copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(24.5.1993, 26.5.1993, 28.5.1993, 29.5.1993, 30.5.1993, 7.6.1993, 3.4.1994)
(24.5.1993)
Arthur Miller, telewizyjne przedstawienie Coś w rodzaju miłości zdecydowałem się obejrzeć ze względu na Marię Pakulnis, gra w duecie z Marianem Kociniakiem.
Mistrzowska robota dramaturgiczna Arthura Millera.
Miller nie jest żadnym dramaturgiem poetą, jak mówi Jerzy Koenig, to zimny fachowiec.
On i ona, protagoniści utworu, są bezgranicznie skurwieni, skurwił ich świat, skurwiło ich życie.
Świat i życie są w tym utworze najplugawszą aferą, są spiskiem policji i zbrodni, są przestępstwem, grzechem i systemem przemocy.
Utwór Polowanie na karaluchy Janusza Głowackiego jest w porównaniu z utworem Arthura Millera prawie prostolinijny.
Myślę, że koncepcja reżyserska polskiego przedstawienia jest sympatycznie psychologiczna, emocjonalna i histeryczna, według tej koncepcji gra Maria Pakulnis.
Można koncepcję reżyserską i grę aktorską znieść ze względu na zimne mistrzostwo dramaturga.
On wie więcej o świecie, niż go można było podejrzewać –
(26.5.1993)
Stanisław Piętak, wczoraj i dziś napisało mi się tekst o listach Piętaka do żony.
Niespodziewanie wpisała mi się w ten tekst lapidarna historia mojej duchowej zażyłości ze Stanisławem Jerzym Lecem. (…)
(28.5.1993)
Wacław Sadkowski, tekścik o Wariacjach Goldbergowskich Nancy Huston – „Literatura na Świecie” 1992 nr 10-12 – mistrzowski.
Wielka kompozycja komplementów, które jak wytworne opakowanie stanowią wartość samą w sobie i do niczego nie odsyłają.
Sadkowski jest mistrzem komplementu absolutnego, czyli samoistnego –
(29.5.1993)
William Wharton (ur. 1925), Ptasiek (1979, polski przekład 1985) wywołał w Polsce falę naśladownictw w amatorskich próbach literackich, czytałem kilka powieści (w maszynopisie) pisanych naśladowniczo wobec Ptaśka.
Lektura Spóźnionych kochanków (1991, polski przekład Magdaleny Konikowskiej 1992) trochę dla orientacji, czym są bestsellery Whartona, trochę dla orientacji w merkantylnej produkcji wydawniczej Akapitu, także ze względu na początkującą tłumaczkę, córkę przyjaciół.
William Wharton (pseudonim) pisze nieporównywalnie bardziej „czytadłowo” niż Patrick Siiskind, beletrystyczność jego utworów jest pod każdym względem pośledniejsza, nade wszystko jednak jest to – w przeciwieństwie do Süskinda – istne morze sentymentalizmu, cały ocean.
Niepohamowany sentymentalizm decyduje o czytelniczym wzięciu takiej beletrystyki, dla tego wzięcia ma swoje znaczenie stabilność kształtu narracyjnego.
Pierwszoosobowość narracji nie narusza w niczym formy narracji bezosobowej, pierwszoosobowość ma charakter wyłącznie gramatyczny.
Narracja nie indywidualizuje się i w niczym nie konkretyzuje, jest abstrakcyjna, informacyjna i żurnalistyczna jak w gazecie.
Kto potrafi czytać cokolwiek, nie może mieć żadnych kłopotów z lekturą Spóźnionych kochanków i wszystkich innych powieści Whartona.
Ten atut jest dla poczytności najważniejszy –
(30.5.1993)
Petr Posledni (ur. 1945), w artykule Ostrogi fantazji – „Literatura na Świecie” 1992 nr 10-12 – omawia czeską „prozę kreacyjną” (odpowiednik tego, co ja nazywam fikcją ufikcyjnioną) na przykładzie twórczości Jiřego Grušy (ur. 1938), Pavla Kohouta (ur. 1928) i Jana Křesadla (ur. 1926).
Artykuł użytkowy, informacyjny, wprowadzenie –
Jan Křesadlo, fragmenty powieści Ścierwopiewcy absolutnie nie dla mnie, nie ma się wątpliwości, że to czysta grafomania.
Destrukcja języka, tak to nazwę, encyklopedycznego nie zmienia faktu, że taki właśnie język jest narzędziem narracji.
Nie ma w tym winy tłumacza, podejrzewam, że Józef Waczków narrację Křesadla ulepsza
Pavel Kohout, fragment powieści Kacica wydaje się po Ścierwopiewcach Jana Křesadla prawie dobrą literaturą.
Kohout opowiada jak fachowiec, widać w jego narracji doświadczenie dramaturga i zmysł do sensacyjnych zaskoczeń intelektualnych.
Pomysł, żeby zawód kata przeznaczyć kobiecie, jest makabryczny, gra makabrą jest inteligentna, nie ma w niej nic uwłaczającego rzemiosłu literackiemu –
Jiřy Grusa, fragment powieści Kwestionariusz wskazuje na pisarstwo w nowym stylu.
Narracja przypomina trochę narrację w niektórych powieściach Andrzeja Kuśniewicza.
Skomplikowane zdania narracji, zmuszające do ustawicznej uwagi, czyta się z ulgą po drętwych zdaniach Křesadla i rutynowo sprawnych zdaniach Kohouta –
(7.6.1993)
Marek Rudzki, wspomnienie Franc Fiszer i Adam Nagórski – „Twórczość” 1993 nr 6 – zawiera relację o dziennikach Adama Nagórskiego (1885-1982), wuja autora, przyjaciela Franca Fiszera.
W dziennikach dużo wzmianek o pobytach Fiszera u Marii i Romana Grochowskich w Przytułach, między innymi o chorobie Fiszera, którego w kwietniu 1937 sanitarka wojskowa przewiozła z Przytuł do Warszawy.
W swoich opowieściach o Fiszerze Olimpia (Adela Grochowska) nie mówiła o jego chorobie i śmierci, najprawdopodobniej po feriach wielkanocnych była już w Szymanowie.
Ciekawe, jak Olimpia zareaguje na wspomnienie Marka Rudzkiego –
(3.4.1994)
Miłorad Pavić, przez zbieg okoliczności mogła mnie ominąć niemała przyjemność czytania Słownika chazarskiego (1984) w pięknym przekładzie Elżbiety Kwaśniewskiej i Danuty Cirlić-Straszyńskiej, w pięknej edycji wydawnictwa tCHu (Warszawa 1993).
Nieuważna lektura fragmentu Słownika chazarskiego w prasie wywołała u mnie skojarzenie dzieła Milorada Pavicia z bestsellerami Umberta Eco, odnoszę się do nich maksymalnie powściągliwie, w ogóle nie mam najmniejszego nabożeństwa do beletrystyki profesorskiej, jeśli uczoność jest pierwszym, artyzm zaś wtórnym nabytkiem autora.
Pisanie profesorskie jest zwykle jak najdalsze od sztuki słowa, artyzmu w nim zwykle nie więcej niż w księgach buchalteryjnych, nazywam je dla siebie aliteraturą, żeby odróżnić od antyliteratury, którą cenię wysoko w jej różnorakich postaciach.
Autor Słownika chazarskiego musiał być poetą z urodzenia, zanim stał się uczonym, uczoność – jej dowodów nie brak w Słowniku chazarskim – stała się narzędziem jego poezji.
Ta poezja – nie ma ona żadnych formalnych cech poezji – wymaga literackich fundamentów, tworzy je stare piśmiennictwo, które się cytuje, parafrazuje, trawestuje, pastiszuje, parodiuje i nade wszystko absurdalizuje.
Na oko to samo robi Umberto Eco, ale tylko na oko. Eco robi z zabytków piśmiennictwa użytek głównie intelektualny i – co ważniejsze – są to zabytki nieco innego rodzaju, nie pretendują one do poezji, nie stały się poezją.
Milorad Pavić odwołuje się do tekstów, które były lub stawały się z czasem poezją, chociaż powstawały głównie dla celów religijnych lub filozoficznych, bądź należały do różnych dziedzin historiografii.
Różnica między Eco i Paviciem jest fundamentalną różnicą tradycji kulturalnych, z których korzystają, pierwszy wyrasta z zachodniej tradycji katolickiego racjonalizmu, drugi czerpie ze wschodnich tradycji żydowskiej, arabskiej i bizantyńskiej metafizyki, która była i jest niemal tożsama z poezją.
Literackiem działaniem Umberta Eco rządzi często intelektualna manipulacja tradycją kulturalną, Milorad Pavić działa pisarsko jak poeta szczególnego rodzaju, tworzy poezję z poezji, nową ze starej, dzisiejszą z odwiecznej.
U Pavicia uczoność może być usłużnym narzędziem działań twórczych, nie jest ich siłą sprawczą, nie decyduje o ich charakterze, nie może być uczonością dla uczoności.
Uczoności, gdy jest użyteczna w rzeczywistym działaniu twórczym, nie potrzeba tuszować listkami figowymi zagadek kryminalnych, można ją wyzywająco, jak Pavić, demonstrować w strukturach narracyjnych „powieści-leksykonu w stu tysiącach słów” (podtytuł).
Realna i fikcyjna encyklopedyczność nie mogą przed nikim ukryć kunsztownej gry narracyjnej materią poezji tym cenniejszej i tym bardziej niepowtarzalnej, że na pozór nie jest to słowo poezji, lecz słowo religijnego, filozoficznego i historiograficznego użytku.
Niezrównana uroda artystyczna tej materii nie jest zasługą Milorada Pavicia, chociaż w pewnym sensie jest.
Znawstwo poezji, zwłaszcza poezji takiej jak ta u Milorada Pavicia, czyli poezji ukrytej, jest darem równej wagi jak dar jej tworzenia, w obydwu przypadkach poetycką wartość słowa trzeba odkryć, trzeba odnaleźć w słowie i z niego wyzwolić jego kreacyjną moc.
Takie znawstwo, jakie uprawia Milorad Pavić, należy nazwać znawstwem czynnym, nieodłącznym od sztuki pastiszu i parodii, które o charakterze narracji w Słowniku chazarskim decydują.
Pastisz i parodia stanowią podstawę narracyjnego stylu intelektualnego inspiratora i mistrza Pavicia, którym bez najmniejszej wątpliwości jest Jorge Luis Borges i w zasadzie tylko on.
Sukces literacki Umberta Eco mógł być dla Pavicia podniecający, u niego jednak nie miał nic do szukania, bez Borgesa natomiast, bez jego kosmologii literackiej i zwłaszcza antropologii kulturalnej, bez jego kosmologicznej i antropologicznej perspektywy narracyjnej Słownik chazarski byłby nie do pomyślenia.
Korzystając z Borgesa pod względem intelektualnym, wzorując się na jego filozoficznej odwadze, Milorad Pavić nie musi być od Borgesa zależny pod względem literackim i artystycznym.
Jeśli podstawę literackiej siły Borgesa stanowi parodia, w której nie unika się zuchwałości, to autor Słownika chazarskiego nie musi się sztuki parodystycznej uczyć akurat u niego.
W parodystyce Borgesa może być źródło kunsztów parodystycznych dla różnych pisarzy latynoamerykańskich, na przykład dla Marąueza.
Dla Pavicia sam fundament parodystyki – logika paradoksalna – istnieje znacznie bliżej, ona ma swoją ojczyznę w kulturach orientalnych, w tych między innymi, które w Słowniku chazarskim zyskują równoprawne uczestnictwo w narracyjnym trójgłosie kultury bizantyjskiej, arabskiej i żydowskiej.
Świadomość totalnej niemocy kultury, jej wszechstronnych ograniczeń, mógł Paviciovi zaszczepić Borges, taka świadomość narzuca potrzebę parodystyki, ta zaś stanowi gotową – jawnie lub w ukryciu – drugą stronę każdej kultury paradoksalnej, czyli kultury wyobraźni.
W takiej kulturze parodystyczność jest wszechobecna, nie trzeba wysiłku, żeby ją zobaczyć, trudniejsze jest udawanie, że się jej nie widzi.
Borges wznosi intelektualne konstrukcje parodystyczne na autentycznych fundamentach, które przemyślnie wybiera (m.in. Cervantes, Joyce), u Pavicia wszystko jakby jest autentyczne, to wszystko pokazuje się jednak od drugiej strony, od strony parodystycznej.
Narracyjna mozaika Pavicia eksponuje jakby odwrotną stronę skamieniałych form kultury, układanka polega na tym, żeby ta odwrotna strona była widoczna, nie ma w niej miejsca na kamienie podrabiane, na kamienie ze sztucznego tworzywa.
Pełna autentyczność materii narracyjnej Pavicia – z całą jej doskonałą niewiarygodnością – jest wielkim atutem artystycznym Słownika chazarskiego.
W absolutnej niewiarygodności mieści się jedyna dostępna prawda o kulturze chazarskiej, żadna inna prawda, choćby najbardziej wiarygodna, nie mogłaby być wartościowsza a już z całą pewnością nie mogłaby być piękniejsza.
Pavić potwierdza katastrofizm epistemologiczny Borgesa i jednocześnie mu zaprzecza: w baśni istnieje się tak samo jak w prawdzie, w śnie tak samo jak na jawie, po śmierci tak samo jak za życia.
Nade wszystko jednak – wyobraźnia (sztuka) góruje nad intelektem (nauka) –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy