Sztuka kompromisów, Twórczość 4/1968

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

SZTUKA KOMPROMISÓW

Adam Augustyn, Mój przyjaciel Staszek, Warszawa 1967

Pod co najmniej jednym względem trzecia powieść Adama Augustyna jest taka, .jakiej się należało spodziewać. Skoro w Poganinie zrozumiało się schemat dziejów każdej filozoficznej ułudy, następstwem takiego doświadczenia powinna być potrzeba sprawdzenia, jak się żyje bez filozoficznych nawiedzeń. Po udrękach wyczerpującej miłości postanawia się zwykle nie kochać więcej. I nie kocha się zwykle tak długo, dopóki życie bez miłości nie stanie się nie do zniesienia. Człowiek zdobywa się na zmianę swojej sytua­cji dopiero wtedy, gdy nie może wytrzymać w tej, w jakiej jest. A więc racje przemian w człowieku i w świe­cie ludzkim są – można powiedzieć – czysto negatywne. Człowiek robi coś, gdy już nie może nie robić, i przestaje to robić dopiero wtedy, gdy robić nie może więcej. Z tym się wiąże sens przysłowia: „Im gorzej, tym lepiej”.

Doświadczenie nawiedzenia filozo­ficznego w Poganinie było tak wy­czerpujące, że można było być pew­nym, iż Augustyn będzie musiał po­próbować czego innego. W powieści Mój przyjaciel Staszek otrzymujemy zapis życia w filozoficznej próżni. Czy jest to życie na inny sposób nie do zniesienia? I tak, i nie. Próby życia bez filozofii nie doprowadził autor do skrajności, złagodził jego udrękę, wy­dobył niewyczerpaną ludzką zdolność znoszenia życia na egzystencjalnej pu­styni. Jest to pod wieloma względami powieść jaskrawię kompromisowa, na skutek tej kompromisowości aż nijaka, i poprzez nijakość w przewrotny spo­sób prawdziwa. Prawdziwa w tym, że człowiek rzeczywiście może bez końca znosić życie nijakie i nawet znajdo­wać w nim upodobanie.

Powieść o egzystencji, której sensu nie szuka się i nie ma co szukać, nie przerodziła się w powieść o sytuacji nie do zniesienia na skutek przemyślnych zabiegów. Postać narratora i – wbrew tytułowi – głównego bohatera uczynił autor człowiekiem jak stworzonym do przystosowania się do każ­dej sytuacji. Odebrał mu potrzebę filo­zofowania nad sensem egzystencji, za­stępując ją poetyckim lub dziecinnym fetyszyzmem. Nie zamierzam kwestionować tej zamiany. Jest to bardzo zna­mienne zjawisko współczesnej psycho­logii zbiorowej, nie tylko indywidual­nej. Zjawisko demonstracyjnie jawne gdzie indziej, u nas wstydliwie, ale bezskutecznie skrywane. Światopogląd magiczny mści się jawnie lub skrycie za uzurpacje racjonalistyczne. Boga lub filozofię może zastąpić dziś często fetysz kołka w płocie, nie tylko tak uro­czy i wymyślny wątek magiczny w powieści Augustyna. Osiwieliby wszyscy filozofowie, gdyby ludzie zechcieli przyznać się, jakim fetyszyzmom pod­legają. Osławione wróżenie z fusów to czasem jedyny intelektualny klucz do doniosłych ludzkich decyzji i wyborów. Słyszałem o kimś, kto decyzję samo­bójstwa uzależnił od zobaczenia trojga wybranych osób przy wspólnym stoli­ku kawiarnianym i przez sześć lat cze­kał na swoje prawo do śmierci. W ta­kim zestawieniu uzależnianie praktyki życia codziennego od kształtu figury geometrycznej, jaką da się ułożyć z po­siadanych w gospodarstwie domowym jajek, nie kryje w sobie nic szczególnie szokującego.

Egzystencja bez możliwego w niej do wykrycia sensu filozoficznego sta­je się zwykle celem samym w sobie i cel ten mierzy się zwykle jej wy­godą czy luksusem. Augustyn dał swe­mu bohaterowi egzystencję pożałowa­nia godną, ale jednocześnie wyposażył go w młodzieńczą niefrasobliwość i w zdolność lekceważenia jej uciążliwości. Trudy etatowego komiwojażerstwa kojarzą mu się z chłopięcą turystyką i odbierają co najwyżej smak chłopięcym wspomnieniom. Ktoś, komu woda w Wiśle nie mogłaby zastąpić łazienki, musiałby gorzej znosić egzystencję ko­miwojażera kultury, dla którego marze­nie o własnym samochodzie byłoby bar­dziej bezsensowne niż marzenie o tym, żeby wyszedł ładny trójkąt z jajek.

Wśród wszystkich pociech, jakich udzielił Augustyn swojemu bohatero­wi, najwięcej liczy się pociecha, jaką może dać człowiekowi drugi oddany człowiek. Powieść Augustyna jest bądź co bądź powieścią o szczęśliwej miłości. Augustyn uwolnił swego bo­hatera od wszelkiej złej wiedzy o ko­lejach miłości i zabezpieczył go przed istotniejszymi podejrzeniami na ten temat, ustawiając go w takim stadium uczuć miłosnych, kiedy wolno mieć na­dzieję, że miłość o napięciu unicest­wiającym trwałość da się przekształ­cić w trwałe, spokojne współżycie. Prawdziwi kochankowie mogą czuć się szczęśliwi nawet na ryżowej szczotce, trzeba więc powiedzieć, że Augustyn zrobił wszystko, żeby sytuacja nie do zniesienia była odczuwana jako sytua­cja znośna. Prawdziwej nieznośności nie wyeliminował całkowicie, ale upo­rał się z nią w dwojaki sposób.

Po pierwsze, ukazał ją w perspek­tywie, z zewnątrz i nie oddając głosu jej odczuciom. To się odnosi do bo­hatera tytułowego, który jest w po­wieści bohaterem marginesowym. Wszystko wskazuje na to, że przyja­ciel narratora, Staszek, jest pozbawiony tych wszystkich pociech, z których korzysta narrator. Nie ma on jego na­iwności i jest – można przypuszczać – inteligentniejszy. Ma życie poza sobą i nie ma nadziei. Wie chyba wszystko złe, co można wiedzieć o związku z drugim człowiekiem. Jest uwikłany rodzinnie, społecznie i egzystencjalnie w bezwyjściowości, którą narrator za­ledwie może u niego przeczuwać. I nie chce o niczym mówić, zasłaniając się wypowiadaniem słów nic nie znaczących lub znaczących melancholijną zgrywę. Można się po nim spodziewać, że pewnego dnia zwariuje, powiesi się albo umrze na zawał serca. To ostatnie jest najprawdopodobniejsze.

Po drugie, Augustyn rozładowuje bunt przeciw sytuacji nie do zniesie­nia w bezsilnych i nic nie znaczących gestach i w mikroskopijnych wybu­chach wściekłości. Temu podlegają prawie wszyscy bohaterowie powieści, nie wyłączając narratora, który w zgodzie ze swoją naturą chce się z ni­mi oswoić i nad nimi zapanować. Zauważyć, że wszechwyzwalające lub desperackie gesty i wybuchy rozkłada­ją się na wielką ilość bezradnych geścików, to znaczy zrozumieć, dlaczego ludzie potrafią znosić niemal każdą sytuację. Czasem wystarczy czekać – tak robi jedna z postaci powieści – na widok z biurowego okna, jak po­jazdy ochlapują błotem ubrania bezradnych przechodniów, żeby znosić z pokorą egzystencję bez sensu i bez perspektyw. Adam Augustyn doszedł do tego samego, do czego doszedł Ka­zimierz Brandys, gdy świadomość za­bójczą rozłożył na trujące dawki przebłysków świadomości, wykrywając tym samym dzisiejszy „sposób bycia”. Nar­ratorowi powieści Augustyna marzy się nawet pragmatyczne użytkowanie wie­dzy o rozładowywaniu wewnętrznych i zewnętrznych ludzkich konfliktów i robi w tym zakresie doświadczenia, licząc na utrwalenie zgodnego współżycia miłosnego. Nie wykluczone, że to może prowadzić do pożądanych rezultatów.

Adam Augustyn zrobił wszystko, co mógł, żeby swego bohatera pogodzić z sytuacją, w jakiej go postawił. Na do­miar wszystkiego uczynił go pisarzem, i to takim, który jeszcze nic nie wie o trudnościach pisarskich, a już po­smakował niektórych pisarskich satys­fakcji. Nie podejrzewa więc wcale, że będzie wystawiony na próby trudniej­sze niż wszystko, czego doświadczył.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content