Wnioski z doświadczeń, Twórczość 8/1967

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WNIOSKI Z DOŚWIADCZEŃ

Adam Augustyn, Poganin, War­szawa 1967

Wypowiedzi twórców literatury na jej temat mają prawie zawsze bar­dzo istotne znaczenie. Siedzę je zwy­kle z bardzo baczną uwagą. Zdarzają się jednak wypowiedzi twórców początkujących lub potencjalnych, któ­re budzą moją instynktowną nieuf­ność. Gdy taki twórca zdobywa się na odwagę mówienia o tym, co mu się marzy w literaturze, podejrzewam w tym gest desperacki. Marzenia są czymś z natury intymnym i bez ja­kiegoś przymusu nie wynosi się ich na rynek. Przymus zaś w takiej sy­tuacji może być głównie taki: nie mam nic do sprzedania, nie bardzo wierzę, żebym mógł coś mieć, nie po­zostaje mi nic innego, jak spróbować sprzedaży marzeń i dobrych chęci. Że­by one mogły uchodzić za coś do sprzedania, trzeba niemałego wysiłku. Ko­nieczny jest tu pewien charakterystycz­ny manewr. Trzeba mianowicie zacząć od sugerowanego w miarę możliwości krzyku, że to, co już jest towarem, jest towarem bez żadnej wartości. Kupno jest w każdych warunkach i okolicznościach ryzykiem, przy ryzyku nie tak trudno wzbudzić wątpliwości, zda­rza się więc, że manewr się udaje. Znam niemało takich, którzy egzystują dzięki powodzeniu takiego manewru. Oni żądają pieniędzy za swój krzyk i przy okazji za swoje złudzenia, że już mają coś do sprzedania. Ten wyimagi­nowany towar na rynku literackim na­zywa się najczęściej literacką filozo­fią pokoleniową. Iluż producentów tego rzekomego towaru nie splamiło się żadną inną produkcją! Jakiego przy tym nabrali rozgłosu! Jaką inteligencją się szczycą!

Wbrew poszlakom nie piszę tego przeciw Adamowi Augustynowi, który zyskał sobie większą sławę z powodu jednego artykułu niż z powodu swo­jej debiutanckiej powieści Orzeł i orze­łek (1964). Na jego miejscu nie odczuwałbym wprawdzie żadnej potrzeby uprawiania pokoleniowej filozofii lite­rackiej, trudno jednak napiętnować kogoś za taki czy inny grzech mło­dości. Ot, stało się i może z tego do­świadczenia wyniknąć jakaś nauka na przyszłość. Nie jest zresztą wykluczone, że był to u Augustyna całkiem świa­domy i (przemyślny eksperyment. Mo­że nawet wprost żart, bo jest to autor nie pozbawiony dowcipu i bardzo świa­domy tego, ile miejsca w dzisiejszym życiu zajmuje hochsztaplerstwo.

Dowody tej świadomości znaleźć mo­żna i w Orle i orzełku, i w Poganinie. Narratorzy obydwu powieści chyba nie­przypadkowo zwierzają się z ekspery­mentów w tej dziedzinie i ich rezul­taty uwzględniają w swoich diagnozach, stawianych światu. Najważniej­sze jednak jest co innego. Obydwie po­wieści dowodzą, że ich autor nie musiał uciekać się, do pokoleniowej filo­zofii literackiej, żeby zwrócić na siebie uwagę. Musiałoby się to dokonać za sprawą obydwu powieści, które w do­datku nie mają nic wspólnego ani z „małym realizmem”, ani z „małą stabilizacją”, ani wreszcie z pokolenio­wym „mitem zmęczenia”. Stwierdzam to tym bezstronniej, że czytałem obydwa utwory nieufnie i podejrzliwie właśnie z powodu rozgłosu, który au­tor zdobył tanim kosztem. I ten „mit zmęczenia”, który nie wiadomo co miał­by znaczyć w naszej literaturze.

Te nieszczęsne „mity” wymyślił na użytek naszych dyskusji literackich o twórczości młodych Jan Błoński, który w tym wypadku okazał się zbyt wiel­ką indywidualnością jak na wymiar naszego życia intelektualnego. Wymyślić tak dumnie brzmiącą terminolo­gię na użytek okazjonalnej analizy kil­ku dobrych i kilkunastu zupełnie złych książek początkujących pisarzy to po­mysł iście szatański. Zaczynam się lę­kać, że z tej dumnej terminologii nikt z bezpośrednio a także pośrednio zain­teresowanych nie zechce zrezygnować do końca życia. Za sprawą Błońskiego twórcami mitów pozostaną na zawsze Maciej Patkowiski, Aleksander Min­kowski, Magda Leja l jeszcze dobry dziesiątek innych autorów tego same­go autoramentu. I tak bez końca można mnożyć i mity, i ich twórców. Skoro ma już być „mit zmęczenia”, to nie da się chyba uniknąć także „mitu relaksu”, skoro „mit relaksu”, to może także „mit dłubania w nosie”. Ten ostatni „mit” pasowałby jak ulał do „małego realizmu”, na mój gust jedno z dru­gim bardzo się kojarzy.

Na całe szczęście z niczym takim nie kojarzą się obydwie powieści Adama Augustyna. Orzeł i orzełek był wyróż­niającym się z przeciętności debiutem, Poganin jest bardzo dobrą drugą książ­ką początkującego autora, który oby­dwoma utworami dowodzi, że jest cie­kawy siebie i świata, zastanawia się nad sobą i światem, ma na temat sie­bie i świata to i owo do powiedzenia i to, co na ten temat ma do powiedze­nia, budzi autentyczne i życzliwe zainteresowanie.

Gdybym miał zwięźle odpowiedzieć, co mnie najwięcej zainteresowało w Orle i orzełku, odpowiedziałbym, że umiejętność przyglądania się ludziom w pełnej niezależności od konwencji literackich. Autor wykazał się tą umie­jętnością w niespodziewanym i szcze­gólnie literacko skompromitowanym zakresie. Autor Orła i orzełka zoba­czył prawdziwe dzieci, co zdarza się dziś niesłychanie rzadko. Dziecko w lite­raturze, żeby użyć dość już staroświeckiej terminologii, to dziś zwykle pro­jekcja tego, co najgłupsze u dorosłych. Domniemaną głupotą dzieci dorośli chcą ratować swój wątpliwy prestiż. A tymczasem kto wie, czy już nie u dzieci tylko kołacze się jeszcze pra­wdziwa dojrzałość. Potwierdzają takie przypuszczenia nieliczni pisarze z pra­wdziwego zdarzenia i autor Orła i orzeł­ka od razu znalazł się w bardzo do­brym towarzystwie. Dzieci w tej po­wieści są prawdziwe, ponieważ wiedzą wszystko, co ważne, to znaczy akurat to, czego dorośli starają się nie wie­dzieć. Odwaga myślowa narratora po­wieści polega głównie na tym, że on nie waha się przyznać, iż dzieci są jego nauczycielami, a nie na odwrót. Cała główna sprawa powieści, kto jest orłem, a kto orzełkiem, znalazłaby najlepsze rozwiązanie, gdyby została rozegrana między narratorem nauczycielem a je­go najinteligentniejszym uczniem. Niepotrzebnie zaplątał się w to wszystko stary nauczyciel, który w sensie literac­kim na siłę, a w sensie myślowym konformistycznie zostanie ni stąd ni zo­wąd awansowany na prawdziwego orła. Końcowe partie pierwszej powieści Augustyna brzmią deklaratywnie i nie są tak dobre, jak mogłyby być.

W Orle i orzełku kierował się autor głównie dobrym instynktem pisarskim, instynkt ten zawiódł go jednak w koń­cowych partiach powieści. Jeśli Poga­nina odbiera się jako powieść bez­sprzecznie dojrzalszą od Orła i orzełka, to jest to przede wszystkim rezultat tego, że do instynktu dołączona została świadomość. W tej powieści występuje może nawet przerost świadomości nad instynktem. Koncepcja tej powieści jest wyrazista i autor realizuje ją z podziwu godną konsekwencją. Do na­pisania tej powieści spreparowane zostało intelektualno-literackie narzę­dzie, które wykorzystane zostało aż do zupełnego zużycia. Takim narzędziem nazywam intelektualno-metaforyczną ideę pogaństwa, na której powieść zo­stała w całości oparta. Ta idea oznacza tu coś całkowicie indywidualnego i jednorazowego. Autor zawarł w niej przejrzystą problematykę teorii aliena­cji, ale błędem byłoby sprowadzanie całego sensu literackiego tej idei do jakiegoś jednego teoretycznego syste­mu. Ta idea oscyluje pomiędzy rozma­itymi teoretycznymi systemami i autor bawi się jej różnorodnymi możliwo­ściami odniesień teoretycznych. To jest idea przede wszystkim literacka na je­dnorazowy powieściowy użytek. A więc na użytek w sensie teoretycznym nie zobowiązujący. Jakiż powieściowy użytek został z niej zrobiony?

Najprościej mówiąc autor Poganina chciał sobie wyjaśnić zjawisko tzw. prostego człowieka, chciał określić siebie wobec tego zjawiska i powiedzieć, jak rozumie współczesną sytuację ludz­ką w sensie egzystencjalnym i społecznym. Stworzona do tych celów idea pogaństwa, czyli cała „filozofia zespo­lenia ze światem”, pozwala autorowi na wielostronny atak na świadomość alienacji i na wyraz najrozmaitszych tęsknot antyalienacyjnych. „Filozofia zespolenia ze światem” jest przepro­wadzona na kartach powieści przez wszystkie stadia powstawania, rozwo­ju i upadku każdej filozofii. Autor Po­ganina zaaplikował narratorowi powie­ści dziesięciodniową przygodę człowieka myślącego, który tworzy i unicest­wia filozofie, stwarza i zabija bóstwa. To nie ma nic wspólnego z „mitem zmęczenia”, w tym można się doszuki­wać poprawnie wyciągniętych wnios­ków z duchowych doświadczeń człowieka. Te wnioski nie przekreślają po­trzeby tworzenia nowych idei i nowych filozofii, one uczą tylko właściwego stosunku do tego, co duch ludzki two­rzy. Tę twórczość trzeba uprawiać bez naiwności, wieczna naiwność stanowi może pewien wdzięk, ale tylko do czasu. Naiwność w wieku dojrzałym jest po prostu czymś nieprzyzwoitym. To można odnieść zarówno do jednostek, jak i do całych społeczeństw. Brak naiwności polega przede wszystkim na tym, że się posiada zdolność przewidy­wania końca w początku i początku w końcu, że się – innymi słowy – posiada świadomość skończoności wszystkiego, co ludzkie. Na takiej świadomości opiera się właściwy sto­sunek do rzeczy ludzkich.

Poganin jest dojrzałą i bogatą my­ślowo powieścią i nie ma potrzeby rozpatrywać jej w kategoriach pokoleniowych dokumentów literackich, czego sam autor zdaje się nierozważnie dopominać.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content