Słowożerstwo, na widnokręgu, Twórczość 7/2009

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

SŁOWOŻERSTWO

Przez teksty moja znajomość z Dariuszem Bitnerem zaczęła się w roku 1979, do telefonicznej doszło w maju 1980 i chyba niedługo potem do znajomości bezpośredniej, która w sposób naturalny przemieniła się w przyjaźń, trwającą już lat trzydzieści.

Jak na przyjaźń czysto literacką jest ona przez sam czas wystarczająco zweryfikowa­na, dla Dariusza Bitnera obejmuje ona całe życie od dojrzałej młodości, dla mnie ostat­nią dekadę przed starością i całą starość, któ­ra zdążyła już zsędziwieć.

Jeśli przez trzydzieści lat była to przyjaźń obustronnie intensywna, to można postawić pytanie, co w sensie literackim stanowi jej fundament Mam przekonanie, że tym fundamentem jest obustronne zaufanie literackie, ja wierzę, że Dariusz Bitner jest z urodzenia człowiekiem słowa, jego narzędziem i zapa­miętałym użytkownikiem, on, mam nadzieję, nie ma wątpliwości, że mam wyczucie słowa, znam się na nim i w potrzebnych mi zakre­sach nienagannie go używam.

Słowo i dla niego, i dla mnie nie jest celem samym w sobie, jest narzędziem naszego by­cia w świecie, we wszystkich naszych do­świadczeniach świata, w poznawaniu go i, co najważniejsze, w obronie przed światem.

Obydwaj jesteśmy ludźmi lęku przed świa­tem i życiem, jesteśmy uczłowieczonym lę­kiem i trwogą przed wszystkim, mamy prze­ciwko wszystkiemu w słowie jedyne narzę­dzie dostępu do łaski i wybawienia, ratunek dla nas w słowożyciu, w słowożerstwie.

Używam mocnych słów w imieniu swoim i jego, choć nigdy nie zostało to tak przez żadnego z nas sformułowane dla nas i między nami w żadnej postaci naszych kontaktów w mowie i piśmie. Formułuję to za nas obydwu jak gdyby na trzydziestolecie naszej przyjaźni. Robię to pod wpływem lektury jego utwo­ru do opublikowania, utworu innego w swo­im charakterze niż to, co Dariusz Bitner w książkach jako prozę artystyczną sobie właściwą opublikował, co publikował, niejako na jej marginesie, w „Twórczości” dość często.

Czytałem to z ukrywaną urazą za zdradę słowa sztuki dla słowa w użytku intelektual­nym nieartystycznym, dla słowa informacji naukowej, w najlepszym razie słowa popula­ryzacji intelektualnej, jakiegoś pogranicza publicystyki czy eseistyki.

Nie dotyczy to tekstów z ostatnich dwóch czy trzech lat, gdy teksty pod tytułem Stam­tąd przemieniały się w konfesyjną eseistykę egzystencjalną.

W Jesieni w Szczecinie – jest to dzieło nie­bywałe – robi się użytek z tych tekstów, nie jest to jednak mechaniczny przedruk, lecz nowa – także czysto artystyczna – kompozy­cja tekstów eseistycznych o charakterze fi­lozoficznym, naukoznawczym, sztukoznawczym z wyraźnym piętnem indywidualnej podmiotowości i często wręcz konfesyjnej jak w ostatnich kawałkach cyklu Stamtąd.

Pisarzy z moich rewirów czy wyborów bar­dzo często posądzano o amtelektualizm, nie dostrzegano czasem nawet tytułów nauko­wych i funkcji akademickich, tymczasem na­wet oniryści (jak Krystyna Sakowicz) lub rze­komi soliptycy (jak Dariusz Bitner) mogliby być ozdobą niezbiurokratyzowanych uniwer­sytetów. Niegdyś Jan Drzeżdżon stał się prze­cież charyzmatycznym nauczycielem na Uni­wersytecie Gdańskim.

Dariusz Bitner w swojej prozie refleksyj­nej raz po raz potrafi zabłysnąć swoimi lektu­rami z zakresu kosmologii lub fizyki, swoim znawstwem polskiej i niepolskiej literatury science-fiction albo literatury i sztuki dla dzieci, może napisać atrakcyjny esej o Borgesie i zadziwić najbardziej niespodziewanymi zain­teresowaniami naukowymi lub artystycznymi.

W swoich narracjach intelektualnych, tak inaczej można nazwać jego prozę refleksyj­ną, przeprowadza on samodzielne analizy zachowań kulturalnych dzisiejszego człowie­ka i obserwuje zjawiska kulturalne, nie obra­cając w kółko tych samych formułek francu­skich filozofów, nie powtarzając obiegowych refleksji metaliterackich, sięgając do własnych doświadczeń pisarza praktyka z bogatym i zróżnicowanym dorobkiem pisarskim.

Takiej własnej metaliterackości było u nie­go zresztą mnóstwo w powieściach, opowiadaniach i zwłaszcza we wszelakich miniatu­rach prozatorskich, czego mędrkom od litera­tury nie bardzo chciało się czytać, bo co czy­tać sztandarowego autora „nowej prozy”, sko­ro można cieszyć się czytaniem powieści kry­minalnych lub pornograficznych, a dla nauki i pokrzepienia i w ogóle dla wyższych celów rezerwując publicystyczną beletrystykę polityczną wyłącznie właściwej proweniencji. Drzeżdżony, Schuberty, Łuczeńczyki i Bitnery nie tyle są obcy ideowo, ile męczą i zanu­dzaj ą z czystego oportunizmu swoim wymyślonym artyzmem i estetyzmem.

Tymczasem nawet postulowana prawda cza­su historycznego jakoś omijała twórczość wyznawców tradycji i krzepicielsrwa serc i umy­słów i była bardziej wiarygodna u rzekomych pięknoduchów i eksperymentatorów prozy. Przez ich empiryzm poznawczy i autentyzm doświadczeń zewnętrznych i wewnętrznych człowieka w świecie. Przez poznawanie całym sobą i na własną odpowiedzialność jak w nar­racjach Krystyny Sakowicz w Po bólu (1995, moja lektura maszynopisów w latach 1985 i 1986), u Dariusza Bitnera w wielu dużych i małych prozach i także u wielu młodych po­etów, którzy w opresjach stanu wojennego nie zapominali o naturze poezji i naturze jej języ­ka. Jan Drzeżdżon robił podobnie w swoich narracjach metaforycznych i fikcjonalnych, które publikował, jeśli mógł, i tych, które do dziś nie są opublikowane lub są opublikowa­ne częściowo. U Bitnera docenił to niedawno Jerzy Franczak w „Twórczości”.

Ważność wydarzeń historycznych nie jest i nie może być żadną miarą w aksjologii arty­zmu we wszystkich sztukach, także w litera­turze, czyli w poezji i prozie, takiej prozy refleksyjnej, jak w Jesieni w Szczecinie nie wy­łączając.

Całe dzieło pisarskie Bitnera – powieści i opowiadania – jest niemałe i przez swoje znaczenie wybitne. Tylko nowelistyka Dariusza Bitnera w części zgromadzonej w tomie Sam w śmietniku słów, przygotowanym do druku przez Czytelnik, miała imponujący rozmiar. Transformacja wydawnicza początku lat dzie­więćdziesiątych pochłonęła tom tak dokumentnie, że bodaj jedyny ślad po nim pozo­stał w moim Sposobie myślenia, który zdążył się ukazać przed transformacją (bez drugiego tomu, który jak Sam w śmietniku słów zagi­nął bez śladu).

Jest możliwe, że Jesień w Szczecinie po­wstawała jako rzecz służebna wobec całej twórczości pisarskiej Dariusza Bitnera, sam z tym przekonaniem zaczynałem lekturę (w miarę lektury jednak przestawałem o tym myśleć), rezultat finalny zaprzecza takiemu myśleniu.

Jesień w Szczecinie jest dziełem w pełni autonomicznym i równorzędnym pisarsko ze wszystkim, co autor wcześniej opublikował, Jest także możliwe, że odrębność literacka prozy refleksyjnej od prozy beletrystycznej okaże się atutem dla części czytelników. Z rozmaitych powodów i pod pewnymi wzglę­dami niektóre rodzaje prozy refleksyjnej dla niektórych czytelników są łatwiej dostępne i nie sprawiają takich kłopotów jak szyfry artystyczne prozy powieściowej lub nowelistycznej.

Przede wszystkim jednak Jesień w Szczeci­nie nie jest u Dariusza Bitnera pod tym względem czymś nowym, refleksyjność koegzystuje u niego z narracjami fikcjonalnymi i autobiograficznymi dość często i od dawna. Teraz refleksyjność idzie w parze z autobiograficz­ną faktografią.

Najbardziej intrygująco przedstawia się to w zbiorze opowiadań Książka (2006), refleksyjność i metaliterackość istnieją w niej jak gdyby w ukryciu, przybierają postać intelektualnego założenia, że układa się coś w ro­dzaju antologii własnych stylów narracyjnych w nowelistyce i prozie powieściowej.

Utwory Książki są czymś podobnym do kompozycji autopastiszów, które nie są repetycją, lecz nowym wglądem w całość własne­go dorobku pisarskiego, mają prezentować jego stylową różnorodność, wyręczając nie­jako krytykę, która przecież wobec tego auto­ra nie poczuwa się do swoich obowiązków.

Książkę i Jesień w Szczecinie – przy wszyst­kich odrębnościach – łączy myślenie autorskie na przedpolach starości, kiedy chce się ogar­nąć, czego się w życiu dokonało. Książka przypomina style i struktury artystyczne własnej twórczości, Jesień w Szczecinie daje rejestr głównych jej intelektualnych kontekstów, któ­re tę twórczość warunkowały swoim wpływem na świadomość i na wyobraźnię twórczą.

Dariusz Bitner – razem z Krystyną Sakowicz, Januszem Rudnickim i Grzegorzem Strumykiem – należy do najwybitniejszych prozaików z roczników pięćdziesiątych, do tych, których przemiany czasów i transforma­cje kultury nie obezwładniły twórczo lub nie zepchnęły na manowce sztuki.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content