copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
SZTUKA KOMPROMISÓW
Adam Augustyn, Mój przyjaciel Staszek, Warszawa 1967
Pod co najmniej jednym względem trzecia powieść Adama Augustyna jest taka, .jakiej się należało spodziewać. Skoro w Poganinie zrozumiało się schemat dziejów każdej filozoficznej ułudy, następstwem takiego doświadczenia powinna być potrzeba sprawdzenia, jak się żyje bez filozoficznych nawiedzeń. Po udrękach wyczerpującej miłości postanawia się zwykle nie kochać więcej. I nie kocha się zwykle tak długo, dopóki życie bez miłości nie stanie się nie do zniesienia. Człowiek zdobywa się na zmianę swojej sytuacji dopiero wtedy, gdy nie może wytrzymać w tej, w jakiej jest. A więc racje przemian w człowieku i w świecie ludzkim są – można powiedzieć – czysto negatywne. Człowiek robi coś, gdy już nie może nie robić, i przestaje to robić dopiero wtedy, gdy robić nie może więcej. Z tym się wiąże sens przysłowia: „Im gorzej, tym lepiej”.
Doświadczenie nawiedzenia filozoficznego w Poganinie było tak wyczerpujące, że można było być pewnym, iż Augustyn będzie musiał popróbować czego innego. W powieści Mój przyjaciel Staszek otrzymujemy zapis życia w filozoficznej próżni. Czy jest to życie na inny sposób nie do zniesienia? I tak, i nie. Próby życia bez filozofii nie doprowadził autor do skrajności, złagodził jego udrękę, wydobył niewyczerpaną ludzką zdolność znoszenia życia na egzystencjalnej pustyni. Jest to pod wieloma względami powieść jaskrawię kompromisowa, na skutek tej kompromisowości aż nijaka, i poprzez nijakość w przewrotny sposób prawdziwa. Prawdziwa w tym, że człowiek rzeczywiście może bez końca znosić życie nijakie i nawet znajdować w nim upodobanie.
Powieść o egzystencji, której sensu nie szuka się i nie ma co szukać, nie przerodziła się w powieść o sytuacji nie do zniesienia na skutek przemyślnych zabiegów. Postać narratora i – wbrew tytułowi – głównego bohatera uczynił autor człowiekiem jak stworzonym do przystosowania się do każdej sytuacji. Odebrał mu potrzebę filozofowania nad sensem egzystencji, zastępując ją poetyckim lub dziecinnym fetyszyzmem. Nie zamierzam kwestionować tej zamiany. Jest to bardzo znamienne zjawisko współczesnej psychologii zbiorowej, nie tylko indywidualnej. Zjawisko demonstracyjnie jawne gdzie indziej, u nas wstydliwie, ale bezskutecznie skrywane. Światopogląd magiczny mści się jawnie lub skrycie za uzurpacje racjonalistyczne. Boga lub filozofię może zastąpić dziś często fetysz kołka w płocie, nie tylko tak uroczy i wymyślny wątek magiczny w powieści Augustyna. Osiwieliby wszyscy filozofowie, gdyby ludzie zechcieli przyznać się, jakim fetyszyzmom podlegają. Osławione wróżenie z fusów to czasem jedyny intelektualny klucz do doniosłych ludzkich decyzji i wyborów. Słyszałem o kimś, kto decyzję samobójstwa uzależnił od zobaczenia trojga wybranych osób przy wspólnym stoliku kawiarnianym i przez sześć lat czekał na swoje prawo do śmierci. W takim zestawieniu uzależnianie praktyki życia codziennego od kształtu figury geometrycznej, jaką da się ułożyć z posiadanych w gospodarstwie domowym jajek, nie kryje w sobie nic szczególnie szokującego.
Egzystencja bez możliwego w niej do wykrycia sensu filozoficznego staje się zwykle celem samym w sobie i cel ten mierzy się zwykle jej wygodą czy luksusem. Augustyn dał swemu bohaterowi egzystencję pożałowania godną, ale jednocześnie wyposażył go w młodzieńczą niefrasobliwość i w zdolność lekceważenia jej uciążliwości. Trudy etatowego komiwojażerstwa kojarzą mu się z chłopięcą turystyką i odbierają co najwyżej smak chłopięcym wspomnieniom. Ktoś, komu woda w Wiśle nie mogłaby zastąpić łazienki, musiałby gorzej znosić egzystencję komiwojażera kultury, dla którego marzenie o własnym samochodzie byłoby bardziej bezsensowne niż marzenie o tym, żeby wyszedł ładny trójkąt z jajek.
Wśród wszystkich pociech, jakich udzielił Augustyn swojemu bohaterowi, najwięcej liczy się pociecha, jaką może dać człowiekowi drugi oddany człowiek. Powieść Augustyna jest bądź co bądź powieścią o szczęśliwej miłości. Augustyn uwolnił swego bohatera od wszelkiej złej wiedzy o kolejach miłości i zabezpieczył go przed istotniejszymi podejrzeniami na ten temat, ustawiając go w takim stadium uczuć miłosnych, kiedy wolno mieć nadzieję, że miłość o napięciu unicestwiającym trwałość da się przekształcić w trwałe, spokojne współżycie. Prawdziwi kochankowie mogą czuć się szczęśliwi nawet na ryżowej szczotce, trzeba więc powiedzieć, że Augustyn zrobił wszystko, żeby sytuacja nie do zniesienia była odczuwana jako sytuacja znośna. Prawdziwej nieznośności nie wyeliminował całkowicie, ale uporał się z nią w dwojaki sposób.
Po pierwsze, ukazał ją w perspektywie, z zewnątrz i nie oddając głosu jej odczuciom. To się odnosi do bohatera tytułowego, który jest w powieści bohaterem marginesowym. Wszystko wskazuje na to, że przyjaciel narratora, Staszek, jest pozbawiony tych wszystkich pociech, z których korzysta narrator. Nie ma on jego naiwności i jest – można przypuszczać – inteligentniejszy. Ma życie poza sobą i nie ma nadziei. Wie chyba wszystko złe, co można wiedzieć o związku z drugim człowiekiem. Jest uwikłany rodzinnie, społecznie i egzystencjalnie w bezwyjściowości, którą narrator zaledwie może u niego przeczuwać. I nie chce o niczym mówić, zasłaniając się wypowiadaniem słów nic nie znaczących lub znaczących melancholijną zgrywę. Można się po nim spodziewać, że pewnego dnia zwariuje, powiesi się albo umrze na zawał serca. To ostatnie jest najprawdopodobniejsze.
Po drugie, Augustyn rozładowuje bunt przeciw sytuacji nie do zniesienia w bezsilnych i nic nie znaczących gestach i w mikroskopijnych wybuchach wściekłości. Temu podlegają prawie wszyscy bohaterowie powieści, nie wyłączając narratora, który w zgodzie ze swoją naturą chce się z nimi oswoić i nad nimi zapanować. Zauważyć, że wszechwyzwalające lub desperackie gesty i wybuchy rozkładają się na wielką ilość bezradnych geścików, to znaczy zrozumieć, dlaczego ludzie potrafią znosić niemal każdą sytuację. Czasem wystarczy czekać – tak robi jedna z postaci powieści – na widok z biurowego okna, jak pojazdy ochlapują błotem ubrania bezradnych przechodniów, żeby znosić z pokorą egzystencję bez sensu i bez perspektyw. Adam Augustyn doszedł do tego samego, do czego doszedł Kazimierz Brandys, gdy świadomość zabójczą rozłożył na trujące dawki przebłysków świadomości, wykrywając tym samym dzisiejszy „sposób bycia”. Narratorowi powieści Augustyna marzy się nawet pragmatyczne użytkowanie wiedzy o rozładowywaniu wewnętrznych i zewnętrznych ludzkich konfliktów i robi w tym zakresie doświadczenia, licząc na utrwalenie zgodnego współżycia miłosnego. Nie wykluczone, że to może prowadzić do pożądanych rezultatów.
Adam Augustyn zrobił wszystko, co mógł, żeby swego bohatera pogodzić z sytuacją, w jakiej go postawił. Na domiar wszystkiego uczynił go pisarzem, i to takim, który jeszcze nic nie wie o trudnościach pisarskich, a już posmakował niektórych pisarskich satysfakcji. Nie podejrzewa więc wcale, że będzie wystawiony na próby trudniejsze niż wszystko, czego doświadczył.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy