copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(30.11.1998, 3.12.1998, 6.12.1998, 7.12.1998, 10.12.1998, 11.12.1998, 12.12.1998, 14.12.1998, 15.12.1998, 17.12.1998, 19.12.1998, 1.4.2002)
(30.11.1998)
Dykcja, z listu do Adama Borowskiego:
Przeczytałem (z „Dykcji”) mało, przyjrzałem się pismu. Dobrze robią całości wszystkie krótkie teksty (wiersze, prozy) i wszystkie ozdobniki (fotografie, reprodukcje).
Wiem, że „rozprawy” muszą stanowić fundament pisma, ale dobrze wpuścić między nie jak najwięcej światła, jak najwięcej powietrza.
Rozprawy powinny być esejami, czyli trzeba je pisać, to trudny wymóg, ale może trzeba go zastąpić wymogiem rozmiaru, niech „rozprawa”, czyli rzecz nienapisana, nie przekracza dwudziestu lub trzydziestu stron maszynopisu.
Esej sam stawia sobie granice, granice akademickiego słowotoku trzeba wyznaczyć.
Claire Goli ileż rzeczy zdołała napisać we wspomnieniu, inni nie zmieściliby tego w całym zeszycie „Dykcji”.
Ale dość tej recenzji.
(3.12.1998)
Teatr Mały, nasze miejsca – dla Janusza Głowackiego i dla mnie – były zajęte, przyszły, jak się umówiliśmy, Beata Chmiel i Ania Prus.
Siedzieliśmy na bardzo dobrych miejscach, wieczór prowadził Wiktor Dłuski, Czesław Miłosz czytał wiersze i odpowiadał na wszelkie pytania.
Wiersze jak wiersze, odpowiedzi Miłosza wysokiej klasy, na najgłupsze pytania odpowiadał nadzwyczajnie zręcznie.
Wygląda o piętnaście lat młodziej, wygląda – powiedzmy –jak ja, w swojej formie biologicznej jest wręcz imponujący –
(6.12.1998)
Paweł Huelle, felieton Optymizm, pesymizm, nekrofilia… – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 285 – bardzo interesujący, ale jak gdyby zbyt poważny jak na felieton.
Kwestie zła i dobra rozpatruje się od Sokratesa i Platona, ustosunkowując się na koniec do Wojny w człowieku Ericha Fromma.
Felieton jeden z ambitniejszych u Huellego –
(7.12.1998)
Bronisław Maj, felieton Autobiografia intelektualna Edka – „Plus Minus” 1998 nr 49 – z tytułowym nawiązaniem do postaci z Tanga Mrożka, z obfitymi cytatami z książki Jak zostałem pisarzem. Próba autobiografii intelektualnej.
Autor delikatnie się sprzeciwia takiemu intelektualizmowi, takiemu językowi.
Przez wybrane cytaty znacznie lepiej widać, że to Stasiukowa wersja Pięknych dwudziestoletnich, wersja dość licha, wersja bez finezji i humoru Marka Hłaski –
(10.12.1998)
Rajmund Kalicki, tekst Spoko – „Twórczość” 1998 nr 12 – bardzo piękny, może bardziej piękny poetycko niż myślicielsko.
Tekst zbudowany z odniesień do Apoftegmatów Ojców Pustyni i do książeczki Jana Mirosława Berezy Sztuka codziennego życia.
Ładne jest przeciwstawienie myśli wędrownej i myśli osiadłej, ładna pochwała bezsłowności, czynności codziennych, sprzątania –
(11.12.1998)
Dariusz Sośnicki, z listu do niego:
Żart jest bardzo często formą przekazu rozterki, czasem wręcz zmartwienia.
Rozterek u Pana mogę się domyślać, jakżeby mogło się bez nich obyć.
Bardzo mi się podoba Pana opis Miejsca Pierwszego, zwłaszcza gdy go Pan opatruje przypisem, że może ono z książek.
Myślę, że on (opis) z siebie i z książek po równi, bez nich trudno byłoby konkurować z Panem Bogiem w stwarzaniu świata dla siebie, on chlubi się swój ą pewnością, że stworzył świat dla wszystkich.
Ja odwołuję się rzeczywiście do Miejsca Pierwszego, czyli do naszej pierwszej własnej kreacji, ona jest dla mnie fundamentem wszystkiego, w niej jest wszystko, co poznaliśmy później, co mamy do poznania.
Myśli mi się jednak, że ona, ta pierwsza kreacja, jest w nas tylko jak Archimedesa punkt oparcia, nie do lotu do nieba jednak, lecz do samoocalenia.
Myślę na przykład, że jeśli nie zwariowałem (jeśli nie zwariowałem), to tylko dlatego, że taki punkt oparcia we mnie tkwi, że całą zgrozę istnienia łatwiej znieść, gdy ją się zniosło na samym początku, że ona była na naszą miarę, skoro żyjemy.
Ludzie wariują dlatego, że zamiast Miejsca Pierwszego mają na samym początku otchłań, pustkę, nie stworzyli sobie nic, co by je przesłoniło, nie mają kniei, zwierząt i głazu, który miał w sobie wszystkie zamki, jakie zdarzyło mi się w życiu zobaczyć.
W moim stosunku do Miejsca Pierwszego nie ma nic z sentymentalizmu, mógłbym powiedzieć nawet, że ten mój stosunek jest cyniczny, wyrachowany, widzę w swojej pierwszej kreacji, niezawodną – jak dotychczas – deskę ratunku.
Liczę na Pana uśmiech przy czytaniu.
(12.12.1998)
Krzysztof Rutkowski, w felietonie Powrót potwora do jaskini – „Plus Minus” 1998 nr 50 – opis malarstwa Jana Lebensteina.
Przeplatanka cytatów z Uczty Platona w przekładzie Władysława Witwickiego, odwołań do eseju Konstantego Jeleńskiego, przywołań podobieństw do sztuki Johanna Heinricha Füssli (w Anglii znanego pod nazwiskiem Henry Fuseli).
Na ostatniej stronie Plusa Minusa obszerna informacja o paryskim wydaniu Les Pasages parisiens. Chroniques d’un écrivain polonais (Paris 1998), francuska edycja nie jest powtórzeniem wydania Paryskich pasaży (Gdańsk 1995) –
Lech Wałęsa, w wywiadzie Pan Bóg za dużo naraz dal (dla Marii Lerman) – „Plus Minus” 1998 nr 50 – fura głupstwa i przebłyski bystrości politycznej i w ogóle ludzkiej.
Kuriozalność słów o czytaniu wierszy i wielka trzeźwość w ocenach cwaniactwa.
Kilka powiedzonek: „Tak wielkie to zwycięstwo, że aż klęska zwycięstwa. Ludzie nie uczestniczą”. „Pierwsi sekretarze z krajów satelickich spotkali się na Krymie. Czy pani myśli, że odprawiali tam różaniec? Przygotowali kontrę i to silną, tylko Lech Wałęsa stanął im na drodze. I nie dopuściłem!” –
Jose Saramago (ur. 1922, Nobel 1998), Spod figowego drzewa (wykład noblowski) – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 291, przełożyła Anna Kalewska – jest tekstem wysokiego kunsztu, tyle samo poetyckiego, co myślicielskiego.
Mówi się tu o sobie poprzez mówienie o najbliższych przodkach, poprzez mówienie o przodkach literackich, poprzez własne kolejne dzieła w ich bezpośrednich związkach z tym wszystkim.
Skupia się to w jednym rozbudowanym zdaniu: „Malując moich rodziców i dziadków barwami literatury, przekształcając ich ze zwykłych ludzi z krwi i kości w postaci na nowo i w inny sposób kształtujące moje życie, nie zdawałem sobie sprawy, że wytyczam sposób, w jaki postacie wymyślone przeze mnie później, inne, czysto literackie, będą tworzyć i dostarczać mi materiały i narzędzia, które – na dobre i na złe, w doli i niedoli, z korzyścią i stratą, w braku, ale i w nadmiarze – miały zrobić ze mnie tego, za kogo się dziś uważam: twórcę tych postaci, a zarazem ich dzieło”.
Po fragmentarycznych lekturach widzi się już dobrze, jaki to niezwykły człowiek ten laureat –
(14.12.1998)
Magdalena Grochowska, szkic Barchan i koronka – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 291 – jest dziennikarską opowieścią o teatrze Ateneum, autorka korzysta z książek Edwarda Krasińskiego Stefan Jaracz i Teatr Jaracza.
Przeczytałem szkic, bo rekomendował mi go wczoraj Wiesław Myśliwski, pytając, czy znałem Janusza Warmińskiego.
Byliśmy sobie kiedyś przedstawieni, tyle mogłem powiedzieć.
W szkicu historia życia Janusza Warmińskiego, mnie szczególnie zainteresowały wzajemne relacje między Januszem Warmińskim i Kazimierzem Dejmkiem, znali się jeszcze z czasów łódzkich.
Nie żałuję, że szkic przeczytałem –
Upadek (na ulicy), na ulicach wielka ślizgawica, przechodziłem na stronę pomnika Witosa w drodze do redakcji, przewróciłem się na środku jezdni, nadjeżdżał w poprzek Alej Ujazdowskich samochód, zatrzymał się tuż przy mnie, nie mogłem się podnieść, podnosiło mnie i pomagało kilka osób, z wielkim bólem dotarłem do redakcji –
Wiesław Myśliwski, w Teatrze Telewizji adaptacja Drzewa Izabelli Cywińskiej.
Oglądałem prawie całość (bez kilkunastu minut, gdy dzwonił Janusz Głowacki), Izabella Cywińska zbliża Drzewo do konwencji realistycznej, nie unika zbliżeń do farsy.
Utwór Myśliwskiego wytrzymuje i taką manipulację artystyczną, przedstawienie ma być i jest czasem śmieszne, kilka ról znakomitych, zwłaszcza rola Franka i rola szpicla.
Oglądałem przedstawienie bez wzruszeń, ale i bez oporów –
Janusz Głowacki, zadzwonił po dziesiątej, wypytywał o nogę, opowiedział o rozmowie z Beatą, która wróciła z Krakowa.
W Krakowie pewność, że Nagrodę Nike otrzyma w przyszłym roku Antoni Libera, Paweł Huelle uznał Madame za arcydzieło.
Ostro sobie pożartowaliśmy –
(15.12.1998)
Zamek Ujazdowski, promocja zbioru opowiadań Sęk Pies Brew Adama Wiedemanna, zajechaliśmy przed siódmą, przejście dla mnie wokół Zamku karkołomne, była już Maria Janion, był Adam Wiedemann.
Długie czekanie na rozpoczęcie, czytała najpierw Maria Janion tekst w rękopisie, odczytałem swoją Koincydentalność.
Adam Wiedemann czytał końcówkę Kapitana, wywiązała się długa rozmowa, której głównym obiektem były psy.
Pojawili się na koniec uczestnicy promocji w Instytucie Kultury Włoskiej (Andrzej Sosnowski, Tadeusz Pióro, Ania Wasilewska), ale nie przyszedł Bohdan Zadura, podobno umówił się z synem o dziewiątej, do Puław wraca jutro. […] –
(17.12.1998)
Zygmunt Kałużyński, pochwały Renaty i innych zmobilizowały mnie do lektury jego jubileuszowego (osiemdziesiątka) tekstu Pół wieku niechlujstwa („Polityka” 1998 nr 50).
Tekst rzeczywiście tyleż śmieszny, co poważny, o naturze człowieka, o naturze życia.
Zakończenie dużej klasy: „Panie powinny się kochać, nie zamiatać, zaś człowiek powinien myśleć, nie sprzątać, i nie odczuwam wstydu, że mydło w moim być może zbyt długim życiu odegrało rolę tylko umiarkowaną” –
Tadeusz Pióro, w przeglądzie amerykańskim – „Twórczość” 1998 nr 12 – dalszy ciąg relacji o książce Improvised Europeans Alexa Zwerdlinga.
Na jej podstawie frywolna opowieść o losach Ezry Pounda i zwłaszcza T.S. Eliota w Londynie.
W puencie Tadeusz Pióro ostrzega polskich entuzjastów Eliota i odwołuje się do diagnozy sytuacji kultury polskiej, jaką przedstawia Witold Gombrowicz, ta puenta w narracji Tadeusza Pióry dość niespodziewana –
Zamek Ujazdowski, impreza dyskusyjna, siedzieliśmy za stołem prezydialnym: Dariusz Nowacki, Cezary K. Kęder, dwie Panie Feministki (od Marii Janion) i ja.
Poza Kęderem wszyscy coś czytali, Kęder mówił, mówił niewyraźnie.
Dyskusja długa, spór między – symbolicznie mówiąc – Kingą Dunin i mną, absolutną pewność siebie demonstrowały Panie Feministki.
Po imprezie pogaduszki z Romanem Praszyńskim, z Januszem Głowackim (pojawił się pod koniec z Anią Prus), przedstawiłem Januszowi Adama Wiedemanna, Dariusza Nowackiego, Cezarego K. Kędera. […] –
(19.12.1998)
Krzysztof Rutkowski, felieton Widzenia przed katedrą Notre-Dame – „Plus Minus” 1998 nr 51 – świetny, z wdziękiem.
Poza wszystkim kompozycja przepięknych cytatów apostolskich, ewangelicznych, mistycznych o idei i filozofii obojnactwa.
W cytatach i w tekście felietonu pikanteria intelektualna, Krzyś Rutkowski spreparował intelektualny prezent świąteczny –
Antoni Libera, laudacja książki Laufer Zbigniewa Mentzela – „Plus Minus” 1998 nr 51 – bezpardonowa.
Laufer, dzieło dzieł i zarazem zapowiedź dzieła, jest z jądra jasności, jest przeciw ciemnościom: „A zatem w opozycji do mnogich zastępów Czarnych i do literackich Hunów, szalbierzy i kabotynów, którzy przy wsparciu gawiedzi wtargnęli do Śródmieścia, Laufer Zbigniewa Mentzela wzmacnia pozycję Białych”.
Dodam jeszcze, gwarantuje ich ostateczne zwycięstwo –
(1.4.2002)
Piotr Cegiełka (Sandacz w bursztynie, Kraków, 2001).
Adam Wiedemann, którego rozpoznania młodszych od niego autorów należy cenić, żartobliwie odżegnuje się od tych, dla których opowiadania Piotra Cegiełki są nudne.
O mało co nie naraziłem się Wiedemannowi, po lekturze części opowiadania Zatracenie, które jest utworem finałowym zbioru Sandacz w bursztynie, myślałem o jego pisaniu dość sceptycznie.
Uważna lektura Zatracenia (w „Twórczości”) zmieniła kierunek mojego myślenia, cały zbiór opowiadań Sandacz w bursztynie czytałem już bez żadnych uprzedzeń.
Debiut prozatorski młodego autora (rocznik 1978) jest artystycznie ambitny, u debiutantów w prozie z roczników siedemdziesiątych jeden z najambitniej szych.
Ten debiut da się wpisać w dobre konteksty polskiej prozy, nie mam na myśli żadnych wpływów i zależności, te konteksty są ważniejsze od kontekstów światowych, które po legałyby wyłącznie na wpływach i zależnościach.
Adam Wiedemann w rozmowie ze mną wymienił Samuela Becketta, jeszcze wyraźniejsze byłyby zależności od Kafki i od niektórych Francuzów, także i inne użytki z wielkości światowej literatury są u debiutantów całkiem naturalne i rzadko mają istotniejsze znaczenie.
Zamiast z Beckettem lub Kafką lepiej widzieć konteksty prozatorskie Piotra Cegiełki u Marka Hłaski, u Ireneusza Iredyńskiego i nawet u Jana Drzeżdżona, nie mówiąc o tych autorach, którzy do pisarstwa Marka Hłaski przymierzali się w sposób twórczy i samodzielny (jak przede wszystkim Dariusz Bitner).
U Dariusza Bitnera kontekst pisarstwa Marka Hłaski jest od początku do dziś istotny, on nie naśladuje Hłaski jak hłaskoidzi, on go modernizuje, intelektualizuje i rozwija w duchu literackiego kreacjonizmu.
Piotr Cegiełka prozy Dariusza Bitnera może nawet nie zna, ale czasem pisze tak, jakby z niego właśnie korzystał, dbając zwłaszcza o osobisty i prywatny – egzystencjalny – status swoich głównych postaci literackich.
Egzystencjalizmu wiele u Marka Hłaski, ale u niego był to egzystencjalizm zdominowany przez historyczny ideologizm, tego nie ma u Dariusza Bitnera, a jeszcze bardziej nie ma u Piotra Cegiełki.
Zagadkowa jest metafora tytułowa jego zbioru, zagadkowość, oczywiście, tkwi w sandaczu, nie w bursztynie, w żadnej z siedmiu narracji Sandacza w bursztynie nic nie nawiązuje do tej metafory a jeśli, to tylko motyw niebieskiego bojownika z akwarium, którego narrator najważniejszego utworu w zbiorze smaży na maśle, powodując jego zniknięcie bez śladu.
Utwór Trójkąt małżeński, czyli minipowieść w skrócie stawiam wyżej niż Zatracenie.
W Zatraceniu dużo nowinek formalnych (na przykład sztuczek językowych), dużo wypadów w kreacjonizm, kreacja głównego bohatera i narratora jest pełniejsza niż w innych utworach, w jednej postaci łączy się nawet dwie wersje losowe, w tragicznym finale opowiadania łatwo dostrzec podobieństwo motywów samobójczych do tego, w czym źródła tragizmu widzą Marek Hłasko i Dariusz Bitner.
W Trójkącie małżeńskim nie takie lub inne podobieństwa są istotne, lecz coś, w czym da się widzieć taki rodzaj interpretacji artystycznej, jaka często buduje sens parodystyki.
Trójkąt małżeński, czyli minipowieść w skrócie jest dla mnie utworem parodystycznym.
W przegadanym tytule jest ważna wskazówka, określenie minipowieści w skrócie zawiera parodystyczność w samym tym sformułowaniu, niezależnie od tego znaczy ono to samo, co ja od dawna nazywam parodią strukturalną.
Mistrzem czegoś takiego jest na świecie między innymi Antonio Tabucchi, u nas pierwszeństwo w czymś takim przypisałbym Darkowi Foksowi, który w powieściach Orcio i Orlę pastiszuje lub parodiuje struktury najrozmaitszych rodzajów powieści.
Metaforyczny trójkąt małżeński oznacza fundamentalną strukturę beletrystyczną, jest ona niewyobrażalnie sfatygowana.
Miarą talentu literackiego Marka Hłaski jest to, że potrafił on posługiwać się nią z taką dobrą wiarą, jakby był jej pierwszym użytkownikiem, ale i on w swojej późniejszej twórczości był na tropie parodystyczności (na przykład w Drugim zabiciu psa).
Jeśli przyjąć, że kreacja głównych postaci w kilku utworach jest chyba autokreacją i przypomina autokreacje takie jak u Hłaski i Bitnera, to użytek z parodii w zastępstwie rozwiązań tragicznych jest dość atrakcyjnym wynalazkiem debiutanta w prozie.
Utwór Trójkąt małżeński, czyli minipowieść w skrócie nabrałby jeszcze wyrazistszych sensów, gdyby się go czytało po Zatraceniu, może więc szkoda, że Zatracenie – chyba ze względu na rozmiar – finalizuje Sandacza w bursztynie wbrew chronologii twórczej.
Pod Zatraceniem jest data „wrzesień 1998 – lipiec 1999”, pod Trójkątem małżeńskim „maj-sierpień 2001”, lektura obydwu utworów w tej kolejności mogłaby być szczególnie korzystna.
Te dwa utwory dobrze ze sobą współżyją, stanowią nawet jakby dwie wersje tego samego utworu, wcześniejszą i późniejszą, z wyraźnie zróżnicowanymi natchnieniami artystycznymi.
Po kolejnej lekturze Zatracenia i Trójkątu małżeńskiego, czyli minipowieści w skrócie rozpoznanie literackie Adama Wiedemanna uznaję w pełni, Piotr Cegiełka jest w nowej prozie tęgim zawodnikiem –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy