Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 11/1998

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(1.4.1996, 2.4.1996, 3.4.1996, 5.4.1996, 7.4.1996, 8.4.1996, 9.4.1996, 10.4.1996, 11.4.1996, 12.4.1996, 13.4.1996, 14.4.1996, 15.4.1996, 16.4.1996, 19.4.1996, 20.4.1996, 21.4.1996, 22.4.1996, 24.4.1996, 25.4.1996, 29.4.1996, 30.4.1996, 1.5.1996, 30.4.1998)

 

(1.4.1996)

Wojciech Stanisławski, artykuł Warszaw­ski Rosjanin – „Twórczość” 1996 nr 4 – niezwykle interesujący.

Poprzez próbę zarysowania związków Dymi­tra Władimirowicza Fiłosofowa z elitą intelektualną międzywojennej Warszawy (Stanisław i Jerzy Stempowscy, Maria Dąbrowska, Zofia Nałkowska, Józef Czapski i wielu innych).

Autor – Wojciech Stanisławski – przygo­towuje pracę doktorską o Fiłosofowie –

 

(2.4.1996)

Elżbieta Baniewicz, narracja (najlepsze słowo) o dwóch przedstawieniach Gogola – „Twórczość” 1996 nr 4 – wręcz imponująca.

Po takiej lekturze rozumie się, czym się w pisaniu Elżbiety Baniewicz zachwyca Jan Kott.

Ona do opisu Martwych dusz Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym i Ożenku And­rzeja Domalika w Teatrze Powszechnym uczy się Gogola, Bułhakowa i innych, jakby miała zdawać egzaminy rusycystyczne.

Do napisania tekstu, który zostanie nazwany recenzją, nabywa się tu nowej wiedzy i uruchamia całe posiadane doświadczenia teatrologiczne.

Ważna w tym pisaniu jest nie tyle jakość tej wiedzy i tego doświadczenia, lecz sam fakt tak skrupulatnego gromadzenia wiedzy i doświad­czenia, żeby robić coś, co inni robią ze zbytków i dla zbytków –

 

(3.4.1996)

Halszka (Wilczkowa), zadzwoniła po trze­ciej, choruje, ma całkowitą niedrożność w jednej nodze, lekarz zabronił palenia, nie wia­domo, czy odzyska zdolność poruszania nogą, bardzo się przeraziłem.

Była u niej wnuczka Julia, przyjechała na dwa tygodnie z Ameryki, Joanna i Agata zmu­szają Halszkę do kuracji.

Opowiedziałem Halszce o upadku na scho­dach, nie mówiłem, co mi się dzieje z oczami –

 

(5.4.1996)

Przemysław Czapliński (ur. 1962), w recenzji Pochwała powieści – „Ex Libris” nr 94, kwiecień ‘96 – wychodzi obronną ręką z opresji pisania o Świętym grzechu Adriany Szymańskiej.

Charakteryzuje utwór z dobrą wolą, wystrze­gając się jak ognia możliwości niestosownego rozumienia dobrej woli.

Kto wie, co czyta, musi wiedzieć, co Prze­mysław Czapliński uznał za stosowne napi­sać–

 

(7.4.1996)

Bolesław Leśmian, słuchowisko Elżbiety Hartwig według baśni Leśmiana Jan Tajemnik – Program II – zaciekawiło mnie różnościa­mi.

Leśmian – w przeciwieństwie do Singera – ma swobodny dostęp do chłopskiej mitologii pogańskiej i katolickiej.

Do języka chłopskiego – przy całej swojej językowej genialności – nie ma dostępu wprost, szuka pośrednictwa literackiego.

Posługuje się stylizacjami, najbliższe to styli­zacjom Reymonta –

Edward Stachura, wysłuchałem w części Missa Pagana z muzyką Jerzego Bauera.

Otworzyłem radio – Program II – w trak­cie narracji Wacława Tkaczuka o Edwardzie Stachurze i jego poezji.

Muzyka piękna, piękny śpiew.

Nagranie w Krakowie, w styczniu 1996 –

 

(8.4.1996)

Paweł Przywara, recenzja powieści Anny Kryst Pan Piotruś – „Twórczość” 1996 nr 4 – znakomita poprzez swoją precyzję.

Przywara gromadzi uwagi stylistyczne, filo­zoficzne, przegląda tekst narracji powieściowej w jego wszystkich ważnych elementach –

 

(9.4.1996)

Małgorzata Baranowska, w Prywatnej historii poezji – „Twórczość” nr 4 – drastycznie się przeciwstawia ekshumacjom (na przykładzie ekshumacji Witkacego), górnie chwali gawędę szlachecką i Pamiątki Soplicy Henryka Rze­wuskiego.

Najpełniejsza z nią zgoda w obydwu punk­tach, w jednym i drugim jest to moje najświętsze przekonanie od lat.

Grób Marka Hłaski w Wiesbaden, w którym nigdy nie byłem, byłby mi bliższy niż ten na Powązkach.

Pamiątki Soplicy wielbię zamiast Pana Ta­deusza i prawie na równi jak słowo Jana Kochanowskiego, a bez żadnej różnicy jak słowo Jana Chryzostoma Paska.

Trójksiąg tych trzech wystarczy mi za całą literaturę dawnej Rzeczypospolitej, dalej się nie posunę, żeby nikogo nie gorszyć –

Dariusz Bitner, list sprzed świąt, Darek stracił pracę w Agencji Reklamy.

Urządził chrzciny małej Darii, uważa, że mógłby napisać opowiadanie Chrzciny w mieś­cie

 

(10.4.1996)

Zbigniew Mikołejko, esej Msza za Jael – „Twórczość” 1996 nr 4 – przypomina Rzeź niewiniątek („Twórczość” 1994 nr 8).

W Księdze Sędziów podobnie jak przedtem w ewangelii według Mateusza szuka śladów sakralnego i politycznego autokratyzmu.

Postać morderczyni Jael, która posłusznie wykonuje polecenie prorokini Debory, jest narzędziem sakralnej zbrodni.

W finale przywołuje Mikołejko transformację posłuszeństwa Jael w posłuszeństwo Marii, wkraczając tym samym w strefę niebezpie­czną–

 

(11.4.1996)

Piotr Sommer, list z podziękowaniem za wieloletnią współpracę w jury Nagrody za Przekład.

Informacje o nowych zasadach nagrody, sto­sowne uprzejmości.

List powielony, z dwoma słowami dopisku odręcznego –

 

(12.4.1996)

Anatol Ulman, pisze – „Sycyna” 1996 nr 8 – górnie i z wielkim uznaniem o Rzekach popiołu.

W tekście nie ma żadnego śladu komplikacji w stosunkach między Anatolem Ulmanem i Andrzejem Turczyńskim.

Te komplikacje są widoczne tylko w utwo­rach fikcji literackiej Anatola Ulmana –

 

(13.4.1996)

Bogdan Madej, prozy Bogdana Madeja nie czytałem od lat, chyba od dziesięciu.

Opowiadanie (?) Kobiety z taboru – „Sycyna” 1996 nr 8 – nawiązuje, tak mi się wydaje, do twórczości z czasu pierwszych książek.

Nie ma w utworze śladów późniejszej ideolo­gizacji.

W narracji buduje się starannie konstrukcję akcji bez akcji.

Akcją jest samo współistnienie różnych świa­tów w zasięgu jednego oglądu, oglądu dość szczególnego.

Jest to ogląd przez lornetkę młodego inwa­lidy, który sam jest elementem tej różnorodności i obiektem dość enigmatycznej manipula­cji egzystencjalnej.

Intencji manipulacyjnej można się domyślać u narratora utworu, przybysza skądinąd, który zadziwia swoim nastawieniem do wszystkiego, co na krótko (na kilka dni) poznaje.

On, nie wiadomo dlaczego, chciałby coś zro­bić lub, to lepsze, zmajstrować bardziej dla innych niż dla siebie.

Ta jego chęć jest niepojęta i w utworze z akcją bez akcji tajemniczo groźna.

Sens tej narracji jest, jeśli jest, ukryty, w tym widziałbym jej artystyczną wartość, polegałaby ona na odrzuceniu jakiejkolwiek jednozna­czności.

Utwór Bogdana Madeja jest narracją o goto­wości działania, które nie wiadomo co mogłoby mieć na względzie i na celu –

 

(14.4.1996)

Maria Dernałowicz, w omówieniu pier­wszego tomu korespondencji Elizy z Branickich Krasińskiej (Warszawa 1995) – „Twórczość” 1996 nr 4 – unika się jednoznacznych opinii o autorze listów.

Jednoznaczności jest sporo w ocenie komen­tarzy wydawcy, Zbigniewa Sudolskiego.

Przykłady gaff komentatora aż przykre.

Złego zdania jest Maria Dernałowicz o prze­kładach listów, translatorką jest Urszula Sudolska –

Wacław Tkaczuk, w radiowym przeglądzie poetyckim – Program II – mówił o „Nowym Nurcie” i ostatnich wywiadach z poetami w tym piśmie.

Wiele słów poświęcił wywiadowi z Józefem Kurylakiem, do prezentacji wybrał wiersze Marcina Wieczorka i Józefa Kurylaka.

Dobrze czytał wiersz Marcina Wieczorka aktor Tomasz Krupa.

Wacław Tkaczuk zakończył wzmianką, że to 250. wydanie tej audycji.

Jubileusz ważny, ta audycja jest osiągnięciem w radiowym dorobku życiowym Wacława Tkaczuka –

Marcin Wieczorek (ur. 1971), po dzisiej­szej prezentacji radiowej zajrzałem do wierszy Wieczorka w „Nowym Nurcie” (1996 nr 6).

Wiersze (osiem) mają swoje szyfry, odczytuje je dość okrężnie Karol Maliszewski, ustanawia­jąc krąg artystycznych powinowactw, dla mnie nie zawsze bezspornych.

W każdym razie nazwisko poetyckie do zapamiętania –

 

(15.4.1996)

Paweł Goźliński, recenzja przedstawienia Ptaszka Zielonopiórego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie – „Nowy Nurt” 1996 nr 7 – jest próbą umiejętności krytycznych w piśmie z prawdziwego zdarzenia pod względem literac­kim.

Takiej możliwości próby nie stwarza „Życie Warszawy”, gdzie o literaturze i sztuce pisuje się ostatnio gorzej niż byle jak.

Pisanie Pawła Goźlińskiego jest postudenckie, bardziej chce się pokazać, że się coś wie o Platonie lub o Oświeceniu, niż przeprowadzić analizę tekstu lub założeń artystycznych przedstawienia.

Założenia reżyserskie Piotra Cieplaka przyj­muje się bez dowodu za odkrywcze.

Obrona koncepcji reżyserskiej w szkicu recenzyjnym jest zresztą sympatyczna, pisanie krytyczne zaczyna się znacznie częściej od ataku niż od obrony –

 

(16.4.1996)

Agnieszka Czachowska, recenzja Sporne potrzeby polonistów – „Twórczość” 1996 nr 4 – jest relacją o książce Sporne postaci polskiej lite­ratury współczesnej (Warszawa 1994).

Relacja jest, jaka może być, gdy tytułowa sporność została przypisana takim pisarzom: Władysław Broniewski, Tadeusz Borowski, Tadeusz Różewicz, Aleksander Wat, Julian Przyboś, Czesław Miłosz, Witold Gombrowicz, Miron Białoszewski, Jarosław Iwaszkiewicz, Jerzy Andrzejewski.

Przy takich spornościach sporne jest wszystko, ani Homer, ani Jan Kochanowski nie mogliby być niesporni –

 

(19.4.1996)

Halszka (Wilczkowa), zadzwoniła przed wpół do szóstej, gadaliśmy ponad pół godziny.

Rozmowa o moich nieszczęściach denerwo­wała mnie, Halszka moich opowieści nie może pojąć (nie dziwię się), ja już autentycznie nie chcę o tym opowiadać.

Rozmowa o niej bolesna, nie może jeść, bóle nogi zmniejszyły się minimalnie, w nocy bardzo cierpi.

Podtrzymywałem ją w decyzji wytrzymywa­nia bez papierosów, namawiałem, żeby z pomocy córek korzystała bez skrupułów.

Halszka o sobie mówi rozumnie i z wielką kulturą, to właśnie i mnie podnosi na duchu –

 

(20.4.1996)

Zbigniew Majchrowski, tekst Poeta emeritus? – „Ex Libris” nr 95, kwiecień ‘96 – nie może być recenzją zbioru Zawsze fragment Tadeusza Różewicza.

Autor chce zarysować szkic obrazu całej poezji polskiej, to można by zrobić nawet w felietonie, ale nie da się zrobić w recenzji.

Ostatnie zdanie tekstu: „Właśnie tak: Kochanowski – Mickiewicz – Różewicz”.

Nie mam nic przeciw takiej idei, choć wolał­bym może niektóre inne, w formule tekstu recenzyjnego czyta się to z zakłopotaniem –

Marcin Baran, w recenzji zbioru Zawsze fragment – „Ex Libris” nr 95, po tekście Zbigniewa Majchrowskiego – jaskrawa niestosow­ność nawet wtedy, gdyby wszystko, co wyraża już sam tytuł Stary poeta wysiaduje., było prawdą.

Prawd zawsze jest tyle, że trzeba dobrze pomyśleć, którą ma się prawo wypowiedzieć.

Marcin Baran pisze nie o Różewiczu, ale o swojej własnej pokoleniewości.

To dla niej hot dog nie może być znakiem zła, choć dla mnie akurat jest to znak znacznie lepszy niż figura Hitler – Stalin.

Dla niej światło lampy naftowej nie może być punktem oparcia, choć mało co jak ono nadaje się na miarę rzeczy dla człowieka.

Lektura tekstu Stary poeta wysiaduje nie mówi mi nic o Różewiczu, ale niespodziewanie wyjaśnia we wszystkim wiersz Sny słodkie jak chuj („Nowy Nurt”).

Wiersze niech sobie będą nawet pokole­niowe, po cóż w nich jednak filozofia pokoleniowości, to zajęcie nie dla poetów –

Refleksja, od wczoraj, od przedwczoraj roz­rastają się we mnie myślenia ostateczne.

Stało się oczywiste, że nic mnie już z niczym nie łączy.

Muzyka Wagnera (Walkiria) wskrzesiła mi – na jakiej zasadzie – Jana Drzeżdżona. Jego kaszubski wiersz Przëszle do mie jest najwspanialszym utworem ostatecznym.

O śmierci mówi się w nim jak o wniebo­wzięciu.

Czym są dla niego dwa łabędzie, dwa modraki, dwa jeziora i dwie gwiazdy, które go prowadzą –

 

(21.4.1996)

Bartłomiej Chaciński, dwa teksty, Zimne oblicze nowego romantycznego i Filozofia ciemnych okularów – „Ex Libris” nr 95, kwiecień ‘96 – dotyczą rocka gotyckiego (pierwszy) i utwo­rów beletrystyki popularnej Williama Gibsona (drugi).

Obydwie publikacje budzą pełne zaufanie jako opinia o zjawiskach, o których nie zawadzi wiedzieć.

Na podstawie utworów Gibsona charaktery­zuje Chaciński zjawisko cyberpunka (sic) i kategorię cyberprzestrzeni, cytując wypowiedzi z telewizyjnego wywiadu Gibsona w szwedzkiej telewizji.

Bartłomiej Chaciński jest dla mnie świetnym rzeczoznawcą kultury masowej –

Józef Czapski, z radia – Program II, interpretacja Marka Bargiełowskiego – frag­menty dzienników z lat sześćdziesiątych (1962, 1965).

Odkrywanie w sobie i dla siebie starości, jej „energii negatywnej”.

Pisze się o starości, można powiedzieć, z biglem –

 

(22.4.1996)

Maria Janion, wypowiedź wampirologiczna – „Ex Libris” nr 95, kwiecień ‘96 – ustanawia fundamenty nauki o wampirach.

Zawiera już w tytule (Wstrętna myśl słowiań­ska?) polemikę z Micheletem, który wampiryzm w Narzeczonej z Koryntu Goethego uznał za przyprawę słowiańską w greczyźnie utworu.

Autorka opowiada się za uniwersalnością wampira i przypisuje mu fundamentalne zna­czenie.

„A więc wampir nie tylko był, ale i pozosta­nie figurą więzi świata umarłych i świata żywych. Ta więź spełnia się poprzez krew, poprzez erotyczne zbliżenie, związek seksual­ny”. Pomysłowość Marii Janion daje efekty po­znawcze równie ważne w wampirologii jak w historii literatury polskiej i powszechnej –

 

(24.4.1996)

Kazimierz Brakoniecki, artykuł Ponowoczesny regionalizm – „Nowy Nurt” 1996 nr 8 – niby we wszystkim oczywisty, ale dziwności w nim bez liku.

Przede wszystkim wielkosłowie, recytacja wielkosłowia i zadziwiające egzemplifikacje, które mówią niekoniecznie to, co Brakoniecki chce powiedzieć.

One mówią głównie temu, kto wie o nich sam z siebie, co one mogą znaczyć.

Nie jestem pewien, czy Brakoniecki nie rzuca przykładów na wiatr, próbkę strukturalną tekstu warto odnotować: „Sam odpowiadam, za swój los, moją rodzi­nę, krajobraz, Ziemię, stać mnie na miłosierdzie, odpowiedzialność, na wielką literaturę wizyjną i konkretną, czyli na metafizykę doświadczalną – wynikającą z dialogu konkretu egzystencjal­nego z człowiekiem pytającym o sens życia”.

Wybieram tę deklarację dla jej znamienności, dla przykładu, z czego się deklaracje buduje –

 

(25.4.1996)

Zyta Rudzka, skończyłem lekturę maszy­nopisu Pałacu Cezarów, nie ogarniam – po pierwszej lekturze – tej narracji w jej wszyst­kich planach i znaczeniach.

Nie wiem, czym ta powieść jest po Białych kliszach i po Ucztach i głodach.

Wolę Uczty i głody – w Pałacu Cezarów nie ma nowych pomysłów formalnych narracji – i jednocześnie nie jestem pewien, czy w Pałacu Cezarów nie idzie się w czymś dalej lub głębiej –

Olek Tarnawa, jaka radość, przed czwartą dzwonek domofonu, usłyszałem głos bliski i doskonale znany, ale nie wiedziałem czyj.

Imię Olek oszołomiło mnie, powiedział, że ma mało czasu, wjechał na górę.

Radość w jego oczach zakryła zmiany, utył na twarzy, transformacja w zębach.

Takiej radości nie odczuwałem od lat.

Chaotyczna rozmowa, dwa kieliszki wódki (on po operacji nerek).

Dużo wie o mnie, czyta omówienia „Twór­czości”, widywał mnie czasem w telewizji, wie o śmierci Jana Drzeżdżona.

 

(29.4.1996)

Marek Gajdziński, wąchanie Głowy konia (Warszawa 1996), lektura wstępu Leszka Bugajskiego.

Wczoraj – w Gdańsku – słyszałem poch­wały, które Bugajskiemu mówił Marek Gaj­dziński.

Wstęp jest bardzo dobry, mnie odrobinę złości, tak samo teraz jak przy pierwszej lekturze.

Najważniejsze, że autor Głowy knia zadowo­lony –

Dariusz Bitner, zadzwonił ze Szczecina o dziesiątej wieczorem, czy przyjadę na promocję Bulgułula jako gość honorowy.

Jutro ma mieć pierwszy egzemplarz książki.

Pytał o imprezę w Gdańsku, mówiłem, że odbyło się wszystko nie bez komplikacji.

Darek zmartwił się moją chorobą oczu, mówi, że napisze list –

 

(30.4.1996)

U dra Krzysztofa Semenickiego, z Małą spotkałem się przed bramą w Alejach Ujazdowskich.

Na pierwsze badanie weszliśmy razem, na drugim byliśmy oddzielnie.

Doktor Semenicki przedstawił mi sytuację, mam odwarstwienie siatkówki, konieczna operacja, alternatywy nie ma. (…)

 

(1.5.1996)

Janusz Głowacki, w wywiadzie Nowojorski smak sukcesu (dla Sylwestra Walczaka) – „Plus Minus” 1996 nr 17 – precyzyjna i rozumna opowieść o swoim losie dramaturga w Ame­ryce.

Ta opowieść nie sprzeciwia się mądremu

rozumieniu literatury i teatru jak większość pol­skich pisanin na ten temat.

Polskich idiotyzmów dotyczy uwaga o ame­rykańskim odbiorze Antygony w Nowym Jorku: „Notabene: publiczności w Ameryce w ogóle nie obchodzi, czy to jest Polak, czy Czech, czy Jugosłowianin. Ale o tym się Polaków nie przekona”.

Głowacki ma rację, polskie nierozumienie sztuki jest twarde jak z betonu.

Ważne z innych względów jest precyzyjne określenie relacji między Antygoną w Nowym Jorku i wielkim pierwowzorem: „Oczywiście, moja sztuka nie jest wersją Antygony, tylko ironiczną aluzją do dzieła Sofoklesa”.

Termin „ironiczna aluzja” jest celny i inter­pretacyjnie dalekosiężny –

 

(30.4.1998)

Patrick Süskind, cztery utwory książki Trzy historie i jedno rozważanie – Kraków 1998, przekład Małgorzaty Łukasiewicz – przypominają mi wszystko, co wiem o Patricku Süskindzie.

Obsesja głębi (1979) – chcę respektować układ książki – jest jak Gołąb (1987) w pigułce lub w zalążku.

Wałka (1981) mogłaby być kojarzona – na tej lub innej zasadzie – z Historią pana Sommera (1991).

Testament mistrza Mussarda (1975) zawiera w głównych rysach ideę Pachniała (1985).

Amnezja „in litteris” (1985) jest lub może być kwintesencją świadomości literackiej (czytelniczej i twórczej) tego autora.

Gatunkowe rozróżnienie między „historia­mi” i „rozważaniem” jest czysto umowne. Formalne różnice między Amnezja „in litteńs” i Testamentem mistrza Mussarda prawie nie istnieją.

Rozważanie można uznać za konfesję samego autora, Testament mistrza Mussarda jest konfesją wymyślonej postaci.

Doświadczenie literatury jest z pewnością czymś najlepszym z tego, co Patrick Süskind ma do opisania.

Jego atutem pisarskim jest rzeczywiście doświadczenie literatury, wtajemniczenie w to, czym literatura i sztuka są w swojej naturze.

On chce się tym swoim doświadczeniem i wtajemniczeniem dzielić z tymi, którzy potrzebują pomocy w zrozumieniu swoich doświad­czeń z literaturą i w ogóle z wyobraźnią, ze wszystkim, co wyobraźnia tworzy, w czym może i powinna uczestniczyć.

Doświadczenie literatury (wtajemniczenie w nią) jest w Amnezji „in litteris” wyrażone wprost jako swoje własne, można założyć, że wypowiada się je w takim samym stopniu dla innych jak dla samego siebie, wolno pomyśleć, że jest to konfesja.

Dochodzi w niej do głosu doświadczenie własne i jednocześnie powszechne, doświad­czenie o podstawowym znaczeniu, doświadcze­nie ułomności wyobraźni, jej rozpadu i zaniku.

W rozważaniu Patricka Süskinda występuje ono w swojej postaci najbardziej powszechnej, w postaci niepamięci literackiej.

To właśnie zakłamuje się w sposób szczegól­nie perfidny.

W tym się specjalizują nauki o literaturze i nauki o sztuce, one kalectwo i ułomność zamieniają w doskonałość, w nich wyobraźnia ludzka staje się wyobraźnią absolutną, czyli czymś, czego nie ma i być nie może.

Amnezja „in litteris” należy do wypowiedzi pisarskich szczególnie demaskatorskich i to w kwestiach jak najbardziej fundamentalnych –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content