copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(19.12.1998, 21.12.1998, 22.12.1998, 23.12.1998, 24.12.1998, 25.12.1998, 26.12.1998, 27.12.1998, 31.12.1998, 1.1.1999, 12.6.2002)
(19.12.1998)
Krzysztof Masłoń, recenzja nierecenzja (o Jak zostałem pisarzem Andrzeja Stasiuka) – „Plus Minus” 1998 nr 51 – jakby szydercza, ale zarazem i poważna.
Wygląda na to, że książka Andrzeja Stasiuka nie jest życzeniowym dziełem dzieł (jak Laufer Mentzla dla Antoniego Libery), ale dziełem dzieł realnym.
Po surowej ocenie opinii Bronisława Maja Krzysztof Masłoń toczy z nim bój, sekundują mu na inny sposób Wiesław Ratajczak i Radosław Okulicz-Kozaryn na ostatniej stronie tego samego „Plusa Minusa”.
Wiesław Ratajczak, Radosław Okulicz-Kozaryn, wspólnie stawiają swoją własną diagnozę na temat Andrzeja Stasiuka w tekście polemicznym Auto-bio-kompromitacja.
Odwołują się do swoich i nieswoich tekstów w „Czasie Kultury” i w „Gazecie Wyborczej”.
Konkludują zdaniem: „Jak powiedział nasz przyjaciel, Stasiuk to wielki pisarz i szkoda, że mu tak odbiło”.
Lepiej zachować skrzętnie to wszystko, co się myśli o pisaniu Andrzeja Stasiuka, poprzestając – oczywiście – na swoim –
Paweł Huelle, felieton Der Scherz – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 297 – jest niemal omówieniem powieści Arnima Stattlera – nic nie wiem o takim autorze – pod tytułem Der Scherz.
Huelle sugeruje, że początek powieści Stattlera mógł posłużyć Brochowi za wzór w pierwszej części Lunatyków.
Bohater powieści – Herman von Zycewitz – pisuje listy do Kanta, do Królewca, w dziesiątki lat po śmierci filozofa –
Wiele dziwności w felietonie, wiele dziwności w omawianej powieści –
(21.12.1998)
Michał Ajwaz (ur. 1949), opowiadanie Jaszczury – „Plus Minus” 1998 nr 50, przekład Leszka Engelkinga – artystycznie enigmatyczne.
Opowiadanie pochodzi z debiutu prozatorskiego, ze zbioru Powrót starego warana (1991), autor – ni mniej, ni więcej – przetłumaczył na czeski Na marmurowych skalach Ernsta Jüngera –
(22.12.1998)
Zygmunt Kałużyński, szkic Czarna farsa – „Polityka” 1998 nr 52 – jest konfrontacją myślenia autora z takim rodzajem filmu, jak twórczość Quentina Tarantino.
Trzeba przyznać, że mimo naiwności myślenia o tragizmie, Kałużyński dostrzega coś istotnego w obydwu filmach, w Pulp Fiction i w Jackie Brown.
Nie daje się przyłapać na niczym, co by świadczyło o tym, że filmu Jackie Brown tak nie rozumie, jak polscy recenzenci, którzy udają, że zrozumieli Pulp Fiction –
Muniek Staszczyk, w wywiadzie Nie śpiewam dla maklerów (rozmowa z Mikołajem Limtem) – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 297 – dużo rozmaitych ciekawostek (żargon), wzmianki o polonistyce warszawskiej i o Pawle Dunin-Wąsowiczu.
Parę zdań o stosunku do Marka Hłaski i Edwarda Stachury i podsumowanie: „To był głównie bajer na panny – Stachura, Hłasko…” –
(23.12.1998)
Adam Kaczanowski, w liście do mnie autor nazywa Powiekę (Bytom 1998) „tomikiem wierszy pod choinkę”.
Wiersze są w tej książeczce w formie wielu przypisów do tekstu głównego, który jest czymś pośrednim między narracją komiksową a esejem o niej.
W komiksie szuka Adam Kaczanowski świata wewnętrznego człowieka i chyba znajduje w rozmaitych komiksowych fantastycznościach, które mają swoje źródło w naszych lękach, w widzeniach „pod powieką”, w kreacjach wyobraźni, którym się nadaje komiksową formę.
Do właściwego odbioru Powieki brak rni tego, co nazywam telewizyjną wyobraźnią, i doświadczenia w obcowaniu z formami sztuki pospolitego obiegu społecznego.
Adam Kaczanowski – tegoroczny debiutant „Twórczości” w prozie – szuka w takiej sztuce sztuki, każdego artystycznego autoramentu.
Nie mogę zaprzeczyć, że o czymś on mnie przekonuje, na coś uczy patrzeć inaczej, niż się to zwykle robi –
(24.12.1998)
Krzysztof Rutkowski, świąteczne felietonisko Klucz do Telimeny – „Plus Minus” 1998 nr 53 – dość atrakcyjne, zmontowane z cytatów, w których charakteryzuje się stosunek Adama Mickiewicza do kobiet.
Rutkowski sugeruje, że Mickiewicz odczuwał trwały lęk przed stałym związkiem małżeńskim, stąd trwałe ucieczki: „Mickiewicz uciekał i uciekał! Aż pojawiła się Xawera Deybel”.
Pewną ciekawostką są napomknienia o czymś niezwykłym w Xawerze Deybel, o czymś wręcz metafizycznym, zwłaszcza w jej wzroku –
Jan Kott, Ostatnie słowo (Santa Monica, w Zaduszki 1998) – „Plus Minus” 1998 nr 52 – odnosi się do książki Szekspir współczesny.
W uwagach o trwałej żywotności Szekspira zdanie konfesyjne: „Mogę chyba już teraz powiedzieć, że Szekspir towarzyszył mi w całym moim stosunkowo długim życiu, od wczesnej młodości do późnej starości. Życiu osobistym i literackim, nigdy między nimi granice nie były ostre”.
(25.12.1998)
Krzysztof Rutkowski, fragmenty scenariusza filmowego Dzieje Adama Maga – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 301 – świadcząc wyobraźni filmowej albo nie świadczą, ponieważ podstawę filmowości należałoby widzieć w podniosłości intelektualnej (interpretacja Mickiewicza).
Atrakcji tej podniosłości intelektualnej starczyłoby na esej o Mickiewiczu rzędu najświetniejszych, mogłoby to być dzieło życia Krzysztofa Rutkowskiego, czy będzie takim dziełem scenariusz Dzieje Adama Maga, nie da się przewidzieć.
Filmowość powiązania funebraliów Mickiewicza z „bożonarodzeniowością” jego urodzin jest nader ryzykowna, jeśli nie wręcz artystycznie podejrzana.
To się musi pełniej ujawniać w całości scenariusza filmowego, sądzić o rym cokolwiek na podstawie fragmentów jest tylko uzurpacją –
(26.12.1998)
Monika Piątkowska, reportażowa narracja Ślad wierszy na moich plecach – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 301 – dotyczy filmu o Rafale Wojaczku.
Film robi Lech Majewski, autorka reportażu rozmawia z ludźmi, którzy byli związani z Rafałem Wojaczkiem, z jego partnerką Teresą Ziomber, która chce opublikować listy od niego, z Januszem Styczniem, z bratem Rafała, Andrzejem.
Z tego wszystkiego najlepiej służą poecie cztery wiersze wydrukowanie obok reportażu.
Miejmy nadzieję, że przysłuży mu się także Krzysztof Siwczyk, który kreuje postać tragicznego poety –
Krzysztof Masłoń, w recenzji pod tytułem Przygody ciała z duszą (o zbiorze opowiadań Namiętnik Manueli Gretkowskiej) – „Plus Minus” 1998 nr 52 – ostentacyjne przedobrzenie.
Jeśli pisze się tak dobrze o takiej książce, to już nie powinno się zapominać o odrobinie żartobliwości.
A już absolutnie nie powinno się przy tej okazji przypominać Marka Hłaski, którego zbyt bezceremonialnie ściąga się ostatnio na padół literackiej trywialności. Ten pisarz, nie stroniąc od trywialnych żartów, nigdy nie zapominał o wysokich przeznaczeniach literackiego słowa –
Kazimierz Orloś, narracja wspomnieniowa Boże Narodzenie w Dąbrówkach – „Plus Minus” 1998 nr 53 – jakby znośniejsze od jego dzisiejszych opowiadań.
Nic w tej narracji szczególnego, przez dwa lata (1941-1943) ojciec autora zatrudniał się jako leśnik u Alfreda Potockiego pod Łańcutem, była to forma ucieczki od warszawskiej biedy.
Prawdę mówiąc, wspomina się tylko inność atmosfery wojennej pod Łańcutem od tej w Warszawie –
Michał Mońko, reportaż Nie przedałek was, Tatry – „Plus Minus” 1998 nr 52 – nadzwyczajnie solidny.
Pełna prezentacja założeń idei Tatrzańskiego Parku Narodowego Władysława Szafera z lat trzydziestych i historia wypaczeń tych założeń po wojnie, gdy górali wywłaszczono.
Mońko przemilcza chyba szczegóły wojny administracyjnej, koncentruje się na obrazie krzywdy starych rodów góralskich.
Napisanie takiego reportażu wymaga olbrzymiej wiedzy szczegółowej o góralach i góralszczyźnie.
Już po raz drugi czytam tekst Michała Mońki o góralach, pamiętam do dziś jego tekst sprzed kilku lat –
(27.12.1998)
Janusz Głowacki, zadzwonił (z Nowego Jorku) o czwartej, bardzo się ucieszyłem, pytał o moją potłuczoną nogę i o święta.
O świętach mało opowiedziałem, dużo więcej mówiło mi się o Hansie-Georgu Gadamerze, o którym mi się pisze mój lapidarny eseik.
Janusz powiedział, że wie, o kogo chodzi (taki od gadania), bardzo mi się to spodobało.
Gadamer przyszedł mi na myśl, gdy Janusz opowiedział o amerykańskim przekładzie Panny Nikt Tryzny, kwestionując jednocześnie moją wypowiedź o Tryznie na Zamku Ujazdowskim.
Gadamerem i jego filozofią mogłem się wesprzeć. Bardzo Januszowi dziękowałem za telefon, pożartowaliśmy z podróży amerykańskiej Ani Prus, poskarżyłem się, że mi podróży nie zaproponowała.
W Nowym Jorku dziś normalny dzień handlowy, żarty i na ten temat –
(31.12.1998)
Jan Szaket, w recenzji Hurtem (o tomikach poetyckich Mirosława Dzienia, Hieronima Szczura i Jacka Gutorowa) – „FA-art”, ‘98 nr 4 – napisało się może i niesprawiedliwie, ale tak, że chce się czytać (myślę o recenzji), bo wiele recenzji w „FA-arcie” czyta się z obowiązku, zwłaszcza tych ponad miarę przemądrzałych.
Jan Szaket może i jest przemądrzały, jego przemądrzałość jednak zawsze idzie w parze z dowcipem, który ją skutecznie neutralizuje –
(1.1.1999)
Andrzej Biernacki („Abe”), przez przeoczenie nie przeczytałem przed miesiącem not Andrzeja Biernackiego w grudniowej „Twórczości” (1998).
Obydwie noty – o doktoracie h.c. dla Tadeusza Ulewicza i o zeszłorocznym Zjeździe Delegatów Towarzystwa im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – jakby mniej popisowe, bo imprezowe bardziej niż personalne.
Ale impreza to dla Andrzeja Biernackiego nic innego jak kompozycja indywidualnej behawiorystyki, cały łańcuch ludzkich zachowań.
Ileż diabelstwa jest w samej jednej uwadze, że Tadeusz Ulewicz jako jedyny z mówców poprawnie akcentował zawodowe słowo nauka.
W dwóch wybornych rejestrach imprezowych ciekawostek na laudację zasłużyli dwaj mówcy, Tadeusz Ulewicz i Ryszard Wojciechowski.
Tadeusza Ulewicza nigdy nie słyszałem, ale wierzę Andrzejowi Biernackiemu bez zastrzeżeń, Ryszarda Wojciechowskiego znam od czasów, gdy był – tak to nazwę – moim studentem na początku lat pięćdziesiątych.
Słuchać Rysia Wojciechowskiego to zawsze była sama radość, uśmiecham się na samo przypomnienie po pół wieku –
Jacek Żakowski, w wywiadzie Żyję w dobrym czasie (dla Moniki Kazimierczyk) – „Życie Warszawy” 1998/1999 nr 305 – mówi dość osobliwie, nieuchwytna osobliwość każe się zastanawiać, co on właściwie mówi.
W tym mówieniu coś sympatycznego, chciałoby się to uznać za jedną z postaci mądrości, może tak to i jest –
Henryk Markiewicz, szkic Imiona sławy „Pana Tadeusza” 1925-1998 – „Twórczość” 1998 nr 12 – ma być prezentacją (w miarę neutralną) poglądów polskich badaczy literatury na Pana Tadeusza w ciągu ostatnich trzech czwartych naszego wieku.
Piszę o poglądach, a nie o wynikach badań, ponieważ te wyniki zależą w większym stopniu od praktyk światopoglądowych badaczy niż od uwarunkowań teoriopoznawczych i od samego filozoficznego rozumienia przedmiotu badań.
Uległość wobec własnych praktyk światopoglądowych – zwłaszcza społecznych i politycznych – umożliwia dość swobodne modyfikacje poglądów na wizję świata, przesłanie ideowe, wartości artystyczne i postać gatunkową, uchodzącego za z arcydzieło, utworu Adama Mickiewicza.
Henryk Markiewicz uchyla się od ocen tych poglądów i od wyciągania wniosków z ich modyfikacji, w takiej bezstronności wolno widzieć świadomy zamysł poznawczy i literacki.
Z tego zamysłu wynika szczególna atrakcyjność intelektualna szkicu Henryka Markiewicza.
(12.6.2002)
Szymon Wróbel, nie pamiętam szczegółów pierwszej lektury eseju (?) Szymona Wróbla w wydruku komputerowym, lektura w druku Rozumu i Rozmowy – „Twórczość” 2002 nr 5/6 – robi na mnie nieporównywalnie większe wrażenie.
W pierwszej lekturze koncentrowałem się na podtytułowej konkretyzacji, pełny tytuł rozprawy ma postać następującą, Rozum i Rozmowa (przypadek Richarda Rorty’ego), ten tytuł – zwłaszcza nawiasowy podtytuł – jest w części mylący.
Głównym bohaterem Rozumu i Rozmowy jest Richard Rorty tylko w dwóch spośród pięciu części rozprawy, trzy pozostałe definiują dzisiejsze rozumienie Oświecenia i prezentują dzisiejszy stosunek do tej tradycji filozoficznej u głównych filozofów dzisiejszych i u samego autora.
Szymon Wróbel nie odmawia sobie prawa do prezentacji swojego autorskiego rozumienia tradycji oświeceniowej i dzisiejszych dyskusji wokół niej, ale stroni od przypisywania sobie partnerstwa w stosunku do potentatów myśli filozoficznej od czasów Kartezjusza i Kanta.
Jest to zachowanie autora intelektualnie jedynie możliwe (jedynie dopuszczalne), ginie jednak w ten sposób jego najważniejsza zasługa i w rzeczywistości najważniejsza ambicja, żeby mieć swój własny porządek w całości, tak to nazwę, pokantowskiej myśli filozoficznej.
Autor korzysta z olbrzymiego obszaru specjalistycznego piśmiennictwa filozoficznego, pisze tak, jakby tylko referował stanowiska innych, w rzeczywistości referuje je na własny rachunek intelektualny, nie ukrywając przemyśleń na temat tych stanowisk.
Stanowisko Rorty’ego jest w tym zakresie uprzywilejowane, ale nie należy myśleć, że lapidarne uwagi o interpretacjach oświeceniowych Foucaulta, Adorna, Horkheimera i innych są marginesowe i nie wynikają z samodzielnych przemyśleń.
Nie lękając się posądzeń o przesadę w ocenie intelektualnej ambicji i autorskiej zasługi Szymona Wróbla, odważam się myśleć, że autor Rozumu i Rozmowy przedstawił imponujące dowody swojej niezwykłej kompetencji filozoficznej.
Ona pozwala mu wtrącić swoje filozoficzne trzy grosze w rozmowę i w dyskusję największych o tym, co i w jaki sposób należy ocalić z oświeceniowego Rozumu dziś, czyli w czasie Rozmowy, w którym głos Irracjonalizmu powinien być wzięty pod uwagę.
Finałowa, piąta, część rozprawy Dlaczego należy bronić Rozumu i Rozmowy łącznie? oznacza opowiedzenie się po stronie Richarda Rorty’ego.
Ten zasadniczy wybór filozoficzny nie pozbawia dramatyzmu wszystkich wyborów szczegółowych, które finałowej części rozprawy Rozum i Rozmowa nadają cechę intelektualnej niezwykłości.
Rozprawa Szymona Wróbla pokazuje widomie, mimo wymuszonej postaci podwójnego numeru, co się w tym czasopiśmie może zdarzyć, co się zdarza mimo przeciwności –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy