copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
PIEŚŃ O PRAWIE
Adolf Rudnicki, Pyl miłosny. Niebieskie kartki, Warszawa 1964
A więc szósty z kolei zbiór Niebieskich kartek i czwarty z tych, które ostatnio ukazują się regularnie co roku. Był czas szczególny, że nowego numeru tygodnika „Świat” oczekiwało się z niecierpliwością, żeby przeczytać kolejną „niebieską kartkę”. Taki czas szczególny nie może trwać długo ani dla pisarza, ani dla czytelnika, bo niezależnie od wszystkiego nie ma takich namiętności, których by nie zmogło przyzwyczajenie. Przyzwyczajenie to także namiętność, ale całkiem swoista, a w dodatku w dzisiejszym życiu bezwzględnie tępiona. Kto choć trochę przezorny, nie pozwala sobie na żadne przyzwyczajenia. Z przezorności, wynikłej z wielu smutnych doświadczeń, nie popadłem w przyzwyczajenie cotygodniowej lektury pojedynczej „niebieskiej kartki”. Myślę zresztą, że nie tylko przezorniej, ale i użyteczniej czytać teraz Niebieskie kartki w pełnej rocznej porcji. Gdy nie ma szczególnych okoliczności, taki roczny komunikat o życiu duchowym pisarza orientuje lepiej w sytuacji niż „strzępy meldunków”. Nie bez znaczenia jest także świeżość reakcji na całościową lekturę. W literaturze, tak jak w miłości, wiele zależy od pierwszego razu.
Książkowe zbiory Niebieskich kartek mają zresztą zwykle swoją całościową myśl przewodnią. To nie są zwyczajne zbiory, lecz przemyślane kompozycje. Nic w tym niespodziewanego, bo przecież poszczególne „niebieskie kartki” są także przemyślanymi wypowiedziami pisarza, nie przed samym sobą, lecz wobec innych. Pisałem już o tym, że Niebieskie kartki są zaprzeczeniem osobistego dziennika. Nie ma u Rudnickiego miejsca na nic, co by miało znaczenie tylko dla niego samego. Rudnicki nie rezygnuje nigdy z roli pisarza, a więc kogoś na widoku publicznym. Myślę zresztą, że wynikające z tego założenia granice szczerości zapewniają Rudnickiemu bezpieczeństwo w spełnianiu powołania moralisty, a jednocześnie pozbawiają go tych szans ekshibicjonizmu, na które stawia dzisiejszy pisarz i dzisiejsza literatura. Rudnicki dopiero w czasie wojny i na skutek wojny utożsamił powołanie artysty z powołaniem moralisty i od tamtego czasu zaszedł nawet bardzo daleko w zwątpieniu o sztuce, a nawet mu na myśl nie przyszło, żeby zwątpić o sensie moralistyki. Dzisiejszy Rudnicki mógłby się może obyć bez sztuki, bez moralistyki nie potrafiłby się obyć. Niebieskie kartki od początku do dziś są niemal wyłącznie czystą moralistyką, a może nawet należałoby je nazwać literackim kaznodziejstwem świeckim. Wielu nazwań zdążyłem już użyć dla określenia „niebieskiej kartki” (pisałem o wszystkich zbiorach po kolei i podtrzymuję wszystko, co napisałem), teraz jednak wydaje mi się, że natrafiłem na określenie sumujące wszystkie aspekty „niebieskiej kartki”, i to sumujące chyba bezbłędnie. „Niebieska kartka” to po prostu kazanie. Dzisiejsze, współczesne kazanie laickiego moralisty.
Nawet te utwory, które (przypominają najbardziej nowelę czy opowiadanie, nie są ani nowelą, ani opowiadaniem, są kazaniem w formie przypowieści, szczególnie udanej właśnie wtedy, gdy ją traktować jako przypowieść. Jako rozbudowaną przypowieść zakwalifikowałbym także obszerny utwór Pył, wyeksponowany w tytule zbioru. Taka kwalifikacja usprawiedliwia różne właściwości tego utworu, które względami czysto artystycznymi byłoby trudniej usprawiedliwić. Rudnicki do tego stopnia podporządkowuje swoje pisarstwo moralistyce, że intuicyjnie, a może nawet z rozmysłem nawiązuje do klasycznych jej form.
Wspomniałem o myśli przewodniej poszczególnych zbiorów Niebieskich kartek, trzeba się więc zastanowić, jaką myśl przewodnią daje się zauważyć w zbiorze Pył miłosny. Dostrzegam wyraźny związek myślowy Pyłu miłosnego ze zbiorem Obraz z kotem i psem, w którym określał Rudnicki swój stosunek do tego, co nazywał metaforycznie „światem Młodych”, czyli do najrozmaitszych nowych zjawisk współczesnego życia. W Obrazie z kotem i psem chodziło o rozpoznanie sytuacji i określenie stosunku do niej, w Pyle miłosnym składa Rudnicki własne propozycje terapii. W tym zbiorze Rudnicki mniej wyklina i błogosławi, a więcej naucza. Afekty poddawane są refleksji i Rudnicki zaczyna stosować ton spokojniejszej perswazji. Rudnicki uznaje jak gdyby, że sytuacja jest taka, jaka jest, i wobec tego zastanawia się, co w takiej sytuacji należy robić i czego w żadnym wypadku robić nie wolno. Rudnicki nie wymyśla żadnych nowych sposobów ocalenia, podnosi natomiast wieczną aktualność tych, do których ludzkość zawsze się uciekała. Ratunkiem jednym jest poszanowanie dla Prawa, w którym spełniać się powinna „moralna natura świata”. Zbiór Pył miłosny przynosi właściwą Rudnickiemu pieśń o Prawie i o nienaruszalności zasady moralnej.
W otwierających zbiór bardzo przenikliwych refleksjach nad Hamletem znaleźć można programową i ważną dla całości formułę ocalenia przez Prawo. Formuła ta przewija się u Rudnickiego w tylu rozmaitych wariantach, że należy ją zacytować. „Nie uda się żyć bez prawa, dusimy się bowiem pod zwałami rozdzierających przeciwności i potrzeba nam boga na naszą miarę, boga będącego sumą doświadczeń naszych i zrozumienia naszego. Inny, może większy, należy do Poezji, ale boga Prawa stworzyliśmy po to, by kierował naszym dniem powszednim – bowiem dziesięć razy w ciągu dnia nawiedzają nas ataki nienawiści, domagające się nadrzędności, swawoli, zbrodni, aż do ustaw norymberskich włącznie. Nie, nie można jednostki zostawić jednostce. Nie można jej zaufać. Trzeba jej bronić przeciwko niej samej. Gmach prawa musi wysoko wznosić się w środku naszych miast. Tylko inni, tylko ludzie mogli pomóc Hamletowi. Prawo” (s. 21).
Prawo rozumie Rudnicki niesprzecznie, a nawet bezkolizyjnie z zasadą moralną. Nie jest u niego brana w rachubę taka postać prawa, jak prawo hitlerowskie, ponieważ coś sprzecznego z zasadą moralną nie może być prawem. Innymi słowy Rudnicki zakłada, że zasada moralna jest jedna i powszechnie rozpoznawalna. Teoretycznie i historycznie założenie jest nieprawdziwe, praktycznie można jednak i należy mówić o jedności i powszechności zasady moralnej, ukształtowanej w dziejach cywilizowanego świata. Nie rozszczepia jąć włosa na czworo, można rzeczywiście mówić o „moralnej naturze świata” i o prawie, które o tyle jest prawem, o ile jest z nią zgodne. Rudnicki znajduje trafne potwierdzenie realności swoich przesłanek, wysuwając wniosek, dotyczący największego doświadczenia ludzkości w historii naszego czasu: „Pełny tytuł tych rozważań winien brzmieć: Próby moralnej natury świata w latach 1918-1945. W straszliwej, nieludzkiej drugiej wojnie tkwiło mimo wszystko coś, co budzi nadzieję: przez dziesiątki lat głoszono, iż nie ma porozumienia pomiędzy ustrojami, a oto dwa obce sobie ustroje zespoliły się po to, aby uratować coś mimo wszystko jeszcze wyższego: ludzkość” (s. 44-45).
Rudnicki koncentruje zresztą swoją uwagę na czymś o wiele konkretniejszym niż „moralna natura świata”. Od czasu wojny, kiedy powołanie moralisty postawił ponad powołaniem artysty, interesuje go niemal wyłącznie jako pisarza moralna natura człowieka, a właściwie szansę zwycięstwa w rozmaitych próbach tej jego moralnej natury. Za takich zwycięzców uważa Hamleta i księdza Grandier ze sztuki Johna Whitinga. W tych dwóch postaciach widzi Rudnicki przykład. Główna pretensja Rudnickiego do Ionesco sprowadza się do tego, że jego umierający król nie stanowi przykładu, jak należy umierać. Bo Rudnickiemu – rzecz jasna – chodzi o przykład w sprawach najważniejszych: jak umierać, jak kochać, jak znajdować cel, a najczęściej – jak ocalić „czysty nurt”.
W moralistyce Rudnickiego nie może zbraknąć przykładów negatywnych, czyli przykładów klęski. Tytułowy Pył nazwałem przypowieścią, bo opowiedziana w tym utworze historia została skomentowana jako przykład negatywny. Bohaterka tego utworu nie znalazła w sobie dość siły, żeby ocalić „czysty nurt”, i świadomość winy czy poczucie utraty doprowadziło ją do targnięcia się na życie. Artysta mógłby, a nawet powinien na tym poprzestać. Rudnicki wie, co powinien jako artysta, bo napisał przecież: „W fabule tkwiło coś jednorazowego, zamkniętego, w rozważaniach, w komentarzach rzecz nigdy nie zostaje zamknięta, wyizolowana, drzwi nigdy się nie zamykają, a przy otwartych drzwiach jakieś bardzo ważne rzeczy nie mogą nastąpić. Nie mogą” (s. 121). Święta racja artysty nie jest świętą racją moralisty. Po historii, po fabule narrator tego utworu nie powstrzymał się od komentarzy. Może jednak te komentarze mają kompromitować narratora?
Sprawa nie jest zupełnie klarowna. Moralistykę uprawia Rudnicki zawsze na własny rachunek. W opowiadaniach także Rudnicki nie odcinał się od postaci narratorów. Zawsze niemal można było narratora utożsamić z Rudnickim, a przynajmniej z jego skalą ocen. W Pyle zrobił Rudnicki narratora facetem od „kawałków sportowych” w gazecie. Tym razem narrator jest niemal rodzajowy i charakterystyczny. Nie obyło się także bez sprzeczności, bo ten rodzajowy narrator opowiada jednak tak swoistym i niemal skon wencjonalizowanym językiem Niebieskich kartek. Jego komentarze do opowiedzianej historii przypominają też stanowisko Rudnickiego wobec stylu Młodych w miłości z Obrazu z kotem i psem. Może jest to więc kompromitacja tamtego stanowiska. Bardzo możliwe. Polemizowałem w swoim czasie z Rudnickim na temat jego interpretacji „łóżkowego stylu życia”, że mianowicie ten styl nie wyklucza miłości. Bohaterka Pyłu jest taka właśnie, jak myślałem. Chce zabić swoją miłość, a nie może. Niezdolna do zabicia miłości, decyduje się zabić siebie. Jeśli przypuszczenia moje są słuszne, znaczyłoby to, że w Pyle obiektem moralistyki stał się także sam moralista! Hipoteza bardzo doniosła, tylko czy prawdziwa?
Pewności żadnej mieć nie można, bo może rodzajowość narratora wyniknęła z mniej istotnego powodu. Z tak błahego, jak ten, że narrator jest facetem od „kawałków sportowych” po to tylko, żeby usprawiedliwiona była jego pieśń o współczesnej świętości sportowca. „Po chwili właśnie nadbiegł Feliks Suchecki, mój święty, święty naszych czasów, światy o ostrej regule, stale w walce ze sobą, ze swym ciałem o siebie, dziwak, samotnik, którego kochały masy, o którym śnili chłopcy” (s. 216). Czy to jest pieśń Rudnickiego czy tylko pieśń narratora Pyłu? Wolałbym, żeby to drugie, bo wtedy można by to potraktować jako piosenkę, a jako piosenka byłoby to nawet ładne.
Książka Rudnickiego dostarcza bardzo wielu niezwykle atrakcyjnych zagadek myślowych. Nie sposób wszystkiego sygnalizować. Na zakończenie chciałbym jedynie wymienić z tytułu jedną z pereł zbioru, maleńkie arcydziełko Dialog. Nikt nie potrafi tak unicestwić, jak Rudnicki, gdy nim owładną demony. Moralistom to się zdarza.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy