Snojawa, książka miesiąca, Twórczość 7/2008

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

SNOJAWA

Krystyna Sakowicz, Księga ocalonych snów, Szczecin, Bezrzecze 2008

Szósta – ostatnia w Księdze ocalonych snów – narracja Krystyny Sakowicz ma tytuł Pismo snów, tytuł poetycki i jednocześnie tak ścisły, jak cięcie skalpelem jakie­goś genialnego chirurga.

Nic ma potrzeby ciągnąć porównań i przenośni, przedstawiam więc moje kolejne słowo o nowym osiągnięciu autorki, o której wielokrotnie pisałem z uznaniem i najprzyjażniej. Pisarka ta wielokrotnie mnie zdumiewała, co poświadcza nasza długo­trwała – autorki i moja – epistolografia i jeszcze bardziej nasze bezsłowne i oczywiste wzajemne współrozumienie.

Nigdy nic przychodziło mi na myśl, że jej samoswoje i niekiedy dziwne pisarstwo mogłoby być bez wartości i znaczenia do tego stopnia, żeby wolno było je przeoczyć. U nas – niestety – jest to możliwe i, co najgroźniejsze, zdarza się jakże często od lat.

Nie należy jednak narzekać, kto może i powinien nie przegapiał jej pisarstwa, wie­dział o nim i – niekoniecznie publicznie – dawał temu wyraz. Z wiedzącymi o pisarstwie Krystyny Sakowicz zdarzało mi się znacznie częściej rozmawiać niż o medialnych supergwiazdach literackich spośród kobiet bawiących się uprawianiem literatury.

Już na uroczystości wręczania Krystynie Sakowicz nagrody Fundacji Kultury za Księgę ocalonych snów usłyszałem z trybuny z ust kogoś ważnego wyznanie o czyta­niu nagrodzonej książki z rosnącym zainteresowaniem dwukrotnie. Ja czytam prze­ważającą część książki po raz drugi lub trzeci – po lekturach wcześniejszych w ma­szynopisach i w pierwodrukach w „Twórczości” — bez poczucia, że czytam książkę tylko dla lepszej pamięci.

Księga ocalonych snów jest z całościowego pomysłu, ma przemyślaną kompozy­cję całości. Autorka Śnienia — pamiętnego dla mnie przez imienną dedykacją w książce i prywatną w podarowanym mi egzemplarzu („z radością i wdzięcznością za Oniriadę”), co przypominam nie z próżności – kontynuuje pisarsko, co odkryła w sobie wcześniej, mając na tę kontynuację pomysł wręcz niezrównany.

Sen jako jedno z głównych źródeł sztuki i w sztuce nie jest niczyją fanaberią i osobliwością, jest dla niej (dla sztuki) i w niej czymś tak fundamentalnym, jak słowo w literaturze, jak ruch w tańcu, jak przestrzeń i kolor w malarstwie.

Sen ustanawia swoją własną rzeczywistość ontologiczną, jest to rzeczywistość inna niż rzeczywistość jawy, choć nie są to na dodatek rzeczywistości rozłączne. One u Krystyny Sakowicz przenikają się wzajemnie, wzajemnie się współtworzą i z sobą nieustannie kolaborują.

Granica między nimi u Krystyny Sakowicz staje się nie do ustalenia, prawie jej nie ma, nie wiadomo nawet, co jest dla sztuki i w sztuce ważniejsze, sen czy jawa. Naprawdę istnieje dla tej autorki snojawa lub jawosen. Uprawianie sztuki słowa wią­że się jednak od tysiącleci z pismem, pismo warunkuje i jest uwarunkowane przez snojawę, chodzi mi o wymuszoną przewagę jawy, jej uznawaną nie całkiem dobrowolnie nadrzędność.

Autorka Księgi ocalonych snów nie ukrywa swojego większego zadomowienia w jawośnie niż w snojawie, skazana na snojawę przez pismo, chce w nim widzieć narzędzie snów w obronie swojej prawdy.

W tytule szóstej narracji podmiotowość pisma jest formalna, podmiot twórczy czuje się. narzędziem snów, sny są więc prawdziwym podmiotem. Podmiot twórczy, skazany na czystą dywersję, jest dywersantem artystycznym z konieczności i z powo­łania, z przekonania, że działa jako pełnomocnik i rzecznik snu.

Krystyna Sakowicz nie ukrywa w pisarstwie swoich poglądów ontologicznych, po raz pierwszy dawała im wyraz jeszcze przed Śnieniem (2000), widzę to w jej fun­damentalnym i nie zauważonym w dostatecznym stopniu dziele, za jakie uważam Szamotaninę, która do dziś nie dostąpiła publikacji książkowej i jest dostępna jedynie w pierwodruku w „Twórczości” (1993 nr 6).

Mój pierwszy zapis lektury Szamotaniny trafił dzięki decyzji Andrzeja Skrendy do Wypisków, cieszę się, że tak się stało, ale nie poprzestałem na tym, przeczytałem jeszcze Szamotaninę na nowo i jestem pod wielkim wrażeniem tego tekstu.

Szamotanina jest heroiczną obroną sztuki w prozie, jest reakcją prawdziwego ar­tysty słowa na nowe (już tylko liberalne) prostactwo w stosunku do sztuki, autorka Szamotaniny wyraża z niezwykłą finezją intelektualną swoje pełne i suwerenne pra­wo do bycia artystą słowa, nie zaś usługowym funkcjonariuszem pseudoliteratury.

To prawo potwierdzają najprzedniejsze myśli wielkich autorytetów intelektual­nych dzisiejszej duchowości, autorka Szamotaniny szuka w nich wsparcia, wykazując się kompetencjami intelektualnymi w najlepszym gatunku, orientując się także wy­bornie w możliwościach znalezienia bliskiego duchowego pobratymstwa w sferze myśli i artyzmu, widząc możliwość pobratymstwa ze Stachurą, z Andrzejem Łuczeńczykiem, z Donatem Kirschem i wieloma innymi, których nazwisk nie musi wymieniać.

Szamotanina, choć zwyczajnie nie zauważona lub zlekceważona, ustanawia inte­lektualny fundament Śnienia, Księgi ocalonych snów i wszystkiego, co Krystyna Sa­kowicz robi lub mogłaby robić, gdyby nie ignorancka i bezwstydna obojętność wokół niej, wokół jej znakomitych pisarskich dokonań.

Książkową całość Księgi ocalonych snów czytam ze szczególną radością, rozu­miejąc nawet, zdawałoby się niepotrzebne, środkowe słowo tytułu. Księga ocalonych snów podsumowuje i wzbogaca filozoficzną prawomocność jej oniryzmu praktyczne­go, jej kolekcjonerstwa snów i literackich działań sny ocalających.

Literacka praktyka oniryzmu w pisarstwie ma u Krystyny Sakowicz intelektualny fundament w trwałej w dziejach, u wielkich mędrców i myślicieli, świadomości, że istniejemy w rzeczywistości snu i jesteśmy figurami sennymi, którym zdarza się łu­dzić swymi własnymi wymysłami jawy, której prawomocność ontologiczna nie jest wcale bezsporna.

W pięciu narracjach poprzedzających Pismo snów bada autorka Księgi ocalonych snów świadomość pięciu osobistości historycznych (Karen Blixen, Wacław Niżyński, Maria Dąbrowska, Mikołaj Roerich i Jan Lechoń), wszyscy oni w różnych zakresach i z różną świadomością doświadczali rzeczywistości snów. Pismo snów pomnaża liczbę przykładów z przykładem najważniejszym dla autorki, czyli swoim własnym.

Pismo snów jest narracją pierwszoosobową, jest to narracja konfesyjna (wyznawcza), filozoficznie uogólniająca i programowa, z intelektualnymi deklaracjami, które mogą się wydawać szokujące.

Dla mnie w niczym szokujące nie są. Jestem od wielu lat praktykiem oniryzmu, tylko wybór moich zapisów onirycznych liczy się w tysiące, filozofii snu nie uprawia­łem i nie uprawiam, filozofię, którą Krystyna Sakowicz przedstawia w swoim podsu­mowaniu, w pełni rozumiem i w znacznej mierze podzielam, nie potrafiłbym jedynie tak się zidentyfikować z tą filozofią, jak to robi autorka Księgi ocalonych snów.

W pięciu trzecioosobowych narracjach psychomachie w sferze jawy i snu nie prowadzą do ostatecznych rozstrzygnięć ontologicznych, pierwszoosobową narratorka Pisma snów dochodzi do jednoznacznego rozstrzygnięcia: doświadczana rzeczywistość snu jest źródłem doświadczenia jawy.

Ani mi w głowie pomyśleć, że artystyczna argumentacja Krystyny Sakowicz jest w czymkolwiek bezpodstawna, jakakolwiek pewność w czymkolwiek u tej autorki jest też z natury i z zasady obca. Ona swoją prawdę zapisuje w trwodze i drżeniu nawet wtedy, gdy jej prawda jest bliska takiej oczywistości, że pisarstwo jest sztuką poznania w słowie i przez słowo.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content