Potencja, czytane w maszynopisie, Twórczość 8/1986

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

POTENCJA

Jerzy Łukosz należy do tych nielicznych kry­tyków, którzy nie ukrywają swoich powiązań z moim pisaniem o literaturze. Narzucam mu to niemal automatycznie zadanie, żeby mieć na uwadze własną niezawisłość w krytyce, od czego czują się absolutnie zwolnieni moi niezliczeni polemiści.

Polemizując ze mną nabierają oni takiej wiary we własną autonomię, że nie widzą żadnego za­grożenia w swobodnym plagiowaniu moich opi­nii i wartościowań literackich. Niektórzy z ta­kich polemistów awansowali nawet na uczonych dzięki mądremu łączeniu zapału polemicznego ze skrzetnością w przepisywaniu moich tekstów.

Autor Języków prozy (moja lektura maszyno­pisu 1986) korzysta ze mnie znacznie istotniej, niż mnie imiennie przywołuje, nie ma to jednak i nie może służyć żadnemu kamuflażowi, ponie­waż nie ma potrzeby spowiadać się z powodu zerwanego jabłka, skoro cały cudzy ogród uznało się za swoją własność.

Taki najazd intelektualny może polegać na szukaniu u poprzednika własnego punktu wyjścia, na wyborze z jego poręki terenu działania dla siebie, na działaniu na cudzy rachunek, na robieniu użytku z czegoś, za co kto inny jako pierwszy ponosi odpowiedzialność.

Bez przyznania sobie przez Łukosza różnych przywilejów i wolności nie mogłoby może dojść do napisania programowego eseju Wcielenie, którego waga i wartość powinny z roku na rok rosnąć. Do sformułowania tak śmiałych i dale­kosiężnych diagnoz nie wystarczyłyby nawet najlepsze studia filologiczne, najświetniejsze początki w krytyce prozy polskiej i choćby największe, w tym przypadku iście napoleońskie, ambicje twórczego działania.

Napisawszy Wcielenie Jerzy Łukosz dowiódł, że wie, co ma do zrobienia w krytyce, że potrafi to robić, uzyskując tym samym krytyczną autono­mię. Jestem akurat tym kimś, kto miał może obowiązek coś takiego napisać, ale nie napisałem tego i jest wątpliwe, czy mógłbym się na to zdo­być.

Na starość nie ma się buńczuczności i pewnoś­ci siebie, do apodyktycznych stwierdzeń zmusić człowieka może tylko desperacja (ta mnie cza­sem nawiedza), złudzenia pouniwersyteckiej młodości, że zna się na wylot wszystkich pisarzy świata, odlatują na starość za góry, za lasy, do­chodzi nawet do tego, że znajomość pisarzy, których się znajdowało w koszyku, wyciągało, chrzciło i bierzmowało, wydaje się niepełna wo­bec tej, jaką młodość pozwala demonstrować Jerzemu Łukoszowi, gdy pisze, jak pisze, o Ja­nie Drzeżdżonie, Tadeuszu Siejaku, Marku Słyku czy Dariuszu Bitnerze, nie dopuszczając do świadomości ich większego, niż założył, skom­plikowania, co prowadzi nawet do przesady w ryzykownym pouczaniu Tadeusza Się jaka i chy­ba do pewnej lekkomyślności w skrytym kręce­niu nosem nad Markiem Słykiem.

Pewność siebie, intelektualna brawura i wyo­strzona inteligencja pozwalają Jerzemu Łukoszowi śmiało orzekać, co teraz lub nawet nigdy nie do orzeknięcia. Taka odwaga i taki dar są olbrzymią wartością i nie ma to żadnego znaczenia, że nie gwarantują one dojścia do tego, w czym by się chciało widzieć prawdę bezwzględną.

Prawda bezwzględna – w jakimkolwiek za­kresie – jest czczym pragnieniem ludzkiego serca, obcujemy na co dzień z nieskończonością przybliżeń do prawdy, w wiedzy o literaturze i w samej literaturze liczą się poznawczo w ogóle je­dynie relacje między przybliżeniami. Świadomość takiego stanu rzeczy umożliwia orientację, jak należy cenić tę różnorodność możliwości, ja­kimi człowiek rozporządza w określonym cza­sie, który już nigdy się nie powtórzy.

Wbrew wszelkim postulatorom (sic) dojrze­wania intelektualnego i dojrzałości u innych należy samemu być w stosunku do Jerzego Łuko­sza na tyle dojrzałym, żeby zrozumieć, że Łukosz, nie napisawszy już, na początku twórczej drogi, wspaniałych esejów Wcielenie, Słowo o młodej krytyce, Wpływ Kafki na literaturę polską, mógłby już nigdy nie być w stanie ich napisać, w ciągu długiego życia nawiedziawszy się (sic) o literaturze nawet więcej, niż wiedzieli Auerbach, Szkłowski i Lukács razem wzięci.

Wiedza, rozum i odwaga (to wszystko, jeśli ma się szczęście, może z wiekiem w człowieku narastać) nie stworzą eseju Wpływ Kafki na lite­raturę polską, potrzebne tu są jeszcze złośliwa przenikliwość dziecka lub starca nad grobem, wyzywająca bezceremonialność (i może aż bezczelność) zbuntowanego młodzieńca i rzadkie połączenie dowcipu z powagą, tego wszystkiego razem nie ma się do dyspozycji w dowolnym czasie, do walki z bezwstydną tępotą akademizmów i filologizmów traci się, czasem smak, z biegiem lat przestają one śmieszyć i wzbudzać pogardę, do skoków po górach traci się z wie­kiem potencję, z wmawiania sobie, że ona trwa, rzadko co wynika, mnóstwem przypadków uwa­runkowana jest najpierw sama możliwość skoja­rzenia Stachury z Kafką a następnie zdolność do przeprowadzenia takiego wywodu, że skojarze­nie to posłuży do powiedzenia o jednym i drugim pisarzu wielu rzeczy ważnych, poważnych i do zapamiętania na stałe.

Szczególnie ulotnym darem jest upodobanie do ryzykownych skoków po górach, powód do radości powinno się mieć już wtedy, gdy skok się udał o tyle o ile, o tyle mianowicie, że nie dochodzi do skręcenia karku.

Na takie ryzyko naraża się Jerzy Łukosz w eseju Literatura chłopów. Pokusa nie była w tym przypadku przygodna, nie spowodowała jej sama zagadka arcydzielności Kamienia na kamieniu, lecz także nasilająca się potrzeba wyjaś­nienia sobie, z czego wynika i z czym się wiąże moja intelektualna wierność chłopskiej literatu­rze, czyli temu, co dla intelektualnej penetracji wydawało się Łukoszowi najmniej pociągające.

Z doskoku nie mogło się Łukoszowi udać więcej, niż się udało. Zrozumiał on (głównie dzięki Myśliwskiemu) pierworodność i uniwersalność kategorii chłopskości, czemu dobrze się przysłużyła przemyślnie przeprowadzona kon­frontacja literackiej chłopskości z literackim katolicyzmem.

Ważność eseju Literatura chłopów jest nie do zakwestionowania, w porównaniu z esejem Wpływ Kafki na literaturę polską jest to jednak tekst postny, zabrakło w nim tej wirtuozerskiej manipulacji sprzecznościami, co jest świadomie kultywowaną przez Łukosza umiejętnością i fi­lozofią, jak o tym świadczy konfesyjny w znacz­nej mierze esej Słowo o młodej krytyce. Z tą fi­lozofią i umiejętnością wiąże się wdzięk i smak jego niełatwego przecież stylu pisarskiego w krytyce.

Umiejętność i filozofia poruszania się wśród sprzeczności, bycia w nich i pisarskiego posługiwania się nimi jest wspaniałym fundamentem intelektualnej potencji Łukosza w pisarstwie krytycznym. Pisze on luksusowo tylko o tym, o czym chce pisać (książka Języki prozy jest tak skomponowana, jakby była pisana z rozmysłu i według z góry powziętego planu), ma się jednak prawie pewność, że potrafiłby on napisać na do­wolny temat w taki sposób, że nie naruszyłby w niczym nakazów przezorności i, co ważniejsze, podstawowych pryncypiów etycznych, których jakiekolwiek naruszenie postawiłoby pod znakiem zapytania wartość jego odwagi w myśleniu (i nawet ryzykanctwa).

Swojej odwadze intelektualnej zawdzięcza Je­rzy Łukosz to, że lepiej niż ktokolwiek z jego rówieśników dokonał bystrego intelektualnie rozpoznania, jaki jest artystyczny stan posiadania polskiej prozy w połowie lat osiemdziesią­tych. Dlatego Języki prozy są wypowiedzią krytyczną o pierwszorzędnym znaczeniu dla pols­kiej literatury, która do celnych rozpoznań swoich artystycznych zasobów i potencji nie miała szczęścia nigdy, a dziś ma go jeszcze mniej niż kiedykolwiek.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content