copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
PRAWDA JĘZYKA
Na Trenta tre (1975) poznali się ci, którzy – jeszcze lub już – są w stanie poznać się, co się naprawdę dzieje w polskiej literaturze. Subtelnie odczytał debiut Ryszarda Schuberta Bohdan Zadura, jest to tym cenniejsze, że sam Zadura jest w swojej twórczości rzecznikiem polszczyzny szlachetnej i wykwintnej, brzmiącej dziś nieco staroświecko i nieco anachronicznie.
Zadura miałby prawo ze swoich pozycji zakwestionować prozę Schuberta, nie zrobił tego jednak, jak to zrobili inni, ze względu na pisarską pierwszorzędność zjawiska, które przez pięć lat spotykało się z niepojętym i nieprzezwyciężalnym sprzeciwem natury niemal wyłącznie artystycznej.
Założenie prozy Schuberta, że człowieka da się opowiedzieć prawdziwie i najlepiej, jak można, tylko tym językiem, którego on sam używa, jest założeniem już całkowicie literacko sprawdzonym, nie może ono wzbudzać sprzeciwów uzasadnionych, jedynym uzasadnieniem tych sprzeciwów, jakie występują, jest to, że sprzeciwnicy (tak!) nie chcą lub nie mogą tego założenia zrozumieć, przyznając sobie prawo supremacji własnego języka nad językiem bliźnich.
W literaturze tymczasem minął czas supremacji artystycznej jakichkolwiek języków zastępczych. Język Faulknera w opowieści artystycznej o półgłówku nie jest i nie może być lepszy od języka samego półgłówka. W języku każdego zawarta jest cała artystyczna prawda o nim, gdyby było inaczej, nie byłoby żadnej prawdy językowej, czyli nie byłoby żadnej prawdy, bo prawda dostępna człowiekowi może zaistnieć tylko w języku. Oczywiście, języki zastępcze w literaturze nie zaginęły i nigdy nie zaginą, przestały jedynie być nadrzędne i wyłączne.
Prawda w języku zastępczym – chodzi o prawdę artystyczną – ma nadal i mieć będzie walor prawdy zastępczej, istnienie prawdy prawdziwszej (wszelka prawda może być tylko przybliżeniem do prawdy) ujawnia jedynie jej ograniczenia i uwarunkowania. Ograniczenia i uwarunkowania polskiej literatury pozytywistycznej (nie kłóćmy się o ścisłość tego określenia) odsłoniła ostatecznie cudem ocalona korespondencja chłopskich emigrantów półanalfabetów, którzy opowiedzieli siebie – w sensie artystycznym przede wszystkim – w sposób bez porównania doskonalszy i prawdziwszy, niż to mogli zrobić Prus, Orzeszkowa i Sienkiewicz. To jest polski dowód bezspornej literackiej wyższości języka autentycznego nad jakimkolwiek językiem zastępczym.
Koncepcja prawie pełnego autentyzmu językowego w pisarstwie Ryszarda Schuberta zbiega się jakże znamiennie z ujawnieniem bezcennego dokumentu literackiego, jakim są Listy emigrantów z Brazylii i Stanów Zjednoczonych 1890-1891 (1973). Stopień autentyzmu językowego, jaki Schubert stara się z premedytacji artystycznej osiągnąć, da się porównać tylko z naturalnym autentyzmem tego dokumentu.
W społecznym autentyzmie językowym Schubert zdystansował Stanisława Czycza i Edwarda Redlińskiego, zbliżając się w prozie artystycznej niemal do tego, co dałoby się osiągnąć poprzez naukowy zapis fonetyczny żywej mowy. Czy literatura artystyczna z naukowego zapisu fonetycznego będzie mogła kiedykolwiek korzystać, tego nie wiadomo. Objęcie znaczeniowością literacką także właściwości fonetycznych żywej mowy stwarza pokusę zastąpienia literatury utrwalanej na piśmie literaturą utrwalaną dźwiękowo, co dziś nie nastręczałoby już żadnych trudności. Rola twórcy literatury (o charakterze przedmiotowym) sprowadziłaby się wtedy do wyboru i kompozycji mechanicznie dokonywanych zapisów dźwiękowych takich, jakimi się posługują reporterzy radiowi.
Literatura taka już istnieje, nie stanowi ona jednak żadnego zagrożenia dla literatury pisanej, ponieważ twórca o kompetencjach tak zredukowanych przestałby być w istocie rzeczywistym twórcą.
Ryszard Schubert musi być tego w pełni świadom. Zarówno Trenta tre, jak Panna Lilianka, która rozpoczyna cykl powieściowy, nie mają nic wspólnego z jakimkolwiek zapisem mechanicznie naturalistycznym.
W Trenta tre wszystkie te właściwości żywej mowy i użytkowego języka pisanego, którym Schubert dla swoich celów pisarskich przyznał znaczenie, zostały maksymalnie zgęszczone. Przy pełnym społecznym autentyzmie języka narracji nic w Trenta tre nie brzmi naturalistycznie, mamy tu do czynienia z takim literackim koncerntratem językowym, którego przez mechaniczny wybór nie da się spreparować.
W Pannie Liliance praca pisarska Schuberta w autentycznych społecznie językach jest jeszcze bardziej skomplikowana, chociaż jej efekt literacko-artystyczny i intelektualny jest tym razem zadziwiająco prosty. Pannę Liliankę przeczytać i zrozumieć w takim lub innym zakresie może niemal każdy, kto w ogóle potrafi cokolwiek czytać i cokolwiek rozumieć.
Padły tu słowa o językach w liczbie mnogiej. Już w Trenta tre posługuje się Schubert polszczyzną, żeby tak to nazwać, poliglotyczną społecznie, choć ktoś, kto jest szczególnie uwrażliwiony na karykaturalność językową, może tego nie zauważyć. W Pannie Liliance społeczno-kulturalnej poliglotyczności polszczyzny nie można nie zauważyć, ponieważ Schubert zdecydował się wskazać na nią w sposób ostentacyjny, każąc prowadzić narrację w całym utworze jednej postaci – tytułowej – w taki sposób, że słowa i zdania z najrozmaitszych języków społeczno-kulturalnych sąsiadują obok siebie i ustawicznie się przeplatają.
Do tych, którym tej przeplatanki narracyjnej udałoby się nie spostrzec, zaadresował Schubert złośliwe zdania, które wypowiada narratorka: „Każdy krytyk ci napisze, bystry, że ja tego nie nagadałam”.
Utwór ma formę narracyjną opowieści bohaterki – Ewy Zatońskiej, z domu Antorzewskiej, zwanej w młodości Lilianką – dla autora o swoim życiu, głównie o dziewiętnastu latach (1934-1953) małżeństwa z Mirosławem Zatońskim, którego się wspomina po kilkunastu latach od jego śmierci. Jest to opowieść w swoich treściach tak zwyczajna i dotycząca doświadczeń egzystencjalno-społecznych tak elementarnych i powszechnych, że podpisać by się pod nią mogła większość kobiet, jeśli, oczywiście, szczegóły i konkrety nie przesłoniłyby charakteru i wymiaru tych doświadczeń.
Rzecz w tym, że, wyłączając świadomą robotę pisarską, wypowiedzieć by tej opowieści nie mogła żadna z nich. Nikt, nie uprawiając świadomego teatru w mówionej narracji, nie posługuje się na przemian – niemal rytmicznie – coraz to inną społeczno-kulturalną odmianą polszczyzny.
W narracji przypisanej Ewie Zatońskiej splótł Schubert wiele różnych społecznie narracji. Narratorka, choć tak precyzyjnie zdefiniowana, mogłaby być i w głębszym sensie jest wieloimienna. Ona opowiada dziesiątkiem różnych społecznie języków. W terminologii socjologicznej trzeba by ją zakwalifikować jako drobnomieszczańską półinteligentkę, w swej narracji występuje ona jednak w różnych rolach, jest lumpenproletariuszką (choć nie używa słów, które uchodzą za wulgarne) lub plebejką, jest drobnomieszczanką, chłopką, inteligentką, nawet intelektualistką, nawet damą z towarzyskich elit.
Nieokreślona proweniencja rodzinna narratorki (pada tu nawet nazwisko Kwilecki) jest tylko żartobliwym usprawiedliwieniem tego stanu rzeczy. To robota pisarska Schuberta w języku sprawia, że ta jedna postać kobieca jest w rzeczywistości wielopostaciowa, że mamy do czynienia z wielopostaciową kompozycją społeczno-egzystencjalnego losu kobiety.
Panna Lilianką – traktując ten utwór autonomicznie, a można go tak traktować, choć jest tylko częścią powieściowego cyklu – jest przenikliwym studium literackim charakterystycznego losu społecznego kobiety, a nie byłoby także przesady, gdyby się powiedziało, że jest to zarazem literacki hołd złożony kobietom, które potrafią znieść wszystkie tego losu ciężary. Dyskretna ironia wobec przejawów przeróżnych – jakże znamiennych – kobiecych mitomanii nie kłóci się z równie dyskretną czołobitnością wobec wszystkiego, w czym przejawia się powszedni heroizm kobiecej egzystencji.
Sugerowane intencje utworu nie określają bogactwa sensów i znaczeń narracji w Pannie Liliance. Poliglotyczna społecznie i kulturalnie wibracja tekstu utworu powoduje podobną wibrację jego sensów i znaczeń. Opowieść Ewy Zatońskiej o swoim życiu nie ma jakichkolwiek cech spontaniczności, którą usiłuje udawać na przykład bohater Upadku Camusa, jest to za sprawą autora opowieść intelektualnie zorganizowana na modłę strukturalistyczną.
Opowieść zbudowana jest z diagnoz, które się stawia, z pytań egzystencjalno-społecznych, które się wysuwa, z porad, które może zaproponować wiedza o kulturze współżycia społecznego ludzi i tak zwana mądrość życiowa.
W Pannie Liliance znalazło się miejsce na sporą dozę dydaktyzmu, dotyczącego między innymi kultury współżycia seksualnego małżonków. Okoliczność, że Ewa Zatońska cierpi od nadmiaru tego, czego inne kobiety upragną, ma może związek z założeniem dydaktycznym. Na niedostatki w tym względzie kultura niewiele może pomóc, z nadmiarami natomiast potrafi sobie dać radę.
Pojawiający się w narracji plan napomknień dydaktycznych i moralistycznych (doniosła, choć wyrażona mimochodem i zapisana w nawiasie, deklaracja narratorki: „A pamiętaj, ja nie była i nie jestem do kupienia nigdy za nic”) nie narusza ironiczności autorskiego ukształtowania opowieści Ewy Zatońskiej.
Humor w Pannie Liliance nabrał niespodziewanie cech humoru jakby z Czechowa. Postawa autorska wobec świata przedstawionego jest inna w Pannie Liliance niż w Trenta tre. Wyczuwa się w tej postawie pewien rodzaj współodpowiedzialności, choć oznacza to jedynie współzrozumienie i dyskretną pisarską solidarność. Duch Czechowa pojawia się dziś najrozmaitszym pisarzom na świecie. Może jest to najlepszy ze wszystkich literackich duchów?
Panna Lilianka jest utworem pisarza w pełni ukształtowanego i we wszystkim świadomego. Nie odnosi się wrażenia, żeby istniała jakakolwiek potrzeba proponowania autorowi takich lub innych korekcji tekstowych. Niech sobie Schubert dedykuje swój utwór „Panu Bogu”, choć to już było, niech sobie wyznacza sto lat życia (obwoluta), niech popełnia nieusprawiedliwione błędy w niemczyźnie akurat takie, których Ewa Zatońska nie powinna popełniać, ponieważ uczyła się niemieckiego ze słuchu, nie z gramatyki, niech w ogóle robi w tekście, co chce, pisarz tej miary co Schubert musi mieć prawo do podziwaczenia, jeśli jest to mu do czegokolwiek potrzebne.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy