copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
SPEŁNIENIE
Kamień na kamieniu (moja lektura maszynopisu 1982) jest rezultatem dziesięcioletniej pracy pisarza w tak zwanej pełni sił twórczych. Nagi sad i Pałac nie były zapowiedziami, są to pisarskie dokonania o sprawdzonym znaczeniu w polskiej prozie. Wybitny pisarz, który całą dekadę życia poświęca jednemu dziełu, gra o wszystko w literaturze, licząc na takie spełnienie, które rozstrzygnie jego pisarski los.
Gigantyczna powieść Wiesława Myśliwskiego jest pisarskim spełnieniem najwyższej miary, życie tego dzieła będzie bardzo długie, strach ogarnia, gdy się ma świadomość, co to znaczy pierwsze słowo o dziele, którym zawładnie cała machina działań komentatorskich istniejących i przyszłych szkół refleksji o literaturze.
Dzieło Myśliwskiego będzie się rozkładać na czynniki pierwsze, rozćwiartuje się je i na nowo poskłada, skaże się na skomplikowany, dwuznaczny i podejrzany żywot tak zwanych arcydzieł, bo czymś takim Kamień na kamieniu jest z całą pewnością.
Z wszystkich arcydzieł najbardziej kocham arcydzieła nie znane przeze mnie i – przy daremności wszelkiego apostolstwa literackiego – jakby dla siebie odkryte. Ragnhildę Olava Duuna, Noc wiosenną lub Pałac lodowy Tarjei Vesaasa mogę traktować jako niemal tylko moją duchową własność, od Ulissesa i Stu lat samotności oddziela mnie morze znanych i nieznanych, przydatnych i całkowicie bezużytecznych słów, którymi pastwią się nad nimi uczeni i głupcy.
Dzieło Myśliwskiego na pastwę uczoności spod świecącej lub ciemnej gwiazdy jest skazane, Myśliwski prowokuje uczoność nieskończonością jawnych i ukrytych źródeł swojej wiedzy o człowieku, żer znajdą u niego znawcy literatury, filozofii, teologii, socjologii i folklorystyki, kompozycją jego dzieła zajmą się muzykolodzy, przyrodoznawcom. historykom kultury materialnej i językoznawcom wszelkiej maści stwarza Myśliwski przedmiot studiów na całe lata.
Spotkało mnie więc rzadkie szczęście, że jestem jednym z pierwszych, według konfesji autora – drugim, czytelnikiem niezwykłego dzieła. Według mnie jestem nawet czytelnikiem pierwszym, ponieważ żona pisarza, Wacława Myśliwska, nie jest tylko czytelniczką Kamienia na kamieniu, lecz jego duchowa współtwórczynią.
Lekturę Kamienia na kamieniu psuć mi może jedynie moja własna – wiem, że niepotrzebna – wiedza o literaturze, nie wtrącają się w to jednak żadni inni, mądrzy lub głupi uczeni w piśmie. To dzieło najlepiej czytać bez wiedzy o jego źródłach, poddając się magii słów najniezbędniejszych i w tej niezbędności tak dostojnych jak słowa Duuna lub Vesaasa, Myśliwski wydobył je z mowy, którą po raz pierwszy zapisywali Jan Kochanowski i ksiądz Jakób Wujek, mają więc one w polszczyźnie swój żywot wieczny.
Teoretycznie biorąc, gdyby założyć, że język literatury oznacza tylko zasób słów, można by przypuścić, że Kamień na kamieniu mógłby powstać już w czasach Kochanowskiego lub w dowolnym czasie późniejszym. Że realnie mógł powstać dopiero dziś i najprawdopodobniej ani wcześniej, ani później (jak w swoim czasie Listy emigrantów z Brazylii i Stanów Zjednoczonych 1890-91, jedno z ważniejszych źródeł Kamienia na kamieniu), to jest kwestia dla jakiejś tęgiej, jeśli taka się zdarzy, polonistycznej głowy.
Powieść Myśliwskiego w prozie polskiej poprzedziły tylko cztery dzieła, w których wykryć by można pokrewieństwo ich charakteru z Kamieniem na kamieniu: Chłopi Reymonta, trylogia Kunefałowa Piętaka, Życiorys własny robotnika Jakuba Wojciechowskiego i Konopietka Redlińskiego. Inne wybitne dzieła pisarzy nurtu chłopskiego albo nie przymierzają się do klasycznej epiki (Worcell, Nowak, Pilot, Stachura, Drzeżdżon, Łoziński), albo nie są na jej miary.
Chłopi są tym, czym są, czyli arcydziełem mimo wszystko zastępczym i literacko strywializowanym, epickość trylogii Kunefałowej Piętak wymusił na sobie wbrew sobie, wymuszenie ma swoje konsekwencje literackie, Życiorys własny robotnika jest arcydziełem pisarskim z czystego przypadku, w Konopielce epickość jest sarkastyczna, Redliński nie chce wypełnić wielowiekowego braku polskiej literatury, on ją za ten brak oskarża i napiętnuje.
Myśliwski, wypełniając wielowiekowe puste miejsce w polskiej literaturze, bierze na siebie cały ciężar odwiecznych epickich zobowiązań artystycznych, uklasycznia się w stosunku do Nagiego sadu i Pałacu, nawiązuje z całą powagą do tradycji, podejmując ryzyko epickiej wzniosłości.
Epickość dawnych typów, wielu tak twierdzi i ja do nich się zaliczana, nie bardzo jest już możliwa i nawet nie bardzo potrzebna. W prozie światowej skończyła się ona na Prouście, który upodmiotowił procedurę poznania epickiego, ale nie zrezygnował z niezależności epickiego przedmiotu poznania, stwarzając tym samym najnowocześniejszą formę starej epiki, tę formę na skutek szczególnej potrzeby kontynuował po Prouście Bunin; Joyce, Faulkner, Kafka, Broch, Gütersloh i inni wielcy nie są już epikami w klasycznym sensie, tylko naiwni (dużo takich, to prawda) czytają ich czasem jak epików.
Bunin spełnił swoją powinność epicką z głębokiej potrzeby, której nie była w stanie uznać cała wielka literatura rosyjska, sądzę, że Myśliwski podobnie głęboko odczuł nie spełnioną potrzebę literatury polskiej, widzę – przy wszystkich różnicach – wyraźną analogię między Życiem Arsieniewa a Kamieniem na kamieniu, obydwa dzieła podobnej doskonałości stworzyła potrzeba ocalenia poprzez sztukę niepowtarzalności i pełni jedynych w swoim rodzaju zamkniętych układów życia i świata. Z takiej potrzeby wyrastała wszelka epika; gdy skończyła się sama możliwość niepowtarzalności i pełni jakiegokolwiek układu życia i świata, zanikła rzeczywista potrzeba epicka i prawdziwa epika umarła śmiercią naturalną.
Czy to miałoby znaczyć, że Kamień na kamieniu jest dziełem spóźnionym? Nie jest spóźnione to, co nie mogło się zdarzyć wcześniej (ponieważ się nie zdarzyło), choć powinno. Myśliwski spełnia epicką powinność wobec chyba jednego z ostatnich układu świata o cechach niepowtarzalności i samowystarczalnej pełni. Polski świat chłopski stworzył się sam przed wiekami na ziemi uprawianej pośród borów, z zewnątrz przyjął jedynie chrześcijańskiego Boga i jego Słowo, trwał przez tysiąclecie, umarł na naszych oczach, jeśli miałby zmartwychwstać, nie zmartwychwstałby już ani w swojej niepowtarzalności, ani w samowystarczalnej pełni.
Ten świat władał własnym wspaniałym słowem, obdarowywał nim przez wieki całą polską literaturę, wydał wielu własnych pisarzy, nie wydał dzieła, które byłoby w całości nim i z niego. Wyrok przeznaczenia, losu i powinności padł na Myśliwskiego, został on zmuszony i z pokorą zmusił sam siebie do pracy nad takim dziełem. Opus magnum natum est.
Nie można było tego przewidzieć, bo we wszystkim, co Wiesław Myśliwski napisał wcześniej, w prozie nawet bardziej niż w dramatach, był dramaturgiem. Jako dramaturg wykazał swoje wtajemniczenie w tragizm istnienia, ale nie ujawnił w niczym, że stać go także na humor, bez którego prawdziwa epickość nie jest możliwa. Epickość jest wypadkową równowagi między tragizmem a komizmem, muszą one się przenikać, muszą poprzez nie utożsamiać się wielkość człowieka z jego małością, żeby uchwytny się stawał jego skończony wymiar, kiedy wielkość i małość istnienia ogląda się w perspektywie nieistnienia, kiedy byt przegląda się w nicości.
W prawdziwej epice konieczna jest perspektywa metafizyczna, tradycyjnych planów metafizycznych w Kamieniu na kamieniu nie ma, zastępuje je szczególna i wszechobecna w narracji metafizyczność początku i kresu istnienia. Metafizyczność polega na ich niedostępności poznawczej, na tym, że początek i kres są tajemnicą.
Z ciężarem tej tajemnicy człowiek Myśliwskiego żyje na codzień i od święta, chce wszystkim, co robi, tajemnicę przeniknąć, chce w nią wtargnąć, chce ją obłaskawić, płodząc i rodząc uczestniczy w tajemnicy początku, zabijając – jest zdolny do zabijania, zabija nie tylko z konieczności na wojnie, może zabić w zabawie, prowokując własną śmierć – wdziera się w tajemnicę końca, tajemnicy początku i końca dotyczą wszystkie obrzędowe i wszystkie praktyczne działania, wokół tych tajemnic krążą myśl i wyobraźnia, do nich dociera się poprzez płacz i poprzez śmiech, w płaczu i w śmiechu odkrył Myśliwski narzędzia poznania skuteczniejsze od rozumu i wyobraźni, płacz i śmiech umożliwiają transcendencję od ja do tego, co ja nie jest, co jest bytem, w który ja zostało wrzucone.
Ja, pisze o tym święty Augustyn w Wyznaniach, jest poznawczo bezradne wobec swego początku nawet z okresu niemowlęctwa, ja o sobie z pierwszych lat wie tylko to, co może wydedukować z obserwacji innych, bohater i narrator Kamienia na kamieniu doznaje siebie sprzed narodzin poprzez płacz całego organizmu – raz jeden w życiu taki płacz go otworzył – przy rodzącej na łące krowie.
O tym motywie w dziele Myśliwskiego nie wolno mi wspomnieć bezosobowo. W przeżyciu Szymona Pietruszki – tak się nazywa bohater i narrator Kamienia na kamieniu – wskrzesił mi Myśliwski pamięć dziecięcych przeczuć znaczenia płaczu, dzięki Kamieniowi na kamieniu zrozumiałem u schyłku życia znaczenie, płaczu mojej matki, która w czasie mojego dzieciństwa więcej płakała i śmiała się, niż mówiła. Przez zbieg, okoliczności oznacza to dla mnie coś zadziwiającego, jakiś żart ontologiczny w stylu Borgesa. Autor Kamienia na kamieniu przyznał się, że scenę jedynego w życiu płaczu Szymona Pietruszki kształtował pod wrażeniem mojego Wielkiego Płaczu, którego świadkiem stał się przez przypadek.
Zahaczam o intymną sprawę mojej obecności w Kamieniu na kamieniu. Nie jestem w nim portretowany, dostępem do świata, który został stworzony, nawet jego twórca nie rozporządza samowolnie, jego decyzjami kierują, tak to nazwijmy,, wyższe konieczności, mógłbym – być może – zostać upostaciowany w organiście, który chce ożywić cmentarz i zasiedlić na nim ptaki, albo w zmęczonym sprawami ziemi i nieba starym proboszczu, ale nie jestem, występuję jednak w narracji, i to często. Mnie dotyczy okrutna refleksja, w której narrator Szymon przykłada swoją miarę do czytającego w godzinie śmierci na szpitalnym łóżku adwokata: „Naczyta się człowiek, naczyta, a potem i tak to wszystko do ziemi z nim pójdzie”.
Prawdziwe czytanie nie jest „ucieczką w bibliotekę”, jak w związku z Prozą z importu napisał ktoś niemądry, czytanie może być najintensywniejszym duchowo obcowaniem ze sobą i ze światem, w perspektywie epickiej, z jakiej narrator Kamienia na kamieniu patrzy na wszystko, może to być tylko szczególnie jaskrawa marność nad marnościami. Bezwzględna prawda, do jakiej chce dotrzeć autor Kamienia na kamieniu, nie może podlegać żadnym złagodzeniom, Myśliwski, przyjąwszy miary epickie, nie jest władny w niczym od nich odstąpić. Autor Kamienia na kamieniu musi być bezwzględny i jest w każdym słowie swojej narracji.
Długotrwała (od dziesiątków lat) i bliska zażyłość, jaka mnie łączy z autorem Kamienia na kamieniu, może zakłócić odczucia duchowego respektu we wzajemnych stosunkach. Po lekturze Kamienia na kamieniu mój respekt dla Wiesława Myśliwskiego wzrósł do tego stopnia, że się zatrwożyłem. Czyżby rzeczywiście nie można było z bliska widzieć właściwych wymiarów człowieka? Nie sądzę, żeby tak musiało być. Przypuszczam, że sam Myśliwski zatrwożył się samym sobą, użyję słów Romana Turka, „zażywszy ostatecznego wysiłku”, który doprowadził do powstania Kamienia na Kamieniu.
Moje życie, najsmutniejsze ze smutnych, nie poskąpiło mi bliskości z kilkorgiem ludzi niemałej miary, tę miarę potrafiłem zawsze rozpoznać i nie dopuścić do jej deprecjacji w powszedniości życia. Chyba jest to jedyny rodzaj szczęścia, jaki mnie w życiu nie ominął. Przejawem takiego szczęścia szczególnie ważnym jest świadkowanie narodzinom Kamienia na kamieniu.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy