copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
STARA NOWOŚĆ
Helena Boguszewska, Cale życie Sabiny, Warszawa 1958
Kilku recenzentów, którzy zauważyli wznowione Całe życie Sabiny, uznało książkę Heleny Boguszewskiej za dokument bardzo czcigodnej, ale absolutnie staroświeckiej tradycji tzw. literatury kobiecej. Ci sami ludzie uważają francuską szkołę „nowego realizmu” i Odmiany czasu Michela Butora za szczyt nowoczesności tak ekstrawaganckiej, że aż nieodpowiedniej dla nas ze względu na nasze narodowe zacofanie. Wszystko widzieć oddzielnie – to zasada, której nie przywykło się u nas naruszać, choćby się bardzo ostentacyjnie wyśmiewało ze „strasznych mieszczan” Tuwima. A tymczasem powieść Boguszewskiej uznać by można za nasz polski manifest „nowego realizmu” i to z metryką bez mała dwudziestopięcioletnią. Któż się potrafi rozeznać w naszych polskich paradoksach.
Cale życie Sabiny (1934) jest obok książki autobiograficznej Czekamy na życie (1947) najświetniejszym utworem Boguszewskiej. W wypadku Całego życia Sabiny trudno nawet mówić o świetności początków pisarskich autorki. Boguszewska, niemal rówieśniczka Nałkowskiej, zaczęła pisać w wieku pełnej dojrzałości twórczej. Już dwie jej pierwsze książki – Świat po niewidomemu (1932) i Ci ludzie (1933) – miały smak prozy pisarza całkowicie ukształtowanego. W Całym życiu Sabiny wyraziła Boguszewska najpełniej i najswobodniej swoją własną osobowość twórczą.
W późniejszym pisarstwie podporządkowała Boguszewska swoją sztukę podwójnemu rygorowi: współpracy w spółce autorskiej i założeniom grupy „Przedmieście”. Z tego podporządkowania wyniknęły dwie najlepsze książki spółki i grupy – Jadą wozy z cegłą (1934) i Wisła (1935). Tylko dlatego zresztą, że Boguszewska nie poddała się całkowicie koncepcyjności socjologicznej Kornackiego i programowemu dokumentaryzmowi „Przedmieścia”. Pierwszy z tych żywiołów zawładnął nie najszczęśliwiej Polonezem (1936-1939), drugi pozorami naukowości osłaniał ograniczenie artystyczne grupy. Boguszewska w każdym razie nie potraktowała serio niektórych pompatycznych sformułowań Haliny Krahelskiej z przedmowy do tomu Przedmieście: „Dzieło swe buduje Zespół na nowych założeniach metodologicznych, obcych dotąd w świecie literatury pięknej: – wyrzeka się fantazjowania na tematy życia, uznaje obserwację bezpośrednią, rzetelna, wnikliwą i pracowitą za zasadniczy element swej pracy artystycznej” (s. VII-VIII). Dla dokumentaryzmu socjologicznego nie zrezygnowała Boguszewska z podmiotowego widzenia zjawisk życia. Co najwyżej jednopodmiotowość Całego życia Sabiny zastąpiła wielopodmiotowością, tak ostro po latach atakowaną przez krytykę socrealistyczną. Wszyscy bohaterowie Jadą wozy z cegłą i Wisły widzą i oceniają życie z własnych, indywidualnych punktów widzenia, W konsekwencjach artystycznych oznacza to tak zwany subiektywizm, stosowanie introspekcji i mowy pozornie zależnej. Konsekwencje moralne są jeszcze bardziej istotne.
Społeczność przedmieść, rozumianych przecież przez samych twórców grupy jak najbardziej metaforycznie, jest przynajmniej w sensie moralnym społecznością ludzi wolnych i niezależnych wewnętrznie. Schulz, także członek „Przedmieścia”, przeciwstawił swój świat ludzi wolnych światowi „manekinów”. Przeciwstawienie to jest zawarte implicite w twórczości Boguszewskiej i Kornackiego. Ich zafascynowanie ludźmi przedmieść i peryferii jest jednocześnie manifestacją pogardy dla ludzi włączonych w tryby, dla ludzi zautomatyzowanych i pozbawionych niezależności wewnętrznej. Ucieczka na peryferie jest więc dla nich ucieczką do ostatnich rezerwatów wolności. W sensie socjologicznym jest to świat lumpenproletariacko-drobnomieszczański, ale ważniejsze od rozróżnień socjologicznych są tu rozróżnienia moralne. Rzemieślnicy, sklepikarze i bezrobotni Grochowa, wodniacy z berlinek wiślańskich i najrozmaitsi lumpenproletariusze to przede wszystkim ludzie, w których poczucie społecznej solidarności jest funkcją poczucia nienależności indywidualnej. Kult wspólnoty międzyludzkiej nie jest u Boguszewskiej i Kornackiego w żadnym razie kultem wspólnoty stadnej czy, jeszcze gorzej, wspólnoty świata manekinów. W powojennej powieści radiowej Anielcia i życie (1949) jeden z bohaterów Boguszewskiej wypowie się w ten sposób: „Bo tu, w kawiarni, wszyscy mężczyźni są do siebie podobni i kobiety są do siebie podobne… Zmieniają się, a całość jest ta sama”… W świecie „przedmieścia” nie ma miejsca na beztwarzowość. Jedna z bohaterek Wisły wyrazi to w kapitalny sposób: „Dla mnie zabicie jest, jak kto tak na mnie patrzy, jakby mnie już nie było”…
Jakkolwiek wysoko oceniałoby się zasługi Boguszewskiej dla spółki autorskiej i grupy literackiej „Przedmieście”, niesposób nie stwierdzić, że podporządkowanie się Boguszewskiej któremukolwiek z tych zakresów solidarności ograniczyło jej swobodę twórczą. Nie sądzę jednak, że było to podporządkowanie przypadkowe lub nie w pełni świadome. Autorka Całego życia Sabiny nie mogła czy nie chciała dźwigać ciężaru tej wiedzy o życiu, która się stała udziałem Sabiny. Wiedza i doświadczenie Sabiny są przydatniejsze dla sztuki umierania niż dla sztuki życia. Sabina zwierza się z nich, ponieważ wie, że musi umrzeć. Dla syna, Kazimierza, który ma żyć, nie oczekuje jednak największych wtajemniczeń. Na zapytanie przyjaciółki, czy chciałaby, żeby syn jej był geniuszem, odpowiada z pełnym przekonaniem: „Nie, zwyczajny, tylko żeby był dobry i nie kłamał. I żeby się co chwila nie zmieniał i żeby można było na niego liczyć”… (s. 33). Boguszewska, jak Sabina, chciała wybrać mniej, żeby zyskać więcej. Nie miejsce tu zastanawiać ssie nad tym, czy wybór był szczęśliwy. Jedno jest pewne, że w Całym życiu Sabiny odsłoniła Boguszewska ostateczną miarę rzeczy i w kategoriach ostateczności niewiele więcej już dałoby się o życiu powiedzieć. W tej książce sięgnęła Boguszewska najgłębiej w sprawy życia i najwyżej w sprawy sztuki.
Przedśmiertna świadomość Sabiny jest świadomością człowieka, który poznał wszystko, co można poznać. Rozważając swoje życie „po sukniach”, „po mieszkaniach”, „po służących”, „po książkach”, chce Sabina po raz ostatni zatracić się w znikomej, ale jedynej realności. Określoność i skończoność świata rzeczy i sytuacji staje się miarą i wykładnikiem dramatu życia, jego nadziei i nieuchronnej klęski. Ta klęska jest zagubieniem się ostatecznym we wszechogarniającej materialności świata. Ta ostateczna materialność wszystkiego, co ludzkie, jest odnalezieniem samej istoty epickości.
Epickość Całego życia Sabiny jest równie szlachetna jak epickość Nocy i dni, a ma w sobie ponadto coś bardziej powszechnego i odkrywczego artystycznie. Rzeczywistość rekwizytów społecznych i historycznych jest tu zastąpiona rzeczywistością jednorazowych a zarazem powszechnych kształtów świata.
W świecie rzeczy i sytuacji niezależnie od ich wyglądów i wartości wyczerpuje się człowiek i jego los. „Ale co robić, kiedy przyjdzie na człowieka taka tęsknota za głupstwem, za byle czym, za czymś, co nawet nie było dobre albo co było żadne, i tylko tyle, że w ogóle było?” (s. 157). Taką potrzebę człowieka może zaspokoić sztuka, która jak myśl ludzka może odtworzyć to wszystko, co. w ogóle było. Zbiór rzeczy i kłębowisko sytuacji, w których nie to jest ważne, co było ważne, ani nawet to, co powinno być ważne. „Boże drogi. Były potem rewolucje i wojny, i wielkie ruchy świata. I czyż to nie tamten tupot małych nóg po zielonych i różowych krajach mapy odczuwała duża Sabina, jak szli przez, gęsto kreskowane wyżyny i puste niziny starego atlasu Kozena?”… (s. 148). Wszystkie dramaty uczuć i myśli dadzą się w ostatecznym efekcie sprowadzić do wirującego kłębu sukni, książek, wszystkich rzeczy, które jego są. „Marysia zasypała całą kołdrę papierowymi lalkami, cielisty golas po któryś tam raz stawał się innym, a Sabina leży nieruchoma z zamkniętymi oczami, wpatrzona w tę swoją głąb: bo co się to tam nie porobiło, nie nakotłowało, nie naplatało… cały porządek pękł, cała kolejność, cały ład: – suknie jakby się pourywały z uwięzi, rozpętały, wszystkie na raz, wszystkie na raz… a w każdej inna Sabina, a w każdej ta sama Sabina”… (s. 56-57). I można się w tym tak samo zagubić jak bohater Odmian czasu Butora w obcym angielskim mieście Blestonie. I można nawet skomplikowaną architekturę płaszczyzn czasowych powieści Butora zamknąć w prostszej i nie mniej pełnej znaczenia kompozycji rzeczy. „Ale Sabina na łóżku myśli sobie, że takie wspomnienia we wspomnieniach, to jak czerwone, wielkie, drewniane jajko: w nim. jest niebieskie, a w niebieskim żółte i tak bez końca… Jeżeli Sabina na ostatnim łóżku ma sobie przypominać tamtą na białym, lakierowanym, a tamta znowu tę mała, huśtająca się na poręczy mahoniowego… nie, dość tego — wracać do białego pokoju!” (s. 35).
Manifestując bezsilność człowieka wobec życia i bezsilność artysty wobec sztuki, nie podważa Boguszewska samej możliwości trwania w chaosie rzeczy i w jeszcze większym; chaosie ich odbicia. Można bowiem „nic naprawdę nie wiedząc – wszystkie egzamina pozdawać i jeszcze innych całe życie uczyć” (s. 75). Dobrze jednak wiedzieć, że się nic nie wie. Ostatecznie to szczyt tego, czego się dowiedział Sokrates, Po cóż udawać, że się dowiedziało więcej. Boguszewska jest przeciw takiemu udawaniu i jest to jeszcze jeden argument na korzyść jej starej, bardzo nowej książki.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy