Równoważnik zdania, Twórczość 5/1972

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

RÓWNOWAŻNIK ZDANIA

Urszula Kozioł: Ptaki dla myśli, Warszawa 1971

Na pozór Ptaki dla myśli niczym nie przypominają Postojów pamięci (1964). Przy braku jakiegokolwiek zewnętrznego podobieństwa da się jednak wykryć w tych dwóch powieściach wewnętrzne powiązanie dosyć istotne: w obydwu toczy się dramatyczna walka o panowanie nad żywiołami świata wewnętrzne­go, o nadanie kształtu jego bezkształtowi, o wyrażenie jego niewyrażalności. W Postojach pamięci narzuca się światu wewnętrznemu świat zewnętrzny, w kształcie biografii chce się zmieścić bezkształt, niewyrażalność wnętrza ma zastąpić opis zewnętrzności. W Ptakach dla myśli odrzuca się ubezpieczające pośrednictwo ze wnętrzności, nie oznacza to jednak poddania się wewnętrznym żywiołom. Ubezpieczeniem w wyprawie Urszuli Kozioł na „czarne morze” ludzkiego wnętrza jest w Ptakach dla myśli intelektualna świadomość kulturalna. W tej wyprawie chodzi może nawet głównie o to, żeby wypróbować wartość tego ubezpieczenia, jego dzisiejszą przydatność.

Z wielu możliwych powieściowa metafora Wilhelma Macha wydaje się naj­właściwsza, żeby powiedzieć, czym jest wnętrze człowieka w powieści Urszuli Kozioł. U autorów zbliżonych w charakterze do Ptaków dla myśli powieści polskich chyba jedynie Leopold Buczkowski w Pierwszej świetności widzi w człowieku podobną pełnię treści powieściowe i literacko niewyrażalnych, ponieważ nie wyraża ich skostniały w swojej logice i konwencjonalności język literatury. U innych to, co niewyrażalne w literaturze (u Jerzego Andrzejewskiego w Idzie skacząc po górach, u Kazimierza Brandysa w Dżokerze, u Artu­ra Międzyrzeckiego w Złotej papudze), nie domaga się wyrazu, jest objęte doskonałym milczeniem, tkwi w nim jak w martwym morzu, którego ożywić nie można i nie ma takiej potrzeby. U Urszuli Kozioł „czarne morze” ludz­kiego wnętrza jest morzem żywym, agresywnym i niebezpiecznym, kłębią się w nim tajemnicze żywioły, miotające ustawicznie i we wszystkie strony trzeszczącą w spojeniach tratwą intelektualnej świadomości kulturalnej.

Tratwa Urszuli Kozioł została zbudowana według założeń filozofii egzysten­cjalnej, ocalającej w człowieku godność istoty „na obraz i podobieństwo boskie”, czyniącej z niego własne centrum świata lub – jak chce autorka Pta­ków dla myśli – uznającej w nim środek własnego widnokręgu. Ta ostatnia – tak centralna w Ptakach dla myśli – metafora świadczy jednak o po­zbawieniu człowieka egzystencjalistycznego piedestału, na który wznosił człowieka Albert Camus. Urszula Kozioł odżegnuje się od złudzeń Camusa i od jego metafizyki, widząc metafizykę tam, gdzie jej Camus nie chciał dostrze­gać: w ukrytym i nie oddającym się intelektualnej eksplikacji wnętrzu czło­wieka. Uzewnętrznionej i tym samym zracjonalizowanej i ulogicznionej (za sprawą języka) metafizyce Camusa przeciwstawia Urszula Kozioł umykającą językowi metafizykę „czarnego morza”, którego bełkotu nie prezentuje (bo go nie jest w stanie i nie chce prezentować), nie udaje jednak, że go nie słyszy, nie zaprzecza, że w nim jak „w psim skomleniu” wyraża się coś ważniejszego i prawdziwszego niż to, co znalazło wyraz w nagromadzonych przez historię zasobach świadomości kulturalnej.

Zasoby świadomości kulturalnej konfrontuje się w Ptakach dla myśli usta­wicznie z nieartykułowaną – lecz wyczuwalną i uchwytną – treścią bełkotu „czarnego morza” i „psiego skomlenia” istoty ludzkiej. Ta konfrontacja stwa­rza w Ptakach dla myśli napięcie dramatyczne, które wynika zarówno z nieadekwatności jednych i drugich treści (to zrozumiałe), jak i z ich współbrzmie­nia. W tym drugim wypadku dramatyczna jest konieczność powtórzeń, na którą trudno się zgodzić, skoro wiadomo, że w powtórzeniach zaciera się istot­ny sens twórczej działalności. Konieczność powtórzeń oznacza jaskrawy paradoks, ponieważ powtórzenia nie są konieczne i można by się bez nich obejść, gdyby w człowieku nie istniała trwała potrzeba nie tyle utworów, co samej twórczej działalności, którą ten paradoks paraliżuje.

Gdyby uwaga autorki Ptaków dla myśli koncentrowała się na zwietrzałych zasobach świadomości kulturalnej i na tym, co w niej podlega współczesnym wynaturzeniom, musiałaby – jak Jerzy Andrzejewski w Idzie skacząc po gó­rach i Artur Międzyrzeczki w Złotej papudze – przyjąć postawę parodysty i satyryka. Andrzejewski ośmiesza współczesną obiegową świadomość kultural­ną i parodiuje styl współczesnej żurnalistyki kulturalnej, Międzyrzecki de­maskuje szaleństwa dzisiejszych ekskluzywnych nauk humanistycznych i karykaturuje język, którym one się posługują. W Ptakach dla myśli istnieją sa­tyryczno-parodystyczne marginesy, ich rozbudowa jednak – chyba słusznie – nie jest ambicją autorki, której nie stać na śmiech, ponieważ zbyt ją jeszcze porusza „psie skomlenie” człowieka, które słyszy, którego nie jest w stanie zignorować. Z „psim skomleniem” współbrzmią utrwalone w świadomości kul­turalnej niektóre stare i nowe głosy artykułowanego ludzkiego lamentu i ni­mi chce Urszula Kozioł uczłowieczyć „psie skomlenie”, narzucić mu wyraz i kształt czegoś ludzkiego, czegoś mniej poniżającego człowieka. Z „rumowiska myśli, języka i cywilizacji” wydobywa cenne fragmenty, ułomki i strzępy, odnajdując walory ich fragmentaryczności, ocalając je dla dzisiejszej świado­mości kulturalnej i dzięki nim ocalając ją spośród żywiołów „czarnego morza”.

Z paradoksalnej sytuacji, gdy powtórzenia są nie do uniknięcia i zgodzić się na nie w żadnym wypadku nie można, znalazła Urszula Kozioł takie wyj­ście, które przynajmniej na użytek jej powieści o współczesnym dramacie twórców okazało się wyjściem szczęśliwym: zastąpiła powtórzenia rozbudowa­nym i wszystko w powieści ogarniającym systemem przywołań, napomknięć i aluzji literacko-kulturalnych do dzieł, postaw, formuł filozoficznych i poetyckich Mogłoby to przypominać powieść Pod wulkanem Malcolma Lowry’ego, ale nie przypomina, ponieważ Urszula Kozioł odrzuciła technikę inkrustacji i znalazła dla aluzji formę odrębną od cytatu lub komentarza, przywołujących tradycyjnie ducha dawnych dzieł.

Tą formą jest w Ptakach dla myśli zwięzły, lapidarny i dynamiczny równo­ważnik zdania, który nie burzy logiczno-gramatycznej struktury języka, nie można jednak powiedzieć, że ją zachowuje w stanie nienaruszonym. Zwłasz­cza jeśli – jak w Ptakach dla myśli – stanowi on formę językową tak agresywną i tak nad formą konwencjonalnego zdania ilościowo dominującą. Olbrzy­mie partie tekstu Ptaków dla myśli (i to we wszystkich użytych formach po­dawczych powieściowej narracji) składają się wyłącznie z równoważników zdań, przy czym równoważnikiem zdania może być każda jego część (w sensie gramatycznym każda część mowy, nie 'wyłączając spójników i przyimków). a ponadto rozbudowane kompozycje równoważników zdań tworzą układy nadrzędne, dla których – zdaje się – nie ma nawet stosownej nazwy, po­nieważ trudno wskazać zapis literacki, w którym podobne zjawisko występu­je. Nie popełniłoby się przesady, gdyby się powiedziało, że Urszula Kozioł do­konała udanego zamachu na konwencjonalne zdanie i równoważnik zdania osadziła triumfalnie na tronie.

Niezwyczajna kariera równoważnika zdania w Ptakach dla myśli wyniknęła z przyczyn filozoficznych tak zasadniczych i zaprezentowano ją w sposób tak literacko wirtuozerski, że prawie nie dziwi niezwyczajność tej kariery, że przyjmuje się ją tak, jakby była czymś naturalnym, z czym stykaliśmy się już nieraz, chociaż to nie może być prawdą. Nad stylistycznym wynalazkiem Ur­szuli Kozioł wisi niebezpieczeństwo ekstrawagancji i maniery i zagroziłoby ono nieuchronnie każdemu, kto zechciałby zrobić z tego wynalazku nie przemyślany użytek. Ona sama o to niebezpieczeństwo nawet się nie otarła, nigdy nie zapominając, z czego wynika i czemu ma służyć stylistyczna osobliwość jej powieści.

Równoważnik zdania podważa u niej konwencję zdania i ratuje jednocześnie jego logiczne podstawy, które w literaturze współczesnej przestają być tabu dla wielu pisarzy. W pianie ogólnofilozoficznym Ptaków dla myśli wiąże się to z zasadnicza postawą autorki. Przewartościowując świadomość kulturalną nie narusza ona jej trwałych podstaw, szukając w nich ratunku przed „psim skomleniem” człowieka. Wypuszczając się na „czarne morze” zabiega o bezpieczeństwo tratwy, która jedynie może ją ratować. Nie chce w nim utonąć i nie chce uznać „psiego skomlenia” za jedyny głos, do którego miałby być zdolny masakrowany „psychicznie i fizycznie” człowiek.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content