Poezja zwyczajności, Twórczość 1/1960

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

POEZJA ZWYCZAJNOŚCI

Jan Bolesław Ożóg, Chustka. Opowiadania, Warszawa 1959

Nie wiem, czy proza Jana Bolesława Ożoga jest „autentystyczna”, czy nie, ponieważ nie wiem, co to jest auten­tyzm i z czym mógłby się on kojarzyć w prozie w jej wielokierunkowych współczesnych ambicjach. Stroniczkowa deklaracja Ożoga w przedmowie nic konkretnego nie sugeruje. Ożóg stwierdza bez wyjaśnień: „Czytelnik odnajdzie w opowiadaniach idee i po­stawy, którym hołduję jako autentysta” (s. 5). Z lej przedmowy nic a nic nie rozumiem poza jednym zdaniem, z któ­rym rad byłbym się zgodzić: „Jeśli tak, to dlatego, że nie uznaję prozy jako czegoś odrębnego od poezji” (s. 5). Od dawna podejrzewam, że proza gra­wituje ku poezji, a poezja ku prozie. Oczywiście nie miejsce tu na szerszą dokumentację tego (podejrzenia. Spra­wa to nader skomplikowana i wątpię, czy można marzyć o jej podjęciu w sytuacji, gdy krytyka literacka prawie nie istnieje, gdy jej właściwe zadania zaledwie przeczuwa parę osób w Polsce. Nec Hercules contra plures…

Nie wypowiadając się na temat idei i postaw autentystycznych, mogę na­tomiast stwierdzić, że proza Ożoga jest dobra, a w kilku najlepszych opowia­daniach omawianego tomu wręcz znakomita. Opowieść Kula (1958) i tom opowiadań Chustka to książki ze wszech miar interesujące. Ożóg jest na tropie rzeczywistego nowatorstwa w zakresie literackiej eksploatacji chłopskiej kultury duchowej. W tym zakresie widziałbym nie przeczuwane szansę literatury. Nie przeczuwają jej przede wszystkim tak zwani chłopscy pisarze. Szansę tę dostrzegła raz jeden autorka Ludzi stamtąd i wyniknęła z tego jej największa książka, jedna z największych w polskiej literaturze współczesnej. Maria Dąbrowska nie wyeksploatowała w Ludziach stamtąd w całości tworzywa, które kształtowały wieki chłopskiej kultury w Polsce. Tworzywo ludowego języka, ludowych wyobrażeń, ludowej filozofii leży od­łogiem, nikt nie potrafi go uprawiać. A szkoda!

Młodzi pisarze robią kariery literac­kie na eksploatacji tworzyw o wiele mniej ukształtowanych, sięgając do kultury przedmieść, gangów, środowisk świeżych i prowizorycznych. Gdyby Marek Nowakowski miał do dyspozycji tworzywo tak dojrzałe, jak autorka Ludzi stamtąd… Nowakowski ukształ­tował po mistrzowsku materiał z na­tury tandetny, prymitywny i świeży jak moszcz. Szlachetne dostojeństwo Ludzi stamtąd to między innymi szla­chetność samego tworzywa. Oczywiście potrzebne tu jest znawstwo, a od ko­góż należałoby oczekiwać najlepszego znawstwa, jak nie od pisarzy, dla któ­rych świat chłopski jest pierwszym, a więc jedynie prawdziwym światem. Gdybyż nam się narodził chłopski Faulkner polski!

Na razie imamy chłopskich Żeromskich przede wszystkim. Żeromskich programowych. Dąbrowska głębiej czu­je chłopskość niż Jan Wiktor, Gom­browicz głębiej niż Julian Przyboś. A Przyboś, Piętak i paru innych to w dodatku wyrodki, bo nie w smak im Żeromski, bo nie w smak im fałszo­wane kapliczki z podrabianymi świąt­kami. Ożóg jest w swojej prozie na najlepszym tropie. Ożóg i Piętak szu­kają gdzie trzeba. Pochwalam ich na­iwny estetyzm, od którego zaczynali, bo to właściwa reakcja na kult pod­rabianych świątków, to bunt przeciw masowej produkcji kapliczek. Jeszcze Kula Ożoga, jeszcze sporo opowiadań Chustki to manifestacja czystego estetyzmu.

Nie potrafiłbym nic wymyślić na te­mat sensu Kuli czy takich opowiadań, jak Złota siekierka, jak Miał kowal córkę. Ożogowi chodzi po prostu w tych utworach o samą ładność sztuki opowiadania, o ładność dla ładności, o ładność literackiego smaku. Kula jest rzeczywiście ładną opowieścią, świetnie skomponowaną, świetnie stopniującą emocje, świetnie przygotowującą do końcowej katastrofy. W opowieści, która ma służyć czysto estetycznemu przeżyciu, Ożóg powołu­je się nawet na zdolność estetycznego przeżywania, właściwą ludziom naj­prostszym. Kucharka Julka od dusidudy Buczaka deklaruje tę małą zdolność z odwagą, jakiej należałoby życzyć lu­dziom, którzy się uważają za specja­listów od sztuki: „Nie macie po­jęcia, gospodarzu – zagadnęła go – wystrugałabym metr (ziemniaków, że­byście ino nie skończyli, a śpiewali coś takiego fest, strasznego” (Kula, 1958, s. 61). Julka podsuwa nawet temat, który by mógł zgorszyć niejednego: „O starszej siostrze za Warszawą. Ta­kie śliczne!… Jak to mąż przynosi Chu­steczkę skrwawioną, a ta chusteczka jej brata wczora wieczór zabitego” (tamże).

Funkcją estetyzmu Ożoga jest do­słowność znaczeniowa jego opowieści. Ta historia pięknej dziewczyny, która ginie w przypadkowy sposób, nie ma żadnego metaforycznego sensu, nie su­geruje żadnej filozofii, nie podsuwa żadnych propozycji filozoficzno-moralnych. Ożóg opisuje konkretny, jedno­znaczny układ świata i domaga się estetycznego odbioru tego opisu, ocze­kuje wyłącznie estetycznej reakcji. Dreszczu zachwytu lub przerażenia. Zachwyt ma wzbudzić piękno kraj­obrazu, piękno lata, piękno uczuć pro­stych i dobrych ludzi. Przerażenie – straszny przypadek, który niszczy naj­doskonalszy kształt tego piękna: mło­dą, wspaniałą dziewczynę, której do­skonałość w piękności zniewala wszystkich dokoła.

W wypadku kucharki Julki powołu­je się Ożóg na zwykłą u każdego czło­wieka potrzebę przeżyć estetycznych. Stara się jednak zaspokoić tę potrzebę nie według jej recept. Niezwykłości przeciwstawia Ożóg zwyczajność, moż­na by powiedzieć, codzienność spraw życia. Możliwe, że w kulcie zwyczaj­ności należałoby upatrywać główną ideę autentyzmu. Pod tym względem Ożóg jest niesłychanie konsekwentny. Zmusza do przeżywania estetycznego zdarzeń najprostszych. Opowiada zda­rzenia, o których, zdawałoby się, nic interesującego nie można opowiedzieć. Chce odsłonić niezwykłość zwyczaj­ności. Zwyczajności szarej, aż nie do­strzeganej, aż nudnej. Wszystko u Ożoga jest zanurzone w zwyczajności tak zwyczajnej, jak ów opis codzien­nych robót służącej Marysi. „Polecano Maryśce nosić wodę ze studni i ziem­niaki z kopca, zwalać ze stogu słomę i tę słomę rżnąć w sieczkarni, nosić sieczkę w koszu dla trzech krów i ko­nia, poić bydło, poić konia, odrzucać spod nich gnój i słać słomę albo liś­cie pod nie, strugać ziemniaki, rżnąć drzewo i drzewo łupać, palić w piecu, tłuc ziemniaki dla świń i świnie kar­mić, puszczać kury z kurnika i wiele, wiele rzeczy” (Chustka, s. 77). Miarą artystycznych ambicji Ożoga jest próba wydobycia walorów estetycznych takiej zwyczajności. Wzruszyć kucharkę opo­wieścią o „chusteczce wczora zabitego brata” nie jest żadną sztuką. Wzruszyć kogokolwiek opowieścią o robotach słu­żącej Marysi jest sztuką nie lada. Ożogowi się to często udaje. Ożóg jest wra­żliwy na poezję zwyczajności. Ożóg jest poetą zwyczajności.

Rozumiem motywy niczym nie zmą­conego estetyzmu Ożoga. To naturalna reakcja na rozszalały antyestetyzm tak zwanej literatury wiejskiej, czyli wprost antyliteratury. Tak czysty estetyzm jest jednak możliwy tylko na marginesie współczesnej sztuki. Sztuka współczesna odziedziczyła po religiach ich funkcje moralne. Sztu­ka jest dziś w dużej mierze laicką re­ligią współczesnego człowieka. Po­przez sztukę załatwia człowiek współczesny sprawy, których w inny spo­sób załatwić nie można. W sztuce wypowiada człowiek współczesny to, o czym dawniej rozmawiał jedynie z Bogiem. Prawdę mówiąc, nie ma dziś czystej sztuki.

Dostrzegam u Ożoga przejawy rezy­gnacji z czystego estetyzmu w całym szeregu najnowszych opowiadań. Cho­ciażby w tytułowej Chustce, chociaż­by w Amerykaninie, chociażby w Głuchym Jantku. Są to najlepsze opowia­dania Ożoga. Zamiar estetyczny kojarzy się w nich z zamiarem moral­nym. Poezję zwyczajności obciąża sprawa moralna. Oczywiście nie w sensie dydaktycznym. Mam na myśli sprawę moralną jako atrybut przeżycia estetycznego. Można już także w kategoriach pozaestetycznych for­mułować sens opowieści o służącej Marysi (Chustka), o chłopcu, który się zbuntował (Amerykanin), o głuchym starcu, który do śmierci był zdolny do miłości (Głuchy Jantek). W zakończeniu Chustki sam autor sens ten wydobywa:

„Ileż lat minęło, Boże! Otwieram drzwi starej szafy i patrzę w głąb. Na kołku wisi piękna, nie tknięta spódniczka zielona w czerwone ró­życzki. Spódniczka Marysi.

– Spódniczko – wołam – gdzie Marysia? Gdzie oczy siwe, gdzie dziewczyna? Czy pamięta jeszcze, że ją u nas wzięto za złodziejkę?” (s. 97).

Chodzi więc tu o naprawienie krzywdy, której naprawdę naprawić nie można. W Amerykaninie chodzi o oddanie sprawiedliwości, której mło­demu Leśkowi żaden sąd nie odda. W Głuchym Jantku chodzi o ten ro­dzaj zdumienia, którego się nigdy nie wyraża. Aspekt moralny wzmaga w tych opowiadaniach widzialność nie­zwykłości zwyczajnego, odsłania tak­że jej sens przenośny. Ożóg przeła­muje w ten sposób dosłowność i jednoznaczność opisu (świata zwyczajnoś­ci. Przedstawiany świat nie służy już wyłącznie kontemplacji estetycznej i ma wobec tego wiele różnych ukła­dów odniesienia znaczeniowego. O Ku­li nie mógłbym powiedzieć nic ponad­to, że mi się podoba lufo nie podo­ba. Wymienione opowiadania można interpretować w kategoriach estetycz­nych i filozoficzno-moralnych. Zrywa­nie jabłek w Kuli znaczy zrywanie jabłek i nic ponadto, krzywda Mary­si znaczy już tysiące możliwych krzywd, bunt Leski tysiące możli­wych buntów. Fakty estetyczne mo­gą być jednoznaczne, jednoznacznych faktów moralnych nie ma i być nie może,

Wspominając o tropach nowator­stwa u Ożoga nie odchodzenie od estetyzmu miałem na myśli, lecz sposób eksploatacji tworzywa ludowego. W Kuli widać troskę o prawdziwość elementów chłopskiej wyobraźni. Pod tym względem Ożóg jest bardzo wia­rygodny. Celuje w metaforach, okreś­lających stany uczuciowe bohaterów. Tak jak w owym zdaniu o dróżniku: „Na wspomnienie o żonie uczul, jakby go w pierś kołkiem ktoś pchnął (Ku­la, s. 132). W opowiadaniach naj­nowszych interesują Ożoga warianty chłopskich postaw wobec życia, tak zwana chłopska filozofia. Głuchy Jantek jest efektownym dowodem takiego zainteresowania. Stary Jantek to postać jak z Becketta czy Ionesco, a jakaż w nim siła i mądrość, i frantostwo. Jantek jest świadomy i au­tentyczny w znaczeniu sartrowskim, a nie wiadomo nawet, czy czytać po­trafi. Zawsze zresztą wydawało mi się, że więcej filozofów jest wśród dziadów wiejskich niż wśród profeso­rów filozofii. Co by to było, gdyby stary Jantek potrafił i zechciał wy­ciągnąć filozoficzne wnioski ze swego postępowania, tak jak je wyciągnął w praktyce? Co by to było, gdyby sam Ożóg zechciał je za niego wy­ciągnąć?

Marzy mi się od dawna pisarz, któ­ry był widział i czuł prawdziwie lu­dzi polskiej wsi, który by dobrze sły­szał ich język, który by miał ucho dla filozoficzności tego języka. Mamy niezłych poetów pochodzenia chłop­skiego, nie mieliśmy i nie mamy du­żej klasy prozaika. Prozaik pewnego typu musi mieć ucho dla gotowego, istniejącego języka, musi umieć w nim wybierać. Ożóg, jak przystało na poetę, zna elementy chłopskiej wy­obraźni, chyba jednak mię ma ucha dla żywego języka. Nie chodzi mi, rzecz jasna, o naturalistyczny zapis gwarowy. To by nie miało najmniej­szego sensu. Chodzi mi o taką lite­racką eksploatację języków środowiskowych, jaką spotkać można u pi­sarzy amerykańskich, taką chociażby, jaką na innym terenie stosują Czeszko i Nowakowski u nas. Ożóg jest dopiero na tropie tego, o co mi cho­dzi, i nie wiadomo, czyby to leżało w jego możliwościach. Co oczywiście nie oznacza lekceważenia dla jego pro­zy. Ożóg jest przede wszystkim poetą i rodzaj prozy proponowanej przeze mnie może mu w ogóle nie odpowia­dać. Nie zaszkodzi jednak wspom­nieć czasem o tym, czego by się chciało. Zwłaszcza że krytyk nie ma na szczęście żadnej władzy i nic z je­go zachceń nie wynika.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content