Proza Erwina Strittmattera, na widnokręgu, Twórczość 2/1971

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

PROZA ERWINA STRITTMATTERA

Erwin Strittmatter (ur. 1912) – autor kilku powieści i kilku utworów dramatycznych – jest jednym z najwybitniejszych pisarzy niemieckich, dzia­łających w NRD. Droga Strittrnattera do pisarstwa nie była prosta, niejedna­kowe są też efekty jego pisarskiej pra­cy, wydaje się jednak, że w swoich książkach z ostatnich lat doszedł Stritt­matter do samodzielnych i nieokazjo-nalnych przeświadczeń o życiu, sztuce i przede wszystkim o własnych dążnościach pisarskich. Świadczą o tym zwłaszcza dwie książki: Schulzenhofer Kramkalender (1967, Aufbau-Yerlag) i Ein Dienstag im September (1969, Aufbau-Verlag). Pierwsza składa się z utworów – jak by powiedziała Maria Dąbrowska – literatury gnomicznej i ma charakter autentycznych raptularzowych zapisków, druga jest normal­nym zbiorem opowiadań mimo trochę pretensjonalnego i mylącego podtytułu: 16 Romane im Stenogramm.

Zbiór dwustu miniatur prozatorskich Schulzenhofer Kramkalender (mimo pozorów) niewiele ma wspólnego z tym, co zwykło się znajdować w dzienniku pisarza. Miniatury Strittrnattera są po­myślane jako skończone utwory lite­rackie, jako mikronowele osnute na jakimś wydarzeniu w życiu przyrody, którą autor obserwuje z pasją, ze znawstwem i nieledwie z zapamięta­niem. Swoim stosunkiem do przyrody przypomina Strittmatter Michała Priszwina, którego nazwisko nieprzypad­kowo jest kilkakrotnie przywoływane na kartach książki. Priszwin wpłynął na Strittmattera także w sensie czysto literackim, podsuwając mu gatunek mikronoweli, górującej nad notatką raptularzową swoim wykończeniem lite­rackim. Strittmatter naśladuje Priszwina i w tym, w czym jest równie mocny, i w tym, w czym Priszwin go przewyż­sza. W pasji podglądania życia przyro­dy Strittmatter może nawet przewyższa Priszwina, nie dorównuje mu jednak w oryginalności refleksji filozoficznej, chociaż za Priszwinem stara się, żeby refleksja taka stanowiła pointę mikronoweli.

W filozofowaniu nad życiem bliższy jest Strittmatterowi Brecht niż Prisz­win i do Brechta odwołuje się Strittmatter wszędzie, gdzie tylko może. Nie­mal młodzieńczy kult osobowości Bre­chta jest zresztą jednym z najładniej­szych motywów książki Strittmattera. Strittmatter opowiada w swojej książce o świecie sobie najbliższym i jak gdy­by przyrodzonym i w świat ten wtar­gnął z zewnątrz jedynie Brecht i nikt poza nim. Brechtowi przyszło rywalizo­wać o uczucia narratora z jego Dziad­kiem i z synem Matthesem i jest to ry­walizacja najgodniejsza z godnych, po­nieważ na tych dwóch postaciach z przyrodzonego świata narratora kon­centrują się jego najpiękniejsze uczucia. Dziadek, syn i Brecht stanowią osobliwą ludzką trójcę, która współistnie­je w przyrodniczej wieczności świata z tysiącem zdarzeń w życiu ptaków, owadów, grzybów i dziesiątków innych gatunków zwierząt i roślin.

Książka Strittmattera jest bardzo piękna i – co ważniejsze – nie ma w niej nic, w czym by się czuło nie­prawdę. Może nawet umiejętność wy­mijania wszelkiej nieprawdy jest najważniejszą zasługą pisarską Strittmat­tera, który jak Priszwin znalazł sobie taki pisarski azyl, dzięki któremu żadna nieprawda nie ma do niego dostępu.

Zbiór opowiadań Ein Dienstag im September jest wydarzeniem w litera­turze NRD, o czym świadczy żywa dyskusja na łamach prasy literackiej. Niezależnie od pobudek, charakteru i intencji tej dyskusji, ważny jest sam fakt, że dyskutuje się akurat o tym, o czym warto dyskutować. Zresztą sam Erwin Strittmatter nie stroni od dyskusji na temat literatury i sztuki w materii swoich opowiadań, wprowa­dzając do nich postacie artystów i ludzi piszących, przywołując przy wielu okazjach rozmaite funkcjonujące spo­łecznie opinie na temat zjawisk artystycznych. Da się z tego odczytać jaw­nie niechętny stosunek Strittmattera do wszelkiego, chociażby i celebrowanego, prostactwa w pojmowaniu sztuki i ja­wną kpinę z tego wszystkiego, co o sztuce można powiedzieć w języku żurnalistyki.

Językiem żurnalistyki nazywam tu każdy język, który staje się narzędziem nieprawdy. Strittmatter jest pisarzem szczególnie uczulonym na nieprawdę języka. Boi się jak ognia języka pojęć abstrakcyjnych, co w niemczyźnie rzu­ca się natychmiast w oczy. Język prozy Strittmattera chciałoby się przy­równać do języka Ludzi stamtąd Marii Dąbrowskiej, gdyby to porówna­nie z rozmaitych względów nie mu­siało być nietrafne. Język Strittmattera stoi w drastyczniejszej opozycji do ca­łej tradycji literackiej niemczyzny, na którą tak decydujący wpływ wywierał zawsze język filozofów i uczonych. Strittmatter świadomie lub instynktownie przeciwstawia się tej tradycji, unikając wszelkimi sposobami języka pojęć abstrakcyjnych, starając się o precyzję i bogactwo nazwań konkretnych rzeczy i zjawisk.

Ostentacyjna niechęć Strittmattera do wymyślonych języków kłóci się nie­kiedy z zamysłem niektórych opowiadań zbioru, przede wszystkich tych, w których można się domyślać intencji par ody stycznych. Takie intencje wy­czuwa się we wszystkich opowiada­niach, w których głównymi postaciami lub zwłaszcza narratorami są artyści, uczeni, dziennikarze, tak czy inaczej ludzie wykształceni, ludzie kultury. Parodystyczność tych opowiadań byłaby z pewnością efektowniejsza literacko, gdyby Strittmatter nie hamował się w prezentacji ich własnego języka. Od­nosi się jednak wrażenie, że Strittmat­ter odczuwa do niego tak żywiołowy wstręt, że nawet dla celów parodystycznych nie chce go używać, zadowala­jąc się omówieniami i dyskretnymi aluzjami do tego języka, który miałby być przedmiotem parodii. Jak w opo­wiadaniu Eine Kleinstadt auf dieser Erde, w którym dziennikarz opowiada o dwóch obrazach sławnego malarza i wbrew swoim poglądom teoretycznym bardziej jest zafascynowany obrazem dobrym, którego twórca nie ujawnia, niż obrazem nagrodzonym, którego sławę dziennikarz ma głosić. Dopiero w poincie opowiadania parodia jest jasna i bezpośrednia, gdy dziennikarz formułuje swoje końcowe fałszywe wnio­ski, w które sam nie powinien wierzyć. Opowiadania, w których można się doszukiwać intencji parodystycznych, są bezspornie interesujące i dobre, prze­wyższają je jednak zdecydowanie te utwory, w których Strittmatter opowia­da o tym, co mu jako człowiekowi i pi­sarzowi jest najbliższe, co dotyczy świa­ta przyrody i ludzi przez przyrodę bez­pośrednio kształtowanych. Te opowia­dania formalnie są bardziej tradycyj­ne, nie występują w nich monologi we­wnętrzne, autor nie wyręcza się w nich narratorami podstawionymi, w trzeciej osobie jako ukryty wszechwiedzący narrator opowiadając osobliwe przygo­dy życia i śmierci ludzi, poddanych elementarnym, biologicznym i społecznym, namiętnościom. Te namiętności mogą być obłędne, wynaturzone, nawet ka­rykaturalne, autor zdaje sobie najczęś­ciej sprawę z ich anachroniczności i jest świadomy społeczno-historycznych i cywilizacyjno-kulturalnych wyroków, ja­kim podlegają, pragnąłby jednak utrwa­lić literacko ich kształt, tak jak Johannes Bobrowski pragnął utrwalić swój świat, na który historia wydała jeszcze bardziej ostateczny wyrok. W najlepszych opowiadaniach zbioru Strittmatter dorównuje Bobrowskiemu w pisarskiej pasji utrwalenia w litera­turze tego, czego w inny sposób nie da się już ocalić przed nieistnieniem.

Do takich niemal doskonałych opo­wiadań można zaliczyć Meine arme Tante, Nebel, Die Katze und der Mann, Hasen uber den Zaun, Zwei Manner auf einem Wagen, Ein Dienstag im September. Sześć opowiadań znakomitych na dziesięć dobrych i in­teresujących to wcale niezła proporcja w książce nawet najambitniejszego pi­sarza. Najlepsze opowiadania Strittmattera są humorystyczne, czasami grote­skowe, czasami makabryczne i prawie zawsze jednak odrobinę sentymentalne, ponieważ autor nie potrafi ukryć, że opowiada o ludziach, namiętnościach ludzkich i zjawiskach życia mu naj­bliższych, które najmocniej działały lub działają nadal na jego pisarską wyobraźnię. Jedynie w groteskowej historii rzeźnika, który dla wygrania zakładu przeszedł przez komin i zginął, nie wygrawszy następnego zakładu, że ręką z banknotem zatrzyma pociąg, można się doszukiwać szczypty intencji satyrycznej (Nebel). W historii dwóch koniarzy, w której rytualnego targu o konia nie przerywa nawet śmierć te­go, który konia sprzedaje, ponieważ ku­pujący wykorzystał pogrzeb, żeby kup­no przeprowadzić według swojego za­mysłu, trochę makabryczny humor jest na usługach sentymentu (Zwei Mdnner auf einem Wagen). Autor podziela namiętność do koni, tak jak podziela wszystkie namiętności wynikłe z przeżycia życia w zgodzie z sobą i z naturą. Wobec takich namiętności jest toleran­cyjny, gdy zachodzi potrzeba tolerancji, jak w otwierającym zbiór opowiadaniu Meine arme Tante, w którym ani jaw­na swoboda seksualna wuja, ani po­tajemny rewanż „biednej ciotki” nie są napiętnowane. Postawa prawdziwie epicka nie bywa postawą moralizatorską. W tym, co najlepsze w jego pi­sarstwie, osiąga Strittmatter bezinte­resowność postawy epickiej.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content