Przed ostatnią szansą, Twórczość 9/1962

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

PRZED OSTATNIĄ SZANSĄ

Eligiusz Mikołajczyk, Odle­głości z bliska, Warszawa 1962

Istnieje tyle sposobów klasyfikacji gatunku ludzi piszących, że można z lekkim sercem proponować każdy no­wy. Mnie akurat przychodzi na myśl, że, pomijając wszelkie pośredniości, można rozróżniać pisarzy pierwszej i ostatniej szansy w życiu. Pisarze pierwszej szansy to pisarze z konieczności przyrodzonej, dla których na dobrą sprawę od początku nie istnieje żaden wolny wybór. Oni stanowią naturalną elitę gatunku, ich garb, z którego czy­nią ozdobę, jest wrodzony i nieule­czalny. Pisarzy ostatniej szansy rodzi konieczność poradzenia sobie z gar­bem nabytym, z garbem z nieszczęśli­wego wypadku, który przydarzył się przy realizowaniu pierwszej, drugiej czy jakiejś kolejnej szansy w życiu. Dla tych wolny wybór przestaje istnieć. Pierwszych sama natura oswaja z kalectwem, drudzy muszą uczyć się spo­sobów na przystosowanie. Pierwszym łatwiej dojrzeć w kalectwie wyróżnienie, drudzy nigdy do tego nie dojdą.

Pisarze ostatniej szansy istnieli od zawsze, ich domeną literacką było pamiętnikarstwo. Mniej odważni pisali, jak było, kiedy garbu nie było. Odważniejsi tłumaczyli, z czego garb wyniknął. Dawniej pisarze ostatniej szan­sy rzadko próbowali konkurować z pi­sarzami urodzonymi. W czasach dzi­siejszych jest to zjawisko nagminne. Światową sławę zdobył Giuseppe Tomasi di Lampedusa, pisarz ostatniej ,szansy w najczystszym wydaniu. Inna sprawa, że jego powieść Lampart to quasipowieść a naprawdę kryptopamiętnik. U nas w czasie kilku osta­tnich lat namnożyło się debiutów be­letrystycznych ludzi w bardzo poważnym wieku. Byłoby interesujące zasta­nowić się każdorazowo, dlaczego typo­wi autorzy ostatniej szansy nie piszą pamiętników, lecz powieści lub opowiadania. Według moich przypuszczeń piszą oni najczęściej beletrystykę za­miast pamiętników. Beletrystyka stwarza różne szansę uników wobec siebie i wobec czasów. Ostatnia szansą nie musi być szansą straceńczą. Pamiętnik jest formą bardzo zobowią­zującą pozaliteracko, jesteśmy wobec tej formy krytyczniejsi niż sto i dwie­ście lat temu. Nie ma się czemu dzi­wić, że trudno zobowiązaniom tej for­my sprostać. Nie każdy ma literacką i pozaliteracką śmiałość Putramenta.

Skoro pisarze ostatniej szansy z ra­cji chociażby wieku zdradzają pamiętnikarstwo na rzecz beletrystyki, mło­dzi wiekiem debiutanci ostatniej szan­sy są w swojej ucieczce od pamiętnikarstwa całkowicie usprawiedliwieni. Mam na myśli przynajmniej dwa naz­wiska: Janusza Krasińskiego i Eligiu­sza Mikołajczyka. Ci dwaj niemal ró­wieśnicy pokolenia „pryszczatych” są mimo młodego stosunkowo wieku ty­powymi pisarzami ostatniej szansy. Ani by im w głowie było pisarstwo, gdyby nie nabyty garb. Co zrobić z garbem, gdy się ma lat trzydzieści i dużo życia przed sobą? I z kolei jak pisać pamiętniki (pomijając wszystko inne), gdy się ma tylko lat trzydzieści? W trzydziestym roku życia można je­szcze udawać, że ostatnia szansa jest pierwszą szansą prawdziwą. Obydwaj robią to właśnie, każdy na swój spo­sób i przed samym sobą. Nic prostsze­go też, jak zaliczyć ich do zwyczajnych debiutantów ostatnich lat.

Eligiusz Mikołajczyk, wykorzystując drobny epizod biograficzny, nie prze­ciwstawia się legendzie piszącego szo­fera. To ładna legenda, choć raz już wykorzystana. Legenda z tradycją jest bardziej smakowita niż nowa. Nie mam za złe Mikołajczykowi, że się do legendy przymierza. Tak czy owak chodzi tylko o legendę, w danych oko­licznościach literacko najwygodniejszą. Piszący szofer to efektowna legitymacja a zarazem usprawiedliwie­nie na wszelki wypadek. Czy autorowi opowiadań Odległości z bliska potrzebne jest pozaliterackie usprawiedliwie­nie? Użyteczne – tak, konieczne – nie.

Legitymacja szoferska jest użytecz­nym załącznikiem biograficznym do opowiadania Zakręt a poza tym może służyć za konwencjonalne usprawiedli­wienie widocznego tu i ówdzie u Mikołajczyka kompleksu niższości, który zresztą bardzo prawidłowo występuje u niego jedynie wraz ze swym zaprze­czeniem, Kompleks niższości jest, mo­im zdaniem, tak jak i jego zaprzeczenie, zjawiskiem wyłącznie psycho­logicznym, które do ujawnienia się potrzebuje pretekstu społecznego. Wię­kszość znanych pretekstów społecznych kompleksu niższości utraciła wszelkie uzasadnienie i pokutuje jedynie pre­tekst hierarchii pracy fizycznej i umysłowej. W czasach, gdy praca umysło­wa oznacza tak często rozbrat z jakąkolwiek pracą twórczą, a praca fi­zyczna jest oporniejsza wobec takiej degradacji, jest to oczywiście jawny przesąd, ale nie da się zaprzeczyć, że przesąd taki istnieje. Od biedy i z braku lepszego społecznego pretekstu szofer z kompleksami może takiemu przesądowi podlegać. Zwłaszcza gdy podłoże kompleksów jest jawnie erotyczne. Na tym podłożu mogą ożyć wszelkie przesądy i wszelkie nonsensy mogą nabrać sensu.

Największą użyteczność legendy szoferskiej widziałbym jednak jeszcze gdzie indziej. Mikołajczyk od samego początku zdradza swoją własną manie­rę w pisaniu. Nie użyłem słowa styl, bo to byłoby za duże słowo. Wiele wskazuje na to, że Mikołajczyk mógł­by błysnąć barwną i różnorodną egzo­tyką językową. Ale nie błyska. Kokie­tuje aluzjami do barwności po to, żeby ją całkowicie wykluczyć. Używa za­dziwiająco małej ilości słów, które na­zywają najprościej najprostsze rzeczy. Istnieją dla niego tylko nazwania kon­kretnych przedmiotów i czynności. Nie istnieją żadne, ale to żadne nazwy po­jęć abstrakcyjnych. Wszystko, co nie jest przedmiotem ani czynnością, nie ma swego odrębnego nazwania. To wszystko zasługuje jedynie na omó­wienia albo na zaimki nieokreślone. Nie znam tekstu polskiego, w którym by w takim stopniu nadużywano za­imków nieokreślonych. Mikołajczyk gwałci gramatykę, lekceważy wymogi poprawności stylistycznej, zamazuje sens myśli i uczuć, które chce wyrazić. A wszystko po to, żeby nie padły żadne nazwania, których sens mógłby być wątpliwy, albo raczej takie, któ­rych się nadużywa. Przedwcześnie by­łoby doszukiwać się w tym określonego podtekstu filozoficznego. Rozsądniej jest – przynajmniej na razie – wią­zać tę właściwość jego prozy z podtrzy­mywaniem szoferskiej legendy. Myślę zresztą, że na właściwościach maniery czy stylu Mikołajczyka wyczerpuje się jej przydatność.

Dla opowiadań tomu Odległości z bliska pozaliterackie usprawiedliwienia nie są bowiem, jak się rzekło, konie­czne. Przy sygnalizowanych już właś­ciwościach sposobu pisania Mikołajczyk wykazuje wcale imponującą sprawność. Jego ekwilibrystyka omó­wień i karkołomne wyczyny z zaim­kami nieokreślonymi mają swój sens i znaczenie. Mikołajczyk z taką pomysłowością zużytkowuje ubogie środki, że nie raz, nie dwa razy osiąga efekt bogactwa. Okazuje się, że z najbardziej nieporadnych słów można budować efektowne paradoksy, niekiedy aforyz­my i sentencje, niekiedy odkrywcze i wieloznaczne metafory. Mikołajczyk nie używa słów: miłość, szczęście, cierpie­nie, krzywda, sprawiedliwość, a o różnych odcieniach treści tych słów mówi się w jego opowiadaniach, i to bardzo często urodziwie a prawie zawsze z pokryciem, Najważniejsze dla przy­szłości pisarskiej Mikołajczyka jest zresztą to, że przy lekturze jego opo­wiadań odnosi się ustawiczne wraże­nie, że autor ma o wiele więcej do po­wiedzenia, niż już i teraz potrafi po­wiedzieć. Odległości z bliska to zale­dwie zapowiedź, to zaledwie trop od­krywanych możliwości. Pamiętajmy, ten debiutant ostatniej szansy dopiero skończył lat trzydzieści. Jako człowiek piszący wszystko jeszcze ma przed so­bą. Zobaczymy, czy to będzie dużo, czy mało.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content