Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 10/2001

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(11.6.1998, 12.6.1998, 13.6.1998, 14.6.1998, 16.6.1998, 17.6.1998, 18.6.1998, 20.6.1998, 21.6.1998, 24.6.1998, 25.6.1998, 26.6.1998, 27.6.1998, 28.6.1998, 29.6.1998, 30.6.1998, 15.7.2001)

 

(11.6.1998)

Christoph Graf von Schwerin, tekst Piotr Rawicz – „Twórczość” 1998 nr 6, przełożyła Zofia Romanowiczowa – składa się z fragmen tów jednego rozdziału książki Christopha Grafa von Schwerin w wyborze Zofii Romanowiczowej, rozdział ma tytuł Piotr Rawicz.

Zofia Romanowiczowa, w nocie Od tłu­maczki, podaje dużo informacji o autorze książki Als es nie gewesen sei. Erinnerungen (Ost Berlin 1997) i o jego związkach z Piotrem Rawiczem –

 

(12.6.1998)

Janusz Głowacki, zadzwonił po dziewiątej wieczorem (z Warszawy), gadaliśmy przez trzy kwadranse.

Niepokoił się po przylocie, że mnie nie ma w domu, dzwonił do Jerzego Lisowskiego, powiedział mu, że nie umarłem.

Janusz już wie o ataku na Krzysztofa Mętraka, poszukuje go Jarosław Mikołajewski, wyjaśniłem mu, kto to jest.

Żartowaliśmy, z czego się tylko dało, Janusz chce się ze mną umówić na obiad, zadzwoni jutro około dziesiątej.

Nie mógł uwierzyć, że byłem w Teatrze Ka­meralnym na Sędziach, pyta, kto to jest Wa­cław Tkaczuk.

Zamierza być w Warszawie do lipca, liczy, że film Łukasza Zadrzyńskiego zostanie do tego czasu skończony –

 

(13.6.1998)

Krzysztof Rutkowski, felieton Zapach wanilii – „Plus Minus” 1998 nr 24 – o agonii narodów i ludzi, wręcz ładny.

Pięknych cytatów wiele, ale najważniejsze z Pascala, z nich rama kompozycyjna felietonu.

Zdanie najbardziej własne, choć chyba też z inspiracji lekturowej, bezwzględne w swo­jej diagnozie: „Ostatnim chwilom towarzyszą w szpitalach gesty techniczne, które zastąpiły religijne obrzędy: terapia, która nie leczy, troska bez tro­skliwości”.

Widząc to wszystko, zawsze myślę o tym, że w dawnej kulturze chłopskiej istniały prawzory zachowań wobec śmierci i wobec umie­rania.

Kultura zachowań wobec śmierci była fun­damentem kultury chłopskiej –

Janusz Głowacki, zadzwonił około wpół do dwunastej, spał do tej pory, żarty […].

Spotkaliśmy się przy Świętokrzyskiej, spa­cer do Samsona, po drodze dałem mu Episto­ły, pochwalił wygląd Epistoł i dedykację.

W Samsonie kelnerka pięknie Janusza przy­witała, jedliśmy zakąskę i kaczkę, kaczka bar­dzo dobra, Janusz wypił piwo, ja setkę wódki […].

Mówiliśmy głównie o Krzysztofie Mętraku i o ataku Piotra Sommera na Mętraka.

Spacer po obiedzie, Janusz zajrzał do Bri­stolu, krótka rozmowa z Wojciechem Fibakiem […] –

Krzysztof Mętrak, Ani słowa po ich stro­me – „Plus Minus” 1998 nr 24 – składa się z fragmentów dziennika z miesięcy luty – maj 1983.

W jednym zdaniu coś w rodzaju deklaracji, że dziennik jest wariantem jego stawki pisarskiej, to ryzykowna deklaracja, pozwala uznać dziennik za rzecz pisarsko zamierzoną i obli­czoną na publikację.

Wtedy zdanie Tadeusza Konwickiego o Henryku Krzeczkowskim staje się naganne w zapisie, nie ze względu na prawdę taką lub inną, lecz ze względu na stosunki Mętraka z Krzeczkowskim.

Tadeusz Konwicki mógł powiedzieć, co po­wiedział, było to powiedzenie ulotne, Mętrak je poprzez zapis utrwalił –

Józef Tischner, tekst Czółno i całun – „Ga­zeta Wyborcza” 1998 nr 137 – jest niby recen­zją Epilogu burzy Zbigniewa Herberta.

Bardziej jest to esej o odrębności świadomo­ści filozoficznej i świadomości poetyckiej niż recenzja.

Dobitność tego rozróżnienia jest niesłycha­nie użyteczna, u nas nawet krytycy traktują tekst poetycki jak tekst filozoficzny.

Odrębność obydwu kategorii wyprowadza się z odrębności Prawdy i Piękna –

 

(14.6.1998)

Marek Hłasko, dziś (lub wczoraj) dwudzie­sta dziewiąta rocznica jego śmierci –

Kawiarnia Na Rozdrożu, zebrało się sie­dem osób: Jarosław Mikołajewski, Janusz Głowacki, Janusz Zaorski, Tadeusz Sobolewski, Jerzy Górzański, Marian Grześczak i ja.

Gadaliśmy więcej niż dwie godziny o Krzysztofie Mętraku.

Czy da się z tego zrobić publikację, Bóg ra­czy wiedzieć, według Janusza Głowackiego mówiłem bezwzględnie, nie myślałem, że ta­kie to może robić wrażenie –

Janusz Głowacki, wyszedłem z nim, poszli­śmy na obiad do Spatifu, rozmówka z szefem lokalu, rozmówka z aktorem Trzeciakiem.

Przez czas obiadu praca nad felietonem Ja­nusza o felietonie Piotra Sommera.

Powstało sporo zabawnych sformułowań, czy złoży się z tego felieton, trudno wiedzieć.

Wyszliśmy w deszcz, przemokłem, wróci­łem do domu po trzeciej.

Janusz zadzwonił do mnie przed piątą, prze­czytał mi felieton, trochę tego za mało –

 

(16.6.1998)

Barbara Stanisławczyk, zadzwoniła po dziesiątej, zgodziłem się na jej pytania o Mar­ka Hłaskę, pytała o moje stosunki z nim, o sto­sunki z nim Wilhelma Macha i Jerzego Andrzejewskiego.

Powiedziałem dobitnie, że ja z Markiem Hłaską stosunków homoseksualnych nie mia­łem i w sposób odpowiedzialny nie mogę po­wiedzieć, że wiem cokolwiek o jego stosun­kach homoseksualnych z innymi.

Rozmowa trwała bitą godzinę, bardzo się zmęczyłem i zdenerwowałem.

Jaka ulga, że cały jestem z takiej kultury, w której przez tysiąclecia uznawano nieskończoną wielopostaciowość miłości, jej tysiące kształtów, nikt z mądrych nie sprowadzał jej do jednej postaci i do jednego źródła –

Klub Księgarza, promocja Niby-dziennika Zygmunta Mycielskiego niemal uroczysta.

Mówili: Wiesław Uchański, Jan Stęszewski, Ludwik Erhardt, czytał fragmenty Włodzi­mierz Zakrzeński, dopowiadali to i owo Zofia Mycielska-Golik, Stanisław Kołodziejczyk, Paweł Hertz i Tadeusz Raczyński.

Wszystko dość interesujące, ale, jak zawsze, za dużo tego wszystkiego.

W części towarzyskiej rozmówki z Krzysztofem Paszkiewiczem, z Wandą Wertenstein, z Januszem Głowackim.

Janusz pociągnął mnie do Barbary Toruńczyk i Marka Zagańczyka, obok byli Paweł Hertz i Irena Puciło.

Po raz pierwszy dłużej rozmawiałem z Bar­barą Toruńczyk, chwaliła moją bluzkę, mówi­liśmy o Krzysztofie Mętraku, o felietonie Ja­nusza Głowackiego w jego obronie.

Rozmówka z Pawłem Zawadzkim, mówi, że nieźle wypadł film z Wrocławia, namawia mnie, żebym przyszedł z kasetą, w jego dys­pozycji film będzie jeszcze przez dwa tygodnie.

Mówiłem o tym z Januszem Głowackim, wyszedłem z nim, on poszedł do kawiarni w Bristolu –

 

(17.6.1998)

Ocalenie”, taki tytuł daję tekstowi o Raku Dariusza Bitnera, będzie tego około czterech stron, na razie nie mam do tego żadnego sto­sunku –

Aleksander Fiut, recenzja Nie-świętych obcowanie – „Plus Minus” 1998 nr 24 – daje wyobrażenie, czym jest Inne abecadło Czesła­wa Miłosza (zwłaszcza, jeśli się czytało jego fragmenty).

W starczym pisaniu Czesława Miłosza jest coś wspaniałego i imponującego.

Byłaby to wspaniałość także wtedy, gdyby Miłosz nie był tym, kim jest, nawet Miłosz bez Nobla –

 

(18.6.1998)

Piotr Czerniawski, list do niego:

Drogi Piotrze,

dziękuję za list i za prozę, z obydwu wyni­ka, że wrocławska konferencja w toku, trwa jeszcze dyskusja o mnie.

Bardzo mi się podoba diagnoza, że jestem ptakiem i ornitologiem, taka chyba moja natura, choć w kierunku ornitologii pchaj ą mnie choroba i starość (dodatkowo).

Ten napór wiele we mnie tłumaczy, na przy­kład nadmiar rezygnacji i skłonności do sceptycyzmu.

Mój stosunek do ładnego pomysłu Wasze­go pisania wspólnej książki o mnie jest trochę taki jak do pomysłu Dariusza Bitnera, żeby opublikować Listy do Bitnera, czyli w ostatecznej wersji Epistoły.

Nie sprzeciwiałem się i nie wierzyłem, że do tego dojdzie, nie dowierzam nawet teraz, że Epistoły są co najmniej bibliograficznym faktem.

Wyślę Ci Epistoły (dziś lub jutro), dałem Epistoły Adamowi Wiedemannowi, widzia­łem się z nim, mało rozmawialiśmy, miał wie­le spraw do załatwienia.

Trochę wiadomości z Wrocławia mam od Łukosza, wczoraj dzwonił do mnie Adam Borowski, nalega, żebym coś napisał dla „Dykcji”.

Dobrze, że pismo dostanie dotację, tak zro­zumiałem to, co mówił Adam.

Twóją prozę czytam uważnie, nie wszystko w niej chwytam, nie będę się nad nią znęcał, widać wyraźnie, że jest to proza poety.

Myślę o Twoim czytaniu Pryncypiów, to aż dziwne o tym myśleć.

Dziękuję, serdecznie pozdrawiam –

Henryk

 

(20.6.1998)

Gustaw Herling-Grudziński, Dziennik pisany nocą – „Plus Minus” 1998 nr 25 – skła­many we wszystkich ogniwach, od historii Miazgi po główną w tym numerze pochwałę własnej odkrywczości intelektualnej.

Ni mniej, ni więcej tylko on odkrył analogię między faszyzmem i komunizmem (równie dobrze mógłby napisać, że odkrył Amerykę), polemizują z nim, ale jest pewny swoich racji.

Przy okazji cały rejestr własnych zasług w walkach ze wszystkim, co wrogie demokracji i wszelkim społecznym cnotom.

Trzeba czytać tego autora, wtedy poznaje się do końca, jaki to mitoman i literacki hochsztapler –

Jan Novák (ur. 1953), książka Komuchy, szubrawcy. Cyganie, tajniacy & poeci (wer­sja amerykańska 1995, czeska 1997), której fragment tłumaczy Jan Stachowski („Plus Mi­nus” 1998 nr 25), jest znacznie gorsza niż Dziennik pisany nocą, więc to jednak moż­liwe.

We fragmencie portrety Hrabala i Havla z wtrętami o Kunderze, widzi się Hrabala jak w bandyckiej karykaturze, płaskość i try­wialność.

Bogu dziękować, że chyba nikogo takiego nie mamy w Ameryce lub z Ameryki –

 

(21.6.1998)

Andrzej Kempfi, tekst Mickiewiczowskie wypowiedzi o Białorusi i Litwie – „Twórczość” 1998 nr 6 – jest rejestrem cytatów.

Wynika z nich, że Mickiewicz odróżniał Bia­łoruś i Litwę właściwą, odróżniał także język rusko-litewski i żmudzko-litewski.

Autor tego tekstu podobno zmarł, atrakcyj­niejszy dla mnie był jego szkic o relacjach Mickiewicza z kościołami czasu młodości –

Barbara Czochralska, lektura Algebry ta­jemnic w druku – „Twórczość” 1998 nr 6 – uwyraźnia prezentację dyskusji uczonych o myśli i świadomości.

Autorka chce być w swojej relacji lojalna wo­bec referowanych stanowisk, ale zmierza konsekwentnie do wyrażania własnego poglądu.

Z jej sformułowań wynika jasno, że najlep­szym nazwaniem świadomości jest słowo du­sza.

Konsekwencją jest uznanie poznania przez wyobraźnię za najwyższą formę poznania, oznacza to postawienie poezji ponad nauką –

 

(24.6.1998)

Bogdan Nowicki (?), dwie recenzje: Szafy Olgi Tokarczuk i wierszy Liber mortuorum Eugeniusza Tkaczyszyn-Dyckiego – „Opcje” 1998 nr 2 – pisane jakby z jednego – tego samego – tekstu, pisanie filozoficzne, metafi­zyczne.

Trzeba się powstrzymać od jakichkolwiek opinii o takich recenzjach, wszystko w nich być może, i coś, i nic –

Karol Maliszewski, dwie recenzje poezji: wierszy Jolanty Stefki Po stronie niczyjej i Dariusza Bugalskiego Miejsce, w którym nic się nie stało – „Opcje” 1998 nr 2 – jak zawsze u Karola Maliszewskiego popisowe.

Nie znam wierszy Jolanty Stefki i po prze­czytaniu recenzji jakbym wszystko wiedział, znam rodzaj bólu egzystencjalnego, jaki Ma­liszewski przedstawia.

Wiersze Dariusza Bugalskiego trochę znam, nie muszę Maliszewskiemu wierzyć na słowo, choć bez zastrzeżeń wierzyć mógłbym.

Opis wierszy wiarygodny, precyzyjny i spra­wiedliwy (bez wyznawczości) –

Bohdan Zadura, w rozmowie z Pawłem Marcinkiewiczem i Jackiem Podsiadłą – „Opcje” 1998 nr 2 – opowiada i odpowiada na pytania swobodnie i z wdziękiem.

Ładnie mówi o znaczeniu dla swojej poezji poetyckich przekładów, ładnie przedstawia swój stosunek do Iwaszkiewicza, Miłosza i Herberta, choć może wypowiedź o Iwaszkiewiczu jest niezupełnie taka, jakiej bym pragnął.

Umiejętnie się wypowiada o Nocy poetów.

Po wywiadzie kilka wierszy, między inny­mi Romantyczność

 

(25.6.1998)

Ludwik Stomma, felieton Pandora poli­tycznie dojrzała – „Polityka” 1998 nr 26 – jak piramida ustawiona na czubku, czubkiem, czy­li fundamentem jest opinia radnej z Warszawy (list do „Polityki”), że Zbyszek Cybulski był „osobą politycznie niedojrzałą”.

Na tym fundamencie buduje się kompozycję wszystkiego, co w demokracji wolno i czego nie wolno, w finale zrównując swoją sytuację felie­tonisty, którego każdy może ocenić jako felietonistę, z sytuacją radnej, której dostaje się za to, że nie ocenia aktora za aktorstwo –

Gustaw Herling-Grudziński, publikacja Orzeł Biały w mieście Orła Białego – „Plus Minus” 1998 nr 25 – zawiera przemówienie na uro­czystości wręczania autorowi Orderu Orła Białego w Rzymie, gdzie wychodziło pismo „Orzeł Biały”.

Notuję jedno z wielu równie wzniosłych zdań: „Kiedy do Polski wróciła wolność i demokracja, również ja zmartwychwstałem w mo­jej ojczyźnie” –

Katarzyna Dziewulska, krótki list (źle za­adresowany), jest bratanicą Stanisława Dziewulskiego, czyli córką Jurka, Staszek umarł 7 marca.

Odnalazłem sen z datą 7 marca, w pierw­szym wersie zapis: „– ludzie, którym zmarł ktoś bliski”, dalej wersy o śmierci.

List bez adresu zwrotnego, na stemplu „Dą­browa Górnicza”, moją ostatnią kartę do Stasz­ka napisałem 26 kwietnia –

 

(26.6.1998)

Katarzyna Szumlewicz, recenzja Labi­rynt i sny (o książce Ryszarda Różanowskiego Pasaże Waltera Benjamina – studium myśli) – „Twórczość” 1998 nr 6 – znakomita jako tekst.

Autorka wiele wie o tajemnicach słowa, jej recenzja nie jest omówieniem tego, co Ryszard Różanowski wyczytuje u Waltera Benjamina, nie jest repetycją repetycji.

Nie jest jednak dziwne, że Katarzyna Szum­lewicz, wiedząc, co wie, napisała zły utwór narracyjny, który, jeśli zostanie wydrukowany, nie będzie dla niej korzystny –

 

(27.6.1998)

Krystian Lupa, w rozmowie Krzesanie ognia (dla Romana Pawłowskiego) – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 149 – mówi enigmatycznie o chrześcijaństwie w imperium rzymskim i przechodzi do przeczuć czegoś nowego w dzi­siejszym świecie.

Interpretuje postać Konrada w Kalkwerku dość niekonwencjonalnie, widzi w nim i u nie­go nie klęskę, lecz coś bohaterskiego, coś jak z żywotów świętych […] –

Krzysztof Rutkowski, felieton Katzencafé – „Plus Minus” 1998 nr 26 – podoba mi się mniej niż zwykle, trochę pozerstwa, brak wyrazis­tości.

Niemal metafizyka o sobie, o Walterze Benjaminie i o konferencji w Bremie –

Bronisław Geremek, szkic Myśliciel z Ne­apolu – „Plus Minus” 1998 nr 26 – jest zwięzłą biografią Crocego i charakterystykąjego dzieła Historia Europy XIX wieku (1932).

Tekst czysto akademicki, można powie­dzieć, encyklopedyczny, autor stroni od jakichkolwiek cech literackości –

Benedetto Croce, fragment Historii Euro­py XIX wieku pod tytułem Bismarck i socjali­ści – „Plus Minus” 1998 nr 26 – przekład Joan­ny Ugniewskiej – bez uchwytnych atrakcji intelektualnych i literackich.

Narracja jak w podręcznikach szkolnych, bez znamion takiej literackości, jaka się poja­wia w tekstach filozoficznych Crocego –

 

(28.6.1998)

Paweł Głowacki (!), w felietonie Słuch chipmunka – „Plus Minus” 1998 nr 26 – nawiązanie do Nagrody Kantora dla Jana Kotta.

Tekst ładny, może na podstawie nagrania z uroczystości w Santa Monica, dialog między Opalskim i Kottem robił wrażenie:

„Czym jest dla ciebie ta nagroda?
– Pożegnaniem.
– Z czym?
– Z życiem” –

Józef Życiński, w felietonie Samotność dłu­godystansowców – „Plus Minus” 1998 nr 26 – kwestia świeckich autorytetów z wyekspono­waną laudacją Zbigniewa Herberta.

Wśród tych autorytetów kolejno: Zbigniew Herbert, Gustaw Herling-Grudziński, Ryszard Legutko, Władysław Stróżewski, Krzysztof Zanussi.

Przypuśćmy, elegancko wobec autora, że nic się tu nie kreuje.

Załóżmy, że jest to biskupie, jak powinno być.

Żadne z tych nazwisk nie przyszłoby mi na myśl w intelektualnym związku ze słowem autorytet.

Moja prawda jest taka, z żyjących nikt by nie przyszedł mi na myśl.

Po tym stwierdzeniu mógłbym wymienić Tadeusza Różewicza, on stał się autorytetem teraz, dopiero w majestacie starości, dlatego, że do starości zachował autentyczną wrażliwość moralną.

Bezbłędna wrażliwość moralna jest pisar­skim atutem Janusza Rudnickiego, on jest piekielnikiem bezwzględnej prawdy, ale on na autorytet w ogóle się nie nadaje (chyba na szczęście) –

 

(29.6.1998)

Robert Borkowski (ur. 1959), szkic Magia krwi – rytuały i symbole – „Opcje” 1998 nr 2 – w czymś jakby absurdalny.

Budować z odwołań do przypadkowej lite­ratury naukowej i popularnej (w przypisach kilkadziesiąt tytułów) zestaw informacji, któ­re mają potwierdzić tytułową „magię krwi” w różnych kulturach i w różnych epokach, to tyle samo, co zbierać dokumenty, że woda w rzece płynie, wymieniając setki nazw rzek.

Taka naukowość zmienia się w ten sposób w pustą formę –

Zygmunt Krauze (ur. 1938), przełomie po­znałem go w kawiarni Czytelnika, przedstawił nas sobie Jerzy Górzański.

W wywiadzie O wszystkim po trosze (dla Krystyny Tarnawskiej-Kaczorowskiej) – „Opcje” 1998 nr 2 – wypowiada się, jak w tytu­le, o wszystkim (o podróżach, o twórczości, o wykładach, o prywatnościach).

W pytaniach i odpowiedziach jakby nadmiar słowa, informacyjny język – bardziej akademicki niż żurnalistyczny – służy nieskończo­nej informacyjności, właściwie nic poza wsze­laką informacyjnością.

Moment ulgi w tej lawinie słowa, gdy przed­stawia dzień 13 grudnia 1981 w Warszawie poprzez pogodę, która miała być mroźna, „ze śniegiem, a jednocześnie z jaskrawym słońcem”.

Może więc nie wszystko jest w tej opowie­ści takie bezsporne, solidne i informacyjne.

Opowieść kończy się konfesją o przyjaźni z Kazimierzem Serockim.

Jest możliwe, że ton tej rozmowy narzuciła Krystyna Tarnawska-Kaczorowska.

Rozmowa z Zygmuntem Krauze jest częścią składową jej książki o nim.

Janusz Głowacki, zadzwonił przed szóstą, mówi, że patrzy na nasze zdjęcia, które zrobiła Ania Prus, i bez przerwy się zachwyca, twierdzi, że wyglądam młodziej niż on.

Słychać było śmiech Ani Prus, podobno ni­gdy nie miałem tak dobrych zdjęć –

 

(30.6.1998)

Roberto Alifano, tekst My, starzy, wszyscy jesteśmy tacy sami – „Twórczość” 1998 nr 7, przekład Rajmunda Kalickiego – dotyczy głównie przyjaciela i tłumacza Borgesa, Ne­stora Ibarry (tytuł oryginału Néstor Ibarra, amigo y traductor de Borges 1996).

W rozmowach Borgesa i Ibarry, w opowie­ściach Ibarry o Borgesie dużo niezwykłości (o ślepocie Borgesa, o jego kobietach).

Ibarra uważa Borgesa za człowieka genial­nego: „– Absolutnie. Literacki geniusz. Największy w tym wieku i jeden z największych w hi­storii literatury wszechczasów”.

Przy ogromnym uznaniu dla niego (stale ro­snącym) nigdy bym tego nie pomyślał, nigdy nie pomyślałem –

 

(15.7.2001)

Dariusz Bitner, Psie dni (wydruk kompu­terowy).

Zbiór opowiadań Psie dni zbliża do końca (bo jeszcze nie kończy) twórczość Dariusza Bitnera z lat osiemdziesiątych, która postać książkową uzyskuje z dziesięcioletnim i dłuższym opóźnieniem.

Razem z utworami, które nie musiały tak długo czekać na publikację książkową, po­wstaje olbrzymi blok twórczości, która dla pro­zy polskiej drugiej połowy dwudziestego wie­ku jest zjawiskiem jednym z najważniejszych.

Cóż to za płodne lata te lata osiemdziesiąte dla Dariusza Bitnera i kilku takich pisarzy, którzy artyzmu nie zamienili na usługi ideolo­giczne.

Dla takich pisarzy jak Jan Drzeżdżon, An­drzej Łuczeńczyk, Dariusz Bitner, Krystyna Sakowicz trwa wtedy lub zaczyna się pisarska dojrzałość, ale dramatyzm czasu historyczne­go w Polsce nie sprzyja celom artystycznym słowa, te cele wymagają niemal heroizmu.

Heroizm twórczy Dariusza Bitnera – wiem, co piszę, piszę to z pełną odpowiedzialnością – staje się warunkiem koniecznym powstania dzieł o istotnym znaczeniu artystycznym w planie fikcji i w planie konfesji artysty (metafikcja).

Na pierwszym planie znajdują się m. in. dzie­ła tak podstawowe, jak zbiór opowiadań Trzy razy (1995) i tetralogia powieściowa Pst (1997), która jest jednym ze szczytów polskiej prozy końca wieku, na drugim analityczna i konfesyjna trylogia metafikcyjna Chcę, żądam, rozkazuję (1995, 1999, 2000).

Udający fachowców i uczonych autorzy pod­ręczników, leksykonów i kompendiów mogą nie dostrzegać dzieła pisarskiego Dariusza Bitnera, na ignorancję i bezwstyd nie ma w Polsce żadnej rady, ich aksjologiczną ślepotę będą rekompensować wcześniej lub później autentyczni znawcy sztuki słowa.

Oni nie będą żałować, że książka Mna. Chcę, żądam, rozkazuję III nie jest powieścią lub zbiorem opowiadań, bo zauważą, że Mna napisał autor opowiadań Trzy razy i Bulgulula (1996) i powieści Pst i Rak, nie mówiąc o powieści Kfazimodo (1989).

Oni odnajdą w Mnie cały traktat o artystycz­nej prostytucji sztuki słowa w dwóch porządkach społeczno-politycznych, w dawnym i w nowym.

Propagandowe lub reklamowe lamelki, czyli komercyjne bzdury, które Dariusz Bitner ujawnia, nie zasłonią im literatury i nie staną się szkołą słowa dla innych i dla samych siebie.

Samemu się uprawia twórczość lamelkową w krytyce, jeśli widzi się w Mnie coś zamiast fikcji, zapominając, że Mna napisał autor trzech powieści i czterech zbiorów opowiadań, licząc z najnowszym Psie dni.

Pięć z siedmiu utworów zbioru Psie dni mia­ło pierwodruki w „Twórczości” (1988), jeden – Kolaps – w „Nowym Nurcie” (1995), nie wiem, czy opowiadanie Kot było gdzieś drukowane, ono miało się znaleźć w olbrzymim zbiorze Sam w śmietniku słów, z którego pozostał już tylko mój opis.

Z mojego zwięzłego opisu opowiadania Kolaps („Twórczość” 1998 nr 3) jedno muszę przypomnieć, nawiązanie w Kolapsie do Pę­tli Marka Hłaski, piszę o tym:

Przekroczenie Pętli w ostrości diagnozy egzystencjalnej, mówi się tu przecież, pętla jedynym wyjściem, nie jestem zdolny, żeby pętlę założyć.

W całości zbioru Psie dni widać z całą ja­skrawością związki Dariusza Bitnera z Mar­kiem Hłaską, są to związki nieporównywalnie istotniejsze niż wszystko, co występowało u tzw. hłaskoidów, którzy – całkowicie biernie w sensie artystycznym – chcieli naśladować Hłaskę.

Dariusz Bitner działa w innym czasie arty­stycznym i jest w pełni świadom tej swojej inności.

Nawiązania do Pętli w Kolapsie są już tyl­ko aluzyjne, prawie we wszystkich pozostałych są – można powiedzieć – konfrontacyjne, ostentacyjna konfrontacja z Pętlą jest zamie­rzona i zrealizowana konsekwentnie w utwo­rze Do dna.

Filmową (zewnętrzną) narrację Pętli zastępuje w Do dna zrygoryzowany monolog wewnętrzny, w którym świadomość samobójcy zmaga się z technologiami umierania i wypróbowuje poznawczo fizjologię śmierci, nie uni­kając wszelkich skrajności.

Literacka estetyka w twórczości Marka Hłaski może być nazwana filmowym neorealizmem z jego usytuowaniami historycznymi, realizm w twórczości Dariusza Bitnera trzeba by nazwać inaczej.

Może realizmem eksperymentalnym, prawie wolnym od złudzeń potocznego mimetyzmu.

Dobrą wiarę w potoczny mimetyzm kwestio­nuje się i odrzuca we wszystkich utworach zbioru Psie dni, tytułowego nie wyłączając i nie wyłączając chyba najwcześniejszego utworu w zbiorze, opowiadania Kot.

Tytułowe Psie dni i Kot nie są nawiązaniem do naturalizmu, to nie ma być żaden darwinizm, to jest ontologia o wiele późniejszej pro­weniencji.

U pisarza o dwadzieścia lat młodszego od Marka Hłaski i o dwadzieścia lat późniejszego w twórczości artystycznej inna jest antro­pologia, inny tragizm, inny komizm.

Komizm w opowiadaniach Translacja i Mżawka ma w sobie coś z komizmu Drugie­go zabicia psa i Pięknych dwudziestoletnich i jest jednocześnie komizmem po Marquezie i po Redlińskim, których Marek Hłasko nie zdążył przeczytać.

Cała twórczość Dariusza Bitnera sprzed dziesięciu i więcej lat jest dziś bardziej na cza­sie (mam na myśli czas artystyczny) niż lansowana literatura z hochsztaplerskich no­minacji.

Bohaterstwo twórcze Dariusza Bitnera dało artystyczne rezultaty, które próbę czasu wytrzymują bez szkody, świadcząc i o tym, że nawet czas marny może być płodny dla sztuki, gdy nie ma zgody na jej degradację.

Czas płodności Dariusza Bitnera, jeśli miał­by się nie powtórzyć, oznaczałby szczyt jego pisarskich osiągnięć.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content