copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
W WIRÓWCE
Janusz Głowacki, Nowy taniec la-ba-da, Warszawa 1970
U Janusza Głowackiego talentów bardzo dużo, jak by powiedziano w obcym języku. Głowacki posługuje się intensywnie wszystkimi, jakie ujawnił, nie zaniedbując żadnego. Nie rezygnuje z reportażu, od którego zaczynał, specjalizuje się w publicystyczno-satyrycznym felietonie, który zjednuje mu czytelników, scenariuszami wspomaga naszą od narodzin konającą sztukę filmową, przeprowadza rekonesans w twórczości dramatycznej, dwoma zbiorami opowiadań manifestuje swoje ambicje w prozie. Nie ma wątpliwości, że Głowacki jest człowiekiem sukcesu, prawie jest pewne, że ten sukces jest całościowym rezultatem wielostronnej i gorączkowej aktywności twórczej.
Kto by chciał rozstrzygnąć, która z uprawianych przez Głowackiego dziedzin twórczości jest dla tego sukcesu decydująca, znalazłby się w prawdziwym kłopocie. Z różnych powodów można by podejrzewać, że powinna to być proza, która często stanowi naturalną bazę dla niektórych innych dziedzin twórczości, w wypadku Głowackiego jednak podejrzenie takie trudno byłoby udowodnić. Po prostu dlatego, że te inne dziedziny twórczości nie są dla Głowackiego ani uboczne (felieton, reportaż), ani wtórne (scenariusz filmowy), że oddziaływują one na jego prozę, że mają wpływ na jej wewnętrzne i zewnętrzne funkcjonowanie. Zaryzykowałbym przypuszczenie, że proza Głowackiego nie jest w żadnym wypadku bazą jego wielostronnej aktywności twórczej, ma natomiast być jej nadbudową. W prozie Głowackiego powtarza się domniemywany w swoim czasie przez historyków literatury schemat narodzin nowożytnej powieści.
Wirówka nonsensu (1968) jest literacką nadbudową w stosunku do twórczości reportażowej Głowackiego, Nowy taniec la-ba-da można traktować jako nadbudowę w stosunku do jego twórczości reportażowej, filmowej i felietonowej łącznie. Nie zmierzam w zakamuflowany sposób do zdeprecjonowania prozy Głowackiego, chociaż niejednokrotnie dawałem wyraz temu, jak cenię nowoczesną emancypację artystyczną prozy. Wiem jednak z doświadczeń krytyka, że z takiej emancypacji – jak i z niczego innego zresztą – nie wolno robić obowiązującego literackiego kanonu. Proza całkowicie wyemancypowana artystycznie przestaje być workiem z różnościami, bardzo często jednak nie zaczyna być czymkolwiek, co by mogło być człowiekowi do czegoś potrzebne.
Głowacki ma nader silne wyczucie użytkowości tego, co robi, nie wierząc – być może – wcale w wysublimowaną użyteczność czystej literatury albo nie czując się na siłach, żeby podjąć jej niewiarygodnie wielkie ryzyko. Obydwoma przypuszczeniami gorszyć się nie ma co. Spośród wszystkich współczesnych niewiar niewiara w sens czystej literatury jest stosunkowo najmniej gorsząca. Jeśli wierzy się w czystą literaturę, nie zawadzi ostrożność w podejmowaniu jej ryzyka. Życie jest jedno d szastać nim bez konieczności nie należy. Od literatury nie ma – jak z całą pewnością wiadomo – ani dobrego, ani bezpiecznego dla siebie i dla innych odwrotu. Nie dotyczy to pisarstwa użytkowego, które sprawdza się prawie natychmiast i prawie niezawodnie, którego ryzyko jest daleko mniejsze.
Ostrożność Głowackiego trzeba więc bez zastrzeżeń pochwalić. Pretenduje on do prozy, i to pretenduje konsekwentnie, nie pali jednak za sobą mostów, nie odrzuca różnych możliwości i różnych realnych wariantów swojego pisarstwa. Skoro się powiedziało, że jego proza ma być literacką nadbudową kilku dziedzin jego twórczej działalności, trzeba się zastanowić, czemu ta nadbudowa ma służyć, do czego jest mu potrzebna. Odpowiedź nie nastręcza żadnych trudności. Głowacki chce w prozie uogólnić to, czego doświadcza, co obserwuje i bada. Taką odpowiedź trudno byłoby sformułować po samej Wirówce nonsensu, taka odpowiedź narzuca się po Wirówce nonsensu i po Nowym tańcu la-ba-da. O jakie uogólnienia literackie chodzi w tych dwóch zbiorach opowiadań?
Wszystkie doświadczenia, obserwacje i przemyślenia Głowackiego da się sprowadzić do jednej społecznej i egzystencjalnej sprawy, do sprawy krystalizowania się ambicji życiowych i realnych współczesnych przebiegów ich realizowania. Można by to nazwać także dzisiejszą praktyką społecznego, kulturalnego czy jakiegokolwiek innego awansu. Sprawa jest klasyczna i w każdym czasie na nowo aktualna, literatura poświęcała jej i poświęca do dziś baczną uwagę, jest to zresztą ukryta lub jawna sprawa każdej wstępującej w życie generacji, nie wyłączając wszystkich generacji literackich. Głowackiego interesuje ona w rozległej perspektywie społecznej, ma on wobec niej nastawienie na wskroś empiryczne, rezultaty swoich doświadczeń, obserwacji i przemyśleń prezentuje bez literackiego kamuflażu, z otwartością i jawnością taką, z jaką to robili do niedawna tzw. młodzi gniewni Anglicy, od których różni Głowackiego jedynie brak gniewu lub całkiem inny jego wyraz. Głowacki nie poczuwa się do apostolstwa pokoleniowego lub innego, bliższa jest mu postawia kpiarza, ironisty, często szydercy.
W opowiadaniach Wirówki nonsensu śledzi autor jeden, najgłupszy i najłatwiejszy, wariant lokaty ambicji życiowych. Opowiadania te przypominają we wszystkim środowiskowo-społeczny reportaż literacki, w którym na możliwości prozatorskie wskazuje jedynie większy niż to potrzebne w reportażu słuch językowy autora. W Nowym tańcu la-ba-da wzrastają u Głowackiego ambicje uogólniania, krystalizują się filmowe fabuły, w trzech naprawdę dobrych opowiadaniach (Polowanie na muchy, Nowy taniec la-ba-da i zwłaszcza Kuszenie Czesława Pałka) filmowym fabułom towarzyszy już czysto prozatorskie studium kilku współczesnych wariantów mówionego języka. Prawdziwa proza zaczyna się dziś akurat w tym punkcie, w którym pojawia się twórczy stosunek do języka, kiedy środki czysto i ściśle językowe są w stanie zastąpić wszystkie inne, na przykład fabułę, na przykład eksplikację socjologiczną, charakterologiczną czy sytuacyjną.
Głowacki nie pozwala sobie na rezygnację z dawnych środków, buduje swoje opowiadania w sposób „filmowy”, widać jednak, że mógłby z nich zrezygnować, gdyby chciał, gdyby mu na tym zależało. Duże partie opowiadań Nowy taniec la-ba-da i Kuszenie Czesława Pałka są wyemancypowane literacko i filmowiec musiałby do zapisu języka dobudowywać filmowe postaci i sytuacje. Nie wiadomo, czy Głowacki zechce kiedykolwiek uprawiać taką wyemancypowaną artystycznie prozę, dowiódł jednak niektórymi opowiadaniami, że potrafiłby to robić. W każdym razie jej sposobami posługuje się już całkiem swobodnie i dzięki nim osiąga ten kształt literackich uogólnień, o jaki mu chodzi. Ludzkie ambicje realizują się w prawdziwym kołomętliku fałszów, pomyłek, nieporozumień i idiotyzmów. Wielka wirówka nonsensu funkcjonuje nadzwyczaj sprawnie, jest to wirówka ogromna, kilka warszawskich knajp to zaledwie niektóre jej zakamarki.
Doświadczenia, obserwacje i przemyślenia Głowackiego utwierdzają go w przekonaniu, że zawarta w tytule jego pierwszego zbioru opowiadań konkluzja dotyczy doświadczeń o wiele szerszych niż te, które w Wirówce nonsensu zostały literacko zaprezentowane. Także główne postacie czterech opowiadań Nowego tańca la-ba-da i ci wszyscy, których anonimowa mowa została w te opowiadania wpleciona, wpadają w wirówkę, jak przysłowiowa śliwka w kanalizację. Jest to poniekąd nieuniknione, ponieważ Głowacki nikogo nie obdarza talentem lub umiejętnością rozpoznawania wartości. Nie wiadomo, czy Głowacki uznaje możliwość istnienia takich talentów i umiejętności, nie wiadomo, czy w ogóle zakłada istnienie takiego porządku w sferze wartości, który należałoby rozpoznać, jedno jest pewne, że jako twórcę (we wszystkich dziedzinach jego twórczości) zajmują go ewidentne świadectwa braku jakiegokolwiek rozpoznania. Ten brak mści się na wszystkich, dobrych i złych, inteligentnych i tępych, cynicznych i naiwnych, na lekkoduchach i na przemyśliwaczach. Na wszystkich czyha zła przygoda w świecie wartości, ten świat jest jak dżungla, w dżungli bez kompasu albo z kompasami źle funkcjonującymi i zawodnymi nie można sobie poradzić, przygoda musi więc kończyć się źle. Teoretycznie należałoby w takiej sytuacji ratować się własnym instynktem albo własną mądrością. Jeśli, oczywiście, instynkt można odnaleźć i ożywić, jeśli mądrości można się dopracować. Pewności w tym względzie, niestety, nie ma.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy