Produkcja, czytane w maszynopisie, Twórczość 1/1982

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

PRODUKCJA

W Hotelu (moja lektura maszynopi­su 1981) trzeba widzieć kolejny utwór fachowego producenta powieści o charakterze popularnym. Od wcześniej­szych powieści Fiali Hotel różni się prawie przeciwstawną konwencją, od ścisłego weryzmu przeszedł Fiala do parabolicznej abstrakcji, w której wi­doczne są próby przywołania tradycji Swiftowskiej i skojarzenia jej z dzi­siejszym oniryzmem. Oznacza to zerwa­nie z weryzmem nader radykalne, ale tylko na pozór.

Nie potrafię czytać Hotelu tak, jak bym czytał Swifta, Drzeżdżona lub Słyka. Narrator Hotelu nie jest Guliwerem, miasto i państwo Hotel nie jest ani Leśną Dąbrową, ani jednym z dziesiątków miast i państw Słyka. Tamte światy tworzą autentyczni fantaści i oniryści, Hotel jest tworem człowieka trzeźwego, rzeczowego i posługującego się sprawozdawczym językiem.

Narrator Hotelu nie wyśnił absur­dalnego świata, on go na zimno zaobser­wował, tylko nie bezpośrednio, jak było we wcześniejszych powieściach Fiali, lecz w telewizyjnym przekazie w cią­gu lat, powiedzmy, dwudziestu.

Świat telewizyjny tworzy się na czas odbioru programu, jego twórcy za­przątają sobie nim głowy dłużej niż snem, który się w nocy przyśnił. Nar­rator Hotelu rejestrował w pamięci wszystko, co oglądał przez lat dwadzieścia, jego pamięć odtworzyła, niech będzie, że w śnie, nagromadzony ma­teriał, powstały z tego dzieje państwa rządzonego przez Gajowego i Agrarystów, zwalczanego przez technokratów, opanowanego przez Agrakratów, któ­rzy je doprowadzili do katastrofy.

Syntetyczny program telewizyjny, który odtwarza narrator Hotelu jest zlepkiem tysięcy kłamstw, bzdur i idio­tyzmów, które nabierają znamion historycznej prawdy, jeśli czytelnik Ho­telu jest w stanie przypomnieć sobie coś z tego, co przez dwadzieścia lat oglądał, Hotel jest zbudowany z literackich aluzji do Rzeczywistości telewizyjnej”, te aluzje, jeśli się je odbierze, ożywia­ją nudę totalnej bredni, z której zbu­dowano miasto i państwo. Hotel jest satyrą na „rzeczywistość telewizyj­ną”, czytelnikami Hotelu powinni być ludzie o „światopoglądzie telewizyj­nym”.

Seryjna produkcja – dla literatury, która chce być serio, objaw demaska­torski – jest w beletrystyce popular­nej czymś naturalnym.

Co sprawiło, że Adam Fiala zdecy­dował się na trzaskanie „powieści do czytania”, trudno wiedzieć, prawa do takiej decyzji nie można mu jednak odmówić. Nie sądzę, żeby kryły się za tym względy merkantylne, bo to w na­szych warunkach, byłoby bez sensu, prawdopodobniejsze jest, że Fiali brak wiary w literaturę serio i brak ochoty do takiego pisania, które przestałoby być zwyczajną pożyteczną rozrywką i uchwytnie pożytecznym spędzaniem czasu.

Jakkolwiek jest, nie rzucę kamieniem na „czytadła” Fiali, choć interesuje mnie w literaturze zupełnie co innego i co innego dostrzegałem w wielu jego wcześniejszych utworach.

Powieść Anioł bez skrzydeł (moja lektura maszynopisu 1981) jest jak Ho­tel utworem popularnym, w którym – przeciwnie niż w Hotelu – nie zmie­nia się wcześniej stosowanej konwencji, jeśli nie liczyć zamiany narracji pierwszoosobowej na narrację wszechwie­dzącą, co oznaczać może zarówno kompromis z tradycyjnymi nawykami czy­telniczymi, jak i separację od niewy­gód autobiografizmu, w którym realne zagrożenie stanowi ekshibicjonizm,

Przy obfitości nawiązań do wcześ­niejszych – jawnie autobiograficznych – utworów historia „malarza naiwisty” Walerego Panenki miałaby w nar­racji pierwszoosobowej posmak ekshibicjonizmu, jeszcze gorsze podejrzenia musiałby wtedy wzbudzać sposób portretowania żony Lidki.

Uprzedmiotowienie i ufikcyjnienie narracji umożliwia Fiali przejście od ironii do satyry, z czego wynika różni­ca literacka między powieściami Anioł bez skrzydeł i Kiedy święci maszerują, Autoironiczna relacja z podróży do Włoch w Kiedy święci maszerują jest w lepszym literacko guście, w satyrycz­nej narracji o podróży do Francji w sierpniu 1980 roku (ten czas jest waż­ny) w Aniele bez skrzydeł mniej dba się o gust, a więcej o demaskatorstwo.

Na ironii w Kiedy święci maszerują można się nie poznać, społeczny obłęd w Aniele bez skrzydeł występuje w tak jaskrawych barwach, że przegapić go nie sposób. W narracji o samej pod­róży za dużo jest folderu (na skutek tego powieść jest za długa), w narracji o polskich fenomenach społecznego obłędu dłużyzn nie ma, z urzędniczych zdań narracji Fiali obłęd wybucha jak ropa w Karlinie, ten wybuch znalazł zresztą swoje miejsce w narracji, którą zamyka opis wigilijnego wieczoru 1980 roku w warszawskim mieszkaniu państwa Panenków.

Tego wieczoru – wbrew tytułowi – powieściowy anioł, Walery Panenka, wykorzystał skrzydła, które mu wyrosły, i uleciał w przestworza. Takie­mu dobrze.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content