nad kunsztowną, oracyjną składnią zdania, panuje natomiast bez reszty nad swoim szczegól­nym doświadczeniem „parady życia”, gdy robotnik emeryt – kompletny samouk – przemienia się w pisarza, któ­remu Stefan Otwinowski sam proponu­je wstąpienie do Związku Literatów Polskich.

Sukces pisarski druzgoce i pustoszy najtęższe głowy, ileż się na to napa­trzyłem w swoim literackim życiu, po Romanie Turku sukces spłynął jak wo­da po kaczce, nie zachwiał w niczym jego głębinowej hierarchii wartości ży­cia, nie zamącił samoświadomości, niepozbawił humoru, z jakim potrafi on zawsze patrzeć na siebie i na świat.

Nie zapomnę nigdy figlarnych uśmie­chów Romana Turka w dniu jego osiemdziesięciolecia, gdy w Zameczku Romantycznym w Łańcucie odbierał oficjalne i nieoficjalne hołdy i wygłaszał najpiękniejsze, jakie w życiu słyszałem, słowo jubilata. Figlarstwo Tur­ka błyska w każdym zdaniu Spinaczki na Parnas, ono pozwala mu przyznać się, że w pisarstwie zaczynał od użyt­kowego wierszoklectwa, że nakazał so­bie pisać zawsze „ku rozweseleniu”, co ociera się o śmiałą i kpiarską aluzję, do której nie doszło przez wyczucie miary, wyczucie miary sprawia, że swego pisarskiego mistrza i nauczy­ciela widzi Turek w Janie Lamie, co jest lub nie jest prawdą, prawda w tym względzie nie ma zresztą żadnego znaczenia dla pisarstwa, które czerpie jak ze źródła z zadbanej oracyjnie mowy powszedniej w jej niezliczonych, zależnie od potrzeby, zastosowaniach społecznych.

Turek był może wierszokletą na to­warzyski użytek, dla jego pisarstwa ważniejsze jest to, że musiał być tę­gim opowiadaczem przy wypitce i przy innych okazjach, że sztuki opowiadania „ku rozweseleniu” uczył się z pewnoś­cią od najwcześniejszego dzieciństwa. Do niej odwołał się instynktownie na swoim pierwszym wieczorze autorskim, nie podejrzewając chyba nawet, że od­wołuje się do głównego źródła swoje­go pisarstwa.

Opis wieczoru autorskiego w Stalo­wej Woli stanowi zresztą punkt kulmi­nacyjny narracji w Spinaczce na Parnas, jest to zarazem jedna z kulmina­cji Turkowej „parady życia”. Tę kulminacyjność narracja Turka bezbłędnie uchwytu je:

„…I cóż ty powiesz nieszczęsny temu wytwornie wyglądającemu towarzy­stwu, chłopie prosty, parobku ze dwora, jak się odniesiesz i zachowasz w czasie tego pierwszego w życiu wystę­pu przed tylu i takimi paniusiami? Trwało tak kilkanaście sekund. Na dłuższe milczenie pozwolić sobie nie mogłem żadną miarą. Zażywszy więc w pewnej chwili ostatecznego wysiłku odetchnąłem głębie, ale jakimi ozwałem się słowami, nie wiedziałem i nie przypomniałem sobie nigdy. Jednak ozwałem się i ciągnąć począłem coś nieprzemyślanego kilka minut, gdy głośny niepowstrzymany śmiech buch­nął na sali. Zamilkłem. W którą stro­nę sali skierowałem oczy, każdy z obec­nych zaśmiewał się, jakby go pod sto­pami łaskotano.

…Brawo – powiedziałem sobie w du­chu – skoro się ze mnie śmieją, nie­zaprzeczalny to znak, że wystąpiłem właściwie”.

Nie dziwię się, że Turek zapomniał, co mówił w Stalowej Woli. W przeci­wieństwie do wierszoklectwa w sztuce dobrego mówienia na żywo ważne są jej jednorazowość i niepowtarzalność, jej przypasowanie do niepowtarzalnych wymogów miejsca i chwili. Dobry opowiadacz zawsze mówi inaczej, choć po­zornie może mówić to samo. Chyba niepowtarzalność tej sztuki sprawia, że nie kojarzy się jej z twórczością lite­racką, a przecież proces tworzenia w języku jest w obydwu wypadkach iden­tyczny, w sztuce narracji mówionej musi być to nawet tworzenie bardziej intensywne i bardziej autentyczne.

Sztuka pisarska Romana Turka jest związana jak najściślej ze sztuką mó­wionej narracji, w Paradzie życia jest to jeszcze bardziej widoczne niż gdzie indziej. Doświadczenia „parady życia”, czyli doświadczenia sukcesu, satysfak­cji, odświętności i fety stanowią natu­ralny przedmiot narracji mówionych, Turek o tym wie, nasłuchał się ich przez całe życie, umie je powtórzyć tak umiejętnie, że nawet mowy wi­gilijne i balowe Alfreda Potockiego brzmią w jego zapisie wiarygodnie.

Smaki parad dużych i małych bywa­ją najrozmaitsze, Turek rozróżnia ich wartość i jakość, żadna wielka parada swoja, wspólna lub cudza nie przesło­ni mu cudu wiejskiej Wigilii dzieciń­stwa, cudu wiejskich zapustów, opisze je w przepięknej opowieści Zapusty, grajkowie i wilcy, w której pamięć Turka sięga do zimy 1906 roku, kiedy miał osiem lat i na przypiecku wchła­niał całym sobą baśniową prawdę świata.

Nienaruszalna nigdy i w niczym toż­samość Romana Turka ogarnia całe jego życie i wszystkie jego społeczne role, dlatego poczucia swojej tożsamo­ści nie stracił ani na chwilę nawet wtedy, gdy głowę jego wieńczył prawdziwy laurowy wieniec w czasie jubi­leuszowej uroczystości osiemdziesięciolecia.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content