copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(7.2.1993, 8.2.1993, 10.2.1993, 11.2.1993, 12.2.1993, 14.2.1993, 18.7.1993, 19.7.1993, 20.7.1993, 21.7.1993, 22.7.1993, 23.7.1993)
(7.2.1993)
Grażyna Borkowska, duża recenzja Wyznań gorszycielki Ireny Krzywickiej pod tytułem Pęknięta biografia („ExLibris”, luty 1993).
Widać, że autorka starała się dowiedzieć jak najwięcej o Krzywickiej, jest to wiedza jakby abstrakcyjna, ponad osobą albo obok osoby.
Osobista znajomość z Ireną Krzywicka dała mi lepszą orientację w jej działalności literackiej i towarzyskiej, niż to wynika z lektur.
Irena Krzywicka zwierzała mi się ze swoich trosk o syna Andrzeja, […], bywałem na przyjęciach w domu po Ludwiku Krzywickim, pamiętam uczestników tych przyjęć.
Irena Krzywicka nie miała dystansu do swojego pisarstwa, nie ma dystansu do niego Grażyna Borkowska, albo swój dystans ukrywa, żeby dowalić Marii Nurowskiej, strzał w Nurowską celny –
Mirosław Ratajczak, z Wolnej Europy dziesięć minut dmuchu o nadzwyczajności debiutu Janusza Rudnickiego Można żyć.
Nic szczególnego się nie formułuje, ale podziw i uznanie brzmią wiarygodnie.
Lekceważąca wzmianka o sporze między mną i Janem Błońskim, jeden chwali Boże Narodzenie, drugi Wielkanoc, czy rzeczywiście tak to jest. […] –
(8.2.1993)
Roman Praszyński, list z podziękowaniami i z przekręceniami moich sformułowań, zwłaszcza zdania, w którym wymieniam nazwisko Becketta (list z datą 3 lutego 1993) –
Jan Drzeżdżon, fragment Czerwonego Dworu w radiu (program III) poprzedziły wypowiedzi Magdy Wójcik i Grażyny Gronczewskiej, […], krótki fragment narracji Czerwonego Dworu czytał Henryk Talar, słucha się tego bardzo dobrze –
(9.2.1993)
Jan Drzeżdżon, dzisiejszy odcinek prezentacji Czerwonego Dworu prawie bardzo dobry.
Z nagrania mojej wypowiedzi zmieściło się całe pięć minut, zachowała się moja interpretacja działań narracyjnych Drzeżdżona poprzez symbol i poprzez znak, mówiłem może niesugestywnie, ale wyszło wyraźnie, na czym polega różnica między znakiem i symbolem.
Henryk Talar czyta Czerwony Dwór ze zrozumieniem, dzisiejszy tekst narracji Czerwonego Dworu był mniej fragmentaryczny niż w partii wczorajszej –
(10.2.1993)
Roman Lis, w dwugodzinnej rozmowie telefonicznej z Paryża powołał się na to, że czytałem jego utwory, przypomniał, że był na sympozjum w Polańczyku (1975), chce ode mnie odpowiedzi na pytania natury ankietowej.
Do Paryża wyjechał w latach osiemdziesiątych, utrzymywał kontakt z Leopoldem Buczkowskim, od niego wiedział o Tynkturze Bagules (?), pyta, czy o tym coś wiem.
Zreferowałem mu, co wynika z mojej ekspertyzy, powiedziałem o moim tekście o Bagules w „Regionach”.
On pozdrawia Wiesława Myśliwskiego, wspomniał o Zbigniewie Beli, pytał o Donata Kirscha i Marka Sołtysika, pytał o różności.
Rozmowa w całości niewiarygodna, Roman Lis wytrącił mnie z równowagi na resztę nocy,
(11.2.1993)
Janusz Głowacki, rozmowa w kawiarni, z przejęciem mówił o walce o Antygonę w Nowym Jorku, […], Janusz musiał przywrócić sztuce charakter komedii, bardzo chwali rolę Piotra Fronczewskiego.
Wspomniał o rozmowie z Markiem Nowakowskim o moim opisie (w Wypiskach) pogrzebu matki Janusza, rozumiem, do czego Nowakowski zmierzał.
Wyszedłem z Januszem, mijaliśmy Leszka Bugajskiego, podeszła do nas Anna Bijakówna, Janusz ją zaprosił na jutrzejszą próbę generalną, mnie też namawia na pójście do teatru jutro, proponował premierę w sobotę, ale powiedziałem, że są przeszkody –
(12.2.1993)
Antygona w Nowym Jorku, w teatrze znalazła nas (Janusza Głowackiego i mnie) Anna Bijak, Janusz załatwił nam miejsca razem, Renata i Janusz Drzewucki siedzieli gdzie indziej.
Przedstawienie dzięki tekstowi Janusza wytrzymuje błędy reżyserskie i aktorskie (Henryk Talar), odkryłem w trakcie przedstawienia ukryty „ścieg Beckettowski”, oznacza to beckettyzm odmetafizyczniony.
Hierarchia aktorska: Piotr Fronczewski, Janusz Michałowski, Maria Ciunelis i Henryk Talar, Talar obciąża sztukę najbardziej, rola nie dla niego.
Po przedstawieniu rozmówka w składzie: Janusz Głowacki, Renata i Janusz Drzewucki, Maria Ciunelis i jej mąż, Monika Łukoszowa i ja, Renata chciała nas zaprosić na kieliszek, ale się rozeszliśmy.
Naciskałem, żeby Janusz zgodził się na wywiad dla „Notatnika Teatralnego”, odszedłem z Januszem, proponował mi, żebym z nim poszedł na przyjęcie do kogoś z Ameryki, […], odmówiłem, gadaliśmy o przedstawieniu w okrężnej drodze na Nowy Świat –
(14.2.1993)
Janusz Głowacki, zadzwonił po południu, że nie przyjdzie po mnie, jest jakoby z drugiej strony miasta.
Powiedział, jak się wypowiedziała o sztuce Hanna Suchocka, z premiery zadowolony, lepiej wypadł Policjant niż na próbie generalnej.
Chwali bardzo Monikę Łukoszowa, zostawiła mu pytania wywiadu, prowadził ją podobno z przyjęcia na przyjęcie, kac u Janusza gigant, czuje się to w głosie –
Telewizja, w Magazynie Kulturalnym dwie lub trzy minuty o Antygonie w Nowym Jorku, migawki z przedstawienia, wypowiedź Janusza o bezdomnych (sic), przywołano opinię Jana Kotta, że to sztuka jedna z najlepszych od pięćdziesięciu lat –
(18.7.1993)
Piotr Abelard, List Abelarda do przyjaciela – Historia moich niedoli i inne listy, Warszawa 1993, przekład Leona Joachimowicza – jest pisany tak, jakby autor do własnego życia nie miał dostępu, jakby ono, to życie, prześwitywało jedynie zza wielu zasłon, zza wielu parawanów.
Te zasłony lub parawany tworzą dawne – biblijne, greckie, ewangeliczne, apostolskie i późniejsze – opisy życia ludzi filozofii i religii.
Życie francuskiego filozofa i mnicha z przełomu jedenastego i dwunastego wieku jest jak w środku labiryntu, nie widzi się go, można się jego prawdy tylko domyślać wysiłkiem rozumu i wyobraźni.
Wskazówką dla rozumu i wyobraźni są epizody powieści awanturniczej i miłosnej, bez nich życie autora listu stałoby się taką samą abstrakcją lub czystą formą, jaką jest, tak się o nim myśli, adresat listu, niewiadomy przyjaciel
Pierwszy list Heloizy do Abelarda – w reakcji na jakoby przez przypadek poznany List Abelarda do przyjaciela – jest daniem świadectwa prawdy rzeczom w Liście do przyjaciela najmniej wiarygodnym: temu, co nazywam epizodami powieści awanturniczej i miłosnej, i istnieniu rzeczywistego adresata listu.
Świadectwo prawdy w tym drugim względzie może być szczególnie podejrzane, posłużyło ono apelowi Heloizy o listy do siebie.
Odpowiedź Abelarda na prośbę Heloizy o list z pocieszeniem zawiera prośbę o modlitwę w swojej intencji.
Ta prośba z kolei może mieć na celu uwiarygodnienie w Historii moich niedoli tego wszystkiego, co świadczy o poczuciu zagrożenia tak niezwykłego, że aż niewiarygodnego, w dzisiejszej psychologii to poczucie Abelarda zostałoby nazwane manią prześladowczą –
(19.7.1993)
Drugi list Heloizy jest wyznaniem, że Abelard istnieje dla niej tylko poprzez świadomość, że on żyje, takie istnienie tylko w świadomości wystarcza, żeby cierpieć na samą myśl o możliwości jego śmierci, i, co dziwniejsze, wystarcza, żeby go pożądać bez żadnej nadziei na jakiekolwiek spełnienie.
Sama możliwość istnienia takiego stanu rzeczy zawiera szatańskie implikacje, jedna z nich mogłaby brzmieć, może istnieć, co nie istnieje
(20.7.1993)
Drugi list Abelarda do Heloizy wyraża pragnienie uwolnienia się od istnienia w nieistnieniu.
Widać to w zdumiewającej supozycji, że kochający pragną śmierci najbliższych, gdy nie istnieje dla nich wyzwolenie od cierpienia.
Abelard chce siebie i Heloizę odnaleźć w opisie dzieła zbawienia, dokonując niepojętych identyfikacji.
Opisowi dzieła zbawienia odbiera Abelard cechę dosłowności, doszukując się dla Heloizy i dla siebie współudziału w tym dziele.
Abelard nie jest odkrywcą symboliczności języka Pisma, on ją odkrywa dla siebie i każdym cytatem z Pisma tę symboliczność uwyraźnia.
W praktyce pisarskiej autora listów dokonuje się niebywałość, w tym liście nastąpił rozdział języka filozofii i języka poezji –
(21.7.1993)
Trzeci list Heloizy jest jak głos zza grobu, obrazoburstwo drugiego listu Abelarda jest nie do podjęcia w słowie pisanym.
Ono, obrazoburstwo, musi być przemilczane, nie można się z nim ani pogodzić, ani mu zaprzeczyć.
Heloiza wybiera, wiedząc o tym lub nie wiedząc, depersonalizację.
Abelard doświadcza depersonalizacji poprzez szaleństwo, poprzez urojenie, ona szuka ratunku w niepersonalności życia zbiorowego, w jego, jeśli nie innej, to czysto pragmatycznej, ponadpersonalności.
Może nie jest to wybór, lecz zgoda na nie sformułowany wyrok losu.
Heloiza, przyjmując go, chce poznać jego sens i uzyskać możliwie najłagodniejszą jego postać.
Stąd właśnie prośba o historię i filozofię żeńskiego życia zakonnego i prośba o nadrzędną regułę, która określałaby odgórnie to, czego na własną odpowiedzialność określać się nie chce.
Zgoda na wyrok śmierci wewnętrznej dla siebie nie oznacza u niej zgody na współudział w formułowaniu wyroku –
(22.7.1993)
Odpowiedzią na trzeci – ostatni – list Heloizy są dwa teksty nie tyle epistolograficzne, co referatowe lub wykładowe.
Abelard pisze rozprawę o roli kobiet w otoczeniu Chrystusa i apostołów i o historii zakonów żeńskich (tekst pierwszy) oraz formułuje regułę i przepisy żeńskiego życia zakonnego (tekst drugi), w jednym i drugim przeciwstawia się sugestiom Heloizy, nie przyjmując ich jakby do wiadomości.
Z Pisma wyciąga wniosek o wielkim znaczeniu powołania kobiet do świętego życia i o ich wielkich obowiązkach.
W obydwu tekstach Abelarda widać odwrót od języka poezji (od języka symbolicznego), słowo Pisma przestaje być słowem żywym, staje się znów przedmiotem scholastycznej wykładni.
W listach Abelarda i Heloizy rozgrywa się jeden z najsławniejszych w dziejach dramat uczuć, kto wie jednak, czy nie donioślejszy, choć ukryty, jest zawarty w nich dramat sztuki słowa.
W sztuce słowa, w samym słowie, toczy się tajemna wojna dobra i zła, Boga i Szatana, życia i śmierci.
U Abelarda osiągnęła ona szczególne nasilenie i szczególną widoczność, rajski ogród słowa życia wyrasta u niego i zamiera w samym środku umarłego królestwa –
(23.7.1993)
Scholastyczna niepersonalność dyskursu o świecie nie jest w dziejach ludzkiej kultury ani pierwszym, ani ostatniem przejawem działania rozumu po duchowej śmierci osoby.
Rozum zdradziwszy osobę raz po raz w dziejach uśmierca słowo i robi z niego skuteczne jak kamień narzędzie zabijania życia.
Narzędziem śmierci o szczególnej skuteczności bywa słowo hagiograficzne, ono śmierć nazywa życiem i nadaje jej pozór piękna.
Słowo hagiograficzne, słowo śmierci, nie ominęło Abelarda.
Kto usłyszy jego słowo życia, ten jego słowa śmierci nie przyjmie, ten je odrzuci –
Reginę Pernoud (ur. 1909), w książce Heloiza i Abelard – (Warszawa 1992), przekład Eligii Bąkowskiej – to jest dobre, że nie ma w niej tak zwanej beletryzacji –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy