copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
URODA NA CZASIE
Leopold Buczkowski, Uroda na czasie, Warszawa 1970
Już od Czarnego potoku (1954) poczynając, narastała w pisarstwie Buczkowskiego literacka dziwność, która – zdawało się – w Pierwszej świetności (1966) osiągnęła swoje apogeum. Buczkowski po (kolei brał rozbrat z wszystkimi regułami prozy powieściowej, w Pierwszej świetności z reguł tych nie pozostało nic albo prawie nic. Okazuje się jednak, że w negacji konwencji powieściowej można zajść jeszcze dalej, niż zaszedł Buczkowski w Pierwszej świetności.
Bądź co bądź istniał w Pierwszej świetności zgłaszany w dziesiątkach deklaracji sprzeciw wobec konwencji powieściowej, wobec ROMANSU. Te namiętne deklaracje niewiary w ROMANS przypominały jeszcze sprzeciw wojujących ateistów wobec Boga, czyli niemożność wyzwolenia się od tego, z czym się walczy i co się unicestwia. W Pierwszej świetności demonstrowane były gruzy ROMANSU i w nich można było odkrywać zarysy dewastowanych struktur powieści. W Urodzie na czasie nic takiego nie wchodzi w rachubę. Ten utwór literacki (to jedyna możliwa gatunkowa kwalifikacja tekstu Buczkowskiego) z powieścią nie ma już nic wspólnego i nie odwołuje się do niczego, co z nią związane.
Z faktu, że „literacki twór językowy” Leopolda Buczkowskiego zbudowany jest ze zdań, nie wynika żadna wspólność z powieścią, ponieważ zdania tego typu są podstawowym budulcem językowym w większości rodzajów i gatunków literackich. Jeżeli zważyć, że w Urodzie na czasie występują niemal wyłącznie zdania w mowie niezależnej (generalnie i niezbyt ściśle rzecz nazywając), to nasuwałoby się raczej przypuszczenie, że utwór literacki Buczkowskiego ma więcej wspólnego z literaturą dramatyczną niż z prozą powieściową. Mowa niezależna jednak nie wystarcza, żeby można było mówić o strukturze dramatycznej. Inne wyznaczniki tej struktury w Urodzie na czasie nie występują. Mowa niezależna tego utworu nie jest zorganizowana według żadnych znanych zasad, znamiennych dla literatury dramatycznej. Czy nie jest zorganizowana w ogóle?
To najdziwniejsze z dziwnych przypuszczenie miałoby w odniesieniu do Urody na czasie swoje podstawy. Wynikałaby z niego diagnoza, że Uroda na czasie jest zbiorem kilku tysięcy zdań nie zorganizowanych ani według zasad literackich, ani encyklopedycznych. Czy wobec takiej teoretycznie możliwej diagnozy usprawiedliwione byłoby odmówienie tekstowi Buczkowskiego wartości literackich? Należy sądzić, że nad taką teoretycznoliteracką kwestią nikt nigdy się nie zastanawiał. I gdyby to była kwestia czysto teoretycznoliteracką, wątpliwe jest, czy teoretyk literatury lub krytyk wzdragałby się przed odmówieniem takiemu tekstowi wartości.
W wypadku Buczkowskiego, gdyby przyjąć uprzednio sformułowaną diagnozę, sprawa byłaby jednak niesłychanie skomplikowana. Trudno bowiem byłoby nie zauważyć, że Uroda na czasie to jednak zbiór kilku tysięcy najpiękniejszych zdań, jakie w polszczyźnie mówionej dadzą się sformułować. Komu nie zadrżałaby ręka, gdyby miał przekreślić tego typu językowy fenomen. Zdań tak skończenie pięknych w takiej ilości nie utrwaliło żadne z arcydzieł polskiej literatury. I w dodatku można mieć prawie pewność, że zdań tych nie wymyślił sam pisarz, lecz wydobył je z oceanu żywej polszczyzny mówionej.
Ta prawie pewność przekreśla jednak przypuszczenie, że Uroda na czasie jest zbiorem zdań polszczyzny mówionej nie zorganizowanych według żadnej uchwytnej zasady. Zasada jest, i to czysto literacka. Własną zasadę tworzy indywidualny podmiot twórczy, czyli w tym wypadku ktoś, kto z nieskończonego oceanu słów i zdań, które słyszał, wydobywa te, którym przypisał potrzebną wartość według własnych kryteriów wartości.
W Pierwszej świetności podmiot twórczy nie ograniczał swoich funkcji i nie wzdragał się przed swoim wielostronnym udziałem w kreacji literackiego świata. Postać narratora była w Pierwszej świetności jedyną postacią do niewątpliwego zidentyfikowania. On tworzył świat literacki według tego, jak w nim istniał świat doświadczony. W Urodzie na czasie podmiot twórczy postanowił się ukryć i ograniczyć swoją rolę do roli anonimowego „słuchacza z ukrycia”, który dysponuje „magnetofonem pamięci”. Urodą na czasie stworzyła indywidualna pamięć językowa, którą podmiot twórczy uruchomił i utrwalił na piśmie jej zasoby.
Przeciwko takiej metodzie twórczej należałoby się z pełnym przekonaniem buntować, gdyby ktokolwiek miał odwagę i zechciał wysunąć postulat takiej metody. Należałoby zresztą wątpić, czy metoda taka dałaby u kogokolwiek taki rezultat, jaki dała w utworze Buczkowskiego. Któż jak on. posiada taki słuch językowy i taką językową pamięć? Któż miał okazję nasłuchać się takiej polszczyzny mówionej, jakiej zapis przynosi Uroda na czasie? Na najdziwniejszy pod słońcem literatury utwór Leopolda Buczkowskiego złożyło się tysiąc nie przewidzianych podmiotowych i przedmiotowych warunków i okoliczności, których nie da się dziś ani wyliczyć, ani scharakteryzować.
One sprawiły, że pozornie luźny zbiór kilku tysięcy zdań polszczyzny mówionej tworzy osobliwie epicki monument literacki narodowego życia we wszystkich jego przekrojach i zakresach. Z każdego z kilku tysięcy zdań Urody na czasie wybucha historia polskiej kultury materialnej i duchowej, historia ludzi i społeczności, rzeczywistość indywidualnych i społecznych doświadczeń historycznych i duchowych nastawień wobec nich. Chociaż zwykle nie wiemy, kto te zdania wypowiada i chociaż zaledwie domyślamy się okoliczności, w jakich je wypowiada, chociaż autor pozostawił nam zupełną swobodę doszukiwania się powiązań pomiędzy nie zidentyfikowanymi postaciami i nie zidentyfikowanymi okolicznościami miejsca i czasu, zdania Urody na czasie atakują wyobraźnię i prowokują ją do tworzenia wizji życia, na którą ten, który „słuchał z ukrycia” i uruchomił „magnetofon pamięci”, nie chce mieć wpływu, ponieważ odmówił sobie prawa narzucania komukolwiek i własnego widzenia, i nade wszystko własnego rozumienia rzeczywistości, która ma własny język i nim przemawia.
Użytkownik „magnetofonu pamięci” zrezygnował całkowicie z własnego języka i zrobił to świadomie i z premedytacją. Jemu (można by przypisać jedną z nielicznych formuł intelektualnych Urody na czasie: „Pojęcia podmiotowe nie dadzą się zastosować do rzeczywistości, służą one tylko do tworzenia sądów” (s. 221). Powieść w dotychczasowych kształtach, którą Leopold Buczkowski kwestionuje totalnie, była w całości budowana z sądów o rzeczywistości i w dodatku nie tych jawnych, lecz tych ukrytych w podstawowych strukturach powieści, wynikających niemal wyłącznie z uzurpacji poznawczych, rozstrzygających kwestie nie rozstrzygnięte lub nie do rozstrzygnięcia. W takich elementach powieści, jak akcja, fabuła, kompozycja, są zawsze ukryte sądy o związkach przyczynowo-skutkowych między zjawiskami, a przecież zdanie, które pada na temat tych związków w Urodzie na czasie, kryje w sobie pełną istotnego znaczenia treść: „No! pułkowniku, w taki sposób można dowieść o byle czym, że wynika z tego, co je poprzedzało” (s. 243). Zakwestionować związki przyczynowo-skutkowe zjawisk, to znaczy zakwestionować wszystko, do czego powieść nas przyzwyczaiła.
Czy Buczkowski, odrzucając stare uzurpacje powieści, nie tworzy nowych i nie popada w inne sprzeczności, na to nie sposób odpowiedzieć dopóty, dopóki jego utwór nie zostanie poddany próbom pełnej, a więc publicznej weryfikacji czytelniczej i krytycznej. Od czytelnika tego utworu żąda się więcej, niż się zwykło żądać od czytelników. Żąda się mianowicie pełnego współtwórstwa. Autor Urody na czasie tworzy ciąg językowych prowokacji, które mają złożyć się na system podniet dla pracy wyobraźni, bez której utwór Buczkowskiego byłby rzeczywiście tylko zbiorem kilku tysięcy bardzo pięknych zdań.
Zdania te muszą zresztą być tak piękne, jak są. Buczkowski założył, że tylko ich uroda – jako prawdziwa rzadkość – może zapewnić właściwe funkcjonowanie, systemu podniet dla pracy wyobraźni, co jest warunkiem powodzenia tego eksperymentu, którym ma być Uroda na czasie. Za tym utworem kryje się godna sprawdzenia w praktyce filozofia dzieła literackiego, oparta na formułowanej przez niektórych myślicieli na świecie filozofii języka. Uroda na czasie jest układem podniet językowych dla wyobraźni, która powinna współtworzyć dzieło literackie, jeśli podniety okażą się skuteczne. Od tej skuteczności zależy wszystko. Cały sens tego najdziwniejszego pod słońcem „literackiego tworu językowego”.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy