Wśród książek, Twórczość 3/1953

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

Kazimierz Koźniewski, Otwarte wrota, Warszawa 1952

Otwarte wrota – to naj­nowsza książka Koźniewskiego. Nieste­ty, nie mogę pokusić się o dokładne sprecyzowanie, która z kolei w dorob­ku twórczym młodego pisarza, bo Koźniewski z całą pewnością należy do najpłodniejszych prozaików w Polsce. Na koncie Koźniewskiego dałoby się wyliczyć kilkanaście pozycji książko­wych, wydanych w siedmiu latach nie podległości, a bibliografia publikacji w prasie codziennej i periodycznej liczy­łaby z pewnością setki pozycji. Gdy się weźmie pod uwagę, jak bardzo pomoc pisarza, pomoc literatury jest po­trzebna narodowi budującemu socja­lizm, gdy się uwzględni fakt, że jeszcze wielu naszych pisarzy nie grzeszy nad­mierną aktywnością pisarską, wypad­nie podkreślić znaczenie zapału twór­czego Koźniewskiego, który uważa za swój pisarski obowiązek wypowiadać się w ważnych i aktualnych spra­wach naszego życia. Stąd wielość form wypowiedzi pisarskich Koźniewskiego. Utalentowany reportażysta uprawia pu­blicystykę, nie gardzi formami dzien­nikarskimi, ma istotne sukcesy na polu form beletrystycznych. Powieść o mło­dzieży Piątka z ulicy Bar­skiej to niewątpliwie najpoważniejsze osiągnięcie w dotychczasowej twór­czości Koźniewskiego. Co reprezentuje ostatni tomik jego prozy?

Trzeba na wstępie skwitować uwa­gi autora w przedmowie na temat przy­należności gatunkowej zawartych w to­mie utworów. Książka Koźniewskiego – to zbiór opowiadań, w których bo­gate obserwacje terenowe autora zo­stały zorganizowane na prawach fikcji literackiej, o czym świadczy w wystar­czający sposób beletrystyczna konstruk­cja utworów.

Otwarte wrota – to najogól­niej mówiąc opowiadania o ludziach, którzy wyrośli, dojrzeli, odzyskali pełne człowieczeństwo dopiero w warunkach Polski Ludowej. Nasuwa się pytanie, zresztą zasadnicze nie tylko dla książki o współczesności, o ile pisarzem kie­rowała ambicja głębszego i bardziej przekonywającego artystycznie uchwy­cenia prawdy o ludziach, którzy wy­rastają na fali rewolucji społecznej, niż to miało miejsce w dotychczasowej twórczości o tematyce naszego życia w epoce budowy socjalizmu. Temat, jak wiadomo, już dziś nie wystarcza.

Najsłabsze w tomie wydaje mi się opowiadanie Prośba. Koźniewski postawił sobie za zadanie skonfronto­wać sytuację robotnika racjonalizatora przed wojną i dzisiaj, postanowił nie wpaść przy tym w tani optymizm i dla­tego nie usunął wszystkich trudności, jakie przed racjonalizatorem mogą wy­niknąć na skutek toczącej się u nas jeszcze walki klasowej. Poza oczywi­stym wnioskiem, że w warunkach ka­pitalizmu ani w interesie robotnika nie leżało ulepszanie metod produkcji, ani kapitalista nie był w tym zaintereso­wany, a w Polsce Ludowej racjonali­zatorstwo służy całemu narodowi, czy­telnik nic w opowiadaniu nie znajdzie. Poza charakterystycznym dla opowia­dania ilustratorstwem, nie widać w nim ani konsekwencji w kreśleniu szkico­wych sylwetek bohaterów, ani nawet troski o prawdziwość wykorzystywa­nych w konstrukcji literackiej elemen­tów rzeczywistości. Niesposób przypuścić, żeby profesor Marciszewski tak gruntownie nawet przez długie lata wojny zapomniał Halucha, z którym łączyły, go miesiące wspólnej pracy i lata codziennych ukłonów. Fałszywość reakcji profesora Marciszewskiego na prośbę studentów o dodatkowe godzi­ny zajęć wytknął trafnie jeden z re­cenzentów książki Koźniewskiego.

Opowiadanie Analiza jest opo­wieścią o jednym człowieku, opowieścią utrzymaną w stylu reporterskiej relacji biograficznej. Koźniewski posłużył się tu rzetelnie podpatrzonym materiałem z życia, wykazał dużą wnikliwość w kreśleniu obrazu przemian w świado­mości starego tkacza Wojny, kierują­cego się różnorodnymi pobudkami, nie rzadko bardzo interesownymi, gdy mu przyszło przystąpić do współza­wodnictwa. Operując rzetelnym materiałem obserwacyjnym wyzbywa się Koźniewski w dużym stopniu drętwo­ty stylistycznej. W rzeczowej, bardzo skondensowanej treściowo narracji od­autorskiej, wykorzystuje trafnie znajomość realiów proletariackiego życia, a nawet – co u Koźniewskiego szcze­gólnie godne podkreślenia – trafnie zabarwia język kolorytem mowy potocznej („Uspokoił się dopiero po pół­nocy, przysięgając, iż za Boga nie przyjmie wezwania do tego wyścigu!”). Daleki od świadomości socjalistycznej, kierujący się najczęściej poczuciem własnego interesu, ale przeobrażający się w ogniu problemów nowego życia Wojno kontynuuje godnie literackie tradycje Plewy. Na nieszczęście ze­psuł Koźniewski całość historią z wy­żymaczką. Żona Wojny kupuje wyży­maczkę, wyżymaczka psuje się przy pierwszym użyciu, a Wojno ma okazję przekonać się o szkodliwości brakoróbstwa. Historia ta nazbyt przypo­mina chwyty farsowe, by mogła prze­konywająco tłumaczyć zerwanie Woj­ny z brakoróbstwem. Wykpił się tu Koźniewski przed rozwiązaniem waż­nego problemu społecznego. Epizod z wyżymaczką mógłby przy konsekwen­tnym wygraniu walorów farsowych podpierać realistyczną motywację przeobrażenia Wojny, motywacji tej jednak u Koźniewskiego brak.

Sprawę współzawodnictwa wysuwa Koźniewski także w opowiadaniu Dzień najpiękniejszy. Wydaje mi się jednak, że w odklajstrowywaniu obrazu literackiego narodzin idei współzawodnictwa poszedł Koź­niewski za daleko. Interesowność po­budek starego Wojny znajdzie pokrycie w życiu, kształtowanie świadomości socjalistycznej pokolenia wychowanego w warunkach kapitalizmu odbywa się bardzo często metodą kalkulatorską, w postaci Bochotnicy jednak skrzy­wił moim zdaniem Koźniewski obraz młodego pokolenia. Bochotnica wyszła trochę na głupią gęś, która trafiła do współzawodnictwa, bo dysponuje spra­wniejszymi od innych palcami i ma bardzo uświadomionego Romka, który uściski łączy z agitacją indywidualną. Jeśli autorowi chodziło o uka­zanie prawdy życia, to trzeba stwierdzić, że prawda wypadła nader płasko. Marzenia Janki o życiu „dla Romka” przekreślają nawet perspektywy głęb­szego i bardziej świadomego stosunku do życia, autor nie wychował swojej heroiny. Nie bez przyczyny w tym opowiadaniu Koźniewski w sposób bardzo skomplikowany dramatyzuje nar­rację. Koźniewski w całym tomiku stosuje konwencję „opowiadania ramowego”. Wychodzi od jakiejś konkretnej sytuacji, relacja retrospektywna przy­gotowuje jej rozwiązanie, podane w zaniknięciu. W Analizie relacja retrospektywna daje konsekwentny, chronologiczny przebieg zdarzeń, w Dniu najpiękniejszym przeszłość Janki Bochotnicy poznaje­my zarówno z jej wypracowania egza­minacyjnego, czytanego przez majstra Buczkową, jak z refleksji Buczkowej i komentarzy autorskich. To potrójne widzenie nie pogłębia jednak postaci głównego bohatera.

Znamienne jest również opowiadanie Trzykroć. Wymowną, bardzo ty­pową biografię proletariusza, któremu w Polsce kapitalistycznej władza sa­nacyjna odebrała nawet dobre imię człowieka pracy, czyniąc go w opinii robotniczej „sypakiem”, a któremu do­piero Polska Ludowa pozwoliła odzy­skać godność ludzką i wyzwolić się z nałogu pijaństwa, podaje Koźniewski w formie opowiadania doświadczonego działacza rewolucjonisty. Narrator jest przy tym ukryty, charakteryzuje go sposób patrzenia na życie i styl opo­wiadania nacechowanego lapidarnością sformułowań, bogactwem i konkretno­ścią faktów. W artystycznym skrócie potrafi Koźniewski zawrzeć prawdą o okrucieństwie czasów ucisku i nadzy. W rzeczowej, opanowanej narracji re­lacja o stosunkach w sanacyjnym wię­zieniu nabiera wstrząsającej wymowy. Opowiadanie ma jednak słabe strony. Jan Len odradza się moralnie w no­wych warunkach przede wszystkim dzięki partii. Czytelnik chciałby wie­dzieć, w jaki sposób z zaszczutego, rozpitego półanalfabety Len stał się uczestnikiem Kongresu Zjednoczenio­wego. Ukazanie procesu przeobrażeń Lena byłoby najambitniejszym zadaniem pisarskim. Koźniewski wprowa­dzając postać narratora rejestruje je­dynie rezultaty przeobrażeń Lena z po­zycji obserwatora z zewnątrz.

Opowiadania Koźniewskiego mają na ogół charakter konstatacji tego, co się w Polsce już dokonało. Jest to szczególnie wyraźne w opowieściach życiorysowych, a więc głównie w opo­wiadaniach Analiza, Trzy­kroć i Dlatego. Analiza au­torska skierowana w przeszłość, brak szerszych perspektyw dalszego rozwo­ju, dalszych przeobrażeń świadomości prezentowanych ludzi – to istotny mankament Otwartych wrót.

Konstatacje stanu przemian wynika­ją z postawy reportażysty, sygnalizu­jącego przede wszystkim to, co się już dokonało. Niejednokrotnie nie można Koźniewskiemu odmówić odkrywczości tematycznej w tym zakresie. W opo­wiadaniu Czoło wieku sięga Koźniewski do tak istotnego tematu, jak zagadnienie korespondenta tereno­wego. Proces dojrzewania korespon­denta Przebądy ukazał Koźniewski in­teresująco w relacji redaktora Wol­skiego. Szkoda tylko znów, że Wolski, przemawiający na konferencji kore­spondentów, referuje zaledwie rezulta­ty prawidłowo zachodzącego procesu dojrzewania ideologicznego Przebądy. Mimo woli nasuwa się refleksja, że Koźniewski znów uchylił się od ukaza­nia tego procesu od strony Przebądy, od strony jego wewnętrznych doświad­czeń.

Niewątpliwie na plus policzyć trzeba Koźniewskiemu troskę o efektowne przekazanie zdobytego przez obserwa­cje materiału. Fałszywość poglądu, że wystarczy o życiu pisać prawdziwie, by stworzyć literaturę bliską masom lu­dowym, trzeba stwierdzić przede wszystkim po skutkach. Tylko prawda konkretyzowana na materiale, posia­dającym określony walor estetyczny, może znaleźć rezonans społeczny. Prawda nie może być nudna i bezbarwna. Koźniewski stara się, by bohate­rowie intrygowali czytelnika. Nawet wtedy, gdy znamy ich tylko od ze­wnątrz, ich relacjonowane przez auto­ra czy podstawionego narratora pery­petie życiowe są nie tylko typowe, ale i ciekawe i o życiu takiego na przy­kład Jana Lena mógłby z pewnością opowiadać robotnik robotnikowi, wzbudzając niekłamane zainteresowanie. Pisarz powinien to zrobić o wiele le­piej. Nie brak też u Koźniewskiego sytuacji przedstawianych z prawdziwym nerwem pisarskim. Zamykające książ­kę opowiadanie Drogi to przykład bardzo efektownej koncepcji fabularnej. Były obszarnik niemiecki z po­znańskiego przysłany jako szpieg z za­chodniej strefy Berlina do strefy należącej do NRD przysłuchuje się wy­powiedzi polskiej delegatki, przewod­niczącej spółdzielni produkcyjnej, za­łożonej w jego dawnym majątku, ko­biety, która była kiedyś jego „dziew­ką”. Ta efektowna konfrontacja nieg­dyś pana i sługi pozwala z całą ostro­ścią ukazać ogrom przemian, jakie zaszły w Polsce. Prosta i jakaś bardzo zwykła opowieść Zofii Granat o swym życiu poprzez kontrast nabiera olbrzy­miego ciężaru gatunkowego. Losy Zofii Granat stają się symbolem tego, co się u nas dzieje.

Na mielizny, właściwe książce Koź­niewskiego, starałem się zwracać uwa­gę przy analizie poszczególnych opo­wiadań. Z Koźniewskim to trochę tak jak z jego bohaterem Wojną, rekordy ilościowe osiąga pisarz kosztem jako­ści. Widać to szczególnie jaskrawo na języku prozy Koźniewskiego. Mimo większej staranności w opracowaniu sty­listycznym Otwartych wrót nawet w zestawieniu z Piątką z ulicy Barskiej, książka roi się od błędów językowych typu „sprzed kilkunastu laty” (s. 60), mnó­stwo w niej tak charakterystycznego dla Koźniewskiego szokującego przymiotnikowania, wytykanego już zresztą przeze mnie z okazji recenzji z Piąt­ki z ulicy Barskiej („Po­tężna brama kolosalnej wytwórni”, s. 22. „Wstrząsnął nim niemiły dreszcz strachu”, s. 148) i – jest to złe novum u Koźniewskiego – wprost niezrozumialstwa. Terminy tak dziwacz­ne jak „frekwentowanie”, „ekstradycja” nie wzbogacają polszczyzny literackiej i z całą pewnością nie są bliskie czy­telnikom ze świetlic robotniczych i chłopskich. Życzyć by trzeba Koźniewskiemu przygody z wyżymaczką, zakładając, że wpływ jej będzie taki jak u Wojny.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content