Prehistoria, Twórczość 10/1964

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

PREHISTORIA

Marek Nowakowski, Trampo­lina, Warszawa 1964

Marek Nowakowski przez przeocze­nie czy przypadek a może z premedy­tacji nie poinformował swoich czytelni­ków, że Trampolina nie jest utworem napisanym ostatnio. Wypadałoby jed­nak spodziewać się, że nie wprowadzi to w błąd tych wszystkich, którzy na piśmie ferują publiczne opinie literac­kie. Oni przecież powinni domyślić się, że ten utwór musiał być napisany co najmniej przed Silną gorączką. Nasi odważni opiniodawcy (celowo nie uży­wam terminu krytycy, bp robi się czło­wiekowi wstyd) nie bawią się jednak w subtelności. W Silnej gorączce nie do­strzegli oni nic nowego i atakowali Nowakowskiego nadal za „margineso­wą tematykę”. Za Trampoliną powinni by więc gromić go ze zdwojoną siłą, ale ktoś bystro się zorientował, że może już tego robić nie trzeba, bo Nowakow­skiego przestali gromić ci, którzy wie­dzą, kogo należy gromić. Z okazji Trampoliny ni mniej ni więcej sypią się teraz rozważania, czy Nowakowski rozwija się, czy stoi w miejscu. Zgodniejsi twierdzą, że jednak rozwija się, zaś nie całkiem pozbawieni skrupułów zauważają, że chyba jest taki sam. Ża­łość nad żałościami!

Tyle razy deklarowałem swą życzli­wość dla pisarstwa Marka Nowakow­skiego, że teraz nie powinienem chyba być źle zrozumiany, gdy napiszę wprost: czwarta w kolejności publikacji książ­ka Nowakowskiego a zarazem pierwsza u niego powieść jest jego utworem stosunkowo najmniej atrakcyjnym. Jest to rzecz najbardziej u tego autora wtórna (w stosunku do samego siebie). Nowa­kowski napisał tę powieść akurat wte­dy, gdy w dwóch świetnych zbiorach opowiadań wyeksploatowane zostały bez reszty te treści i formy, od których wy­bitny młody pisarz zaczynał swój start literacki. Trampolina nie jest nawet powtórzeniem treści opowiadań Ten stary złodziej i Benek Kwiaciarz. Z in­telektualnych treści tamtych opowia­dań nic w niej nie zostało. Co najwy­żej pozostała w niej wyjałowiona z treści forma. Formę opowiadań Nowakowskiego określiła egzotyka warszaw­skiego świata przestępczego, ale tylko najgłupsi sprowadzali sens tych opo­wiadań do środowiskowej egzotyki. Trampolina jest niejako przystosowana do wyobrażeń najgłupszych. Poza egzotyką niełatwo w niej coś więcej wyczytać.

Nie chcę powiedzieć, że Trampoliny nie powinien Nowakowski napisać lub że napisawszy nie miał prawa jej opu­blikować. Nie jest to utwór w żadnym sensie kompromitujący autora. Tram­polina jest zrobiona umiejętnie i nieje­den autor może pozazdrościć Nowakowskiemu umiejętności. Jako scenariusz obyczajowego filmu na przykład rzecz jest zrobiona absolutnie bez zarzutu. Kompromitujące jest jedynie to, że tak zwani krytycy rzemieślniczy wytwór literacki traktują na równi z dorob­kiem młodego pisarza o ambicjach o wiele poważniejszych. Nie zdziwiłbym się, gdyby Nowakowski utwierdził się taką sytuacją w swojej pogardzie dla literackiego farmazoństwa.

Trampolina w oderwaniu od pozosta­łej twórczości Nowakowskiego nie stwarza powodów do jakichkolwiek re­fleksji krytycznych. Dopiero w zesta­wieniu z tą twórczością można w niej to i owo wynaleźć. Otóż w Trampoli­nie występuje jako główny bohater młody chłopiec o tym samym imieniu Krzysztof, co główny bohater i narra­tor większości opowiadań Silnej gorączki. Krzysztof z Silnej gorączki jest kimś starszym o lat kilkanaście i kimś, kto najważniejsze ludzkie doświadcze­nia ma już poza sobą. On z niesłychaną bezwzględnością penetruje w sobie sa­mym i w innych te tereny, którymi za­władnęła śmierć w jej nieuniknionym triumfalnym pochodzie. Podziwiałem w Silnej gorączce tę aż sadystyczną bezwzględność penetracji Nowakowskiego. Gdyby Trampolina była rzeczywiście pisana po Silnej gorączce i gdyby była pisana z równymi ambicjami, znaleźli­byśmy w niej chyba całą prehistorię spotkań ze śmiercią. Takie spotkania zdarzają się zwykle bardzo wcześnie, a u kogoś takiego jak Krzysztof musiały nastąpić bardzo wcześnie. Autorzy pa­radoksów widzą początek śmierci już w narodzinach, ale to nie może być prawda. Zwykle jednak śmierć daje o sobie znać znacznie wcześniej niż wte­dy, gdy można jej działania śledzić tak, jak Krzysztof z Silnej gorączki w autoobserwacji fizycznej. U kogoś takiego jak Krzysztof jej ciosy musiały być najpierw duchowe, nie fizyczne. Trud­no w ogóle przypuszczać, żeby ludzie od razu rodzili się tacy, jak ludzie opo­wiadań Ten stary złodziej i Benek Kwiaciarz. Mam na myśli postawę wobec życia, nie środowisko. A. Krzysztof nawet się nie urodził w tym środowi­sku. Podejrzewam, że Krzysztofowi śmierć zadała jakieś niesłychanie bole­sne ciosy, zanim się przeciwko nim opancerzył na pozycjach czy stanowi­sku ludzi Tego starego złodzieja i Benka Kwiaciarza. Krzysztof z Silnej go­rączki to ktoś, kto wie, jak znikoma okazała się wartość pancerza. Z Tram­poliny, gdyby to był utwór równowar­tościowy, dowiedzielibyśmy się, jak do­szło do przywdziania pancerza, a wła­ściwie skąd wynikła jego potrzeba. A tymczasem w Trampolinie nie ma nic z tego albo nic, co by nie było naiw­ne.

Nie sądzę, żeby o wszystkim zadecy­dowała z góry założona „rzemieślniczość” tej powieści. Ta „rzemieślniczość” nie była zaplanowana. Nowa­kowski chciał w swej powieści powiedzieć coś nowego. Ale nie potrafił czy nie mógł. Chyba zresztą i jedno, i dru­gie. Nie potrafił, ponieważ do czasu napisania Silnej gorączki nie wypra­cował sobie jeszcze żadnych narzędzi pisarskich, które byłyby odpowiednie do penetracji ludzkiego świata wewnętrznego. Nie nadawały się do tych funkcji ani język, ani behaviorystyczna konwencja narracyjna, którymi przed­tem się posługiwał. Nie mógł, ponie­waż natrafił chcąc nie chcąc na jakieś swoje wewnętrzne tabu. Nie jestem pe­wien, czy nawet dziś, po napisaniu Silnej gorączki, mógłby się do tego ta­bu dobrać. Demonstrować zwycięskie tereny śmierci jest łatwiej niż rozkrwawić pierwsze najboleśniejsze rany przez nią zadane. W Silnej gorączce śmierć odbywa swój spokojny pochód, ale za­cząć się to musiało od uderzenia jak grom. I stało się to chyba jeszcze wte­dy, zanim Krzysztof zaczął szukać azy­lu. W Trampolinie Krzysztof szuka przygody, nie azylu. W Trampolinie tylko przygoda się nie udała. «Barany!» – pomyślał z nienawiścią. Było mu źle. Głupio jakoś. To wszystko, te­raz miał pewność, to wszystko, na co czekał wyjeżdżając z Zenonem do mia­sta, nie spełniło się. Tak niedługo jest w mieście, a wie, że nie spełni się już. «Wszawe, nudne sprawy» – myślał bezradnie. Poruszył ręką, jakby odga­niając się od czegoś” (s. 151). Może rzeczywiście nieudana przygoda była najpierw i po niej dopiero albo w kon­sekwencji jej nieudania uderzył grom. W każdym razie świat Tego starego złodzieja i Benka Kwiaciarza nie miał być i nie był już ani trochę światem przygody. To było za prawdziwe jak na przygodę.

Tak czy inaczej najbardziej intere­sujące jest, jak było przed azylem czy przed azylem i przygodą łącznie, jeśli rzeczywiście azyl poprzedziła przygoda. Pod tym względem zastanawiająca jest oszczędność Trampoliny. Ktoś posługu­jący się zwykle gołymi rękami nagle zakłada białe rękawiczki, ktoś nazy­wający rzeczy po imieniu ucieka się do poetyckiej wyobraźni. Pisałem o tym, jak wyobraźnia Krzysztofa z Silnej gorączki nie wykracza poza trzeźwą rekonstrukcję lub premedytację zda­rzeń. A tymczasem Krzysztof z Tram­poliny przed swoją przygodą w mie­ście marzył sobie napoleońskie bitwy i czytał opowiadania Poego. Ni mniej ni więcej tylko Poego. I to jak czytał. To wszystko to całkiem niespodziewa­ne napomknienia, bo w Trampolinie są to tylko napomknienia. Delikatne, wieloznaczne, bardzo tajemnicze. Wygląda na to, że ten pierwszy Krzysztof w ni­czym, ale to w niczym nie był podo­bny do późniejszego Krzysztofa. Może jeszcze czegoś dowiemy się na ten te­mat. To nie ma być propozycja dla Nowakowskiego. Tak mi się napisało. Nie zwykłem czuć się pewnie przy składa­niu propozycji.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content