copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
POWTÓRZENIE
Pięciolecie w jakiejś szczególnej sytuacji literackiej może stanowić epokę. Sytuacja w polskiej prozie jest z całą pewnością szczególna, byłbym jednak bardzo lekkomyślny, gdybym zaryzykował twierdzenie, że właśnie w drugiej połowie lat siedemdziesiątych wydarzyło się w prozie polskiej coś takiego, co nabierze epokowego znaczenia. Będę dostatecznie lekkomyślny jeśli przyznam się, a właśnie to robię, że ewentualności takiej nie wykluczam.
Czym jakieś zjawisko jest dla literatury, wie się rzadko od razu, a już z zasady nie wiedzą tego krytycy. Może to dotyczyć także krytyków najlepszych. Wyspecjalizowane znawstwo w czymś jednym uniemożliwia bardzo często nawet dostrzeżenie czegoś innego. Owo „coś innego” pojawia się w prozie polskiej od dawna, co najmniej od początku lat sześćdziesiątych, gdy zaczął się proces przewartościowywania obowiązujących i nie kwestionowanych wcześniej umów artystycznych w prozie. Ten proces pogłębiał się z roku na rok, objął twórczość nie tylko tych, którzy świadomie eksperymentują, przemiana prozy polskiej stała się faktem, w drugiej połowie lat siedemdziesiątych nastał czas debiutów pierwszej generacji powojennej, jest to generacja tych, których przewartościowywanie starych umów artystycznych przestało obchodzić, którzy rozpoczynają – pada często takie przesadne określenie – od zera, składając własne propozycje działań artystycznych w prozie.
Jeśli któreś z nich sprawdzą się i zostaną przyjęte, czas ich narodzin nabierze nieprzewidzianych znaczeń. Dlatego właśnie wskazana jest największa ostrożność w hierarchizowaniu zjawisk literackich, które w drugiej połowie lat siedemdziesiątych doszły do głosu. Konsternacja, której daje się wyraz, czytając pierwsze książki takich autorów, jak Drzeżdżon, Schubert, Łoziński, Kirsch, Słyk, będzie musiała się pogłębiać. Twierdzę tak, ponieważ znam nie tylko opublikowane książki tych i dobrego dziesiątka innych autorów, ale orientuję się nieźle w tym, co oni piszą, do czego dążą, co trzymają w zanadrzu.
Uwagi swoje o prozie polskiej ostatnich lat zacząłem niejako od końca nie z ekstrawagancji, lecz dla zwrócenia uwagi, że jestem świadom ogromnego ryzyka intelektualnego, jakie podejmuje ten, kto chce hierarchizować zjawiska literackie okresu o dążnościach artystycznych tak zróżnicowanych, żeby nie powiedzieć sprzecznych, jak te, które w prozie polskiej obecnie występują. Kontradykcyjność dążności artystycznych powoduje chwiejność hierarchii literackich, liczyć się z nimi można głównie dlatego, żeby nie popaść w dowolność.
Z pisarzy o ustalonych pozycjach dorobek prozy polskiej ostatnich lat pomnożyli między innymi tacy pisarze: Jarosław Iwaszkiewicz, Andrzej Kuśniewicz, Halina Auderska, Leopold Buczkowski, Julian Stryjkowski, Teodor Parnicki, Henryk Worcell, Mieczysław Piotrowski, Józef Morton, Adolf Rudnicki, Julian Kawalec, Wojciech Żukrowski, Józef Ozga Michalski, Miron Białoszewski, Bernard Sztajnert, Tadeusz Nowak, Stanisław Czycz, Józef Ratajczak, Władysław Terlecki, Marek Nowakowski, Marian Pilot, Zygmunt Trziszka, Edward Stachura, Piotr Wojciechowski, Janusz Głowacki, Bohdan Zadura. Tego wyliczenia dokonuję według bezpiecznej hierarchii wieku. Twórczość prawie wszystkich wymienionych tu autorów – z wyjątkiem może trzech ostatnich – jest lub powinna być znana od lat co najmniej dwudziestu, w większości od lat kilkudziesięciu.
W zasadzie mamy tu do czynienia z kontynuacjami postaw twórczych wypracowanych wcześniej, są to więc „kolejne” książki uznanych i cenionych autorów, nie brak w nich jednak takich niespodzianek, jak ta, którą stanowią książki Iwaszkiewicza: Ogrody, Petersburg, Podróże do Wioch i Podróże do Polski. Myliłby się ten, kto by je uznał za książki nie z dziedziny prozy artystycznej.
Wśród różnorodnych procesów przemian, jakie się w prozie polskiej dokonują, uwidoczniła się dążność artystyczna do eliminacji z prozy tak zwanej fikcji literackiej. Ta dążność, zauważalna także na świecie, między innymi w Austrii i w Ameryce, może występować w realizacjach artystycznych tak różnych, jak u Iwaszkiewicza i Mirona Białoszewskiego, do twórczości tych dwóch pisarzy tendencji tej nie da się ograniczyć, występuje ona także w niektórych utworach Władysława Terleckiego, w całej twórczości nowego autora, Adama Fiali, u dwóch przyszłych debiutantów, u Grzegorza Musiała i Włodzimierza Paźniewskiego. Mniej programowo lub mniej jawnie tendencja ta jest do wykrycia w niektórych utworach Leona Gomolickiego, Henryka Worcella, Tadeusza Konwickiego i Edwarda Stachury.
Przypuszczenie, że w tym zjawisku chodzi o paraartystyczne formy literatury pamiętnikarskiej, raptularzowej, eseistycznej lub felietonowej, byłoby całkowicie błędne. Stopień artystycznej organizacji utworów bez fikcji literackiej jest tu co najmniej taki sam, jak w tradycyjnych powieściach i opowiadaniach. Sławny editorial Iwaszkiewicza z „Twórczości” pod tytułem Jabłka jest wspaniałą mininowelą, w której zdanie po zdaniu buduje się to, co Irzykowski nazywał wielką metaforą całości utworu w odróżnieniu od małych metafor języka narracji. Editorial Jabłka jest małą nowelą o pułapkach postępu cywilizacyjnego w naszym wieku. Jabłka nie są felietonem, Podróże do Polski nie są książką wspomnieniowo-reportażową, Fabula rasa Stachury nie jest moralistycznym traktatem, a Wpisani w Giewont Worcella książką pamiętnikarską.
Dążności do rezygnacji z fikcji w utworach prozy artystycznej towarzyszy ściśle z nią związana dążność całkowicie przeciwstawna, a mianowicie dążność do ufikcyjnienia fikcji, do jej wyzwolenia z umownych rygorów naiwnego mimetyzmu, do jej całkowitego ufantastycznienia, co wcale nie oznacza, że zmniejszają się funkcje poznawcze prozy. Wręcz przeciwnie.
Obydwie przeciwstawne dążności artystyczne w prozie mają na celu bądź uściślenie rygorów poznawczych, bądź wyzwolenie rozleglejszych poznawczych ambicji. Poznawczość fikcji ufikcyjnionej chce ogarnąć całość bytu ludzkiego na ziemi, chce odkrywać w sposób jedynie sztuce właściwy jego tajemnice i prawa. W latach sześćdziesiątych Teodor Parnicki był w swoich powieściach odkrywcą fantastyki historycznej, fantastyką chłopskiej wyobraźni poetyckiej olśniewał w swojej prozie Tadeusz Nowak, sekundował mu Józef Ozga Michalski w swoim do dziś niedocenionym Sowizdrzale świętokrzyskim, dużą rewelacją lat sześć dziesiątych w prozie była fantastyka pierwszych powieści Piotra Wojciechowskiego, w prozie nowych autorów drugiej połowy lat siedemdziesiątych wyobraźnia wyzwolona staje się autonomicznym narzędziem literackiego poznania. Fantastyka wyobraźni onirycznej umożliwia Drzeżdżonowi snucie powieściowych narracji o całym doświadczeniu społecznym ludzkości, ten polski autor ma sporo wspólnego z Günterem Grassem, choć wynika to nie z jakiejkolwiek zależności literackiej, lecz ze wspólnego dla obydwu pisarzy kaszubskiego rodowodu kulturalnego. Szczególnie funkcjonująca wyobraźnia Donata Kirscha umożliwia zamianę przydomowego ogrodu w wizytówkę kosmosu dla narracyjnego badania, jak kosmos zewnętrzny istnieje wewnątrz człowieka. Niezwyczajne owoce pozna nią przez wyobraźnię fantastyczną proponuje Marek Słyk w powieści W barszczu przygód („Twórczość”, 1979).
Jeszcze jaskrawszym dowodem na to, że w prozie polskiej dokonują się przemiany o nieprzewidywalnych konsekwencjach, są przeobrażenia w języku prozatorskiej narracji. Przez bardzo długi czas głównym źródłem języka polskiej prozy był język polskiej prozy. Pod względem językowym proces twórczy w prozie polegał więc głównie na usprawnieniach i cyzelacjach, które życie języka maksymalnie ograniczały.
Izolacja języka literackiego od żywych języków mówionych i żywych języków wewnętrznych władz duchowych człowieka (wewnętrzne języki wyobraźni i myśli) osiągnęła taki stopień, że w prozie polskiej musiało zdarzyć się właśnie to, co się zdarzyło: języki żywe we wszystkich swoich postaciach przerwały tamy i wtargnęły do literatury, czyniąc z niej językowy żywioł.
Dla translatorów literatury polskiej to niewątpliwy kłopot, ale tylko dla nich i tylko do czasu, dopóki nie zorientują się, że tak być musi i powinno. W ich rodzimych literaturach dzieje się podobnie, choć może nie w takim stopniu i nie tak jaskrawię.
Proces odnowy literackiego języka przebiega w Polsce szczególnie burzliwie i w latach siedemdziesiątych przybrał na sile za sprawą pisarzy, którzy swoich własnych doświadczeń społecznych, kulturalnych i intelektualnych nie zamierzają podporządkować fetyszowi języka literackiego. W latach sześćdziesiątych robili to nieliczni (między innymi Stanisław Czycz, Edward Stachura, Edward Redliński, Marian Pilot, Wiesław Myśliwski, Janusz Głowacki, Marek Nowakowski) i na ogół jeszcze nieśmiało, spośród pisarzy starszej generacji patronował temu wszystkiemu Leopold Buczkowski, który dziełu odnowy języka literackiego przysłużył się najwięcej, nic dziwnego, że w jego twórczości liczni młodzi pisarze upatrują źródło inspiracji dla swoich pisarskich poczynań.
Najradykalniej z konwencjonalną polszczyzną literacką zerwali Józef Łoziński i Ryszard Schubert. Pierwszy odkrywa dziką dżunglę tego języka, który stał się językiem wewnętrznej świadomości dzisiejszych Polaków najrozmaitszej proweniencji społecznej i kulturalnej, drugi bada w sposób niemal naukowy język, którym Polacy mówią. Dobre wyobrażenie tego, o co chodzi, dają powieści Patntokrator Łozińskiego i Panna Lilianka Schuberta. W powieściowych narracjach onirycznych Drzeżdżona i w zintelektualizowanych monologach wyobraźni Donata Kirscha odejście od konwencjonalnej polszczyzny trzeba umieć odkryć. Nowe języki prozy mają także swego parodystę, jest nim Janusz Głowacki.
Z wszystkiego, co się tu mówi, nie należy wyciągać wniosku, że w Polsce zanika konwecjonalna powieść. Metaforyczny ROMANS, z którym Leopold Buczkowski stoczył pamiętną wojnę w powieści Pierwsza świetność, funkcjonuje bez najmniejszego szwanku w różnorodnych dziedzinach beletrystyki popularnej. Beletrystyka popularna ma nie tylko swoich niestrudzonych fachowców, stanowi także bardzo często usłużny azyl dla pisarzy, których poszukiwania pisarskie zmęczyły lub zniechęciły. Nazwisk autorów korzystających z takiego azylu lepiej, oczywiście, nie wymieniać.
Także wśród debiutantów drugiej połowy lat siedemdziesiątych są nie tylko artystyczni rebelianci. Poza Drzeżdżonem, Schubertem, Kirschem debiutowali w tym czasie utalentowani prozaicy o orientacjach pisarskich bardziej umiarkowanych. Wystarczy, że wymienię nazwiska takich dobrze zauważonych debiutantów tego okresu, jak: Janusz Anderman, Zbigniew Brzozowski, Zdzisław Domolewski, Adam Fiala, Piotr Müldner-Nieckowski, Maria Nurowska, Marek Sołtysik, Sergiusz Sterna-Wachowiak, Andrzej Turczyński. Wszyscy oni – i wielu jeszcze innych – kontynuują różne orientacje i nastawienia prozy polskiej lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, są to bowiem orientacje i nastawienia tego okresu, kiedy dla prozy polskiej zaczął się jej aktualny czas teraźniejszy.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy