copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(24.11.1994, 27.11.1994, 28.11.1994, 30.11.1994, 1.12.1994, 2.12.1994, 4.12.1994, 5.12.1994, 9.12.1994, 10.12.1994, 13.12.1994, 14.12.1994, 15.12.1994, 17.12.1994, 18.12.1994, 20.12.1994, 21.12.1994, 24.12.1994, 26.12.1994, 27.12.1994, 1.1.1995)
(24.11.1994)
Jerzy Giedroyć, wywiad Andrzeja Garlickiego z Giedroyciem – „Polityka” 1994 nr 48 – nie zawiera nic szczególnego.
Giedroyć powtarza co mówi od zawsze lub od dawna.
Ale nad tekstem jest aura jasności i precyzji słów faceta, który zna wagę słowa i nie przypisuje sobie roli sprzecznej z tym, co nieraz powtarza: „Reprezentuję tylko samego siebie”.
Jest się kimś, gdy nie są to słowa puste –
Roman Praszyński, ładnie napisany artykuł o prozie Izabeli Filipiak, Nataszy Goerke, Manueli Gretkowskiej i Zyty Rudzkiej – „Nowy Nurt” 1994 nr 16 – bardziej niż ładnością ujmuje kpiną. Najlepsze w tekście to, że autor nie odrzuca aksjologii. Kpiny z Zyty Rudzkiej prawie nie ma, metafora ojej pisaniu – Świat zaklęty w bryle kamienia – nie trąci kpiną –
(27.11.1994)
Marek Kusiba, Roman Sabo, w porcji ich korespondencji – „Akcent” 1994 nr 3-4 – Marek Kusiba cytuje m.in. takie sformułowanie Jerzego Kosińskiego na spotkaniu w Toronto (3 maja 1987): „tragedia obydwu narodów, żydowskiego i polskiego, jest zbyt wielka i zbyt bolesna, by mogła być przedmiotem dowolnych i subiek tywnych interpretacji powieściopisarza czy artysty filmowego”… –
Clive Sinclair (ur. 1948), fragmenty autobiograficznej narracji Diaspora blues (1987) – „Akcent” 1994 nr 3-4, przekład Moniki Adamczyk-Grabowskiej – przypominają stosunek do rodzinnej tradycji żydowskiej u austriackiego pisarza Wolfganga Georga Fischera.
Tradycja polska jest poznawczo prawie tak samo atrakcyjna jak tradycja wiedeńska.
Nie ma u Sinclaira takich spięć wewnętrznych, jakim dał wyraz Alfred Döblin w Podróży po Polsce (1926) –
(28.11.1994)
Charles Reznikoff (1894-1976), kilkanaście krótkich utworów – „Akcent” 1994 nr 3-4, przekład Piotra Sommera – ma w sobie coś, co chciałoby się nazwać doskonałością, w jej władzy znalazł się translator.
Przekładać coś tak doskonale czystego jest szalenie trudno.
Tylko jedno słowo razi mnie w czternastu wierszach, słowo luna w incipicie „Luna świeci w noc letnią”.
Ono jest tu dlatego, że w innym wersie musi być zaimek ją, nie go.
Piotrowi Sommerowi zależało na formie żeńskiej.
Rodzaj miłości mógłby tu być obojętny, skoro jest to miłość na przekór Panu i Pan za nią karze –
(30.11.1994)
Stanisław Gebala, recenzja książki Jana Błońskiego Forma, śmiech i rzeczy ostateczne. Studia o Gombrowiczu (1994) – „Twórczość” 1994 nr 12 – literacko znakomita.
Gebala uznaje wielkość obydwu: Witolda Gombrowicza i Jana Błońskiego, niech będzie.
Siebie sytuuje wśród maluczkich, nie może inaczej. Mówi jednak, że w rzeczywistej lub potencjalnej psychomachii ktoś chyba poszkapił i nie był to Gombrowicz.
Jeśli przyjąć, że o psychomachii wolno tu mówić wyłącznie z rewerencji dla tego, kto w psychomachię wpisuje się zadziwiająco rezolutnie –
(1.12.1994)
Jan Pieszczachowicz, esej Edward Stachura – łagodny buntownik – „Twórczość” 1994 nr 12 – jest jak modny strój ze ścinków.
Nazbierało się ich tyle, że starczyłoby na swetr, na kurtkę, na spódnicę.
W tekście mierzy to prawie dwa arkusze wydawnicze.
Ścinki podobierane, poukładane i zszyte jak trzeba.
Krawiec daje nici i robociznę.
Strój jak strój.
Dla mnie pożytek z tego jeden, wypada, żebym wiedział, co Jan Pieszczachowicz o Stachurze spreparował, więc wiem.
Dla mojej własnej myśli o Stachurze nie ma to znaczenia –
Anatol Ulman, opowiadanie Opisanie przyczyn pierwszej wycieczki do Czarnolasu – „Sycyna” 1994 nr 1 – ładne poprzez zręczność nawiązań narracji do słów Jana Kochanowskiego.
Ulman kunsztownie żongluje sztucznością i prawdą zmyślenia, uwiarygodnia zmyślenie nawiązaniami do swoich literackich użytków z autobiografii.
Nie dociera jednak do prawdy swego wewnętrznego stosunku do poezji Kochanowskiego, najprawdopodobniej wcale jej nie chce szukać.
To może być założenie tego utworu –
(2.12.1994)
Jan Jakub Kolski, wywiad z nim Joanny Dąbrowskiej – „Sycyna” 1994 nr 1 – ładny, choć przefajnowany.
Mnie podoba się szczególnie konfesja, której prawdę znam do końca:
„Dopiero później odkryłem, dlaczego tak naprawdę chciałem uciec z miasta. Dlatego, że w mieście nie widać horyzontu” –
(4.12.1994)
Robert Walser (1878-1956), w dedykacji dla mnie na swoim przekładzie Przeprowadzki i innych utworów (1990) Małgorzata Łukasiewicz składa dobitną deklarację estetyczną, pisze: „to, co sama najbardziej lubię, tłumaczyć i czytać”. Przez zbieg okoliczności nie przeczytałem przed laty dzieł Roberta Walsera (dla Wydawnictwa Poznańskiego), mogłoby się zdarzyć, że ominęłaby mnie orientacja w pisarstwie królewskim, w sztuce słowa najwyższego wzlotu.
Wystarcza kilka tekstów z Wypracowań Fritza Kochera (1904), żeby mieć jasność, że Robert Walser wyminie Marcela Prousta i Tomasza Manna, torując drogi dla pisarstwa Franza Kafki.
Dla Prousta i w znacznej mierze dla Manna istnieje jeszcze do przedstawienia świat ludzki obiektywny, stały i trwały, poznawalny i przedstawialny.
Dla Roberta Walsera taki przedmiot sztuki zniknął, przestał istnieć, w ogóle nie istnieje.
U niego istnienie jest zastąpione przez możliwość kreacji istnienia.
Z tej możliwości korzysta się po nowemu, jakby po raz pierwszy i jakby od samego początku.
Pisarstwo można rozpocząć szkolnymi wypracowaniami.
W wypracowaniu pod tytułem Człowiek z około dwustu słów układa się obraz człowieka w taki sposób, jakby on miał się pojawić po raz pierwszy dopiero w dwudziestym wieku –
(5.12.1994)
Człowiek (i świat) jest u Roberta Walsera zjawiskowy.
Ta zjawiskowość jest wolna od determinizmów, nie przejawia się w niej istota rzeczy.
Można nawet powiedzieć, że – inaczej niż u Franza Kafki – jej (istoty rzeczy) w ogóle nie ma.
Człowiek (i świat) jest w tym samym nieprzewidywalny.
Może nieprzewidywalnie pojawił się wśród kolegów zwierząt.
Nieprzewidywalnie się zróżnicował i posegregował w przejawach arystokratyzmu, lokajstwa i biedy.
Nieprzewidywalnie odkrywa w sobie władzę kreacyjną muzyka, poety, tancerza.
Może na przechadzce stać się odkrywcą fenomenów miasta, natury, fenomenów ruchu i życia.
Fenomeny ruchu i życia nie mają u Roberta Walsera przyrodniczej i społecznej fundamentalności.
Są doraźnymi kompozycjami zmysłowej i umysłowej doznawalności.
Są impresjami, które dają się podporządkować rozmaitym artystycznym organizacjom.
Jakakolwiek fundamentalność jest u Roberta
Walsera niemożliwa, każda jej postać jest do zakwestionowania.
Nic nie jest jednoznacznie dobre lub jednoznacznie złe, nic nie może być całkowicie arystokratyczne lub całkowicie prostackie.
Człowiek jest chwiejną równowagą sprzeczności, ryzykowną konstrukcją elementów przystawalnych i nieprzystawalnych.
Kompozycją wielu różnych profilów, przypadkową jednością różnorakiej wielości –
(9.12.1994)
Krzysztof Pomian, wywiad Andrzeja Garlickiego z Pomianem – „Polityka” 1994 nr 49 – sugestywnie ujmuje różnicę stosunku Jerzego Giedroycia do Władysława Broniewskiego i do Jerzego Andrzejewskiego.
Jest to może atrakcyjniejsze niż ujęcie kwestii, jak Jerzy Giedroyć rozumie relację między lewicą i prawicą dziś –
(10.12.1994)
Stanisław Ignacy Witkiewicz, w artykule dwóch dziennikarzy krakowskich, Wojciecha Czuchnowskiego i Marka Stremeckiego – „Życie Warszawy” 1994 nr 313, dodatek „Niedziela” – opis afer pogrzebowych Witkiewicza.
Jest wzmianka o lasce, którą włożono do trumny w 1939 roku.
Alicja Dryszkiewicz pisze do mnie o lasce na podstawie opowieści Czesławy Oknińskiej-Korzeniewskiej –
Zbigniew Zapasiewicz, spisany wykład Zapasiewicza – „Wiata” nr 3/4 – pod tytułem Rozważania o słowie, choć obmyślony, jest improwizacją. Respektuje się w niej żywy tok mowy, mowy działającej według swoich konieczności.
Mówca opowiada się za językami narodowymi, za ich trwaniem.
Opowieść o znaczeniu sztuki oddechu naprowadziła go na potrzebę opowiadania się za niektórymi doświadczeniami Jerzego Grotowskiego.
Najciekawiej chyba wypadła mowa o różnicach funkcji spółgłosek i samogłosek w słowie mówionym.
Improwizowany wykład ma strukturę gatunkową utworu artystycznego, jest czymś innym niż wykład intelektualnie zdyscyplinowany –
(13.12.1994)
Darek Foks, w wywiadzie dla Mariusza Grzebalskiego – „Nowy Nurt” 1994 nr 17 – swoje początki poetyckie widzi w przeżyciu stanu wojennego i w poezji Tadeusza Różewicza (arkusz Wiersze 1989).
Przyznaje się do poetyckiej solidarności z Piotrem Sommerem i Bohdanem Zadurą i do fascynacji poezją anglosaską.
Deklaruje literacką przyjaźń z Krzysztofem Jaworskim.
Nie stroni od literackich żartów, swoje skłonności do żartów demonstruje.
Mówi precyzyjnie, ze świadomością stanu rzeczy i z poczuciem miary.
Wybrał gatunek słowa poezji i prozy nie na chybił trafił, lecz z pełną artystyczną premedytacją.
Jego wypowiedzi budzą intelektualne zaufanie, może to jest najważniejsza dziś strefa zaufania wobec pisarza, wobec literatury –
(14.12.1994)
Tomasz Majeran, bystra interpretacja postawy poetyckiej Marcina Świetlickiego, w artykule Czerwiec – pora dla świerszczy niebezpieczna – „Nowy Nurt” 1994 nr 17 – definiuje się sugestywnie, na czym polega antytradycyjność poezji Świetlickiego, jaka jest jego metoda poetycka lub zespół poetyckich chwytów –
Gustaw Herling-Grudziński, w pierwszej części wywiadu dla Krzysztofa Szymoniaka – „Nowy Nurt” 1994 nr 17 – charakterystyczna gadka żurnalistycznego wygi w senilnym uwikłaniu.
Głupstewka o szlifowaniu języka przez pisarzy emigracyjnych.
Głupstewka o cezurze roku 1989.
Mieszanka podlizywactwa i napastliwości (Stanisław Barańczak, Stefan Kisielewski, Stefan Bratkowski i nawet Aleksander Kwaśniewski) –
Zbigniew Herbert, w „Życiu Warszawy” (i w innych mediach) – „Życie Warszawy” 1994 nr 317 – odpowiedź na zarzuty Czesława Miłosza.
Odpowiada z pozycji bastionu cnót narodowych.
Zjadliwość najostrzejsza w zdaniu: „Przy czym ja dalej uważam Miłosza – za człowieka literacko pożytecznego, tylko żeby nie pisał esejów, bo nie umie pisać po polsku prozą” –
Krzysztof Penderecki, z radia (program II) wysłuchałem fragmentu przemówienia na uroczystości przyznania mu doktoratu w Akademii Muzycznej w Warszawie.
Mówił o szkodliwości populizmu w kulturze i o potrzebie elit –
(15.12.1994)
Leszek Budrewicz, sześć tekstów narracyjnych – „Nowy Nurt” 1994 nr 17 – ma chyba być naśladownictwem Borgesa.
Borges bez swojej filozofii byłby niczym.
W miniaturze Leszka Budrewicza filozofii nie ma, są puste pomysły.
O prozie Leszka Budrewicza mówić za wcześnie –
(17.12.1994)
Mirosław Pęczak, artykuł Kto krzyczy, kto milczy – „Polityka” 1994 nr 51 – rejestruje rozmaite „strategie prowadzenia dyskursu politycznego”.
Z rejestru wynika jakby mimochodem, że nie ma strategii i nie ma dyskursu.
Są nieudolne próby reanimacji szczątków po dawnych dyskursach politycznych –
(18.12.1994)
Marek Pruchniewski, Historia noża (Wrocław 1994) jest sprawniejsza literacko i mniej naiwna niż debiutancki utwór Armia.
Stanisław Bereś w przedmowie szuka dla Historii noża kontekstów myślowych u wielu pisarzy (Dostojewski, Gide, Camus, Hłasko).
Te konteksty istnieją, jeśli istnieją, tylko poprzez całkowite ich zignorowanie.
Wolno pomyśleć, że jest ono znaczące.
Mogłoby znaczyć odmowę kontynuacji znanych dyskursów.
Takie znaczenie byłoby nadmierne w skromnym utworze początkującego dramaturga.
On nie kontynuuje dyskursów i nie przeciwstawia się im.
Dla niego zło jest taką oczywistością jak światło dnia i ciemność nocy.
Zło dzieje się, bo nie może się nie dziać.
Zło jest jak nóż, istnienia jednego i drugiego nie da się przeoczyć –
Anna Schiller, z szyderczą recenzją Terminalu Marka Bieńczyka – „Ex Libris” nr 65, grudzień ‘94 – trudno się nie zgodzić.
W recenzji demaskuje się literackie hochsztaplerstwo tej powieści.
Szkoda, że literackie otoczenie tej powieści widzi się przez złe szkła.
Nie widzi się głupstwa literackiego dokoła, nie widzi się wartości, nie podejrzewa się nawet, że są –
(20.12.1994)
Maciej Świerkocki (ur. 1961), artykuł Apologia Michela Foucault – „Ex Libris” nr 65, grudzień ‘94 –jest szkicem o filozofii Foucaulta.
Do jego napisania nie jest konieczna znajomość Władz dyskursu Tadeusza Komendanta, ani jego wstępu do Nadzorować i karać.
Charakter recenzji nadaje mu jedynie apodyktyczna formuła redakcyjna –
Marian Pankowski, ładnie, że w rozmowie z Józefem Baranem – „Sycyna” 1994 nr 2 – tak się szczyci sanockością i kolokwialną polszczyzną.
Ale w każdym niemal zdaniu, w każdym słowie tej rozmowy słyszy się sztuczność i pokrętność.
Co innego mówi Marian Pankowski, co innego mówią jego słowa –
Franciszek Maśluszczak, wernisaż jego malarstwa w Galerii Nowy Świat.
Byłem przed szóstą i mogłem popatrzeć na obrazy.
Malowanie zupełnie inne niż na wystawie sprzed kilku lat.
Bardziej malarskie, mniej rysunkowe, bardziej humorystyczne, mniej satyryczne.
Ludzi na wystawie tłum (…) –
(21.12.1994)
Alan Wade (ur. 1951), laudacja The Western Canon (New York 1994) – „Ex Libris” nr 65, grudzień ‘94, przekład Macieja Świerkockiego – jest całościową laudacją postawy filozoficznej w krytyce Harolda Blooma.
Mój pogląd na literaturę jest w wielu punktach zbieżny z tym, co głosi Harold Bloom.
Szczególnie bliska jest mi jego apolityczność czy ponadpolityczność –
(24.12.1994)
Włodzimierz Kłaczyński, po dwóch odcinkach Dziennika weterynarza – „Sycyna” 1994 nr 1 i nr 2 – myśli się o tym lepiej niż po jednym. Nie może to być pamiętny Popielec, ale może być coś.
Narrator Dziennika weterynarza obcuje z namacalnością, z ziemią, z drzewami, ze zwierzętami i z ludźmi w całej ich ludzkiej zwierzęcości –
Bohumil Hrabal, Notatnik snów – „Literatura na Świecie” 1994 nr 9, przełożył Józef Waczków – mówi mi więcej o Hrabalu, dziwne, co powiem, niż wszystko, czego mógłbym się o nim dowiedzieć z jego zorganizowanej artystycznie twórczości lub z tekstów o nim.
Stopień autentyczności onirycznej jest, rzecz jasna, nie do ustalenia, ale musi być wystarczający, żeby dało się wyczuć, jak się wyczuwa, prawdę zapisów. Pozwalają one widzieć duchowość Bohumila Hrabala na wylot.
Przeraziłem się, bo to znaczy, że na wylot mogą mnie oglądać inni poprzez Oniriadę –
Opowiadanie Strzelcy malowani – tamże, przełożył Józef Waczków – w porównaniu z Notatnikiem snów jest debiutanckie.
W zapisach onirycznych nie czuje się debiutanctwa, w Strzelcach malowanych debiutanctwem zalatuje konstrukcja intelektualna, kompozycja ramowa i przede wszystkim narracja trzecioosobowa o kilku postaciach.
Debiutanckość opowiadania jest sama w sobie czystą wspaniałością literacką, potęguje ją artystyczne porównanie z prozą polską pierwszych lat powojennych.
U Hrabala nie ma śladów komentatorskiego szkolarstwa, struktury narracyjne wypełnia świat zmysłowy, żadne tam prymitywne pojęciowości Popiołu i diamentu, żadne rupieciarnie Karabeli z Meschedu.
Jeśli już rupieć, jak na przykład czaszka, to od razu z Szekspira, nie z Sienkiewicza.
Artyzm początków pisarskich Hrabala to nie tylko sprawa jego własnej genialności, to także sprawa artystycznej wyższości prozy czeskiej nad prozą polską –
(26.12.1994)
Opowiadanie Dom, który orzeźwiał się błyskawicą – tamże, przełożył Józef Waczków – jest prawdopodobnie bardzo ważne, ale nie mam z nim kontaktu.
Narracja wprzęga postacie w nadrzędne porządki, szuka w nich, w tych porządkach, punktu granicznego dla ludzkiego doświadczenia.
Wokół niego, wokół punktu w ludzkim doświadczeniu, rozbudowuje się kosmiczne przestrzenie.
Te budowle tworzy nieświadomość.
Nadrzędna, ponadosobowa świadomość przyjmuje narracyjny obowiązek eksplikacji, wynikają z tego narracyjne zgrzyty.
Machina narracyjna nie została naoliwiona, w trybach chrobot.
(27.12.1994)
Osobliwości artystycznych nie brak w opowiadaniu Słynna legenda Wantochowa (tamże, przełożył Józef Waczków).
Niejasny jest status narratora, który mówi do bandy mężczyzn i prowokuje ich do surrealistycznych ekscesów z trupami.
Narracja staje się szaleńczą makabreską o żywych i zmarłych, o głupstwie świata i człowieka.
Słowa tej narracji mają w sobie tyle dziwności, że w wersji przekładowej stają się niewiarygodne.
Tego tekstu Hrabala nie przyjmuje się na odpowiedzialność tłumacza nawet tak odpowiedzialnego jak Józef Waczków –
Adagio lamentoso (czerwiec 1976) – tamże, przełożył Józef Waczków – uwalnia słowo ze struktur narracji prozatorskiej całkowicie.
Daje mu pełne prawo demonstracji swojej ciemności.
Ono wydobywa się z ciemności, błyszczy swoim ciemnym światłem i do ciemności wraca.
Jest to słowo czarnej wyobraźni, ciemnej poezji.
Wyobraźnia i poezja wciągają nas w otchłań naszej przeszłości i naszej przyszłości, przeszłości i przyszłości osobniczej i gatunkowej.
Osobniczość i gatunkowość rozdzielają się na chwilę i łączą z powrotem.
W poemacie Bohumila Hrabala spełnia się nasz los osobniczy i gatunkowy.
On polega na wędrówce z nicości w nicość –
(1.1.1995)
Fragment utworu Vita nuova (1987) – tamże, przełożył Piotr Godlewski – nasuwają przypuszczenie, że w cyklu narracji autobiograficznej Hrabal daje sobie przyzwolenie na pisanie łatwiejsze.
Narracja żony w Vita nuova oznacza dość konwencjonalną postać nowoczesności stylistycznej.
Buduje tę nowoczesność niekonwencjonalność interpunkcyjna.
Rezygnacja z interpunkcji stwarza luzy stylistyczne, przede wszystkim składniowe, korzysta się z nich z pełną swobodą.
Vita nuova niczym nie przypomina Bram raju.
Inność nie zmienia faktu, że wolę Hrabala w tym wszystkim w czym sam szuka, nie w tym, w czym szuka z innymi –
Donat Kirsch, zadzwonił z Kalifornii przed jedenastą (u nich druga w nocy).
Zapytałem, jak się sprawuje ich dom, mówi, że jest dobrze wytresowany i ma dobry charakter. (…)
Mój sposób rozmowy rozśmieszył Donata, śmialiśmy się ponad oceanem.
Donat zamierza do mnie napisać, Ewa mówi, że to ona będzie musiała wykonać.
Namowy do przyjazdu kwitowałem różnymi powiedzonkami.
Donatowi powiedziało się, że z zawałem byłoby u nich łatwiej niż w Polsce.
W rozmowie wyczerpaliśmy się, gadanie trwało całą godzinę.
Nasz śmiech coś tuszował, należałoby się zastanowić nad jego ukrytą treścią –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy