copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
Marian Brandys, Wyprawa do Arteku, Warszawa 1953, Dom odzyskanego dzieciństwa, Warszawa 1953
Założeniem, cechą znamienną i ideałem literatury realizmu socjalistycznego jest ukazanie człowieka budującego w walce ze starym nową rzeczywistość społeczną. Bohater socjalistycznej literatury to sprawca, a jednocześnie zwierciadło rewolucji. W nurcie przemian rzeczywistości zmienia się sam człowiek. Rozjaśnić problem dialektycznych uwarunkowań człowieka i historii – to sfera dążeń wielkiej literatury socjalistycznej. Człowiek, który dochodzi do świadomości socjalistycznej, który kształtuje w sobie ideał komunisty, jest najbardziej charakterystycznym bohaterem literatury realizmu socjalistycznego. Piszę o tym po to, by uchwycić specyfikę w dwóch ostatnich książkach już w pełni dojrzałego pisarstwa Mariana Brandysa, którego widzenie świata jest na wskroś optymistyczne, heroizujące i syntetyczne. Brandysa urzekają perspektywy przyszłości, walki w obronie nowego, rzeczywisty trud jest o tyle ważny, o ile jego miarą określa się wielkość osiągnięć. Człowiek u Brandysa nie staje się komunistą, ale jest komunistą.
Słabości Początku opowieści wypływały stąd, że bezpośrednia obserwacja narzuciła pisarzowi problem kształtowania się nowego człowieka, że chciał on problem ten rozwiązać i że w rozwiązaniach uległ łatwemu optymizmowi, wyminął rzeczywiste trudności, uprościł istotne konflikty.
W Wyprawie do Arteku razić może pewna „arkadyjskość” obrazu rzeczywistości, wyłaniającej się z bezpretensjonalnych na oko, a w istocie doskonałych w swej prostocie Notatek z podróży do ZSRR – jak pisze Brandys w podtytule swojej książki. Konflikty, wynikające z obawy, czy pociecha Heleny Michajłowny dostanie miejsce w samolocie, czy matka smutnego Sierioży zgodzi się na jego zabawy z innymi dziećmi, czy wreszcie całe towarzystwo — to znaczy bohaterowie plus narrator-autor – będą mogli zwiedzić cudowną krymską republikę dziecięcą – Artek, to konflikty podkreślające, że jedynie w kraju socjalizmu dziecko może być dzieckiem. Iście pogańską urodę świata potęguje Brandys przez uwzględnianie (w pozornie odautorskich opisach) ogromu dziecięcej wrażliwości na otaczające piękno, potęguje przez konstruowanie obrazu rzeczywistości z elementów dziecięcej wyobraźni.
„W tych salach wyczuwało się słony zapach morza. W ich ciepłym, spokojnym powietrzu drzemały utajone wiatry i sztormy dalekich oceanów. Na progu tych sal opadały cię wspomnienia ze wszystkich przeczytanych w życiu książek podróżniczych. Zdawało ci się, że podłoga kołysze pod twoimi stopami jak pokład okrętu – i ani spostrzegałeś się, jak sam zaczynałeś chodzić kołyszącym się krokiem marynarza” (opis sal z warsztatami okrętowymi w Pałacu Pioniera w Leningradzie – Wyprawa do Arteku, s. 122). Świat ukazywany oczyma dziecka jest u Brandysa bogatszy niż rzeczywisty. Książki Brandysa – to doskonały wzór dojrzałego pisarstwa młodzieżowego zwłaszcza dla tych pisarzy, którzy pisząc dla młodzieży mają skłonność do upraszczania, zubożania i prymitywizacji obrazu rzeczywistości. W Brandysowskiej koncepcji świat oglądany oczyma dziecka jest jedynie bogatszy w kształty, barwy, w rzeczy godne uwagi i podziwu, a młodzi bohaterowie posiadają jedynie większą niż starsi zdolność przyjmowania wrażeń, z większym natężeniem emocjonalnym przeżywają i reagują na zdarzenia. Sprawa obejrzenia jedynego wszechzwiązkowego obozu pionierskiego w Arteku staje się dla bohaterów książki Brandysa kwestią być albo nie być. Autor potrafi bez wszelkiego kokietowania powabami dziecięcego naiwniactwa i infantylności z wyrozumiałą powagą pisać o marzeniu każdego pioniera olbrzymiego kraju radzieckiego, by zasłużyć na pobyt w dziecięcej republice u stóp Ajudahu nad brzegiem Morza Czarnego. Kiedy wizyta w Arteku dojdzie do skutku, autor dyskretnie poskąpi szczegółów w obrazie pionierskiej republiki, by nie zmącić trochę bajkowego, tajemniczego piękna, osnuwającego życie w dziecięcym państwie, do którego dostają się tylko ci, co nauką i pracą zasłużą na największe dla pioniera wyróżnienie. Dobrze się stało, że Brandys książkę o szczęśliwym życiu dziecka radzieckiego zamknął opowiadaniem o Mikołaju Ostrowskim, jak gdyby dla podkreślenia, że u podstaw osiągniętej szczęśliwości leży najwyższe bohaterstwo, największe poświęcenie, najbardziej nieugięty hart woli człowieka radzieckiego.
Dom odzyskanego dzieciństwa – w sposób najbardziej klasyczny zademonstrował tu Brandys istotne cechy swojego talentu pisarskiego, wykazał, że jego widzenie pisarskie znamionuje nie łatwy optymizm, jakby niejednokrotnie można było przypuszczać, ale postawa piewcy harmonii socjalistycznego świata, piękna moralnego człowieka socjalizmu. Z Domu odzyskanego dzieciństwa wyłania się obraz najbardziej niesamowitego okrucieństwa ludzkiego, zbrodni najbardziej hańbiącej, krzywdy najbardziej niezasłużonej, a jednocześnie książka tchnie atmosferą zupełnej równowagi w sferze wartości moralnych. Zło, uwiecznione w świadomości koreańskich dzieci w postaci amerykańskiego samolotu niosącego zagładę ludziom, kulturze, przyrodzie, w postaci amerykańskiego czołgu, miażdżącego żywe ciało dziewczyny, w postaci amerykańskiego żołdaka, zabijającego bezbronnego starca – jest obce, zewnętrzne, nieludzkie, zasługujące na bezkompromisowe, zupełne i natychmiastowe unicestwienie. Mały partyzant z Domu Dziecka w Sonczenie, Li Chio-sik, nauczyciel Czan, który ratował czternastoletnią pianistkę, gdy ta w drodze do granicy chińskiej błagała o śmierć, Li-wan, śpiewający swemu umierającemu przyjacielowi wzniosłą pieśń wiary w życie, Rin Kon-chum, wierzący w swój talent poetycki, choć trzeba „duzo pracować, barso duzo pracować” – są bohaterscy, wzniośli, wspaniali. Książka o dzieciach-sierotach przeradza się w epos bohaterski, opiewający walkę kilkunastoletnich herosów w imię prawdy, szczęścia i sprawiedliwości, w imię najchlubniejszych ideałów ludzkiej moralności. Doskonałość moralna, pełna równowaga wewnętrzna, dojrzałość duchowa – oto najistotniejsze cechy młodocianych bohaterów książki Brandysa. I na tym polega specyfika pisarstwa Mariana Brandysa, który nie bardzo potrafi pokazać człowieka rewolucji, przezwyciężającego to, co stare, ale potrafi pokazać piękno nowego człowieka. Nie bez przyczyny przecież grawituje Brandys ku pisarstwu młodzieżowemu, w którym tego typu heroizacja bohatera jest znamieniem nowego, można by powiedzieć porewolucyjnego, widzenia rzeczywistości. W literaturze radzieckiej ten typ bohatera jest zresztą właściwy nie tylko literaturze młodzieżowej, choć w Młodej Gwardii znalazł chyba najpełniejsze upostaciowanie. Brandys w większym, niż inni nasi pisarze stopniu jest predystynowany na piewcę socjalizmu. O wiele trudniej byłoby mu zostać piewcą rewolucji socjalistycznej, choć rozgraniczam pojęcie piewcy socjalizmu i rewolucji socjalistycznej niemal wyłącznie dla celów doraźnej analizy jego pisarstwa, dla uchwycenia przede wszystkim specyfiki typu jego bohatera literackiego. Nie chcę przy tym wyrokować, czy ten nurt pisarstwa realizmu socjalistycznego, który reprezentuje twórczość Mariana Brandysa, ma największe perspektywy rozwoju.
Powiedziałby ktoś, że te ogólne na poły rozważania są robione odrobinę na wyrost, bo przecież książka Brandysa jest, formalnie rzecz biorąc reportażem, autor napisał w niej to wszystko, czego się w Domu Dziecka w Gołotczyźnie o koreańskich dzieciach dowiedział, wszystko, co się w książce znalazło – to tak zwana szczera prawda. Otóż Dom odzyskanego dzieciństwa jest tylko pozornie reportażem, w rzeczywistości reportażu w nim tyle, co w większości wybitnych dzieł literackich, w których autentyczne fakty zostają przetworzone i ukształtowane według określonej uogólniającej koncepcji ideowej. Nie wiem, czy mama Parypińska z potężną warząchwią rzeczywiście króluje w wybornej kuchni gołotczyńskiego Domu Dziecka i na swym potężnym łonie hołubi „korejskie niebożątka”, ale wiem z pewnością, że zarówno marna Parypińska jak sędziwy dziadek, który w czasie wojny japońskiej oglądał „Korejców”, jak filmowiec Urban, który brakiem zrozumienia dla wymogów koreańskiego tańca „Nodr Kan-bion” sprawił młodym artystom uzasadnioną, choć łatwą do wybaczenia, przykrość – służą wyrażeniu wiary w rzeczywistą dobroć ludzką, służą uwypukleniu tej prawdy, że najnaturalniejszym, najzwyklejszym uczuciem człowieka jest miłość do dziecka, służą wreszcie – w całym kontekście przedstawianych spraw i ludzi – wyrażeniu niezachwianej wiary w zwycięstwo dobra nad złem. Dla tych wszystkich funkcji kwestia reportażowego autentyzmu tych postaci jest najzupełniej obojętna. Wszyscy ci bohaterowie mieszczą się zresztą w jednolitej koncepcji artystycznej gołotczyńskiego światka, ukazywanego w dickensowski, dobrodusznie humorystyczny sposób. Rzeczywistość gołotczyńska nie jest zresztą w Domu odzyskanego dzieciństwa najważniejsza, kontrastuje ona przede wszystkim z heroicznymi i patetycznymi obrazami wojny koreańskiej, malowanej w oprawionych często w konstrukcję ramową rzutach retrospektywnych. Humorystyczne obrazki życia w Gołotczyźnie stanowią w poszczególnych rozdziałach jedynie ramy, zamykające narrację pozornie uboczną, a w istocie zasadniczą, o wojnie w Korei. Kucharka Parypińska, filmowiec Urban, mechanik Pet, stary dziadek, postacie dla humorystycznego efektu przerysowane, rozładowują patetyczność i heroikę partii retrospektywnych. Brandys posługuje się nawet parodią dla rozładowania patosu i podkreślenia pogody, panującej w „domu odzyskanego dzieciństwa”. W świetnym, stylizowanym na opisach homeryckich bojów obrazie dzikiej zabawy „takara” posłuży się Brandys dla spotęgowania komizmu heroicznej, toczonej z największą pasją walki homerycką apostrofą. („Ale nie trać odwagi, dzielny Pan Te-ionie!”, „Podstępny wrogu, drzyj!”, s. 66). Wstrząsająca i wzniosła śmierć Son Ha-sopa, któremu przyjaciel Li-wan śpiewa pieśń zwycięstwa i braterstwa, nie roniąc ani jednej łzy, bo „czy wolno było płakać Li-wanowi, jeżeli nie płakał on – któremu odebrano trąbkę i odcięto nogi?” przypomina najwspanialsze opisy śmierci na polu chwały w literaturze nie tylko polskiej. Obraz pochodu wezwanych przez radio Phenian do udania się do Sinidzu nad granicą chińską sierot koreańskich tchnie przy klasycznej prostocie opisu biblijną grozą i tragicznym dostojeństwem. Niesposób nie zacytować przynajmniej jednego fragmentu tego opisu, bo będzie to zarazem próbka klasycznej polszczyzny, którą zwłaszcza w Domu odzyskanego dzieciństwa posługuje się Brandys po mistrzowsku. „Posłuszni wezwaniu – mali, zgłodniali pustelnicy opuszczali lasy, które uratowały ich od śmierci. Mali partyzanci z chmurnie ściągniętymi brwiami schodzili niechętnie ze swych górskich fortec. W stronę Sinidzu ruszył pochód, jakiego nie było jeszcze w historii. Tworzyło go czterysta zrozpaczonych, głodnych i obdartych dzieci, z których najstarsze liczyło czternaście lat, a najmłodsze dziewięć.
Mali wędrowcy maszerowali nocą, a spali dniem. Szli przez czerwone morze nie gasnących pożarów. Rozryta pociskami ziemia raniła ich bose nogi. Niebo nad ich głowami trzeszczało jak walący się dach. Żelazne sępy z białymi gwiazdami na skrzydłach tropiły ich w dzień i w nocy. Skoro niebo wszczynało swój nienawistny pomruk, czterysta dzieci przypadało drżąc do ziemi. Nie wszystkim udawało się ukryć na czas. Bywali zabici i ranni. Wiele dziewcząt błagało kierowników pochodu: „Nie każcie nam już dalej maszerować! Pozwólcie nam tu zostać i umrzeć!” (s. 25-26). Nie znam potężniejszego artystycznie oskarżenia imperializmu amerykańskiego. Bezbronne ofiary sępów z białymi krzyżami wstrząsają tragizmem swej krzywdy, demaskują siły wrogie człowieczeństwu, oskarżają wojnę. Ostrość i celność polityczna książki Brandysa to zagadnienie zbyt rozległe, by je tu móc rozwinąć. Wielkością trudu pisarskiego i miarą ukazanego piękna rzeczy ludzkich określać trzeba polityczną doniosłość utworu literackiego.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy