Symfonia okrucieństwa, Twórczość 10/1962

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

SYMFONIA OKRUCIEŃSTWA

Anna Kowalska, Ołtarze. Opowia­dania, Warszawa 1962

Nowy tomik opowiadań Anny Ko­walskiej zawiera cztery utwory, z któ­rych, jeśli się dobrze orientuję, tylko trzy są po raz pierwszy publikowane. Wystarczy zresztą poprzestać na jed­nym z tych trzech, na opowiadaniu ty­tułowym. Nie waham się uznać Ołta­rzy za to, co Kowalska nazwała „opo­wiadaniem doskonałym”, które zdarza się jej „chwilami słyszeć w sobie”. Skłonny byłem niedawno wybierać z dorobku pisarskiego Kowalskiej kilka utworów, które mogłyby pretendować do jej ideału „opowiadania doskonałe­go”. Teraz nie mam wątpliwości, że Kowalska zbliżyła się najbardziej do swego ideału w Ołtarzach, bo w tym właśnie opowiadaniu „każde zdanie ma swoją utajoną konieczność”. Czy Ołta­rze spełniają drugi, wysunięty przez Kowalską, warunek „opowiadania do­skonałego”, to znaczy, czy „całość wyraża po raz pierwszy rzeczy ostateczne”? To, moim zdaniem, jest warunek utopijny, a w każdym razie tak głębo­ko subiektywny, że krytyk, czyli ktoś z zewnątrz, nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia. Twórca ściga niepow­tarzalność, krytyk czuje się jako tako pewnie, gdy potrafi wykryć jak naj­więcej powtarzalności. Nie byłby sobą, gdyby tego nie potrafił. Uznawszy nie­powtarzalność, musiałby pozostać wier­ny temu pisarzowi, któremu ją przy­znał. Musiałby przed nim skapitulo­wać, musiałby się z nim duchowo utożsamić, musiałby zrezygnować z wszy­stkiego, co stwarza przynajmniej po­zory sensowności jego usiłowań. Przez sentyment dla Ołtarzy chciałbym jed­nak zrezygnować z rozkładania ich jed­ności na elementy literacko powtarzal­ne. Wiadomo, że taki zabieg musi się udać i wszystko sprowadza się do te­go, czyby się przy tym wykazało więk­szą lub mniejszą zręczność. Załóżmy, że przy pewnym doświadczeniu zręczność jest łatwo osiągalna.

W Ołtarzach najbardziej fascynują­ca jest ich jedność i w tej jedności pełnią. Nie zdziwiłbym się, gdyby po na­pisaniu Ołtarzy dręczyło Kowalską straszne dla pisarza uczucie, że powiedziała wszystko, co chciała powiedzieć. W każdym razie fakt, że pozostałe ut­wory tomiku Kowalskiej wydają się błahe, rozumie się sam przez się, Osiągnięcie w jakimś utworze pełni nie może być dla twórcy bezkarne. Takie utwory, jak Ołtarze, nie mogą powsta­wać z dnia na dzień ani nawet z roku na rok. Bardzo często w ogóle powstają raz jeden w ciągu wielu lat twórczoś­ci. O nich można marzyć latami jak o szczęściu, o którym wiadomo, że przy­niesie spełnienie i zatratę. Pełnia Oł­tarzy jest dla Kowalskiej groźna. Chwalę ten utwór i boję się swoich pochwał. Na szczęście wiem, że nie wiem nic okrutniejszego od tego, o czym wie Kowalska. Ołtarze to lite­racka summa wiedzy okrutnej o życiu i człowieku.

Ileż w tym opowiadaniu planów, kształtów, barw i odcieni okrucieńst­wa, tego, co człowiek doświadcza, wie i czuje. Jak wszystko w tym opowia­daniu jest przeniknięte okrucieństwem. Okrucieństwo biologiczne i okrucieńst­wo społeczne. Okrucieństwo sprawied­liwości i okrucieństwo krzywdy. Okru­cieństwo wiedzy i inteligencji i okru­cieństwo ciemnoty i debilstwa. Okru­cieństwo dobra i zła, miłości i niena­wiści, piękna i obrzydliwości, życia i śmierci. I nad tym wszystkim okru­cieństwo ciągłej zgody na mniej, na gorzej, na zupełne nic, gdy to nic musi być wszystkim. Ta zgoda nie ma nic wspólnego z kwalifikowaniem moralnym ludzkich aktów życia. Okrucieńst­wo zgody, którą wyraża zwycięstwo in­stynktu istnienia, polega na tym, że jest ona ponad czy poza aprobatą lub dezaprobatą moralną. Dopóki istnieje­my, godzimy się tym samym na istnie­nie niezależnie od wszelkich kwalifikacji moralnych. Kowalska zdaje się twierdzić, że nie ma granicy dla mniej i gorzej, poza którą nie byłoby już możliwości zgody. Potrafimy istnieć bez szczęścia i bez celu, bez najbliższych, bez wiary, bez nadziei i bez miłości, bez oczu i bez rozumu. (Potrafimy ist­nieć wśród koszmaru i obrzydliwości, wśród pozorów, dla wspomnień tylko, a nawet bez pamięci. Opowiadanie Ko­walskiej może isię kończyć tylko tak, jak się kończy. Debil i ślepy od urodzenia, który utracił wszystkich i wszystko i został kaleką pod każdym wzglę­dem, słyszy, że on jeden z czterech najbliższych przyjaciół będzie żył. „Usłyszawszy ten wyrok rozpłakałem się z przerażenia, a może i z radości” (s. 65).

Ołtarze są literacką symfonią okru­cieństwa istnienia, które jednocześnie nie staje się nigdy tak okrutne, żeby przestało być lepsze od nieistnienia, że­by zdołało zabić instynkt istnienia. W wizji życia, którą stworzyła sobie Ko­walska, jest miejsce na wszystko, nie ma miejsca na samobójstwo. Jest wie­le systemów etycznych, które wyklu­czają możliwość etycznego usprawiedli­wienia samobójstwa. Me sądzę jednak, żeby u Kowalskiej zadecydowały o eliminacji samobójstwa względy etycz­ne jakiegokolwiek systemu z chrześci­jańskim włącznie. Ta eliminacja do­konuje się u niej bez związku z jaką­kolwiek sferą wartości. Wbrew takim czy innym pozorom Kowalska nie jest moralistką, powiedziałbym nawet, że jest to pisarka w swoisty sposób bar­barzyńska. Sfera wartości jest u niej tylko dodatkiem do fenomenów istnienia. Dziadek ślepego Prota nie jest u Kowalskiej wyjątkiem: „– Nigdym nie myślał, co dobre, a co złe – chrypiał dziadek. – Ot popadał człowiek w biedę. Szedł do więzienia, do szpita­la, szedł na wojnę. Głodował. Marzł. Bał się. Działo się coś z człowiekiem i tylko mógł się dziwić, że to akurat jemu się to wszystko niechciane przydarza. Oj, świecie, świecie!” (s. 20). Dopóki istnieje jakakolwiek możliwość spełniania fizycznych, fizjologicznych i psychicznych funkcji, istnieje żywy człowiek, i to jest wszystko. Nie jest przypadkiem, że Kowalska powierzyła narrację (a przynajmniej jej główny trzon) młodocianemu debilowi i kalece. W najważniejszych rzeczach istnienia on wie tyle samo, co wszyscy. I on ma pełne prawo powiedzieć: „Ale z latami wcale nie wie człowiek więcej z tych prawdziwych, najważniejszych spraw” (s. 60). Właśnie w tym zakresie moż­na postawić znak równości między in­teligencją a debilstwem, młodością a starością, kalectwem a zdrowiem. Nie wierzymy, że ślepy debil potrafiłby formułować swoje konstatacje tak pre­cyzyjnie, jak to się dzieje u Kowal­skiej, nie wierzymy, że w ogóle potrafiłby je formułować w ludzkim języ­ku, ale nie mamy wątpliwości, że mu siałby to zrobić w ten właśnie sposób, gdyby mógł i potrafił powiedzieć o so­bie to, co istotne i konieczne.

Wśród wszystkich znaków równości, jakie raz po raz sugeruje Kowalska w swoim opowiadaniu, najniezwyklejszy dotyczy jednak sfery wartości, i to wartości etycznych. Mam na myśli to zrównanie między księdzem Błażejem a kierownikiem Grotem, z których każ­dy wciela w życie swój własny system wartości etycznych. Przeciwstawność tych systemów jest punktem honoru dla każdego z nich. Intelektualne paralele między tymi systemami przeprowadza się od piwnego czasu dosyć czę­sto, ale wyłącznie w sferze negatywów obydwu. Bez trudu można wskazać ładny zestaw tekstów filozoficznych i literackich, w których takie analogie mają świadczyć o świeżości myśli. Od­krywczość analogii, sugerowanej przez Kowalską, polega na tym, że ta ana­logia jest w swoisty sposób apologetyczna. Błażej i Grot (każdy według swego systemu) uosabiają ideał etyczny człowieka i Kowalska zdaje się dostrzegać ich pozytywne podobieństwo. Błażej i Grot odnaleźli wspólność w tragizmie swego losu, a tragizm, jak wiadomo, jest najwyższym w sztuce potwierdzeniem wartości. Nie da się zaprzeczyć, że sugestie myślowe Ko­walskiej są głęboko oryginalne. Apologii, którą zawarła Kowalska w wąt­ku Błażeja i Grota, nie podważa ani swoisty amoralizm jej opowiadania, ani wszystkie manifestacje sceptycyz­mu, ani tak znamienna dla tej pisarki intelektualna złośliwość. Los Błażeja i Grota jest jak wszystko niesamowi­cie okrutny, ale jednocześnie wzniosły, ale jednocześnie patetyczny i w sfe­rze odczuć estetyczno-moralnych – piękny. Rozumie się zresztą, że w tej symfonii okrucieństwa, jaką są Ołta­rze, nie mogło zbraknąć tego okrucieństwa, które stwarza ludzka potrze­ba ideału etycznego i właściwa niektó­rym ludziom ambicja, żeby temu ideałowi sprostać. Bez tego planu rzeczy ludzkich nie można by mówić o pełni, której odczucie towarzyszy odbiorowi Ołtarzy.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content