copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
TOAST (3)
Szanowni Państwo, przy długim życiu i przy ponadpółwiecznej publicznej pracy literackiej nie mogły mnie ominąć nagrody mniej lub więcej zaszczytne.
Cenię je sobie według własnych rozpoznań ich charakteru, o niektórych myślę po latach ze wzruszeniem, dotyczy to zwłaszcza tych, które mi się kojarzą z konkretnymi ludźmi, którzy w werdykcie nagrodowym wyrażali swój osobisty osąd mojej pracy.
W decyzjach tego typu widzę nie przejaw prywatnej życzliwości, lecz świadectwo zrozumienia moich rezultatów literackich lub tylko aprobaty dla tego, co robię.
Nie wiem zresztą, co z tych dwóch rzeczy – zrozumienia i aprobaty – jest ważniejsze.
Zrozumienie niektórych osiągnięć twórczych bywa niekiedy trudniejsze i rzadsze niż one same.
Zrozumienie wymaga często ogromnej pracy, poprzedza j ą zwykle coś szczególnego, z góry dane lub wręcz przyrodzone wtajemniczenie, rodzaj orientacji, czym jest praca twórcza, czym mogą być i czasem są twórcze dzieła.
Wtajemniczenie takie bywa warunkiem wstępnym zrozumienia, wtajemniczenie może ujawnić sama tylko aprobata.
Mam dziś dwa stosowne na taką okoliczność przykłady, dwóch z pięciu jurorów Nagrody Literackiej Czterech Kolumn.
Ograniczam się do dwóch, ponieważ o nich dwóch moja wiedza nie jest czysto abstrakcyjna.
Ci dwaj jurorzy – Bogusław Kierc i Jerzy Pluta – poświęcają dziesiątki lat pracy zrozumieniu dwóch twórców, którzy dla nich stali się najważniejsi, Julian Przyboś dla Bogusława Kierca, Leopold Buczkowski dla Jerzego Pluty.
Znając choćby w części pracę Bogusława Kierca i Jerzego Pluty, odczuwałem od dawna i odczuwam do dziś rodzaj wspólnictwa duchowego z nimi.
Oczywiście, nie ma to żadnego związku z ich nagrodą dla mnie czy dla kogokolwiek.
Takie wspólnictwo duchowe – nie poprzez identyczność rozumienia dzieł twórczych, lecz poprzez ogólną świadomość właściwej im natury – stało się dla mnie na koniec życia nie tylko najważniejszym wspólnictwem z ludźmi, lecz wręcz jedynym.
Mało mnie już obchodzą wspólnictwa narodowe, religijne, światopoglądowe, polityczne, społeczne, płciowe, pokoleniowe i pokątne.
Odczuwam szczególną więź z wszystkimi, którzy mają i znają szósty zmysł ludzkiej kreacji, która – choć ułomna – ma może łagodzić niedostatki tej, przez jaką człowiek został skazany na swój los.
Twory szóstego zmysłu człowieka, choć nieskończenie bardziej bezpieczne niż świat pięciozmysłowy, nie są wolne od niedoskonałości, od podstępów i pułapek.
Człowiek pięciozmysłowy może się w tych tworach zagubić, może fałszywe brać za prawdziwe, może z fałszywych robić narzędzia zniszczenia dla prawdziwych, może przez dezorientację wystawiać na pośmiewisko i twory, i samego siebie.
Dlatego prawie metafizyczne wspólnictwo duchowe ludzi szóstego zmysłu stało się dla mnie czymś tak ważnym, że może aż zbawczym.
Nie zamierzam niczego mistyfikować.
Może jest to wspólnictwo podobne do tego, które platonicznie łączy ludzi ze zdobytym w jakiejkolwiek umiejętności kunsztem, choćby czysto fizycznym, mistrzów w jakimkolwiek, choćby i najprostszym, działaniu.
Może jest to coś takiego jak nieformalne wspólnictwo ludzi sportu, mistrzów i kompetentnych kibiców sportowych.
Nie zrównuję rzeczy wzniosłych ze zwykłymi, przywołuję podobieństwa między nimi.
Mówię w ten sposób, żeby moją wypowiedź, jednego z laureatów Nagrody Czterech Kolumn, pozbawić zbytniej konfesyjności.
Pięknie dziękuję za nagrodę, wznoszę symboliczny toast za inicjatorów i realizatorów oryginalnej idei nagrodowej.
Zdrowie nas wszystkich.
Lutynia, 11 maja 2002
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy