Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 1/1995

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(10.7.1993, 26.7.1993, 27.7.1993, 11.7.1993, 12.7.1993, 16.7.1993, 24.7.1993, 29.7.1993, 2.8.1993)

 

(10.7.1993)

Leonardo Sciascia (1921-1990), ostatnie opowiadanie autora, Prosta sprawa – „Literatura na Świecie” 1993 nr 4, przekład Haliny Kralowej – jest utworem mistrzowskim.

Narrację w utworze buduje się z aluzji do chwytów powieści kryminalnej i z aluzji do powieściowego człowiekoznawstwa.

Terminem aluzja chcę nazwać niezwykłą lapidarność narracji, w niej się nie powtarza procedur beletrystycznych, o nich się tylko napomyka.

Dzięki temu powieść kurczy się do rozmiaru opowiadania.

Autorowi wystarcza jedno zdanie, żeby przywołać znany chwyt beletrystyczny lub od­słonić istotę danego człowieka.

W całym utworze panuje cudowna równo­waga między kryminalnością i człowiekoznawstwem, między beletrystyką rozrywkową i beletrystyką poznawczo pełnowartościową.

Fundamentem tej drugiej jest duchowa wła­dza nad wszystkim co sycylijskie, w sensie duchowym Sciascia jest jak sycylijski król –

 

(26.7.1993)

Todo modo (1974) – Warszawa 1977, prze­kład Zofii Ernstowej – jest arcydziełem literackiej drugorzędności i jest to może drugorzędność genialna.

Genialność tego pisarstwa polega na tym, że jego drugorzędność nie oznacza surogatu sztuki, lecz jej łatwiejszą postać.

Na drugorzędność i na surogatowość ska­zuje sztukę każde ograniczenie jej poznawczej autonomii.

Poznawcza autonomia sztuki naj drastycz­niej została zakwestionowana w powieści, w niej od ponad stu lat rozgrywa się wojna o poznawczą autonomię, wojna z supremacją rozumu i nauki nad wyobraźnią.

Leonardo Sciascia uczestniczy w tej wojnie w szczególny sposób, nie walczy z przewagą rozumu, działa pisarsko w granicach wyzna­czonych przez rozum, ale w tym zakresie respektuje pierwszeństwo wyobraźni nad ro­zumem.

Rezultaty tego działania są literacko impo­nujące, w swojej twórczości Sciascia niczego nowego nie odkrywa, ale stare i znane regene­ruje i uzdrawia.

W pewnym sensie jego dokonania są po­równywalne z dokonaniami Borgesa.

Borges i Sciascia wyzwalają literaturę od dziewiętnastowiecznego akademizmu, od akademickiej redundancji, uzdrawiają literacką formę myśli (Borges) i literacką formę opisu w prozie (Sciascia) –

 

(27.7.1993)

Autor Todo modo odwołuje się w narracji do swojej i sobie współczesnej świadomości intelektualnej, jej kategorie nie są jednak u niego narzędziem opisu i komentarza, lecz narzędziem artystycznej kreacji świata według praw wyobraźni.

Dla autora Todo modo wszystkie słowa – skądkolwiek są, mogą być nawet z nauki – są jak słowa poezji, mają pełną moc kreacyjną.

Takich słów nie potrzeba wiele, żeby z nich zbudować, co ma być zbudowane.

Zasadę kreacyjności w Todo modo warto skonfrontować z zasadą opisowości w powie­ści Imię róży.

Taka konfrontacja uzmysławia, że te dwie powieści z tego samego czasu dzieli różnica dwóch epok literackich.

Umberto Eco uprawia erudycyjne opisywactwo w stylu dziewiętnastowiecznym.

Sciascia wykorzystuje w narracji kompeten­cje wyobraźni, kreując powieściowy świat jakby z pojedynczych słów, budując go z lite­rackich i artystycznych aluzji.

Przydając mu wielości znaczeń, sensów i odniesień, przystosowując go do swoich pisarskich potrzeb.

Mała powieść tego pisarza jak opowiadanie Borgesa uruchamia narracyjnie wszystko, co autorowi potrzebne z dzisiejszego lub jakiego­kolwiek innego rozumienia świata, religii, sztuki, polityki i porządku społecznego.

Todo modo, nie wykraczając poza intelek­tualny zasięg prozy dziewiętnastowiecznego wieku, kondensuje jej zawartość.

Ta powieść w sposób jawny lub ukryty przywołuje i niejako zastępuje wiele dawnych powieści, przybierając na dodatek pozór lub niepozór powieści łatwej, powieści kryminalnej.

Leonardo Sciascia, nie uciekając się do żadnych akademickich słowotoków, określa w Todo modo bez niedomówień swój stosunek do życia, Boga, państwa, sztuki, moralności i do czegokolwiek innego.

Jego powieść nie pozwala na pomyślenie, że poprzez nią nie ma się do czynienia ze sztuką, choć wie się, że nie jest to ani Boska komedia, ani nawet Sześć postaci scenicznych w poszukiwaniu autora

 

(11.7.1993)

Eugeniusz Kabatc, przeglądowy artykuł Po­lonicaItalica… – „Literatura na Świecie” 1993 nr 4 – zawiera mnóstwo bibliograficznych ciekawostek.

Ucieszyłem się, że w antologii Raconti dalia Polonia (1991) znalazł się Dariusz Bitner.

Nie wiedziałem, że w przekładach Myśli nie­uczesanych Lecą miał swój udział Ryszard Landau.

Trochę mnie rażą różne podlizywactwa Kabatca, ale trzeba przyznać, że w całym numerze włoskim „Literatury na świecie” widać jego solidną pracę redakcyjną i autorską –

 

(12.7.1993)

Nancy Huston (ur. 1953), w rekomendacji Nancy Huston (żona Tzvetana Todorova) i jej powieści Wariacje Goldbergowskie (1981) – „Literatura na Świecie” 1992, nr 10-12 – Wacław Sadkowski uroczo szarżuje.

Jedynie kpiną da się usprawiedliwić hono­rowanie powieści, niech będzie, salonowej.

W formie monologów słuchaczy kameral­nego koncertu chce się zaprezentować styl życia paryskiej elity intelektualnej, żurnalistycznej drętwoty narracji nie ożywiają nawet drastyczności i finezje seksualne.

Przy Nancy Huston Simone do Beauvoir staje się samym Sartrem. Wariacje Goldbergowskie przełożyła Hanna Igalson-Tygielska –

Allen Ginsberg, Skowyt w sensie poetyckim może nie ma żadnego znaczenia, jest to jednak manifest realizowanej z wszystkimi konsek­wencjami postawy wobec życia, postawy sprzeciwu, negacji, perwersji, desperacji i samozniszczenia.

Można tego nie aprobować, nie można tego skwitować cukierkową łżeaprobatą.

O Ginsbergu, o kontrkulturze, o młodzie­żowej muzyce amerykańskiej po wojnie mówili we wczorajszej audycji radiowej Iwona Smół­ka, Piotr Bratkowski, Antoni Pawlak i Julia Hartwig.

Słuchało się tego z ostrym poczuciem, że ma się do czynienia z niestosownością, oni nie komentowali zjawiska, oni się z nim iden­tyfikowali.

Prawo do identyfikacji mogliby może mieć Marek Hłasko, Edward Stachura, Rafał Woja­czek, Marek Słyk, ale nie każdy, jak popadnie (…) –

 

(16.7.1993)

Jan Smolarz, szkic Andrzej Łuczeńczyk – „Akcent” 1993 nr 1-2 – jest kompendium biograficznych i bibliograficznych informacji o Andrzeju Łuczeńczyku.

Rzecz opracowana bardzo solidnie, w zasa­dzie ze wszystkim można się zgodzić, autor nie wie jedynie o odmowach wydawniczych, z jakimi Andrzej Łuczeńczyk się spotykał, dla­tego kwestionuje stwierdzenie Jerzego Lisow­skiego na ten temat.

Andrzej Łuczeńczyk część dokumentacji z tego zakresu dał do mojej dyspozycji, powiedziałem wczoraj Bohdanowi Zadurzę, co na ten temat wiem –

 

(24.7.1993)

Krystian Piwowarski, napisałem do niego list-recenzję:

Warszawa, 24 lipca 1993

Szanowny Panie,

zaglądał do Endymiona Bohdan Zadura, przeczytałem ja.

Jesteśmy zgodni, że Endymion nie dla „Twór­czości”, co nie znaczy, że nie dostrzegamy w Endymionie najrozmaitszych atrakcji.

Trudno Pana powieść trafnie scharaktery­zować. Jest ona jak podrabiany mebel według stylu sprzed stu lat. Ze świadomego założenia jest to powieść staroświecka.

Artystycznie jest ona najbliższa powieściom Marii Rodziewiczówny, ale jednocześnie duchowi jej twórczości drastycznie zaprzecza.

Tendencja Endymiona jest bliższa literaturze antyszlacheckiej, spod znaku, powiedzmy, Jana Lama, ale i ten trop jest fałszywy.

Endymion jest powieścią bezinteresowną, bezinteresownie humorystyczną.

Świat ziemiański, który w literaturze ubieg­łego wieku był przedmiotem najrozmaitszych namiętności, służy u Pana wyłącznie zabawie, jest dla literackiej zabawy karykaturowany i jak często w gawędach szlacheckich aż gro­teskowy.

Xięcia Stanisławczyka można sobie bez trudu wyobrazić w roli bohatera gawędy na przykład u Henryka Rzewuskiego.

Przyznam się, że wolałbym falsyfikat gawę­dy niż falsyfikat powieści, rozumiem jednak, że pisał Pan Endymiona nie tylko z myślą o czystej sztuce.

Paradoksalne jest jedno, powieść świadomie napisana w stylu najpoczytniejszej w Polsce beletrystyki i literacko od niej lepsza nie ma szans zainteresowania sobą tych, którzy wciąż głoszą, że literatura polska powinna być zawsze taka, jaka była.

Co Pan mógłby zrobić, nie wiem. Żałuje, że nie mogę Panu pomóc.

Z poważaniem – Henryk Bereza

 

(29.7.1993)

Tadeusz Komendant, recenzja Dzienników Anny Iwaszkiewiczowej – „Twórczość” 1993 nr 8 – zadziwiająca.

Raz po raz słowa i zdania ciemne, słowa i zdania jak z głębokiej studni.

Ich sens trzeba zgadywać i nie zawsze się to udaje, wie się jednak, że on istnieje, że wska­zuje się go zderzeniami słów nie przyzwyczajo­nych do siebie.

Komendant dobrze wie, że wypowiada się o czymś duchowo niezwykłym, zaliczył do przejawów tej niezwykłości sny Anny Iwaszkie­wiczowej.

Zdania o mnie przy tej okazji nader śmiałe, dla mnie w szczególny sposób zagadkowe.

Wygląda na to, że w Komendanta diabeł wstąpił.

Cieszę się, że mogę patrzeć na jego duchowy rozrost z sympatią, z przyjaznym zaciekawieniem –

 

(2.8.1993)

Andrzej Łuczeńczyk, opowiadania Przywódcy i Oczarowanie – „Akcent” 1993 nr 1-2 – odnalazł w papierach po Łuczeńczyku Jan Smolarz.

Nie odważyłbym się postawić hipotezy, kiedy zostały napisane.

Stylistycznie opowiadanie Przywódcy nie różni się zbytnio od opowiadań zbioru Przez puste ulice.

W Oczarowaniu widziałbym przejaw styliza­cji narracyjnej na rosyjską baśniowość, coś z takiej baśniowości jest do wykrycia w Gwiezd­nym księciu.

Idea Przywódców jest niemal odkryta, zbio­rowość potrzebuje albo ofiary, albo wodza, istnienie ofiary zmniejsza potrzebę istnienia wodza, wódz jest potrzebny do wyznaczenia ofiary i sam się na ofiarę nadaje.

Opowiadanie nie ma znaczenia artysty­cznego, zawiera w sobie prostą wykładnię pog­lądów Łuczeńczyka na bieg dziejów, ta wy­kładnia może się przydać przy interpretacji najważniejszych jego utworów.

W Oczarowaniu nie można nie zauważyć aluzji autobiograficznych w tym chociażby, że narrator jest autorem, który publikuje na Zachodzie.

To pozwala na domysły, że w narracji kryje się ubaśniowiona i ufikcyjniona wersja kłopo­tów autora z policją.

Przypuszczenie, że Andrzej Łuczeńczyk mógłby się z takimi kłopotami rozminąć, byłoby naiwnością.

Obydwa utwory nie były przewidziane w zbiorze Dzieci areny, którego publikację And­rzej Łuczeńczyk proponował najpierw Iskrom a następnie Wydawnictwu Dolnośląskiemu.

Obydwa należą do ineditów w spuściźnie po pisarzu –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content