copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
POSZCZEGÓLNOŚĆ
W świetnej publicystyce literackiej Alicji Grajewskiej – w Szczęściu pisarza (moja lektura maszynopisu 1987) tak samo jako w Konstelacjach (1980) – jedno odbieram niezmiennie jak zgrzyt, jak diabelską wobec autorki złośliwość losu, jej męski pseudonim literacki (Krzysztof Narutowicz) i wszystkie konsekwencje tego faktu.
Męskie formy koniugacyjne w pierwszoosobowych zdaniach narracji Alicji Grajewskiej brzmią jak czysty bezsens, wszystko im ostentacyjnie zaprzecza: stosunek do świata i do literatury, rodzaj literackiej wrażliwości, sposób myślenia i sposób pisania, wszystko to jest tak szczególnie kobiece i tylko poprzez kobiecą duchowość zrozumiałe i wytłumaczalne, że przyjęcie choćby przez chwilę rzeczywistego męskiego autorstwa podważa w czytanych zdaniach ich sens, wartość i urodę.
Mężczyzna może mieć równą jak Alicja Grajewska wrażliwość na rzeczy, przedmioty sztuki i konkretnych ludzi, ale w myśleniu o nich (o rzeczach, dziełach sztuki i ludziach) i w ich przedstawianiu nie poprzestanie tylko na nich, na ich osobności i poszczególności, ich sens bowiem istnieje dla niego poza nimi, nic nie jest dla niego samoistne, jednoznaczne i dosłowne, wszystko jest znakiem czegoś innego, od tego wszystkiego autorka Szczęścia pisarza, mało powiedzieć, stroni, ona to wszystko z furią odrzuca, wierząc najmocniej, że sens, wartość i piękno istnieją i są do odkrycia z osobna w każdej rzeczy, jaka istnieje.
W ujęciu obrazowym można byłoby powiedzieć, że Bóg mężczyzny istnieje jakby na zewnątrz istnień poszczególnych, Bóg kobiety na tomiast istnieje wewnątrz nich, jest ich stałym domownikiem.
Myślenie i pisanie Alicji Grajewskiej jest w sposób czysty i skrajny kobiece, na tym polega niezwykłość, wyrazistość i odkrywczość jej myślenia i pisania, męski pseudonim jest w tej sytuacji diabelskim wymysłem, rozumiem jednak, że jest już za późno, żeby diabła wyświęcić, trzeba przyzwyczaić się do jego ciągłego merdania ogonem, może więc warto przyjąć, że ma ono przypominać o nieuchronnej niedoskonałości i względności wszelkich prawd literackich, co prawdę, którą tak pięknie głosi Alicja Grajewska, też musi obowiązywać.
Generalnie prawda literacka Alicji Grajewskiej, jeśli się wie, że nie jest to i nie może być prawda jedyna, nie wzbudza żadnych istotnych sprzeciwów. Można przyjąć bez .najmniejszego oporu, że sztuka powstaje w zbiorowym wysiłku wszystkich ludzi i w wielkim bogactwie swoich przejawów we wszystkich dziedzinach nie jest dziełem wybrańców, lecz mają w niej swój udział nawet ci, którym nigdy nie przychodzi na myśl, że mają z nią cokolwiek wspólnego. Tego wszystkiego Alicja Grajewska chce dowieść w siedemnastu artykułach części pierwszej Szczęścia pisarza i tego dowodzi, zawodząc jakby trochę w felietonie tytułowym. Może by temu felietonowi dać inny tytuł (pozbawić go nadrzędności), poprzestając – przy nie zmienionym tytule całego zbioru – na odwołaniach do wielu sformułowań, które w różnych tekstach do tytułu całości nawiązują.
W rewii nazwisk polskiej klasyki poezji i prozy (część druga Szczęścia pisarza) odnajduje Alicja Grajewska każdorazowo tę ludzką i pisarską niepowtarzalność, dla której około trzydziestu autorów kanonu polskiej literatury należy do grona osobistych duchowych przyjaciół autorki.
Wbrew pozorom wszechentuzjazmu sprawdza się tu prawo do przyjaźni i zażyłości skrupulatnie i niekiedy wręcz brutalnie (przypadek Trembeckiego, oszczędziłbym mu wyzwisk aż bezsensownych: „Gdyby był wtedy Adolf Hitler, sławiłby na pewno Hitlera wybornymi rymami”), aprobując niektórych z oporami i bez przekonania (świetny tekst o Berencie), wygarniając innym uprzejmie, ale stanowczo, co wygarnąć trzeba (dwa znakomite felietony o Sienkiewiczu), nie ukrywając czasem pretensji nawet wymyślonych i bez podstaw (w jednym z czterech pięknych felietonów poświęconych Iwaszkiewiczowi, w felietonie Chłopiec w płóciennym ubraniu szalenie ostro osądza się Iwaszkiewicza za stosunek do Irzykowskiego, nie usiłując sobie wyobrazić, co to musiało się dziać na Stawisku w czasie powstania, gdy na podłogach domu nie tak znów ogromnego koczowało kilkadziesiąt osób), z kogo innego wreszcie jawnie sobie dworując (zabawny felieton o Makuszyńskim).
Nazwiskową rewię części drugiej Szczęścia pisarza otwierają cztery felietony, żeby tak powiedzieć, bezosobowe, dwa z nich – Po listopadzie (1) i Po listopadzie (2) są zdumiewająco słabe, dwa natomiast znakomite (Złoty stoi i Przed świtem). Dwa pierwsze spektakularnie dowodzą, że Alicja Grajewska jest zupełnie bezradna wobec tekstów, spoza których nie wygląda twarz godnego uwagi i zrozumienia człowieka.
Bardzo autorkę namawiam do rezygnacji z obydwu felietonów o dewiacjach duchowych po powstaniu listopadowym (nie brak w nich błędów rzeczowych. Sonety Krymskie nie mają nic wspólnego z powstaniem listopadowym), namawiałbym ją także do rezygnacji z felietonu Opowieść rodzinna, ale boję się, że mógłbym być posądzony o stronniczość, ponieważ tu akurat jestem aluzyjnie zaatakowany. Wolę więc doradzić autorce przeniesienie tego felietonu do części trzeciej, której układ jest bardziej swobodny i mniej zobowiązujący.
W części trzeciej (dwadzieścia trzy felietony) usiłuje autorka wychodzić niekiedy poza teren dla niej literacko swojski i interpretacyjnie bezpieczny. Zgadzam się z Alicją Grajewska, że w sztuce nie ma postępu, zdarza się natomiast w niej (mniej więcej co kilka wieków) Wielka Zmiana, której czas, moim zdaniem, zaczął się właśnie za naszego życia. Taka zmiana polega zwykle na szukaniu i znajdywaniu innej, niż poprzednio obowiązywała, zasady artyzmu, ta zasadą ujawnia się i kształtuje tak, jakby nowy kontynent wyłaniał się z wód oceanu, ogarnąć ją i pojąć za jednym zamachem prawie nie sposób.
Myślę, że takie zjawiska literackie jak Stachura, Grochowiak, Buczkowski czy Śliwonik, do których Alicja Grajewska szuka podejścia, wiążą się już z kształtowaniem się w zbiorowym wysiłku twórczym nowych pryncypiów artyzmu, autorka Szczęścia pisarza chce te zjawiska rozumieć po staremu, przekłada je więc na kategorie dobrze sobie znane, wydaje się jednak, że jej zabiegom Stachura, Buczkowski, Grochowiak i Śliwonik stawiają zróżnicowany, ale każdorazowo widoczny, opór.
O Stachurze, Buczkowskim i Grochowiaku pisze Alicja Grajewska bardzo pięknie, chociaż na celną prawdę o nich miejsca u niej nie ma. Co nie może, rzecz jasna, oznaczać, nieprzydatności tekstów o nich w jej książce. Ta książka jest ważna i cenna nie ze względu na niezawodność prawdy, do jakiej się doszło, lecz ze względu na wytrwałe i rzetelne dążenie do tego, co za prawdę własną, przez siebie w pracy duchowej zweryfikowaną, ma prawo uchodzić.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy