W wirówce, Twórczość 5/1971

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

W WIRÓWCE 

Janusz Głowacki, Nowy taniec la-ba-da, Warszawa 1970

U Janusza Głowackiego talentów bardzo dużo, jak by powiedziano w obcym języku. Głowacki posługuje się intensywnie wszystkimi, jakie uja­wnił, nie zaniedbując żadnego. Nie re­zygnuje z reportażu, od którego zaczy­nał, specjalizuje się w publicystyczno-satyrycznym felietonie, który zjednuje mu czytelników, scenariuszami wspomaga naszą od narodzin konającą sztu­kę filmową, przeprowadza rekonesans w twórczości dramatycznej, dwoma zbiorami opowiadań manifestuje swo­je ambicje w prozie. Nie ma wątpliwo­ści, że Głowacki jest człowiekiem sukcesu, prawie jest pewne, że ten sukces jest całościowym rezultatem wielostronnej i gorączkowej aktywno­ści twórczej.

Kto by chciał rozstrzygnąć, która z uprawianych przez Głowackiego dzie­dzin twórczości jest dla tego sukcesu decydująca, znalazłby się w prawdzi­wym kłopocie. Z różnych powodów można by podejrzewać, że powinna to być proza, która często stanowi naturalną bazę dla niektórych innych dzie­dzin twórczości, w wypadku Głowackiego jednak podejrzenie takie trudno byłoby udowodnić. Po prostu dlatego, że te inne dziedziny twórczości nie są dla Głowackiego ani uboczne (felieton, reportaż), ani wtórne (scenariusz filmo­wy), że oddziaływują one na jego pro­zę, że mają wpływ na jej wewnętrzne i zewnętrzne funkcjonowanie. Zaryzy­kowałbym przypuszczenie, że proza Głowackiego nie jest w żadnym wy­padku bazą jego wielostronnej aktyw­ności twórczej, ma natomiast być jej nadbudową. W prozie Głowackiego powtarza się domniemywany w swoim czasie przez historyków literatury schemat narodzin nowożytnej powie­ści.

Wirówka nonsensu (1968) jest litera­cką nadbudową w stosunku do twór­czości reportażowej Głowackiego, Nowy taniec la-ba-da można traktować jako nadbudowę w stosunku do jego twórczości reportażowej, filmowej i felietonowej łącznie. Nie zmierzam w za­kamuflowany sposób do zdeprecjono­wania prozy Głowackiego, chociaż nie­jednokrotnie dawałem wyraz temu, jak cenię nowoczesną emancypację arty­styczną prozy. Wiem jednak z doświadczeń krytyka, że z takiej emancy­pacji – jak i z niczego innego zresztą – nie wolno robić obowiązującego literackiego kanonu. Proza całkowicie wyemancypowana artystycznie przestaje być workiem z różnościami, bardzo często jednak nie zaczyna być czym­kolwiek, co by mogło być człowiekowi do czegoś potrzebne.

Głowacki ma nader silne wyczucie użytkowości tego, co robi, nie wierząc – być może – wcale w wysublimowaną użyteczność czystej literatury albo nie czując się na siłach, żeby pod­jąć jej niewiarygodnie wielkie ryzyko. Obydwoma przypuszczeniami gorszyć się nie ma co. Spośród wszystkich współczesnych niewiar niewiara w sens czystej literatury jest stosunkowo naj­mniej gorsząca. Jeśli wierzy się w czystą literaturę, nie zawadzi ostrożność w podejmowaniu jej ryzyka. Ży­cie jest jedno d szastać nim bez ko­nieczności nie należy. Od literatury nie ma – jak z całą pewnością wiadomo – ani dobrego, ani bezpiecznego dla sie­bie i dla innych odwrotu. Nie dotyczy to pisarstwa użytkowego, które spraw­dza się prawie natychmiast i prawie niezawodnie, którego ryzyko jest da­leko mniejsze.

Ostrożność Głowackiego trzeba więc bez zastrzeżeń pochwalić. Pretenduje on do prozy, i to pretenduje konsekwentnie, nie pali jednak za sobą mo­stów, nie odrzuca różnych możliwości i różnych realnych wariantów swojego pisarstwa. Skoro się powiedziało, że jego proza ma być literacką nadbudo­wą kilku dziedzin jego twórczej dzia­łalności, trzeba się zastanowić, czemu ta nadbudowa ma służyć, do czego jest mu potrzebna. Odpowiedź nie nastrę­cza żadnych trudności. Głowacki chce w prozie uogólnić to, czego doświadcza, co obserwuje i bada. Taką odpowiedź trudno byłoby sformułować po samej Wirówce nonsensu, taka odpowiedź narzuca się po Wirówce nonsensu i po Nowym tańcu la-ba-da. O jakie uogól­nienia literackie chodzi w tych dwóch zbiorach opowiadań?

Wszystkie doświadczenia, obserwacje i przemyślenia Głowackiego da się sprowadzić do jednej społecznej i egzy­stencjalnej sprawy, do sprawy krysta­lizowania się ambicji życiowych i real­nych współczesnych przebiegów ich realizowania. Można by to nazwać także dzisiejszą praktyką społecznego, kulturalnego czy jakiegokolwiek inne­go awansu. Sprawa jest klasyczna i w każdym czasie na nowo aktualna, lite­ratura poświęcała jej i poświęca do dziś baczną uwagę, jest to zresztą ukryta lub jawna sprawa każdej wstępującej w życie generacji, nie wyłącza­jąc wszystkich generacji literackich. Głowackiego interesuje ona w rozległej perspektywie społecznej, ma on wobec niej nastawienie na wskroś empirycz­ne, rezultaty swoich doświadczeń, obserwacji i przemyśleń prezentuje bez literackiego kamuflażu, z otwartością i jawnością taką, z jaką to robili do niedawna tzw. młodzi gniewni Anglicy, od których różni Głowackiego jedynie brak gniewu lub całkiem inny jego wyraz. Głowacki nie poczuwa się do apostolstwa pokoleniowego lub innego, bliższa jest mu postawia kpiarza, ironisty, często szydercy.

W opowiadaniach Wirówki nonsensu śledzi autor jeden, najgłupszy i naj­łatwiejszy, wariant lokaty ambicji życiowych. Opowiadania te przypomina­ją we wszystkim środowiskowo-społeczny reportaż literacki, w którym na możliwości prozatorskie wskazuje je­dynie większy niż to potrzebne w reportażu słuch językowy autora. W Nowym tańcu la-ba-da wzrastają u Głowackiego ambicje uogólniania, kry­stalizują się filmowe fabuły, w trzech naprawdę dobrych opowiadaniach (Po­lowanie na muchy, Nowy taniec la-ba-da i zwłaszcza Kuszenie Czesława Pał­ka) filmowym fabułom towarzyszy już czysto prozatorskie studium kilku współczesnych wariantów mówionego języka. Prawdziwa proza zaczyna się dziś akurat w tym punkcie, w którym pojawia się twórczy stosunek do ję­zyka, kiedy środki czysto i ściśle języ­kowe są w stanie zastąpić wszystkie inne, na przykład fabułę, na przykład eksplikację socjologiczną, charaktero­logiczną czy sytuacyjną.

Głowacki nie pozwala sobie na rezy­gnację z dawnych środków, buduje swoje opowiadania w sposób „filmo­wy”, widać jednak, że mógłby z nich zrezygnować, gdyby chciał, gdyby mu na tym zależało. Duże partie opowia­dań Nowy taniec la-ba-da i Kuszenie Czesława Pałka są wyemancypowane literacko i filmowiec musiałby do za­pisu języka dobudowywać filmowe postaci i sytuacje. Nie wiadomo, czy Głowacki zechce kiedykolwiek upra­wiać taką wyemancypowaną artystycz­nie prozę, dowiódł jednak niektórymi opowiadaniami, że potrafiłby to robić. W każdym razie jej sposobami posłu­guje się już całkiem swobodnie i dzięki nim osiąga ten kształt literackich uogólnień, o jaki mu chodzi. Ludzkie ambicje realizują się w prawdziwym kołomętliku fałszów, pomyłek, niepo­rozumień i idiotyzmów. Wielka wirów­ka nonsensu funkcjonuje nadzwyczaj sprawnie, jest to wirówka ogromna, kilka warszawskich knajp to zaledwie niektóre jej zakamarki.

Doświadczenia, obserwacje i przemy­ślenia Głowackiego utwierdzają go w przekonaniu, że zawarta w tytule jego pierwszego zbioru opowiadań konklu­zja dotyczy doświadczeń o wiele szer­szych niż te, które w Wirówce nonsen­su zostały literacko zaprezentowane. Także główne postacie czterech opo­wiadań Nowego tańca la-ba-da i ci wszyscy, których anonimowa mowa zo­stała w te opowiadania wpleciona, wpadają w wirówkę, jak przysłowiowa śliwka w kanalizację. Jest to poniekąd nieuniknione, ponieważ Głowacki nikogo nie obdarza talentem lub umieję­tnością rozpoznawania wartości. Nie wiadomo, czy Głowacki uznaje możliwość istnienia takich talentów i umie­jętności, nie wiadomo, czy w ogóle za­kłada istnienie takiego porządku w sferze wartości, który należałoby roz­poznać, jedno jest pewne, że jako twór­cę (we wszystkich dziedzinach jego twórczości) zajmują go ewidentne świadectwa braku jakiegokolwiek roz­poznania. Ten brak mści się na wszystkich, dobrych i złych, inteligentnych i tępych, cynicznych i naiwnych, na lekkoduchach i na przemyśliwaczach. Na wszystkich czyha zła przygoda w świe­cie wartości, ten świat jest jak dżun­gla, w dżungli bez kompasu albo z kompasami źle funkcjonującymi i za­wodnymi nie można sobie poradzić, przygoda musi więc kończyć się źle. Teoretycznie należałoby w takiej sy­tuacji ratować się własnym instynktem albo własną mądrością. Jeśli, oczywiście, instynkt można odnaleźć i ożywić, jeśli mądrości można się dopracować. Pewności w tym względzie, niestety, nie ma.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content