copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
PROZA ERWINA STRITTMATTERA
Erwin Strittmatter (ur. 1912) – autor kilku powieści i kilku utworów dramatycznych – jest jednym z najwybitniejszych pisarzy niemieckich, działających w NRD. Droga Strittrnattera do pisarstwa nie była prosta, niejednakowe są też efekty jego pisarskiej pracy, wydaje się jednak, że w swoich książkach z ostatnich lat doszedł Strittmatter do samodzielnych i nieokazjo-nalnych przeświadczeń o życiu, sztuce i przede wszystkim o własnych dążnościach pisarskich. Świadczą o tym zwłaszcza dwie książki: Schulzenhofer Kramkalender (1967, Aufbau-Yerlag) i Ein Dienstag im September (1969, Aufbau-Verlag). Pierwsza składa się z utworów – jak by powiedziała Maria Dąbrowska – literatury gnomicznej i ma charakter autentycznych raptularzowych zapisków, druga jest normalnym zbiorem opowiadań mimo trochę pretensjonalnego i mylącego podtytułu: 16 Romane im Stenogramm.
Zbiór dwustu miniatur prozatorskich Schulzenhofer Kramkalender (mimo pozorów) niewiele ma wspólnego z tym, co zwykło się znajdować w dzienniku pisarza. Miniatury Strittrnattera są pomyślane jako skończone utwory literackie, jako mikronowele osnute na jakimś wydarzeniu w życiu przyrody, którą autor obserwuje z pasją, ze znawstwem i nieledwie z zapamiętaniem. Swoim stosunkiem do przyrody przypomina Strittmatter Michała Priszwina, którego nazwisko nieprzypadkowo jest kilkakrotnie przywoływane na kartach książki. Priszwin wpłynął na Strittmattera także w sensie czysto literackim, podsuwając mu gatunek mikronoweli, górującej nad notatką raptularzową swoim wykończeniem literackim. Strittmatter naśladuje Priszwina i w tym, w czym jest równie mocny, i w tym, w czym Priszwin go przewyższa. W pasji podglądania życia przyrody Strittmatter może nawet przewyższa Priszwina, nie dorównuje mu jednak w oryginalności refleksji filozoficznej, chociaż za Priszwinem stara się, żeby refleksja taka stanowiła pointę mikronoweli.
W filozofowaniu nad życiem bliższy jest Strittmatterowi Brecht niż Priszwin i do Brechta odwołuje się Strittmatter wszędzie, gdzie tylko może. Niemal młodzieńczy kult osobowości Brechta jest zresztą jednym z najładniejszych motywów książki Strittmattera. Strittmatter opowiada w swojej książce o świecie sobie najbliższym i jak gdyby przyrodzonym i w świat ten wtargnął z zewnątrz jedynie Brecht i nikt poza nim. Brechtowi przyszło rywalizować o uczucia narratora z jego Dziadkiem i z synem Matthesem i jest to rywalizacja najgodniejsza z godnych, ponieważ na tych dwóch postaciach z przyrodzonego świata narratora koncentrują się jego najpiękniejsze uczucia. Dziadek, syn i Brecht stanowią osobliwą ludzką trójcę, która współistnieje w przyrodniczej wieczności świata z tysiącem zdarzeń w życiu ptaków, owadów, grzybów i dziesiątków innych gatunków zwierząt i roślin.
Książka Strittmattera jest bardzo piękna i – co ważniejsze – nie ma w niej nic, w czym by się czuło nieprawdę. Może nawet umiejętność wymijania wszelkiej nieprawdy jest najważniejszą zasługą pisarską Strittmattera, który jak Priszwin znalazł sobie taki pisarski azyl, dzięki któremu żadna nieprawda nie ma do niego dostępu.
Zbiór opowiadań Ein Dienstag im September jest wydarzeniem w literaturze NRD, o czym świadczy żywa dyskusja na łamach prasy literackiej. Niezależnie od pobudek, charakteru i intencji tej dyskusji, ważny jest sam fakt, że dyskutuje się akurat o tym, o czym warto dyskutować. Zresztą sam Erwin Strittmatter nie stroni od dyskusji na temat literatury i sztuki w materii swoich opowiadań, wprowadzając do nich postacie artystów i ludzi piszących, przywołując przy wielu okazjach rozmaite funkcjonujące społecznie opinie na temat zjawisk artystycznych. Da się z tego odczytać jawnie niechętny stosunek Strittmattera do wszelkiego, chociażby i celebrowanego, prostactwa w pojmowaniu sztuki i jawną kpinę z tego wszystkiego, co o sztuce można powiedzieć w języku żurnalistyki.
Językiem żurnalistyki nazywam tu każdy język, który staje się narzędziem nieprawdy. Strittmatter jest pisarzem szczególnie uczulonym na nieprawdę języka. Boi się jak ognia języka pojęć abstrakcyjnych, co w niemczyźnie rzuca się natychmiast w oczy. Język prozy Strittmattera chciałoby się przyrównać do języka Ludzi stamtąd Marii Dąbrowskiej, gdyby to porównanie z rozmaitych względów nie musiało być nietrafne. Język Strittmattera stoi w drastyczniejszej opozycji do całej tradycji literackiej niemczyzny, na którą tak decydujący wpływ wywierał zawsze język filozofów i uczonych. Strittmatter świadomie lub instynktownie przeciwstawia się tej tradycji, unikając wszelkimi sposobami języka pojęć abstrakcyjnych, starając się o precyzję i bogactwo nazwań konkretnych rzeczy i zjawisk.
Ostentacyjna niechęć Strittmattera do wymyślonych języków kłóci się niekiedy z zamysłem niektórych opowiadań zbioru, przede wszystkich tych, w których można się domyślać intencji par ody stycznych. Takie intencje wyczuwa się we wszystkich opowiadaniach, w których głównymi postaciami lub zwłaszcza narratorami są artyści, uczeni, dziennikarze, tak czy inaczej ludzie wykształceni, ludzie kultury. Parodystyczność tych opowiadań byłaby z pewnością efektowniejsza literacko, gdyby Strittmatter nie hamował się w prezentacji ich własnego języka. Odnosi się jednak wrażenie, że Strittmatter odczuwa do niego tak żywiołowy wstręt, że nawet dla celów parodystycznych nie chce go używać, zadowalając się omówieniami i dyskretnymi aluzjami do tego języka, który miałby być przedmiotem parodii. Jak w opowiadaniu Eine Kleinstadt auf dieser Erde, w którym dziennikarz opowiada o dwóch obrazach sławnego malarza i wbrew swoim poglądom teoretycznym bardziej jest zafascynowany obrazem dobrym, którego twórca nie ujawnia, niż obrazem nagrodzonym, którego sławę dziennikarz ma głosić. Dopiero w poincie opowiadania parodia jest jasna i bezpośrednia, gdy dziennikarz formułuje swoje końcowe fałszywe wnioski, w które sam nie powinien wierzyć. Opowiadania, w których można się doszukiwać intencji parodystycznych, są bezspornie interesujące i dobre, przewyższają je jednak zdecydowanie te utwory, w których Strittmatter opowiada o tym, co mu jako człowiekowi i pisarzowi jest najbliższe, co dotyczy świata przyrody i ludzi przez przyrodę bezpośrednio kształtowanych. Te opowiadania formalnie są bardziej tradycyjne, nie występują w nich monologi wewnętrzne, autor nie wyręcza się w nich narratorami podstawionymi, w trzeciej osobie jako ukryty wszechwiedzący narrator opowiadając osobliwe przygody życia i śmierci ludzi, poddanych elementarnym, biologicznym i społecznym, namiętnościom. Te namiętności mogą być obłędne, wynaturzone, nawet karykaturalne, autor zdaje sobie najczęściej sprawę z ich anachroniczności i jest świadomy społeczno-historycznych i cywilizacyjno-kulturalnych wyroków, jakim podlegają, pragnąłby jednak utrwalić literacko ich kształt, tak jak Johannes Bobrowski pragnął utrwalić swój świat, na który historia wydała jeszcze bardziej ostateczny wyrok. W najlepszych opowiadaniach zbioru Strittmatter dorównuje Bobrowskiemu w pisarskiej pasji utrwalenia w literaturze tego, czego w inny sposób nie da się już ocalić przed nieistnieniem.
Do takich niemal doskonałych opowiadań można zaliczyć Meine arme Tante, Nebel, Die Katze und der Mann, Hasen uber den Zaun, Zwei Manner auf einem Wagen, Ein Dienstag im September. Sześć opowiadań znakomitych na dziesięć dobrych i interesujących to wcale niezła proporcja w książce nawet najambitniejszego pisarza. Najlepsze opowiadania Strittmattera są humorystyczne, czasami groteskowe, czasami makabryczne i prawie zawsze jednak odrobinę sentymentalne, ponieważ autor nie potrafi ukryć, że opowiada o ludziach, namiętnościach ludzkich i zjawiskach życia mu najbliższych, które najmocniej działały lub działają nadal na jego pisarską wyobraźnię. Jedynie w groteskowej historii rzeźnika, który dla wygrania zakładu przeszedł przez komin i zginął, nie wygrawszy następnego zakładu, że ręką z banknotem zatrzyma pociąg, można się doszukiwać szczypty intencji satyrycznej (Nebel). W historii dwóch koniarzy, w której rytualnego targu o konia nie przerywa nawet śmierć tego, który konia sprzedaje, ponieważ kupujący wykorzystał pogrzeb, żeby kupno przeprowadzić według swojego zamysłu, trochę makabryczny humor jest na usługach sentymentu (Zwei Mdnner auf einem Wagen). Autor podziela namiętność do koni, tak jak podziela wszystkie namiętności wynikłe z przeżycia życia w zgodzie z sobą i z naturą. Wobec takich namiętności jest tolerancyjny, gdy zachodzi potrzeba tolerancji, jak w otwierającym zbiór opowiadaniu Meine arme Tante, w którym ani jawna swoboda seksualna wuja, ani potajemny rewanż „biednej ciotki” nie są napiętnowane. Postawa prawdziwie epicka nie bywa postawą moralizatorską. W tym, co najlepsze w jego pisarstwie, osiąga Strittmatter bezinteresowność postawy epickiej.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy