copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
TRAKTATOWOŚĆ
Iskra lejdejska Sterny-Wachowiaka (moja lektura maszynopisu 1979) jest powieściowym traktatem, w którym rozważa się charakter, funkcje i efekty poznania poprzez sztukę, czyli język wyobraźni. Podtytuł utworu – „powieść ideograficzna” – tak właśnie rozumiem, choć właściwszy może byłby podtytuł: „powieść ideogramologiczna”, ponieważ kojarzyłoby się to z traktatowym typem narracji prozatorskiej. Nie daje się tu przecież upustu „ideomowie”, lecz demaskuje sposób istnienia w królestwie „ideoznaków”.
Iskra lejdejska jest intelektualną konsekwencją Kopiejeczki. Po sugestywnej demonstracji blagi intelektu nie może dziwić ambicja dobrania się do blagi wyobraźni. Dlaczego jest to akurat blaga ewidentna, blaga tak zwanej kultury niskiej, niełatwo wiedzieć.
Być może dlatego, że przejawami kultury niskiej Sterna-Wachowiak pasjonuje się nie od dziś, że jest ich znawcą. Nie sądzę w każdym razie, żeby zadecydowała o tym bądź chęć ułatwienia sobie pisarskiego zadania, bądź chęć zdjęcia spod pręgierza kultury wysokiej.
Lunapark nie jest łatwiejszym przedmiotem refleksji niż Ulisses, kultury wysokiej Sterna-Wachowiak nie oszczędza ani w różnych partiach części Elizjum albo pewność istnienia, ani – zwłaszcza – w części trzeciej utworu Pajdolium albo pewność nieistnienia, która to część może odnosić się do sztuki nawet bardzo wysokiej, jeśli nie najwyższej, jak to sugeruję w swoim eseju Ziemia pisarza.
Wspominam o tym, ponieważ mojej roli jako adresata wielu polemik w tekście Iskry lejdejskiej nie da się nie zauważyć, nie mam tego autorowi za złe, wręcz przeciwnie, czuję się uhonorowany nawet jako cichy obiekt ironii, niekiedy równie ostrej, jak w niektórych utworach Janusza Głowackiego.
W Pajdolium – najefektowniejsza część Iskry lejdejskiej – ironia i szyderstwo Sterny-Wachowiaka nabierają siły i wyzwalają się z okowów narracyjnego, jak by powiedział Głowacki, „zagmatwaństwa”.
„Zagmatwaństwo” – zwłaszcza w Elizjum – wynika z literackiej ambicji prowadzenia traktatowej narracji bardziej nowocześnie od Schulza i w całkowitej niezależności od niego. W potrzebie pisarskiej Sterny-Wachowiaka Schulz musiał się narzucać jako stylistyczny wzór, wiemy, że maniera stylistyczna Schulza bywa jeszcze dla tych i owych pisarzy żywa. Ambicja wyminięcia narzucającego się wzoru jest moim zdaniem jak najbardziej słuszna.
Autor Iskry lejdejskiej, gdyby chciał się na kimś wzorować, wzorowałby się na utworach Leopolda Buczkowskiego, któremu niemało zawdzięcza, ale nie w stylistyce. Stylistyka narracji jest w Elizjum jego własna, czyli właśnie maksymalnie zagmatwana, o czym wiedzą wszyscy, którzy znają teksty krytyczne Sterny-Wachowiaka.
W dodatku swoją zagmatwaną, stylistykę chce autor literacko uozdobnić, co polega głównie na używaniu i nadużywaniu czasu zaprzeszłego, gdzie trzeba i nie trzeba. Z nadużycia czasu zaprzeszłego czasowników, które bardzo często są neologizmami, wynikają same pretensjonalności i całkowicie zbędne komplikacje językowe, utrudniające lekturę i tak już niełatwego tekstu, który rozluźnia się trochę i ładnieje w części drugiej Witalium albo niepewność istnienia, żeby w Pajdolium uzyskać właściwy parodystyczny smak.
W Pajdolium widać wyraźnie, że dobrze Sternie-Wachowiakowi zrobiła lektura W barszczu przygód Marka Słyka. Szkoda, że z tą lekturą zetknął się autor Iskry lejdejskiej dopiero pod koniec pisania swego utworu. Nie chodzi tu, rzecz jasna, o jakiekolwiek naśladownictwo Marka Słyka, lecz o posmakowanie jego językowej swobody.
Nad językiem Elizjum i Witalium trzeba moim zdaniem jeszcze popracować. Dżungla językowa u Sterny-Wachowiaka nie ma tych walorów, jakie ma u Łozińskiego, Sterna-Wachowiak boryka się językowo raczej z czymś takim, przed czym kapitulował Stanisław Ignacy Witkiewicz, nieszczęścia literackiego autora Nienasycenia raczej nie należy powtarzać, Sterna-Wachowiak wcale nie jest na nie skazany.
Pierwsza i druga część Iskry lejdejskiej wymagają zresztą znacznych skrótów dla zlikwidowania powtórzeń i wszelakich nadmiarów traktatowej narracji.
Z produkowaniem myśli, Sterna-Wachowłak nie ma na ogół kłopotów, utwory literackie na tym jednak polegają, że trzeba w myślach przebierać i tak je dobierać, żeby dobrane mogły zastąpić te, które trzeba odrzucić.
Jeśli się zbyt lubi to, co się myśli, trzeba dla dobra sztuki zdobyć się nawet na zadanie gwałtu swemu lubieniu.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy