Podwójny debiut, czytane w maszynopisie, Twórczość 11/1977

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

PODWÓJNY DEBIUT

Nie wiem, od kiedy i od czego za­czął Piotr Müldner-Nieckowski próbę sił w dziedzinie prozy. Opowiadania zbioru Proszę spać mają wiele cech debiutanctwa. Mimo przemyślanego skomponowania zbioru (może aż nad­miernego, wszystkie opowiadania są powiązane odwołaniami do miasta G. nad Wisłą, pomiędzy utworami w cha­rakterze przerywnika umieszcza się cytaty z notatnika o mieście G., w je­dnym z utworów występuje rejestr większości wykorzystanych w opowia­daniach anegdot) widać wyraźnie, że poszukuje się tu własnej tonacji este­tycznej i nie zawsze ją znajduje, że próbuje się różnych form narracji, że szuka się intelektualnego samookreślenia pisarskiego.

Najwyrazistszy składnik samookreślenia jest chyba następujący: autora interesuje pisarsko nie człowiek sam dla siebie, lecz człowiek wśród innych ludzi, w powiązaniach z nimi, w zależnościach od nich, słowem człowiek w rozmaitego typu relacjach społecz­nych.

To się widzi zarówno w utworach lepszych, jak gorszych, lepsze z zasady są utwory ironiczne lub wręcz saty­ryczne, nie idealizuje się tu stosunków międzyludzkich, miasto G. nie jest rodem z sielanki dzieciństwa lub młodości, jest to miasto twardej szko­ły życia, jeśli cokolwiek tu się ideali­zuje, to tę właśnie twardą szkołę, jak w opowiadaniu Dziurka z boku, któremu szkodzi zresztą właśnie brak ironii, ironia sprawia, że opowiadania Pierwszy poranek Michalaka (utwór chyba najlepszy), Pietruszkowa, Z ko­respondencji Krzysztofa Kontenera robią wrażenie utworów dojrzałych, sekundują im niezłe utwory satyryczne Tu nie chodzi o fagasa, Praca ręczna, Kolorowe psy.

Chociaż w zbiorze Proszę spać nie ma utworów tak słabych, żeby nie mogły wejść do książki debiutanckiej, byłoby korzystniej dla autora, gdyby zgodził się cały tom odrobinę uszczu­plić zwłaszcza o utwory o nie wykla­rowanym charakterze.

Bez żadnej szkody dla skompono­wanej całości można tu zrezygnować z opowiadań Uśmiech węgorza, Pożar idący od dołu (w tym opowiadaniu o chorobie jest coś niesmacznego) i zwłaszcza Ułan z olstrami, w którym dziwacznościom i drastycznościom to­warzyszy niezręczność narracyjna, któ­rej jest o wiele mniej w również nie najlepszym opowiadaniu tytułowym.

Czy ten zbiór opowiadań zostanie uszczuplony, czy nie, nie ma się wąt­pliwości, że Piotr Müldner-Nieckowski z próby sił w dziedzinie prozy wy­chodzi zwycięsko.

Na pozór wszystko w Himalajach – pierwsza powieść Piotra Müldnera-Nieckowskiego – wskazuje na to, że autor korzysta w swym utworze z umowności i licencji tradycyjnej narracji wszechwiedzącej. Byłby to pozór ryzykowny, nic w powieści nie ze­starzało się bardziej niż ten rodzaj narracji, gdyby nie można go było bez szczególnej przenikliwości zdemasko­wać.

W utworze o zbiorowości ludzkiej Osiedla opowiada się tylko to, co ta zbiorowość sama o sobie opowiada w mowie żywej lub w wymowie wyglądów, zachowań i czynów swoich członków.

Wszechwiedza jest więc tu tylko su­mą empirycznie dostępnej wiedzy, ta suma wiedzy nie jest nadrzędna w stosunku do samowiedzy zbiorowości, w dodatku autor nie wyklucza możliwości, że tą sumą wiedzy mogą roz­porządzać jednostki szczególnego po­kroju.

Teoretycznie sumę wiedzy o zbioro­wości tego wymiaru, o jaki w utworze chodzi, mogą posiąść spowiednik ka­tolicki (jemu nie wolno jej literacko wykorzystać), dzielnicowy, gdyby miał także bezinteresowne zawodowo am­bicje poznawcze, lekarz, gdyby nie był urzędnikiem służby zdrowia, lecz filo­zofem ciała i duszy, filozofem dialektyki ich wzajemnych relacji i filozo­fem życia społecznego (musiałby więc to być lekarz mniej więcej taki jak Antoni Kępiński) i pisarz – pomi­jając inne jeszcze możliwości – o programie zbliżonym do programu grupy „Przedmieście”.

Piotr Müldner-Nieckowski wysuwa powieściowe sugestie, że nie ukrytym, lecz ukrywającym się narratorem po­wieści jest ktoś, kto łączy osobowo te dwie ostatnie możliwości, kto jest lekarzem i pisarzem jednocześnie. Po­dejrzenia mogą paść na dwie postacie lekarzy w powieści: na doktora Jasiurę, który rozważa możliwość zostania pisarzem, i na doktora Tadeusza Uwa­gę, który tak jak jego ojciec prowadzi notatnik zdarzeń w Osiedlu wykraczający poza potrzeby zawodowe.

Wiele wskazuje na to, że ukrywają­cym się narratorem powieści jest właśnie ten drugi, doktor Tadeusz Uwaga. On jest pierwszoplanową postacią utworu, wokół jego notatnika ogni­skuje się ciekawość różnych członków zbiorowości ludzkiej Osiedla, jemu przypisuje autor największą filozofi­czną samowiedzę, on demonstruje nie­jednokrotnie taką sumę wiedzy o ludziach Osiedla, jaka wystarczyłaby do napisania Himalajów.

Jakkolwiek jest, pozór wszechwie­dzy narracyjnej w Himalajach jest pozorem, na który nie wolno się na­brać. Wszechwiedza narracyjna po­przez swoją nadrzędność gwarantuje taki narracyjny porządek, któremu się wszystkim w Himalajach ustawicznie zaprzecza. Wszechwiedza umożliwia narrację, która przypomina rozwija­nie jednej, dwóch lub więcej nici z je­dnego kłębka. Kłębek, który się roz­wija w Himalajach, powstał z tysią­ca skrawków różnogatunkowych czy różnokolorowych nici, które trzeba by dobierać według gatunku lub koloru i wiązać supełkowe, żeby uzyskać ten rodzaj porządku motywów i wątków powieściowych, o jakie się zabiega w konwencjonalnych powieściach.

Myślę zresztą, że zabieg wiązania ciągłych nici byłby w tym wypadku zupełnie bezużyteczny. Skrawki, które się z kłębka rozwija, należy raczej układać na płaszczyźnie, ułoży się z nich coś, co będzie przypominać schemat bardzo skomplikowanego labiryn­tu, strukturze labiryntu właśnie pod­porządkowana jest narracja w powie­ści Müldnera-Nieckowskiego.

Labirynt ten oznacza prawie nie­skończoną komplikację związków i relacji międzyludzkich w zbiorowości Osiedla. Każdy zarejestrowany w no­tatniku doktora Tadeusza Uwagi lub wprowadzony do narracji powieściowej fakt (najprawdopodobniej jest to jedno i to samo) ustala coraz to nowe relacje międzyludzkie, stanowią one otwarte lub ślepe korytarze labiryntu, co oznacza, rzecz jasna, albo zbliża­nie się do prawdy (o gradacji prawdy mówi wprost doktor Uwaga), albo od­dalanie się od niej, czyli fałszywy trop poznawczy.

Strukturze labiryntu, którą Piotr Müldner-Nieckowski ma w budowie swojej powieści na względzie, dobrze służą wszystkie ujęcia synchroniczne materii faktów, wyłamują się natomiast z niej ujęcia diachroniczne. Od­nosi się wrażenie, jak gdyby całkiem konwencjonalne relacje o przeszłości inżyniera Chobrzańskiego (rozdział 15) i teścia doktora Uwagi, Króla (roz­dział 19) trafiły do Himalajów z cał­kiem innej powieści o Osiedlu.

Czy są one w ogóle w Himalajach potrzebne, można wątpić. Zupełnie natomiast niepotrzebny jest króciutki rozdział ostatni, w którym wykracza się w czasie poza zamykającą narrację kolejną katastrofę doktora Uwagi. Doktor Uwaga, dużo się na ten temat w powieści filozofuje, funkcjonuje w Osiedlu jako coraz to nowa osobowość między swoimi kolejnymi katastrofami, słuszne byłoby trzymać się tego założenia.

Wspomniało się mimochodem o tym, że spowiednik katolicki swojej wiedzy o podległej mu zbiorowości ludzkiej nie mógłby literacko wykorzystać. W części przynajmniej powinno to ta­kże dotyczyć lekarza. W swojej prawie wybornej powieści Piotr Müldner-Nieckowski – skądinąd specjalista od etyki lekarskiej – wykorzystuje rzeczywiste czy tylko wyobrażone informacje lekarskie do polemiki z kon­kretną postacią środowiska literackiego, łamiąc tym samym obowiązującą tajemnicę zawodową. Z rozdziału 12 Himalajów trzeba albo zrezygnować, albo zatrzeć w nim czytelne dla ty­sięcy ludzi wskazówki (stylistyczne i inne), kim jest przygodny pacjent doktora Uwagi. W tym wypadku na­rusza się i etykę zawodową, i dobry smak literacki, czego w utworze pod wieloma względami tak znakomitym na pewno robić nie wolno i nie war­to.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content