Pułapka, czytane w maszynopisie, Twórczość 3/1989

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

PUŁAPKA

Czerwony Dwór Jana Drzeżdżona (moja lektura 1988) czytam nie w maszynopisie, jak zwykle, lecz w szpaltach wydawnictwa, które z publikacji utworu zrezygnowało. Jest to decyzja, w moim przekonaniu, historyczna.

Odrzucić utwór Jana Drzeżdżona dziś, to pra­wie tyle samo, czym byłoby – trudno wyobrażalne – odrzucenie dzieła Zofii Nałkowskiej w la­tach dwudziestych, Jarosława Iwaszkiewicza w trzydziestych, Jerzego Andrzejewskiego lub Adolfa Rudnickiego w czterdziestych, Kazimie­rza Brandysa lub Tadeusza Konwickiego w sześćdziesiątych. Widać więc, że odwagi, którą niektórzy wysoko cenią, u nas nie brakuje.

Czerwony Dwór jest powieścią trzeciego lub czwartego okresu twórczości Jana Drzeżdżona. Przypominam, że Drzeżdżon debiutował w roku 1975, lecz jego – opisane przeze mnie w Związ­kach naturalnych (1979) – początki pisarskie, sięgają drugiej połowy lat sześćdziesiątych.

Wbrew bezpodstawnym opiniom uczonych w piśmie (tylko w jakim?) Drzeżdżon nie jest pisarzem elitarnym, jego blisko pięćdziesięcioarkuszowa trylogia Karamoro (1983) nie zalegała półek księgarskich, mimo wysokiego nakładu i niebagatelnej w swoim czasie ceny. Jednocześ­nie pisarska płodność Drzeżdźona nie może być kojarzona z płodnością niektórych twórców bezwartościowych artystycznie bestsellerów czytel­niczych.

Z czym musi iść w parze odwaga w podejmo­waniu takich decyzji wydawniczych, lepiej nie myśleć. Nawet mnie, choć potrafiłem napisać Baranoję i Błazenadę, brak słów na wyliczenie koniecznych mariaży, żeby odwaga odrzucenia Czerwonego Dworu mogła ujawnić cały swój blask.

We wcześniejszej twórczości (użyję terminolo­gii w tym przypadku całkowicie uzasadnionej i właściwej) swoje artystyczne czasoprzestrzenie – w kosmologicznej, antropologicznej i history­cznej makroskali, w baśniowej mikroskali, w na­turalnej skali ludzkiego świata – opiera Drze­żdżon na narracyjnej przemienności małych i du­żych jednostek miary (na przykład chwil, godzin, dni i lat, okresów życia, epok, formacji), mając na względzie artystyczną i znaczeniową tożsamość cząstki i całości istnienia.

W twórczości po trylogii Karamoro narasta u Drzeżdżona skłonność czy upodobanie do najmniejszych jednostek miary, przestrzeń za­czyna się u niego mierzyć w milimetrach i metrach, kilometry są rezerwowane niemal dla nie­skończoności, miarę czasu stanowią chwile, go­dziny i dni, lata natomiast przemieniają się w wie­czność.

Minimalizacja czy miniaturyzacja artystycznej czasoprzestrzeni wiąże się, moim zdaniem, z kry­stalizacją u Drzeżdżona wiary w moc kreacyjną wyobraźni, ta moc ma swoją sferę sprawdzalności i tym samym większej wiarygodności w małych zakresach, w dużych narażając się na niebezpie­czeństwo wszelakich zafałszowań, na jakie skazu­je ograniczoność i skończoność władz poznaw­czych i kreacyjnych człowieka.

Człowiek do tego, co nie do ogarnięcia, ma jedyny dostęp poprzez to, co jest w stanie ogarnąć.

Czerwony Dwór jest szczególnie jaskrawą ma­nifestacją nowej wiary artystycznej Drzeżdżona. Dramat przebywania osoby ludzkiej w bycie – współprzebywania w nim z drugim człowiekiem, z ludzką zbiorowością, z całym światem – podlega redukcji do chwil i poruszeń konfigu­racji dwojga osób, do jej ruchów i zmian w prze­strzeni, która między ołtarzem i drzwiami koś­ciółka zmieścić może całą odyseję ludzkich losów.

Zaledwie uchwytnym dla zmysłów zmianom w relacjach konfiguracji ludzkiej i otoczenia nadaje się w narracji Czerwonego Dworu znaczenia wydarzeń o każdej możliwej wadze i doniosłości.

W stałym i jakby nadmiernym obciążeniu minizdarzeń wielkością znaczeń i wymiarów dałoby się doszukać ironii i autoironii twórcy, można je nazwać ironią i autoironią kreacyjną, dla artysty stanowiłyby one odpowiednik ironii i au­toironii boskiej.

Z ironii i autoironii Bóg nie robił tajemnicy, gdy na zakończenie dzieła stworzenia instalował ułomną skończoność ludzką pośród pułapek nie­skończoności.

Nieskończoność jest w każdym momencie nar­racji Czerwonego Dworu na wyciągnięcie ręki, na drgnięcie źrenicy, objawia się ona, jeśli nie ina­czej, to właśnie w wielości wymiarów, znaczeń, sensów i celów ludzkiego świata, stanowiąc natu­ralne i bezpośrednie otoczenie człowieka. Prze­zwyciężeniem wielości ma być jedność i jedyność tego, co powieściowe imię uzyskuje w tytule powieści.

Ta jedność – usytuowana w nieskończoności, nazwana Czerwonym Dworem – istnieje i nie istnieje, ogniskuje w sobie wszystko i wszystko rozprasza, w przeczuciach i w marzeniach daje się usłyszeć w cudzym głosie, zobaczyć w wyobrażeniach bramy, płomienia, domu i w tysiącu innych wyobrażeń, tworząc złudzenie zamiany labiryntu wielości w labirynt jedności i jednocześnie złu­dzeniu temu przecząc.

Jedność – nie będąc sobą, czyli jednością – jest najprawdopodobniej ludzkim urojeniem, wynikłym z nie dającej się zaspokoić inaczej potrzeby jednego i jedynego wymiaru wymiarów, znaczenia znaczeń, sensu sensów i celu celów.

Wśród synonimów tytułowej nazwy mogą się znaleźć słowa Bóg, sens, cel, życie, dobro, szczęś­cie, wieczność, raj i dom, ale także ich zaprzecze­nia (jak chociażby szatan, bezsens, śmierć, niebyt i piekło).

W narracji Czerwonego Dworu bada się spo­sób istnienia tego, co takie słowa mogą znaczyć, ustala się usytuowanie człowieka zarówno w świecie znaków, jak i znaczeń, sprawdza się – w sposób właściwy dla języka symbolicznego – skuteczność wysiłków, żeby się w sobie pośród znaków i znaczeń rozpoznać i dzięki temu rozpo­znaniu siebie w chaosie świata nie zatracić.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content