copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
SKRZĘTNOŚĆ
W tytule Pięć esejów Jana Bolesława Ożoga (moja lektura maszynopisu 1985) słowo esej znaczy mniej więcej tyle co wypracowanie szkolne, akademicka praca seminaryjna, referat polonistyczny. Nie widzę w tym żadnego nadużycia słowa. Nie zawahałbym się nazwać eseistami wszystkich, którzy zapisują cokolwiek, nigdy bowiem nie wiadomo, czy w zapisie byle czego nie kryje się literacka pierwszorzędność, jak to wykazał Redliński w Nikiformach.
Teksty Ożoga różnią się od wypracowań szkolnych lub akademickich wieloma właściwościami, najważniejsze z nich wynika z uchwytnego nawet po latach przeświadczenia, że niczego się tu nie pisze tylko dla własnej nauki, lecz ma się na względzie realny użytek. Orki, siewu, pieczenia chleba nikt by się nie nauczył wykonując na niby niepotrzebne czynności. Zmysł utylitaryzmu każe Ożogowi w młodości pisać obowiązkowe prace tak, ażeby mogły się przydać uczniom lub nauczycielom, na starość każe mu ze zdumiewającą skrzętnością zbierać wszystko, cokolwiek kiedykolwiek zostało napisane i da się jeszcze odczytać ze zniszczonych szpargałów.
Pasja reaktywacji wszystkich zapisanych przez siebie słów narasta w Ożogu z roku na rok od początku lat siedemdziesiątych. Nie przypuszczam, żeby wszystko dało się tu wyjaśnić chłopskim utylitaryzmem. W Ożogu potęguje się poczucie zagrożenia egzystencjalnego i ujawniają się skrywane namiętności samowartościowania pisarskiego. Zabiegi o utrwalenie wszystkiego, co się napisało, mogą być grą o zewnętrzny sprawdzian własnych wyobrażeń o swoim miejscu w hierarchii twórczej.
Nie wyręczając w niczym przyszłości i nie angażując się w jej wyroki, sprzyjam w praktyce (pisząc, co piszę o kolejnych inicjatywach edytorskich Ożoga) autorskim działaniom przygotowawczym do swoich opera omnia. Ożóg działa tak, jakby projekt swoich dzieł wszystkich miał od dawna gotowy.
Publikacja Pięciu esejów przyniesie przyszłym edytorom dzieł wszystkich Ożoga autorskie opracowanie juweniliów krytycznych. Straciły one na swojej pierwotnej użytkowości, może tylko polonista starej daty sięgnie jeszcze do elaboratu Spojrzenie Żeromskiego na ziemię i jej dzieje jako do pomocy naukowej, nabrały pierwszorzędnych znaczeń ożogologicznych. Nawet zdania, które mickiewiczologa mogą tylko rozśmieszyć, dla ożogologa zabrzmią jak dzwon: „Lubił chodzić po polach; interesowały go: gleba, podorywki i głazy narzutowe. Nie brak ich, jak wiadoma, w okolicach Nowogródka”. Jaskrawe ujawnienie w Pięciu esejach paleontologicznego i geologicznego hobby Ożoga ma istotne znaczenie dla właściwego rozumienia ważnych treści jego poezji i prozy.
W zwięzłych wstępikach (po parę zdań), poprzedzających młodzieńcze elaboraty, rzuca Ożóg potrzebne światło na swoje juvenilia. W króciutkim wstępie do tekstu Poeci i geologia zawiodła pisarza samokontrola i charakterystyka sześciostronicowego szkicu przybrała formę humorystyczną: „Wymagał on przewertowania ogromnego obszaru literatury polskiej, i nie tylko polskiej, od czasów klasycyzmu i romantyzmu do modernizmu. Rzecz ukończyłem ostatecznie w r. 1939”. Szkic dowodzi jedynie, że Ożóg dowiedział się o przyrodoznawczych zainteresowaniach Goethego, że był w stanie skojarzyć nazwisko Słowackiego z nazwiskiem Lamarcka i Asnyka z Darwinem.
Jest możliwe, że w cytowanych zdaniach Ożóg wyraża jakąś swoją dawną prawdę dopiero dziś niepojętą, z tą niepojętością trzeba się jednak liczyć, skoro ryzykuje się posądzenie o hochsztaplerstwo lub zgrywę. Ożóg, tak mi się wydaje, jest chyba ostatnim człowiekiem, który do hochsztaplerstwa i zgrywy mógłby się okazać zdolny. Wilka z lasu lepiej nie wywoływać nawet wtedy, jeśli ma się pewność, że go tam nie ma.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy