„Się”, czytane w maszynopisie, Twórczość 7/1977

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

„SIĘ”

Trzeci – po latach, jakie upłynęły od publikacji Jednego dnia (1962) i Falując na wietrze (1966) – zbiór opowiadań Edwarda Stachury nawiązuje do całej jego wcześniejszej twórczości, także do powieści Cała jaskrawość (1969) i Siekierezada albo zima leśnych ludzi (1971). Ukształtowany w tej twór­czości własny styl pisarski wykorzy­stuje Stachura do postawienia diagno­zy tej sytuacji egzystencjalnej, na któ­rą go skazał wiek średni. Należałoby powiedzieć zresztą „wiek męski”, wte­dy bowiem weszłoby się in medias res najistotniejszych treści tej diagnozy.

Stachura jest jak najdalszy od po­wtórzenia poetyckiej formuły wieszcza, formule „wiek męski, wiek klęski” autor Się w każdym zdaniu swojej prozy stara się zaprzeczyć, chociaż nie prze­milcza klęsk, które go dotknęły, chociaż nie ukrywa, że ufną wiarę w sie­bie i w świat trzeba zastąpić wiarą trudną, wiarą nawet desperacką, wiarą na przekór wszelkim złym doświadcze­niom.

Pisarska młodość Stachury była „górna”, ale nie była „chmurna”, w swoim „wieku męskim” nie chce on w żadnym wypadku zrezygnować z „górności”, ale doszedł już do zgody na „chmurność”. Opowiadania zbioru Się kontynuują główną ideę powieści Cala jaskrawość i Siekierezada, ideę „wal­ki ze śmiercią i z wszystkimi jej prze­jawami”, autor Się wie jednak więcej niż autor powieści, jak walka ta może wyglądać, wie to przede wszystkim, że w walce tej wróg nie ściele się po­kotem, że na triumfy nad nim nie ma co liczyć, że liczyć można głównie na to, żeby do końca nie zgodzić się na kapitulację.

Taka świadomość sprawia, że Sta­chura, nie przestając liczyć na siebie, szuka w swojej walce sprzymierzeń­ców. Spośród wszystkiego, w czym ich upatruje, na plan pierwszy wysuwa się owo enigmatyczne tytułowe „się”. Oznacza ono, moim zdaniem, pomnoże­nie sił własnych „ja” o siły w stosunku do „ja” zewnętrzne. Trudno określić ich proweniencję, nie są to siły z ciała i krwi, nie są to także siły metafizycz­ne. Wie się jednak, że „ja” zamieniło się w „się” dlatego, że „ja” nie jest sa­mo, że „ja” działa w zgodzie z czymś poza nim, czymkolwiek to jest, zasadą życia? niepodważalnym prawem etycz­nym? dobrą wiarą wszystkich ludzi? istotą takiego człowieczeństwa, którego nie trzeba byłoby się wstydzić?

Czymkolwiek to jest, „ja” czuje się naczyniem i narzędziem tego czegoś ponadosobowego, tego czegoś, co sankcjonuje „ja”, co je wspiera, co je wy­korzystuje dla swoich – niepodważalnie wzniosłych, niepodważalnie dobrych, niepodważalnie służących życiu i pięknemu człowieczeństwu – celów.

Sukcesem pisarskim Stachury jest to, że owo „się” z jego szlachetnymi zna­czeniami i dla tych szlachetnych znaczeń przyjmuje się mimo językowo-stylistycznych ryzykowności i nawet ekstrawagancji. Prawdziwy pisarz, jeśli jest to potrzebne dla głębokich pisar­skich racji, nie musi liczyć się ze sztuczną literą pisanego języka. Stachura wyłożył swoje głębokie racje tak pięknie, jak potrafił, jego językowe ekstrawagancje, jeśli ktoś to tak odczu­wa, są pozorne, Stachura jest pisarzem, który ma prawo pisać tak, jak mu to jest potrzebne. Wartości opowiadaniom Stachury nie może odmówić nawet ten, kto by do jego pisarskich racji nie czuł się w pełni przekonany.

W sensie redakcyjnym utwory zbio­ru nie wymagają prawie żadnych za­biegów. Gdyby o mnie chodziło, proponowałbym Stachurze przemyślenie sprawy pewnego załamania narracyj­nego w opowiadaniu Wesele, zwłasz­cza w końcowych partiach, gdy odcho­dzi się od narracji pierwszoosobowej i oddaje się głos weselnikom, którzy mówią to, czego narrator Michał Kątny nie może słyszeć. Wystarcza przecież to, co wynika z późniejszej jego roz­mowy ze studentką. Do przemyślenia pozostawiłbym autorowi sprawę dłużyzn i nadmiernego wielosłowia w opowiadaniu Słodycz i jad. W moim odczuciu to opowiadanie byłoby lepsze, gdyby było znacznie krótsze i znacznie bardziej zwarte. Chodziłoby zwłaszcza o partię przechodzącą w strumień świadomości. Ten typ narracji odczuwa się u Stachury jako trochę niewłasny a ponadto za dużo tu w ogóle wszyst­kiego. Drobne nadmiary słów daje się także zauważyć w innych opowiada­niach. Chciałbym jednak jeszcze raz powtórzyć, że są to jedynie propozycje, z którymi autor może się nie zgodzić.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content