Wierność, czytane w maszynopisie, Twórczość 12/1981

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WIERNOŚĆ

Pochwałę solidności pisarskiej An­drzeja Zeylanda, jaką formułuję przy okazji powieści Portret prawie rodzin­ny, dałoby się odnieść także do utwo­rów W drodze do (powieść nagrodzona w Konkursie Poznańskim 1980) i Policzek przy policzku (moja lek­tura maszynopisu 1981).

Pochwała solidności nie jest z pew­nością tym, czego oczekują jacykolwiek autorzy. Zeyland nie jest pod tym względem wyjątkiem, stąd w Po­liczku przy policzku gorzkie refleksje autorskie i ataki na beletrystykę konformistyczną, za którą otrzymuje się nagrody, i snobistyczną, której „beł­kot” podziwiają krytycy.

Ten drugi adres muszę uznać za swój, nie dziwię się jednak i nie gor­szę, wiem dobrze, że Zeyland nie na­leży do pisarzy, którzy byliby w sta­nie zaaprobować prozę na przykład Łozińskiego, żeby nie wymieniać po raz drugi w związku z Zeylandem nazwiska Schuberta, który musi go szczególnie denerwować.

Zeyland jest i z pewnością pozostanie pisarzem konwencjonalnego języka, choć do narracji w Policzku przy policzku wprowadził trochę językowej zabawy fonetycznej, decydując się na polsko-amerykańską wersję zapisu imiona Marysha i Dziordż. Poprawna konwencjonalność językowa, błędem „sprzed pięćdziesięciu laty” i paroma innymi nie ma co zaprzątać sobie gło­wy, nie idzie u niego w parze z ja­kimś zatwardziałym tradycjonalizmem narracji beletrystycznej.

Konwencja narracji w Policzku przy policzku jest stosunkowo świe­żej daty, można ją skojarzyć z kon­wencją niektórych powieści Kazimie­rza Brandysa z lat sześćdziesiątych. Mam na myśli tę konwencję powieści o powieści, która tym się różni od konwencji Gór nad czarnym morzem Macha, że autoanalizy autorskie bar­dziej dotyczą zewnętrznej rzeczywistości przedmiotowej niż wewnętrznej rzeczywistości podmiotowej. O Kazi­mierzu Brandysie jako autorze Oby­wateli wspomina się zresztą w tekście narracji Zeylanda, cały plan narracji o inżynierze Biegaju i dyrektorowej Majewskiej ma polemiczne odniesie­nia do Brandysowskiej powieści. Jest bardzo prawdopodobne, że kiedyś pi­saną powieść w stylu Obywateli wpla­ta Zeyland w nowocześniejszy układ narracyjny powieści o powieści.

Narrację w Policzku przy policzku rozumiem w całości jako pisany mo­nolog autorski, który czysto platonicznie i umownie przybiera postać monologu wygłaszanego do młodej kobiety z Ameryki o imieniu Ma­rysha. Gdyby się przyjęło, że jest to monolog wygłaszany realnie, należałoby autora namówić, żeby skończył narrację nagłą śmiercią słuchaczki Maryshy. Może zresztą wystarczyłby atak szaleństwa.

Nie chcę złośliwie dać do zrozu­mienia, że powieść Zeylanda jest nudna, bo nie jest. Pisze się w niej o rzeczach istotnych i ważnych, ale właśnie pisze, nie mówi. Od takiego mówienia oszalałby najcierpliwszy krytyk, nie mówiąc już o amerykań­skiej dziewczynie, którą takim mó­wieniem chce się w dodatku poder­wać.

W zapisywanym ex post monologu wewnętrznym – tak należy rozumieć formę narracji w powieści – uruchamia narrator, literat po pięćdziesiątce, refleksje nad emocjami, które w nim wzbudził przyjazd sędziwej amerykań­skiej ciotki z młodą narzeczoną zmar­łego syna. Ciotka (wdowa i matka licznego potomstwa) chce spotkania z ukochanym sprzed pięćdziesięciu lat. Pozorne nieprawdopodobieństwo takiego przedsięwzięcia musi być sil­ną prowokacją dla pracy wyobraźni i myśli.

Trzeba tu zrozumieć fenomen życia w urojonej wierności przez całe życie. Urojoną wierność kojarzy narrator – na zasadzie przeciwieństwa – z prak­tyką niewierności seksualnej, co analizuje w powieści o inżynierze Biega­ju i dyrektorowej Majewskiej, wynikają z tego dwa plany narracji, które scala plan trzeci, plan powieści o powieści, domena refleksji literackiej i egzystencjalnej.

Refleksja egzystencjalna jest w Po­liczku przy policzku Ważniejsza od refleksji literackiej, w której – jak to już sygnalizowałem – przeważa obrona własnego sposobu pisania. Refleksja egzystencjalna Zeylanda kluczy wokół pułapki, w jaką wtrąca człowieka niemożność dobrego wybo­ru między wiernością i zdradą w mi­łości. Całożyciowa wierność zamienia życie w jarzmo nie do zniesienia, przyznanie sobie prawa do zdrady ska­zuję na błędne koło zdrad, którym nie ma końca.

Jedynym ocaleniem w pułapce dwóch rodzajów piekła może być uro­jenie i życie w urojeniu. Jest to uro­jenie wartości, których może być wiele. Zeyland demonstruje urojenie wierności (ciotka) i urojenie zasługi (u ukochanego ciotki Franciszka i je­go żony Heleny), rejestr możliwych innych urojeń wartości może być nieskończony, ludzkie zdolności uroje­niowe potrafią być imponujące.

Narrator Policzka przy policzku ulegnie prawdopodobnie urojeniu, że mógłby być innym pisarzem, niż jest. Urojenia czyhają na każdego i może nie jest to wcale najgorsze. Ciotka w powieści Zeylanda potrafi swoje urojenia pielęgnować i hołubić, ona jest mimo urojenia mądra, może w mądrym urojeniu należy szukać spo­sobu na życie, gdy innego sposobu nie ma.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content