Traktatowość, czytane w maszynopisie, Twórczość 6/1980

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

TRAKTATOWOŚĆ

Iskra lejdejska Sterny-Wachowiaka (moja lektura maszynopisu 1979) jest powieściowym traktatem, w którym rozważa się charakter, funkcje i efek­ty poznania poprzez sztukę, czyli język wyobraźni. Podtytuł utworu – „powieść ideograficzna” – tak właśnie rozumiem, choć właściwszy może był­by podtytuł: „powieść ideogramologiczna”, ponieważ kojarzyłoby się to z traktatowym typem narracji prozatorskiej. Nie daje się tu przecież upustu „ideomowie”, lecz demaskuje sposób istnienia w królestwie „ideoznaków”.

Iskra lejdejska jest intelektualną konsekwencją Kopiejeczki. Po suges­tywnej demonstracji blagi intelektu nie może dziwić ambicja dobrania się do blagi wyobraźni. Dlaczego jest to aku­rat blaga ewidentna, blaga tak zwanej kultury niskiej, niełatwo wiedzieć.

Być może dlatego, że przejawami kultury niskiej Sterna-Wachowiak pas­jonuje się nie od dziś, że jest ich znaw­cą. Nie sądzę w każdym razie, żeby zadecydowała o tym bądź chęć ułatwie­nia sobie pisarskiego zadania, bądź chęć zdjęcia spod pręgierza kultury wysokiej.

Lunapark nie jest łatwiejszym przedmiotem refleksji niż Ulisses, kul­tury wysokiej Sterna-Wachowiak nie oszczędza ani w różnych partiach czę­ści Elizjum albo pewność istnienia, ani – zwłaszcza – w części trzeciej utwo­ru Pajdolium albo pewność nieistnie­nia, która to część może odnosić się do sztuki nawet bardzo wysokiej, jeśli nie najwyższej, jak to sugeruję w swo­im eseju Ziemia pisarza.

Wspominam o tym, ponieważ mojej roli jako adresata wielu polemik w tekście Iskry lejdejskiej nie da się nie zauważyć, nie mam tego autorowi za złe, wręcz przeciwnie, czuję się uhono­rowany nawet jako cichy obiekt ironii, niekiedy równie ostrej, jak w niektó­rych utworach Janusza Głowackiego.

W Pajdolium – najefektowniejsza część Iskry lejdejskiej ironia i szy­derstwo Sterny-Wachowiaka nabierają siły i wyzwalają się z okowów narra­cyjnego, jak by powiedział Głowacki, „zagmatwaństwa”.

„Zagmatwaństwo” – zwłaszcza w Elizjum wynika z literackiej ambicji prowadzenia traktatowej narracji bar­dziej nowocześnie od Schulza i w cał­kowitej niezależności od niego. W po­trzebie pisarskiej Sterny-Wachowiaka Schulz musiał się narzucać jako stylis­tyczny wzór, wiemy, że maniera sty­listyczna Schulza bywa jeszcze dla tych i owych pisarzy żywa. Ambicja wymi­nięcia narzucającego się wzoru jest mo­im zdaniem jak najbardziej słuszna.

Autor Iskry lejdejskiej, gdyby chciał się na kimś wzorować, wzorowałby się na utworach Leopolda Buczkowskiego, któremu niemało zawdzięcza, ale nie w stylistyce. Stylistyka narracji jest w Elizjum jego własna, czyli właśnie maksymalnie zagmatwana, o czym wie­dzą wszyscy, którzy znają teksty kry­tyczne Sterny-Wachowiaka.

W dodatku swoją zagmatwaną, sty­listykę chce autor literacko uozdobnić, co polega głównie na używaniu i nadużywaniu czasu zaprzeszłego, gdzie trzeba i nie trzeba. Z nadużycia czasu zaprzeszłego czasowników, które bardzo często są neologizmami, wynikają same pretensjonalności i całkowicie zbędne komplikacje językowe, utrudniające lekturę i tak już niełatwego tekstu, który rozluźnia się trochę i ład­nieje w części drugiej Witalium albo niepewność istnienia, żeby w Pajdolium uzyskać właściwy parodystyczny smak.

W Pajdolium widać wyraźnie, że do­brze Sternie-Wachowiakowi zrobiła lektura W barszczu przygód Marka Słyka. Szkoda, że z tą lekturą zetknął się autor Iskry lejdejskiej dopiero pod ko­niec pisania swego utworu. Nie chodzi tu, rzecz jasna, o jakiekolwiek naśla­downictwo Marka Słyka, lecz o posma­kowanie jego językowej swobody.

Nad językiem Elizjum i Witalium trzeba moim zdaniem jeszcze popracować. Dżungla językowa u Sterny-Wachowiaka nie ma tych walorów, jakie ma u Łozińskiego, Sterna-Wachowiak boryka się językowo raczej z czymś takim, przed czym kapitulował Stani­sław Ignacy Witkiewicz, nieszczęścia literackiego autora Nienasycenia raczej nie należy powtarzać, Sterna-Wacho­wiak wcale nie jest na nie skazany.

Pierwsza i druga część Iskry lejdej­skiej wymagają zresztą znacznych skró­tów dla zlikwidowania powtórzeń i wszelakich nadmiarów traktatowej narracji.

Z produkowaniem myśli, Sterna-Wachowłak nie ma na ogół kłopotów, utwory literackie na tym jednak polega­ją, że trzeba w myślach przebierać i tak je dobierać, żeby dobrane mogły zastąpić te, które trzeba odrzucić.

Jeśli się zbyt lubi to, co się myśli, trzeba dla dobra sztuki zdobyć się na­wet na zadanie gwałtu swemu lubie­niu.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content