copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
PISARSTWO ARNO SCHMIDTA
O obecność pisarstwa Arno Schmidta (ur. 1914) w polskiej świadomości literackiej upomniał się nader sugestywnie Lech Budrecki w artykule Geneza sukcesu („Kultura”, 1976, nr 10). Wytknięcie zaniedbań przekładowych jest w tym wypadku bezspornie słuszne, trzeba znać pisarzy jacykolwiek są, jeśli we własnym kraju uzyskują taką renomę, jak Arno Schmidt w Republice Federalnej Niemiec, myliłby się jednak ten, kto by z artykułu Lecha Budreckiego wyciągnął wniosek, że w wypadku Arno Schmidta mamy do czynienia ze zjawiskiem pisarskim me do zakwestionowania i pod względem wartości tak niewątpliwym, jak twórczość Doderera lub Grassa, których nazwiska w artykule Budreckiego ze Schmidtem sąsiadują. Mylące mogą być także encyklopedyczne i podręcznikowe wzmianki polskie o twórczości Schmidta, ponieważ brak polskich przekładów tego autora rekompensuje się w nich komplementami o niezwykłej oryginalności jego pisarstwa. W rzeczywistości casus pisarski Arno Schmidt – mimo wielkiej popularności i wszelakich literackich honorów autora – nie jest wcale jednoznaczny nawet dla krytyki niemieckojęzycznej, która pytaniom o wartość tego pisarstwa nadaje niekiedy formę wręcz drastyczną.
Sam Arno Schmidt jest o sobie jak najlepszego zdania, dając temu bezpośredni wyraz zarówno w utworach artystycznych, jak i w niezwykle aktywnej działalności krytycznoliterackiej. Jeszcze w latach pięćdziesiątych – a więc na długo przed sukcesem wydań masowych – przypisał sobie literackie miejsce wprawdzie po Hansie Henny Jahnnie, ale na równi z Wolfdietrichem Schnurre i Heinrichem Böllem, przed Alfredem Andersenem i Ernstem Kreuderem. To dawne uplasowanie przestało zresztą z pewnością być aktualne dla autora Kaff auch Mare Crisium (1960) i Zettels Traum (1970).
Znajomość prawie całej twórczości Schmidta z lat pięćdziesiątych skłania mnie do bardzo powściągliwych ocen wszystkiego, co się na tę twórczość składa, jak również do dosyć sceptycznych przypuszczeń na temat tego, do czego Arno Schmidt mógł dojść w późniejszych utworach, które przyniosły mu taką popularność, jaka prawie nigdy nie jest udziałem rzeczywistych nowatorów w prozie, do których Schmidt jest zaliczany. Leopold Buczkowski lub Miron Białoszewski nie zbłądzili u nas pod strzechy, a nie są to w żadnym wypadku pisarze gorsi od Schmidta ani też polska publiczność czytająca nie jest ani trochę mniej oblatana z nową prozą niż czytelnicy zachodnioniemieccy. Z popularnością Arno Schmidta mógłby u nas konkurować Stanisław Lem, ale to już jest zupełnie inna para kaloszy. Skojarzenie nazwisk tych dwóch autorów nie jest zresztą przypadkowe, narzuciłoby się ono także z wielu innych względów.
W związku z pisarstwem Arno Schmidta przypomina się – okazyjnie kiedyś przeze mnie wprowadzone – rozróżnienie między pisarzami pierwszej i ostatniej szansy życiowej. Rozróżnienie to niekoniecznie wiąże się z wczesnym lub późnym rozpoczęciem działalności, literackiej, pisarzem ostatniej szansy jest nie tylko Lampedusa, lecz także Sartre (w przeciwieństwie do Camusa), Dąbrowska (w przeciwieństwie do Nałkowskiej), Lem (w przeciwieństwie do Czeszki). Są to pisarze z premedytacji społeczno-egzystencjalnej, ze świadomego wyboru najkorzystniejszej wersji zużycia energii życiowej, czasem z braku lepszego wyjścia. Ten ostatni wariant kojarzy mi się z Arno Schmidtem, który z doświadczenia hitleryzmu i wojny wyszedł ze świadomością totalnego wewnętrznego spustoszenia, jak o tym świadczą wczesne – moim zdaniem najlepsze – jego utwory. Gdy narrator jednego z nich – sam Arno Schmidt – wyznaje: „Warte sind meine einzigen Kenntnisse”, to jest to zarazem najtrafniejsza odpowiedź na pytanie, dlaczego zajmuje się czymś takim jak pisarstwo.
Znajomość słów oznacza tu zarazem czytanie jako tę jedyną przyjemność, która może rekompensować całkowity brak przyjemności w obcowaniu z ludźmi. Arno Schmidt wyszedł z wojny z ostrą (w pełni autentyczną i w pełni zrozumiałą) mizantropią, czytanie – jak obserwacja ludzi przez lornetkę – gwarantowało mu jedynie znośny kontakt ze światem, z tego znośnego kontaktu postanowił sobie uczynić zawód, maniactwo czytania (rozumiem to, bo sam tego doświadczam) zaowocowało w osobliwym pisarstwie, w którym podstawowym składnikiem – niezależnie od dziedziny pisarstwa (krytyka, proza artystyczna) – są historycznoliterackie glosy, rejestrujące katastrofę kultury. Te glosy dyktuje „żołnierski rozum” (kategoria Doderera), nic to, że Schmidt jest stuprocentowym antymilitarystą i erudytą, jakich mało.
W przypadku Schmidta „żołnierski rozum” sprawia, że sprawy skomplikowane stają się niezwykle proste, że rozstrzyga się je jednym zdaniem, a raczej jednym równoważnikiem zdania (specjalność stylistyczna Schmidta), rozstrzygnięcia te są bezpardonowe i jednoznaczne, „żołnierski rozum” wie, co jest złe, a co jest dobre, kto jest geniuszem, kto jest gównem, kwestię: jest Bóg, nie ma Boga rozstrzyga się tu bez deliberacji, w ogóle wszystko nie tylko może się rozstrzygnąć, ale nawet musi, czasami jest w tych rozstrzygnięciach błysk napoleońskiej inwencji, „żołnierski rozum” był do pewnego stopnia pisarską szansą Schmidta, Schmidt szansę tę wykorzystał w takich utworach, jak tytułowy Leviathan (1949) z debiutanckiego zbioru trzech opowiadań, jak powieści Brand’s Haide (1951) i Schwarze Spiegiel (1951), te trzy utwory składają się zresztą w autobiograficzną trylogię, w której Schmidt mówi wszystko najważniejsze, co ma do powiedzenia.
Narrator, żołnierz Wehrmachtu, maluje w Leviathanie niemieckie inferno wojenne z kilku dni i nocy lutego 1945 roku. Relacja z podróży donikąd w towarowym pociągu jest relacją o rozpadzie wewnętrznego świata narratora, prezentuje się tu „ruiny wiedzy”, do infernalnej rzeczywistości pasuje już jedynie filozofia totalnego zła, któremu podlega wszystko, czego człowiek doświadcza. Leviathan jest w pisarstwie Schmidta utworem kluczowym, Schmidt ujawnia w nim podstawy swojego stosunku do świata i najgłębsze motywy swojej mizantropii. W Brand’s Haide i w Schwarze Spiegel narrator – pisarz Arno Schmidt we własnej osobie – nie odkrywa już swoich najgłębszych ran, dbając o to, żeby rola pisarza, jaką sobie wybrał, spełniała funkcje szczególnego opatrunku.
Narrator Leviathana wszystkiemu, czego doświadcza, może przeciwstawić jedynie swoją inteligencję, narrator Brand’s Haide przeciwstawia powojennej biedzie roku 1946 i drobnomieszczańskiej głupocie otoczenia dwa ocalone z wojny atuty osobowe: zdolność do pracy intelektualnej i męskość. Satysfakcje, które przy ich pomocy da się z życia wyciągnąć, dają narratorowi poczucie pewności siebie i pozwolą na swobodne hulaj dusza „żołnierskiego rozumu”. Narrator Brand’s Haide rozpoczyna kontynuowaną we wszystkich kolejnych utworach kampanię dosadnych ocen przeszłości, teraźniejszości i przyszłości ludzkiej kultury.
Służy tej nieustannej batalii swobodna forma narracji. Schmidt wyodrębnia w narracji krótkie – z zasady kilkuwierszowe – całostki, które nazwano nawet w terminologii poligraficznej rastrami, całostki te nie mają określonej narracyjnie struktury, można w nich skupić uwagę bądź na dowolnie wybranym elemencie przedstawianej rzeczywistości, bądź poszybować w równie dowolną dygresję (najczęściej historycznoliteracką), Schmidt korzysta z przyznanych sobie swobód narracyjnych bez ograniczeń, popisując się wypowiedziami na każdy temat, który mu się podwinie pod pióro.
W połączeniu z wyzwoloną od klasycznych reguł niemczyzną ma to niekiedy wdzięk programowego literackiego barbarzyństwa, co w niektórych szkołach dzisiejszego pisarstwa bywa przecież bardzo cenione. Dopóki nie zamienia się w schematyczną manierę, ma to pewne znaczenie. Schmidt przyczynił się swoimi początkowymi utworami do odkonwencjonalizowania niemieckiej prozy narracyjnej. Nie jest także wykluczone, że z niektórych jego chwytów skorzystali także polscy pisarze, na przykład Urszula Kozioł (w Ptakach dla myśli) i Józef Łoziński, w którego ekstrawagancjach stylistycznych można by się dopatrzyć takich lub innych zbieżności z ekstrawagancjami Schmidta. W obydwu wypadkach jednak są to podobieństwa mało istotne, ani Urszula Kozioł, ani Józef Łoziński nie rezygnują w swoich utworach z wysokiej dyscypliny intelektualno-artystycznej.
Wbrew swoim deklaracjom przeciwko literaturze popularnej (w Brand’s Haide między innymi) Schmidt nie mógł się rozminąć z tym właśnie rodzajem beletrystyki. Już w powieści Schwarze Spiegel zawarł z nią trwały sojusz. Jest to powieść futurologiczno-katastroficzna. Narrator Arno Schmidt opowiada w niej o świecie po totalnym zniszczeniu atomowym. W pięć lat po katastrofie ocalony Arno Schmidt wiedzie samotną egzystencję (jest rok 1960), kontynuując w ruinach cywilizacji swoją pracę intelektualną. Żeby dwojakim potrzebom satysfakcji narratora stało się zadość, w bezludnym świecie odnajduje się również ocalona z zagłady kobieta. Życie we dwoje uwalnia od poczucia braku czegokolwiek więcej, narrator może snuć różnorodne dygresje o nieskończonej głupocie rodzaju ludzkiego, który doświadczył tego, na co zasłużył. Schwarze Spiegel nie mogą być niczym innym jak czarną powieścią rozrywkową.
Pozostałe powieści Schmidta z lat pięćdziesiątych – Aus dem Leben eines Fauns (1953), Das steinerne Herz (1956), Die Gelehrtenrepublik (1957) – reprezentują także, trudno to inaczej zakwalifikować, beletrystykę satyryczno-rozrywkową. Narratorem nie jest już w nich sam Arno Schmidt, nie powoduje to jednak żadnej zmiany założeń narracyjnych, narratorzy (kolejno w wymienionych powieściach: Heinrich Düring, Wilhelm Hauff, Charles Henry Winer) niezależnie od tego, kim są i w jakim czasie żyją, powtarzają auto-kreacyjny schemat osobowości poprzedniego narratora, wyżywając się podobnie jak on dwukierunkowo w satysfakcjach intelektualnych wyrokowania o wszystkim i w satysfakcjach męskich. Odskocznię dla wszelakiego typu dywagacji stanowi dla Düringa sytuacja historyczna lat 1939 i 1944, dla Hauffa rzeczywistość roku 1954, dla Winera fantastyczny świat roku 2008. Die Gelehrtenrepublik, której tytuł przywołuje bezzasadnie powieść Klopstocka Die deutsche Gelehrtenrepublik (1774), tylko przy bardzo dużej dobrej woli dałoby się zestawić z Nowym wspanialym światem Huxleya. Narrator powieści, ukoiwszy swoje potrzeby męskie z żeńską odmianą centaura, zostaje dopuszczony na kilkadziesiąt godzin do zorganizowanej przez Amerykanów i Rosjan społeczności artystów i uczonych, której celem jest ocalenie ludzi i dóbr kultury. Na statku nie statku, wyspie nie wyspie egzystuje 5096 mieszkańców, pośród których 811 osób to wybierani z całego świata artyści i uczeni (wśród nich jest 392 geniuszów). W IRAS (International Republic for Artists and Scientists) ideę ocalenia kultury zamieniono w totalny absurd, narrator rejestruje przejawy tego absurdu, jest to absurd niekoniecznie przyszłościowy, jego empiryczną podstawę stanowią rożnej proweniencji biurokratyczne teorie ł praktyki organizacji życia kulturalnego. Satyra Schmidta ma charakter objawowy, z wielkimi literackimi diagnozami degradacji kulturalnej ludzkości Die Gelehrtenrepublik nie może być zestawiana.
Ta część twórczości Arno Schmidta, którą znam, nie upoważnia do przypuszczeń, że mamy tu do czynienia z pisarstwem intelektualnie i artystycznie pełnowartościowym. Jest to raczej interesujący pisarski dokument aktywności intelektualnej kogoś, kogo stać na bezpośrednią ekspresję mniej lub więcej trzeźworozsądkowych ocen wszystkiego, czego doświadcza w życiu i w obcowaniu z kulturą. Dlatego utwory z narratorem Arno Schmidtem bez literackiego przebrania są zdecydowanie lepsze od utworów, którym autor chce nadać cechy niezależnej od siebie fikcji artystycznej. Mizantropia Arno Schmidta jest na tyle autentyczna, że jego wyobraźnię ogarnia bezwład, gdy potrzeba beletrystyczna nakazuje mu znaleźć się w skórze jakiegokolwiek drugiego człowieka. Droga do drugiego człowieka jest dla Arno Schmidta pisarsko nie do przebycia, jego literackim wielbicielom natomiast identyfikacja duchowa z samym Arno Schmidtem musi przychodzić bez trudu, skoro pisarz ten w społeczeństwie zachodnioniemieckim zyskał takie znaczenie, jakie zyskał. O tym pisarzu trzeba więc wiedzieć także i u nas.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy