copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
PRZYWŁASZCZENIA
Wrastanie (moja lektura maszynopisu 1979) jest powieścią podobną w założeniach do Już niedaleko, choć trudności pisarskie, na jakie we Wrastaniu, Trziszka się skazuje, są tu bez porównania większe. Narrator Już niedaleko – chłop na emeryturze – jest projekcją losu tak związanego ze światem pierwszym samego Trziszki, że nic ryzykownego nie mogło kryć się w tym, że świat pierwszy narratora pochłonął świat drugi Trziszki, jego doświadczenie intelektualne. Rację ma Jerzy Pluta, gdy pisze w recenzji Już niedaleko o „prześmiewstwie” narracji u Trziszki, tym „prześmiewstwem” obejmuje Trziszka już od Romansoidu wszystko, czego doświadcza w swoich światach drugich.
Źródła energii prześmiewczej u Trziszki tkwią zawsze w wartościach, których jego świat pierwszy (mimo translokacji) nie jest nigdy pozbawiony. W Już niedaleko odwołuje się Trziszka do wartości autentycznych i własnych (chłopskich), we Wrastaniu mają to być wartości przywłaszczone, Wrastanie jest zresztą w całości – w moim rozumieniu – powieścią o tym, co i do jakiego stopnia można sobie przywłaszczyć ze sfery takich wartości, których „prześmiewczość” nie może dotyczyć. Jeśli dobrze Wrastanie rozumiem, ma to być powieść o tym, że możliwości przywłaszczeń istnieją.
Może istnieją, powinny istnieć, jasne jest jednak, że takie wartości przywłaszczone nie stanowią źródła energii prześmiewczej. Przy podobieństwach narracji górnika na emeryturze we Wrastaniu do narracji chłopa emeryta w Już niedaleko, różność obydwu utworów jest istotna, w Już niedaleko kwitnie „prześmiewstwo”, we Wrastaniu tylko raz jeden staje się ono jawne, w nagranych na taśmą magnetofonową anegdotach autentycznego górnika Haincka Pluty, którego stać na prześmiewczość tak samo jak narratora Już niedaleko, ponieważ oni obydwaj nie doświadczają niepewności, jaka jest nieodłączna od władania wartościami przywłaszczonymi.
Narratora Wrastania zrobił Trziszka z pisarskiej konieczności włodarzem wartości przywłaszczonych. Najjaskrawiej wyraziło się to w sytuacji językowej narratora. Jego językiem pierwszym miałaby być według Trziszki polszczyzna wschodnia (mniejsza o to, że Trziszka zaanektował dla niej tak ekspansjonistycznie tereny graniczne dawnych trzech zaborów), na tę wschodnią polszczyznę narrator nie może sobie pozwolić, posługuje się więc wyłącznie językami przywłaszczonymi a właściwie ich swobodną mieszanką, mieszanką gwary śląsko-górniczej, konwencjonalnej polszczyzny literackiej, żargonów zawodowych.
Wobec tej mieszanki językowej niczym już jest mieszanka intelektualna, którą Trziszka serwuje ku zgorszeniu któregoś z krytyków. Kryteria socjologicznego prawdopodobieństwa pasują do utworu Trziszki jak pięść do oka, intelektualnie natomiast wszystko jest w porządku, bo ta mieszanka intelektualna, którą się tu serwuje, nie jest w niczym wymyślona, Trziszka odstąpił narratorowi Wrastania dokładnie to akurat, co sam sobie intelektualnie przywłaszczył w drodze samoedukacji, której częściową dokumentację przedstawia książka Mój pisarz (w druku).
To, co się zdarzyło samemu Trziszce naprawdę, ma prawo zdarzyć się w fikcji literackiej w socjologicznym przebraniu. Trziszka robi we Wrastaniu raczej za dużo niż za mało, żeby fikcję socjologicznie uprawdopodobnić, z tego wynika w powieści przerost reportażowości i dokumentalizmu (to jest także ukłon wobec organizatorów śląskiego konkursu), tę reportażowość należałoby w utworze ograniczyć, zwłaszcza że z wydania powieści słusznie nagrodzonej lekkomyślnie zrezygnowano nie wiadomo dlaczego. Trziszka mógł podejść do wymogów konkursowych nieuczciwie w sensie artystyczno-intelektualnym, podszedł najuczciwiej jak można z niejaką własną szkodą artystyczną, co powinien teraz naprawić, ograniczając przerosty górniczego reportażu w utworze.
Nie pretendując do górniczego autentyzmu w powieści, bo to w jego sytuacji pisarskiej byłoby niemożliwe, napisał powieść o możliwościach, warunkach i konsekwencjach przywłaszczania sobie ludzkich wartości, w tym przypadku wartości górniczego życia i takich wartości intelektualnych, których przywłaszczenie mogłoby mieć sens. Powoływanie się narratora Wrastania na Starego Błażeja i Nowego Błażeja może kogoś śmieszyć ze względu na zestawienie zjawisk w niczym niewspółmiernych, ze śmieszności tego zestawienia sam Trziszka zdaje sobie z pewnością sprawę, poprzez ukryty żart właśnie chce pozostać sobą, ja, nawet jako obiekt dowcipu (trzeba rzecz dopowiedzieć do końca), nie mam do Trziszki pretensji, jak nie miałem ich do Janusza Głowackiego, gdy w trochę identyczny sposób żartował ze mnie w swoim Paradisie.
Sam nie jestem pozbawiony humoru na swój temat, dlaczego miałbym oponować przeciwko literackim żartom Głowackiego lub Trziszki, skoro mogą wyniknąć z tego literackie korzyści. Ukryty żart, na który sobie Trziszka pozwolił, ożywia trochę nadmierną powagę jego utworu p przywłaszczaniu wartości nieco istotniejszych niż to, do czego sprowadza się zwykle tak zwany awans kulturalny lub inny.
Narratora włodarzącego przywłaszczonymi w ciągu całego życia wartościami zestawia Trziszka interesująco z reporterskim „nasłańcem” Edmundem, w którym sam siebie portretuje. W tę postać wpisał Trziszka swoją własną potrzebę poszukiwania wartości, jest to u niego potrzeba bardzo autentyczna, nie jest wcale dziwne, że przejawiła się ona powieściowe w taki, a nie inny sposób. Po całym życiu doświadczeń w roli, którą sam sobie nieopatrznie obrałem, często myślę o tym, że mógłbym żyć lepiej i mądrzej, gdybym został drwalem, śluzowym nad Notecią lub oficerem w dawnej armii austriackiej, na górnika brakowałoby mi koniecznych uzdolnień, na strój górniczy zawsze jednak patrzę z zazdrością. Trziszka swoją niewątpliwie duchowo przeżyta pokusę zostania górnikiem opowiedział we Wrastaniu cienko i bez tych kłamstw, od których roi się zwłaszcza w rutyniarskich powieściach konkursowych.
Wolę z rozmaitych względów bardziej Już niedaleko od Wrastania, ale niech mnie Bóg strzeże przed dyskwalifikacją powieści, w której Trziszka zrobił, co w swojej sytuacji mógł zrobić, nie robiąc niczego wbrew sobie i na „odwal się”. Wrastanie jest powieścią bez kłamstwa, jest utworem lepszym od wielu podobnych utworów, nie dorównuje on Romansoidowi i Happeniadzie, ale wstydzić się w nim niczego nie trzeba.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy