Walka z czasem, Twórczość 11/1969

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WALKA Z CZASEM

Peter Härtling, Niembsch albo bezruch. Suita, Warszawa 1968

Peter Härtling (ur. 1933) – poeta, prozaik, eseista – nie musi być dla czytelnika polskiego autorem niezna­nym. Przekład jednej z dwóch jego pierwszych powieści – Niembsch albo bezruch (1964) i Janek Portrat einer Erinnerung (1966) – zwraca uwagę na nazwisko pisarza, który już w pierw­szej swojej powieści ujawnia nieprze­ciętne ambicje intelektualne. Niembsch albo bezruch jest powieścią, w której młody pisarz wypowiada się generalnie o człowieku, o historii, o literaturze. Powieść, w której wykorzystane są ele­menty biografii poety znanego pod pseudonimem Nikolaus Lenau (1802-1850), nie jest ani powieścią biograficzną, ani historyczną. Härtling wy­powiada siebie poprzez swoją wizję sytuacji duchowej postaci historycznej, która z kolei identyfikuje się duchowo z jedną z najatrakcyjniejszych postaci literatury światowej – z Don Juanem. Sam pomysł potrójnej historycznie identyfikacji jest pomysłem niesłycha­nie efektownym i znaczeniowo wszechstronnie wykorzystanym. Ten pomysł bardziej naocznie niż wszystkie bez­pośrednie deklaracje filozoficzne okreś­la stosunek pisarza do czasu historycz­nego i jego zrozumienie historii, co zresztą jeszcze dosadniejszy wyraz znaj­dzie w najnowszej powieści Härtlinga Das Familienfest oder das Ende der Geschichte (1969). Z punktu widzenia literackiego ważniejsze jest jednak co innego: sam wybór literackiego obiektu identyfikacji.

Literatura dzisiejsza ucieka się w swoich wiodących dokonaniach do najrozmaitszych identyfikacji osobowych i historycznych. Wśród głównych obie­któw identyfikacji powtarzają się po­stacie Odyseusza, Edypa, Antygony, Don Kichota, Hamleta, Fausta. Don Juan, na którym skupiła się uwaga ro­mantyków, wypadł z pola widzenia dzisiejszych pisarzy, dla których ciągle jeszcze ważne są identyfikacje tragicz­ne lub heroicznie. Don Juan nie jest heroiczny, nie czy to ma znaczyć, że jednocześnie nie może być tragiczny? Czy tragizm ma być kwalifikacją tylko niektórych form walki człowieka z lo­sem, skoro wiadomo, że formy tej wal­ki są najczęściej od człowieka nieza­leżne? Stawka w każdej formie praw­dziwej gry z losem jest jedna i nie­zmienna: sam człowiek jako skończony układ wszystkich możliwych wartości. Dziś nietrudno rozumieć, że w grze Don Juana musiało chodzić o taką właśnie stawkę. Härtling przeprowadza po­wieściowy dowód tragizmu Don Juana, posługując się biografią romantyczne­go poety, (który przejął od Don Juana i sprawdził do końca formę jego walki z losem, formę daremnej ucieczki „w samozapomnienie uścisku”. Ta forma beznadziejnej walki z losem nie jest rzeczywiście heroiczna, ale czy czło­wiek współczesny nie przesadza w swo­ich pretensjach do heroizmu?

Nikolaus Niembsch z powieści Här­tlinga rozumie swoją walkę z losem jako walkę z czasem, któremu chce poprzez identyczność powtórzeń narzu­cić stan niezmienności, czyli bezruchu. W istocie rzeczy chodzi mu o likwi­dację czasu i przekreślenie jego treści i sensu. Czas wypełniony wiecznością powtórzeń zamienia się w pustą formę ludzkiego istnienia, w formę do tego stopnia nie mającą znaczenia dla czło­wieka, że nie warto w ogóle nią się zajmować. Historia rozumiana jako dzieje ludzkiego czasu czy dzieje osoby ludzkiej staje się wtedy czymś dosko­nale zbędnym i niepotrzebnym. W po­wieści Niembsch albo bezruch chodzi Härtlingowi o nieistotność tego typu historii. W powieści Das Familienfest oder das Ende der Geschichte chodzi mu z kolei o to, że historia taka jest w ogóle niemożliwa.

Dzieje czasu ludzkiego i osoby ludz­kiej nie mogą zostać zredukowane do jako tako sprawdzalnych zewnętrznych faktów. Wprawdzie w epilogu swojej nowej powieści ukazuje Härtiing nie­możność ustalenia względnie ściśle na­wet faktów zewnętrznych, dotyczą­cych filozofa Georga i pastora Immanuela Lauterbachów, których potom­kowie w roku 1967 urządzają zjazd ro­dzinny, żeby rozważyć historię sław­nych dziewiętnastowiecznych przodków, ten epilog ma jednak charakter satyrycznego, a więc przesadnego ko­mentarza. Najogólniejsze „życioryso­we” fakty zewnętrzne dałoby się przy pewnym wysiłku ustalić. Powieść Här­tlinga dotyczy jednak czego innego: dotyczy pełnej prawdy o człowieku, uwzględniającej całą postać jego życia duchowego i cały zespół możliwości, w których człowiek detonuje wyboru kształtującego charakter faktów zew­nętrznych, które trzeba znać i rozu­mieć we wszystkich ich uwarunkowa­niach. Pod tym względem możliwości poznawcze są nader znikome. Jeśli od­pada ewentualność źródeł utrwalonych na piśmie, pozostaje to, co człowiek sam w różnych okolicznościach mówi o sobie, to, co o nim mówią inni, i wszystko to razem jest w najwyższym stopniu wątpliwe w sensie poznawczym, nie mówiąc już o tym, że jest nietrwałe i ulotne.

Härtling buduje swoją powieść o braciach filozofie i księdzu z połowy dziewiętnastego wieku z tego, z czego taka powieść musiałaby być zbudowa­na, gdyby była możliwa; z olbrzymiej kompozycji najrozmaitszego typu rela­cji mówionych. Chociaż powieść Härtlinga ma pozór jednolitego potoku narracji, wszechwiedzący narrator ukryty w niej nie istnieje. Cała narra­cja powieściowa jest zbudowana tylko z tego, co ktoś konkretny w konkretnej sytuacji mówi. Filozof i historyk uniwersytecka Georg Lauterbach rozma­wia o sobie i o bracie z najrozmaitszymi ludźmi, jego własna wiedza o sobie i zdarzeniach życia jest niedoskonała i zawodna, jeszcze mniej doskonała jest wiedza innych, w rezultacie takie­go stanu rzeczy najważniejsze fakty jego życia stają się niejasne i niezro­zumiałe, pełno w jego życiu najrozmaitszych sprzeczności, z których nie sposób się wywikłać. Nie wiadomo, czy w dzieciństwie brat fanatyk religijny rzeczywiście chciał spalić brata grzesznika, nie wiadomo, jaki był charakter związku, w którym formułowa­no idee utopijnego socjalizmu, co skoń­czyło się kilkuletnim pobytem profe­sora na zagranicznym uniwersytecie, nie Wiadomo, kto zdradził, nie wiado­mo, kto „organizował” życie Georga Lauterbacha. Niemniejsze niejasności dotyczą życia egzorcysty Immanuela, chociaż pozornie jest to życie bez ta­jemnic. Härtling korzysta z jedynie możliwych źródeł prawdy i jednocześnie źródła te tak ustawicznie kompromitu­je, że na dobrą sprawę niepotrzebna już jest kompromitacja epilogowa.

Powieść Härtlinga można rozumieć między innymi także jako zamach na konwencję powieści rodzinnej, tak ugruntowaną w literaturze niemieckiej. Takie zamachy są z całą pewnością potrzebne, ponieważ jest dosyć dziwne, że tak eksponowany rodzaj tradycyjnej powieści zniknął niemal bez śladu we współczesnej literaturze. U nas jedy­nie Hanna Malewska przeprowadziła w Apokryfie rodzinnym druzgocący za­mach na konwencję powieści rodzinnej. Härtling kompromituje głównie kon­wencję narracyjną, jest to jednak kom­promitacja nader płodna literacko. Wy­nika z niej, że Tomasz Mann, gdyby żył i gdyby miał pisać Buddenbrooków, musiałby to zrobić całkiem ina­czej. Praktycznie zaś wynika z niej możliwość świadomego artystycznie czytania Buddenbrooków. Ten pra­ktyczny rezultat jest niesłychanie waż­ny, i to dla wszystkich. Także dla nas. Tradycję czci się najgodniej, jeśli się ją coraz pełniej rozumie. W tym względzie nowa powieść Härtlinga jest tak samo pomocna, jak Niembsch albo bezruch.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content