Toast 3, Twórczość 9/2002

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

TOAST (3)

Szanowni Państwo, przy długim życiu i przy ponadpółwiecznej publicznej pracy literackiej nie mogły mnie ominąć nagrody mniej lub więcej zaszczytne.

Cenię je sobie według własnych rozpoznań ich charakteru, o niektórych myślę po latach ze wzruszeniem, dotyczy to zwłaszcza tych, które mi się kojarzą z konkretnymi ludźmi, którzy w werdykcie nagrodowym wyrażali swój osobisty osąd mojej pracy.

W decyzjach tego typu widzę nie przejaw prywatnej życzliwości, lecz świadectwo zrozumienia moich rezultatów literackich lub tyl­ko aprobaty dla tego, co robię.

Nie wiem zresztą, co z tych dwóch rzeczy – zrozumienia i aprobaty – jest ważniejsze.

Zrozumienie niektórych osiągnięć twór­czych bywa niekiedy trudniejsze i rzadsze niż one same.

Zrozumienie wymaga często ogromnej pra­cy, poprzedza j ą zwykle coś szczególnego, z góry dane lub wręcz przyrodzone wtajem­niczenie, rodzaj orientacji, czym jest praca twórcza, czym mogą być i czasem są twórcze dzieła.

Wtajemniczenie takie bywa warunkiem wstępnym zrozumienia, wtajemniczenie może ujawnić sama tylko aprobata.

Mam dziś dwa stosowne na taką okolicz­ność przykłady, dwóch z pięciu jurorów Na­grody Literackiej Czterech Kolumn.

Ograniczam się do dwóch, ponieważ o nich dwóch moja wiedza nie jest czysto abstrakcyjna.

Ci dwaj jurorzy – Bogusław Kierc i Jerzy Pluta – poświęcają dziesiątki lat pracy zrozu­mieniu dwóch twórców, którzy dla nich stali się najważniejsi, Julian Przyboś dla Bogusława Kierca, Leopold Buczkowski dla Jerzego Pluty.

Znając choćby w części pracę Bogusława Kierca i Jerzego Pluty, odczuwałem od daw­na i odczuwam do dziś rodzaj wspólnictwa duchowego z nimi.

Oczywiście, nie ma to żadnego związku z ich nagrodą dla mnie czy dla kogokolwiek.

Takie wspólnictwo duchowe – nie poprzez identyczność rozumienia dzieł twórczych, lecz poprzez ogólną świadomość właściwej im natury – stało się dla mnie na koniec życia nie tylko najważniejszym wspólnictwem z ludź­mi, lecz wręcz jedynym.

Mało mnie już obchodzą wspólnictwa na­rodowe, religijne, światopoglądowe, politycz­ne, społeczne, płciowe, pokoleniowe i pokątne.

Odczuwam szczególną więź z wszystkimi, którzy mają i znają szósty zmysł ludzkiej kreacji, która – choć ułomna – ma może łagodzić niedostatki tej, przez jaką człowiek został ska­zany na swój los.

Twory szóstego zmysłu człowieka, choć nie­skończenie bardziej bezpieczne niż świat pięciozmysłowy, nie są wolne od niedoskonało­ści, od podstępów i pułapek.

Człowiek pięciozmysłowy może się w tych tworach zagubić, może fałszywe brać za prawdziwe, może z fałszywych robić narzędzia zniszczenia dla prawdziwych, może przez dezorientację wystawiać na pośmiewisko i two­ry, i samego siebie.

Dlatego prawie metafizyczne wspólnictwo duchowe ludzi szóstego zmysłu stało się dla mnie czymś tak ważnym, że może aż zbaw­czym.

Nie zamierzam niczego mistyfikować.

Może jest to wspólnictwo podobne do tego, które platonicznie łączy ludzi ze zdobytym w jakiejkolwiek umiejętności kunsztem, choć­by czysto fizycznym, mistrzów w jakimkol­wiek, choćby i najprostszym, działaniu.

Może jest to coś takiego jak nieformalne wspólnictwo ludzi sportu, mistrzów i kompetentnych kibiców sportowych.

Nie zrównuję rzeczy wzniosłych ze zwykły­mi, przywołuję podobieństwa między nimi.

Mówię w ten sposób, żeby moją wypo­wiedź, jednego z laureatów Nagrody Czterech Kolumn, pozbawić zbytniej konfesyjności.

Pięknie dziękuję za nagrodę, wznoszę sym­boliczny toast za inicjatorów i realizatorów oryginalnej idei nagrodowej.

Zdrowie nas wszystkich.

Lutynia, 11 maja 2002
Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content