Wypiski, czytane w maszynopisie, Twórczość 1/2002

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WYPISKI
(1.8.1998, 2.8.1998, 3.8.1998, 5.8.1998, 7.8.1998, 8.8.1998, 10.8.1998, 12.8.1998, 13.8.1998, 14.8.1998, 15.8.1998, 16.8.1998, 17.8.1998, 18.8.1998, 22.8.1998, 2.9.2001, 4.9.2001)

 

(1.8.1998)

Zbigniew Herbert, w „Plusie Minusie” (1998 nr 31) dwie strony wypowiedzi po­śmiertnych.

Nekrologowe wypowiadają się kolejno: Gustaw Herling-Grudziński (Zbyszek), Krzysztof Rutkowski (Śmierć Lwa), Wojciech Karpiński (Spotykam go gdzie indziej), An­drzej Ziemilski (Semper Fidelis), Jan Lebenstein (Życie na walizkach) i Francisco M. Cataluccio (Il Signor Cogito).

Połączenie nekrologu, wspomnienia i egzegezy krytycznej jest w tekście Janusza Drzewuckiego (Siódmy anioł).

Stylistycznie zahulał Krzysztof Rutkowski: „Trzymam w rękach Elegię na odejście i ciekną mi łzy, cholera” –

Leszek Szaruga, recenzja Dziennika 1979-1983 Krzysztofa Mętraka – „Plus Minus” 1998 nr 31 – streszcza się w tytule Zapiski z szarej strefy.

Opis zawieszenia Mętraka w szarej strefie ideologicznej poprzedza zestawienie Mętra­ka i Stanisława Barańczaka.

Jeśli odrzucić polityczność, nic a nic o kry­tyce Mętraka, przecież dopiero określenie postawy intelektualnej Mętraka miałoby jakie­kolwiek znaczenie –

 

(2.8.1998)

Gustaw Herling-Grudziński, w Dzienni­ku pisanym nocą (maj-czerwiec) – „Plus Mi­nus” 1998 nr 31 – raz jeszcze o triumfach w czasie pobytu w Budapeszcie.

W tej wersji górna rekomendacja Sándora Márai (1900-1989) i wypomnienie Primo Leviemu złej recenzji Opowiadań kołymskich Szałamowa sprzed dwudziestu paru lat –

ndor Márai, fragment Krew świętego Januarego (1957) – „Plus Minus” 1998 nr 31, przełożył Feliks Netz – dość niezwykły.

Narracja kobiety, która z mężczyzną uczest­niczy w teatrze cudu z Krwią świętego Januarego w neapolitańskiej katedrze.

Narratorka deklaruje niewiarę i odczuwa coś niezwykłego, jest to niezwykłość może podobna do odczucia prawdy w nieprawdzie teatru.

W pisaniu Sándora Márai jest z pewnością coś z kunsztu –

Krzysztof Rutkowski, felieton Biała dama (o podparyskiej pielęgniarce, która pomagała w umieraniu) – „Plus Minus” 1998 nr 31 – zna­komity literacko, prawie wielki (zestaw wypowiedzi o agonii, wobec agonii) i jak gdyby niezauważalnie przegadany.

Może należałoby coś skrócić, skomasować, poprzestać na trzech czwartych tekstu, wybrać dramatyczność niedopowiedzenia, zrezygno­wać z formy felietonu, z jej pełności.

Jedno jest pewne, Krzysztof Rutkowski ociera się w tym felietonie o graniczność sło­wa, zderzenie z granicznością jest większe niż w czymkolwiek innym, co Krzysztof Rutkow­ski pisuje –

Po słabszych felietonach z okresu wakacji nagłe wpiekłowstąpienie, niebywałość, niezwykłość –

 

(3.8.1998)

Ludwik B. Grzeniewski, nota Traktat o umieraniu – „Twórczość” 1998 nr 8 – zaczyna się od Baśni zimowej Ryszarda Przybylskiego, kończy niespodziewanie Piotrusiem Leo Lipskiego z formułą „jedyne arcydzieło pol­skiej prozy ostatniego półwiecza”.

Takie formuły bardzo mnie złoszczą.

U Ludwika Grzeniewskiego jedno uzasad­nienie, on naprawdę dużo przeczytał, ale czy ma w pamięci, gdy to pisze, Witolda Gom­browicza, Leopolda Buczkowskiego, Jarosła­wa Iwaszkiewicza, nie mówiąc o ich następ­cach.

Na usprawiedliwienie takiej formuły nie można mieć żadnych dowodów, ale wypada mieć argumenty, choćby jakiekolwiek –

Leszek Bugajski – w przeglądzie praso­wym – „Twórczość” 1998 nr 8 – najpierw przypieprza „Magazynowi Sztuki” z Gdańska i Ja­dwidze Mizińskiej za tekst Ponowoczesność – kultura teledysku, następnie porywa się na biskupa Tadeusza Pieronka, a w finale nawet na Jerzego Buźka.

W tekście przywołuje się mnie jako tego, kogo muszą wzburzać wzniosłe opinie o artystycznym znaczeniu literatury science fiction.

Musiałyby wzburzać, ale nie wzburzają, bo wszystko nie może wzburzać, wszystko moż­na mieć w dupie –

Maria Jentys, tekst Jasne przenikliwe obłędy – „Twórczość” 1998 nr 8 – jest omówie­niem książki Stanisław Czycz mistrz cierpie­nia (Kraków 1997) w opracowaniu Krzyszto­fa Lisowskiego.

Omawia się tu różności tej książki, wyróż­niając rozmowy samego Czycza i list do He­leny Zaworskiej.

Ponad recenzje „wybitnych krytyków” sta­wia się Przemysława Czaplińskiego i przepi­suje jego diagnozę, że Czycz jest „niczym ziel­sko – obce, niezrozumiałe, nie wzbudzające emocji, z trudem dające się przetłumaczyć na kategorie współczesne”.

Mimo swojego sceptycyzmu wobec powie­ści Nie wierz nikomu (1987), czym różnię się od Tomasza Burka, nie odważyłbym się tak zlekceważyć Ajola (1967) z Andem, jak robi to Przemysław Czapliński (…) –

 

(5.8.1998)

Janusz Krasiński, mała powieść Odwilż na wirażu – „Twórczość” 1998 nr 8 – jest uideologiczniona znacznie skrajniej niż powieści socrealistyczne.

W niej nie ma nic nieideologicznego, oczy­wiście, ideologię komunistyczną zastąpił radykalny antykomunizm.

Powieść miałaby jedno usprawiedliwienie, biografię samego autora, który – jak bohater utworu – był więźniem politycznym władzy komunistycznej.

Waga tego usprawiedliwienia byłaby spo­ra, gdyby (…).

Utwór Odwilż na wirażu jest taki jak wszystkie utwory skrajnie ideologiczne, nie­zależnie od ideologii.

Literacko rzecz jest odrobinę sprawniejsza w końcowych partiach, gdy chce się narrację choć trochę udramatyzować.

Mam na myśli nie dramatyzm wydarzeń poznańskich w tle narracji, lecz dramatyzm ratowania pozorów przyzwoitości w kręgu głównych postaci utworu. (…) –

Arkadiusz Pacholski, esej Metafizyczna indukcja – „Twórczość” 1998 nr 8 – ambitny i intelektualnie atrakcyjny, choć autor wraca do swojego punktu wyjścia sprzed lat, do sprzeciwu wobec sztuki tragicznej.

Sprzeciw przenosi się w sfery sztuki bar­dzo wysokiej, albo raczej, aprobata nie odno­si się już do naszego narodowego krzepicielstwa, przeciwstawność kwestionowanego Święta wiosny i aprobowanej sztuki baroku tak właśnie należy rozumieć.

Metafizyczną indukcję odnajduje się z peł­ną premedytacją u Czesława Miłosza i to znalezisko wykorzystuje nader przemyślnie prze­ciw sztuce tragicznej.

Ten pomysł jest dobry, jeśli go mierzyć staw­ką na Miłosza, stawka na muzykę baroku może się okazać w tym sensie zawodna, że może w niej nie metafizycznej indukcji nale­ży szukać, lecz czegoś, co by się dało nazwać trafniej tragiczną transgresją –

 

(7.8.1998)

Jacek St. Buras, przemówienie przewod­niczącego jury Nagrody „Literatury na Świe­cie” – „Literatura na Świecie”, 1998 nr 3 – odro­binę pretensjonalne.

Przeczytałem uważnie laudację Michała Pawła Markowskiego, wyliczenie wydawni­czych osiągnięć laureata w roku 1997 impo­nujące.

Ciekawostki da się wyczytać z uzasadnie­nia nagrody za serię dla Oficyny Wydawni­czej Volumen (seria bez nazwy) –

Piotr Czerniawski, Adam Wiedemann, zadzwonili z gór, mówił głównie Piotr, chcą przyjechać 13 sierpnia, będą mieć mieszka­nie od 13 do 20 sierpnia na Tamce.

Mówiłem niezdarnie, nie ukrywałem, że się boję nagrywań rozmowy ze mną, Adam powiedział, że on też się boi –

 

(8.8.1998)

Artur Przybysławski, esej Błękitne oczy Alfreda Kubina – „Twórczość” 1998 nr 8 – erudycyjny, autor analizuje Po tamtej stronie Kubina, odwołuje się do poglądów filozofów na relacje między jawą i snem.

Bardzo dużo interesujących cytatów z filo­zofii niemieckiej, własny pogląd Artura Przybysławskiego dość trudny do zrekonstruowa­nia –

Amiram Gonen, publikacja zapisu rozmo­wy pod tytułem Julian Stryjkowski, brat Mordechaja – „Plus Minus” 1998 nr 31, tłumacze­nie i opracowanie Tomasza Korzeniowskiego – niezwykła i ważna.

Brat Juliana Stryjkowskiego, czyli Pesacha Starka, Mordechaj Stark był mężem ciotki Gonena.

Wypowiedzi Stryjkowskiego w relacji Amirama Gonena w pełni wiarygodne, jedna z nich dotyczy stylu pisarskiego: „To bardzo prosta recepta: myślałem po hebrajsku i pisałem po polsku”.

Ta wypowiedź jest wielkiej wagi, choć może jej prawda kryje się w nieprawdzie, Julek chy­ba nie myślał po hebrajsku –

 

(10.8.1998)

Krzysztof Michalski (ur. 1948), elaborat eseistyczny Krótka historia Apokalipsy i jej zeświecczenie – „Gazeta Wyborcza” 1998 nr 185 – atrakcyjniejszy, niż myślałem.

Wychodząc od Apokalipsy i przez cały czas jej się trzymając, rozważa się charakter tego ocalenia, jakiego się szuka w nauce, w jej nowożytnych aspiracjach i uzurpacjach.

Żadnej naiwności – naiwnej wiary – w roz­ważaniach Krzysztofa Michalskiego nie ma, widzi on – za Pascalem – w nauce szlachetną rozrywkę i – za Nietzschem i Heideggerem – samooszustwo, chociaż taką ocenę obydwu dyskretnie i umiejętnie relatywizuje.

Strategia eseistyczna Krzysztofa Michal­skiego jest następująca, powiem za Nietzschem i Heideggerem prawdę, powtórzę ją, ale uznam, że zniszczenie molocha dzisiejszej nauki nie jest jej celem, na miejsce molocha nie ma nic innego, zniszczyć go nie ma żadnej potrzeby.

Trzeba jedynie wiedzieć, że monstrum nowoczesnej nauki jest wersją starej baśni, która jak wszystkie baśnie prawdziwe jest apokaliptyczna.

Wygląda na to, że nie doceniałem intelek­tualnych aspiracji tego naszego filozofa –

Wojciech Kilar (ur. 1932), wywiad Śląsk jak Ameryka (dla Danuty Lubina-Cipińskiej) – „Plus Minus” 1998 nr 32 – ładny w swojej zwyczajności myśli i mowy.

Przyznaje się do zachwytów nad utworami Gustawa Morcinka, zwyczajnie mówi o Lwo­wie, zwyczajnie o tym wszystkim, co go złą­czyło ze Śląskiem.

Dobra jest jego polszczyzna, nie ma w niej nic z bezpłciowości polszczyzny inteligenc­kiej, a przecież jego inteligenckość w wypo­wiedziach nie jest ukryta.

Nie nazywa siebie wierzącym, ale skwapli­wie godzi się na słowo bogobojny, uważa się za bogobojnego –

 

(12.8.1998)

Magdalena Rabizo-Birek, z listu do niej:

Bardzo mi się podoba Twój opis doświad­czeń z mass mediami, moje odczucia są identyczne, identycznie różnicuję kontakty z ra­diem i z telewizją (…).

Od jutra zacznie się nie wiadomo co, przy­jeżdżają Adam Wiedemann, Piotr Czerniawski i jeszcze inni, ma dojść do nagrywania rozmowy-rzeki, absolutnie nie wierzę, że coś z tego może się udać, przeraża mnie murowa­na klapa całego przedsięwzięcia.

Przerażenie szczególnie wywołuje we mnie samo myślenie o wszystkim, czego w życiu doświadczyłem, w myśleniu wszystko ma w sobie płynność, nieokreśloność i zupełną niezależność od słów, których trzeba byłoby użyć, żeby o tym opowiedzieć.

Słowa w opowieści nie do uniknięcia będą musiały być nieprawdziwe, wszystko w moim świecie dzieciństwa jest dziś niesprawdzalne, świat przedwojenny jest w niczym nieprzystawalny do powojennego, na to, co jest prawdą tekstu Bolimów (w Obrotach), nie da się na­łożyć żadnej pokrywy słów dziś zrozumiałych, które by były prawdziwe.

I tak ze wszystkim innym.

Dzisiejsze słowo antykomunistyczne unie­możliwia jakikolwiek dostęp do prawdy o doświadczeniu stalinizmu.

W antykomunizmie Marka Hłaski była sama prawda, dzisiejszy tekst Janusza Kra­sińskiego (Odwilż na wirażu) jest samym kłamstwem, którego piszący nie jest wcale winien, jemu się dziś wydaje, że tak było, jak on pisze.

Daję Ci cynk, że mam czego się bać, jeśli dojdzie do próby realizacji wrocławskiego pomysłu.

Witold Zalewski, tekst Przepraszam (z mottem z Tadeusza Borowskiego) – „Plus Mi­nus” 1998 nr 32 – żywy, ludzki.

Doszło mu do świadomości, że ze złudzeń górnej młodości, ze złudzeń bohaterstwa okupacyjnego, zostało tyle, ile mogło zostać, czy­li nic.

Zostało to, o czym wiedział Tadeusz Borowski, jego strofa jest z kamienia –

Mariusz Cieślik, recenzja pod tytułem Li­teratura ze snów (o Epistołach) – „Polityka” 1998 nr 33 – jak na tygodnik o formule maga­zynu maksymalnie przyzwoita.

Nie ma w niej żadnych wyraźnych błędów, są świadectwa niepełnej wiedzy o moim pi­saniu (nie może być inaczej).

Mój sukces widzi autor w popieraniu Mar­ka Hłaski, Edwarda Stachury, Marka Nowakowskiego, Edwarda Redlińskiego, Wiesła­wa Myśliwskiego, Janusza Rudnickiego i Dariusza Bitnera.

Sam ten zestaw nazwisk jest godny uwagi.

Ciekawe, kim jest Mariusz Cieślik –

 

(13.8.1998)

Mirosław Pęczak, w artykule Kamień nie rdzewieje – „Polityka” 1998 nr 33 – charakterystyka zespołu The Rolling Stones w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.

Dużo o pierwszym koncercie zespołu w Warszawie, 13 kwietnia 1967, o ocenach prasowych tego koncertu.

Autor miałby sporo do napisania o rebelianctwie i kontrkulturowości w historii Stonesów, ten wątek w tekście najciekawszy –

Niepornograficzność”, ten mój tekst w Epistołach o Gombrowiczu Mariusz Cieślik zalicza do najlepszych w książce, zrobił on także spore wrażenie na innych.

Lektura raz jeszcze nie przeczy pochwałom, lepsza jest analiza Opętanych, analiza Pornografii jest przesadnie lapidarna.

Mnie się podoba pełnowartościowość zna­czeniowa wszystkich słów tekstu, słowa bli­skie pustym słowom pisanej polszczyzny mają u mnie ścisłość, nazywają składniki narracji Gombrowicza precyzyjnie i konkret­nie.

Całość tekstu Niepornograficzności nie maskuje swojej przygodności wypowiedzi, ta właściwość niektórych moich tekstów nasu­wa może Mariuszowi Cieślikowi skojarzenie z postmodernizmem –

Adam Wiedemann, Piotr Czerniawski, przyszli przed siódmą.

Po wstępnej rozmowie zaczęło się nagry­wanie, pytania o dzieciństwo, o początki, o wojnę.

Piotr Czerniawski pytał o los Żydów ze Skierniewic.

Mówiłem dość nieudolnie, bez wdzięku, w zasadzie goła użytkowość. Nagranie – mniej więcej – półtoragodzinne. (…) –

 

(14.8.1998)

Michael Maar (ur. 1960), lektura dwóch esejów Próba ognia i próba wody i Przeklęte napoje Kleista i Wagnera – „Literatura na Świecie” 1998 nr 3, przełożyła Małgorzata Łukasiewicz – pochodzą z książki Feuer und die Wasserprobe (1997).

Autor napisał pracę doktorską o związkach między Andersenem i Tomaszem Mannem Geister und Kunst. Neuigkeiten aus dem Zauberberg (1995), którą się zachwyca Małgorzata Łukasiewicz.

Eseje, pierwszy głównie o Prouscie, drugi o niezwykłości związków Wagnera z Kleistem, interesujące, napisane z biglem.

Rodzaj prozy filologicznej jakby spokrew­nionej z romantycznym cyklem Jarosława Marka Rymkiewicza, ale różnej, u Rymkiewicza wyraźniejsze związki z nauką, u Maara z żurnalizmem.

Sztuka literacka jest dla niego głównie umiejętnością, takie myślenie niszczy coś z wielkości takich pisarzy jak Proust i Tomasz Mann –

Adam Wiedemann, Piotr Czerniawski, przyszli dopiero przed siódmą, spali przez cały dzień (tak mówią).

Nagrywaliśmy moją opowieść o roku 1944, o czasach szkolnych po wojnie i strzępy opowieści o Marku Hłasce. (…) –

 

(15.8.1998)

Adam Wiedemann, Sceny łóżkowe – „Ar­kadia” 1998 nr 4/5 – znakomite, miniprozy z lat 1987-1996.

W narracjach krystalizuje się postać oniryzmu bardzo zbliżonego do Oniriady, prozatorska forma zapisu narzuca skojarzenia z róż­nymi gatunkami prozy (nowela, impresja, za­pis diariuszowy).

Elementy strukturalne tych form uzyskują postać skondensowaną, można w niej widzieć zamysł pastiszu lub parodii, byłyby to pastisz lub parodia szczególne, ten rodzaj pastiszu i parodii nazywam strukturalnym.

Występuje on w bardzo awangardowych postaciach prozy –

Krystian Lupa, zapisy z lat 1994-1997 – „Arkadia” 1998 nr 4/5 – są relacją o wydobywaniu się z wewnętrznego rozmemłania, to­warzyszą temu znaki okoliczności zewnętrznych, ale w zasadzie jest to głos duszy.

Szuka się wsparcia u pisarzy i filozofów, u Tomasza Manna, u Brocha, u Bernharda, u Wittgensteina, chce się prześwietlić ich ar­cydzieła, ich systemy.

Z prześwietlenia wynika coś, co przenikli­wie się wyraża w zwięzłym zdaniu: „Całość systemu jest parodią całości głębi­nowego zrozumienia”.

Zostaje więc głębinowe rozmemłanie, tajem­nica i niewyrażalność, to wszystko, co ma swoje miejsce w „ukrytych zakątkach egzystencji”.

Mętne… – taki jest tytuł zapisów – wiele mówi o życiu wewnętrznym Krystiana Lupy, dużo się o nim z zapisów dowiedziałem –

Adam Wiedemann, Piotr Czerniawski, przyszli przed siódmą, nagrywania dużo, sam ich namówiłem na kieliszek, wyszli późno –

 

(16.8.1998)

Janusz Drzewucki, recenzja Solidarność cierpiących (o książce Ciemne źródło [o twórczości Zbigniewa Herberta] Andrzeja Franaszka) – „Plus Minus” 1998 nr 33 – wręcz żarliwa w eksplikacji intelektualnych walorów książ­ki krytycznej o poecie –

U Renaty, byłem u niej około wpół do trze­ciej, po paru minutach przyszli Bitnerowie z dziećmi.

Renata zaimprowizowała świetny obiad, piłem odrobinę koniaku i dwa kieliszki wódki.

Gadania dużo, Janusz Drzewucki pokazał mi „Znak” z wypowiedziami krytyków, wśród trzech krytyków, którzy mają wpływ na Janu­sza, jestem także ja, po Kazimierzu Wyce i Jerzym Kwiatkowskim.

Bitnerowie może jutro do mnie nie przyjdą, mogą nie zdążyć, doszło do wygłoszenia formuł przyjaźni między nami.

Wzniosłem toast za następną publikację Darka.

Dałem mu parę rad w sprawie ewentualnej korespondencji z wydawcami, którym chciał­by coś proponować.

Wyszedłem od Renaty o szóstej, Janusz Drzewucki namawiał mnie do zlekceważenia umowy z Wiedemannem i Czemiawskim, wykluczyłem taką możliwość –

Adam Wiedemann, Piotr Czerniawski, przyszli o siódmej, nagrali dwie godziny rozmowy, zostawili w lokalu Macieja Meleckiego i poetkę.

Wyszedł po nich Piotr Czerniawski, wszy­scy razem byli u mnie godzinę, rozmawiało się nam o różnościach literackich –

 

(17.8.1998)

Zbigniew Florczak, elaborat Babel, czyli o dwóch sposobach zastosowania złota – „Plus Minus” 1998 nr 33 – jest dziwacznym opisem Dziennika 1920 w przekładzie Jerzego Pomianowskiego.

Dziwaczność osiąga niebezpieczną kumu­lację w wyeksponowanym zdaniu: „Skojarzenie Babla, artysty o tak doskona­łym zmyśle piękna, człowieka tak uczciwego i delikatnego – z bestialstwem Armii Konnej wydaje się niebosiężnym absurdem”.

Jeśli się myśli w taki akurat sposób, niebo­siężnym absurdem jest pisanie o Bablu –

 

(18.8.1998)

Adam Wiedemann, Piotr Czerniawski, przyszli przed czwartą, nagrywali do piątej, rozmowa głównie o mojej osobie w utworach różnych pisarzy.

Odprowadzili mnie pod kawiarnię Bliklego, jutro chcieliby przyjść o czwartej, o szó­stej przyszliby fotografowie –

Kawiarnia Bliklego, usiedliśmy w ogród­ku (Kropka, Monika Markowicz, Paweł Hertz i ja).

Kolacja (chłodnik dla Hertza i dla mnie, potrawy wegetariańskie dla całej czwórki, lody, butelka różowego wina).

Weszliśmy na krótko do Pawła Hertza, mieszkanie wyelegantowane, piękne.

Odprowadziłem Kropkę i Monikę pod ho­tel Victoria, otrzymaliśmy, Paweł Hertz i ja, podobne książki o Oskarze Wildzie.

Wieczór wręcz upalny, temperatura jak w dzień –

 

(22.8.1998)

Krzysztof Rutkowski, felieton Dom samot­nych gołębi – „Plus Minus” 1998 nr 34 – o domu na rue Darcet (dawniej Bulwarowej), który jest domem, w którym mieszkał Adam Mickiewicz.

Przy okazji „dziady” dla Zbigniewa Her­berta (wiersz Dom poety) i w ogóle o Dzia­dach –

Jerzy Pluta, list do niego:

Warszawa, 22 sierpnia 1998

Drogi Jurku,

dziękuję za „Przecinek 6”, wszystko w nim jest ważne poprzez pełną wiarygodność Twojego słowa o własnym doświadczeniu, nad wszystkim góruje Twoja narracja o ojcu.

Hołd, jaki w niej ojcu składasz, porównał­bym z Obcoplemienną balladą Tadeusza Nowaka i z Nagim sadem Wiesława Myśliwskie­go, choć Twoje ujęcie doświadczenia ojca jest wobec nich przeciwstawne.

Ty stawiasz na absolutną prawomocność poznawczą słowa o cudzym doświadczeniu, odrzucasz poetyckie piękno, wykluczasz mitografię, redukujesz to, co chcesz o ojcu opowiedzieć, do jego doświadczenia przestrzeni, ograniczając je do tego, co dla Ciebie dostępne przez wyobraźnię i sprawdzalne poprzez jego relację.

Pełna poznawcza prawomocność każdego Twojego słowa nadaje zwyczajnym (wręcz byle jakim) słowom koniecznego użytku je­dyną w swoim rodzaju urodę, urodę bez­względnej prawdy.

To jest zresztą główna uroda Twojego nieozdobnego pisania, uroda porywająca.

Twoja opowieść o ojcu ujawniła mi, że na tym właśnie polega magia wszystkich Two­ich „Przecinków”, przy lekturze „Przecinków” odpoczywa się od nieprawdy w jej niezliczo­nych postaciach, od nieprawdy ordynarnej i wstrętnej do nieprawdy najszlachetniejszej i najpiękniejszej.

Taki bałwochwalczy słowożerca jak ja musi odróżniać w słowach tysiączne dystynkcje prawdy i nieprawdy, Twoje słowo – poprzez jego na­gość prawdy – działa na mnie uzdrawiająco.

Co nie znaczy, że nie przyznałbym auten­tycznemu słowu Twojego ojca wyższości.

Zastępując słowo ojca własnym, musiałeś o tej wyższości pamiętać, skoro odmówiłeś sobie prawa do tego, żeby je czymkolwiek od siebie ulepszyć lub wzbogacić.

Przekładając słowo ojca na swoje, robiłeś wszystko, żeby słowu ojca w niczym nie zaszkodzić.

Wierzę zresztą, że słowo ojca ocalisz w jego własnej prawdzie.

Pięknie Ci dziękuję, że w „Przecinku” znala­złeś miejsce dla słów o mojej Oniriadzie i o moich Epistołach.

Serdecznie pozdrawiam –

Henryk Bereza

 

(2.9.2001)

Susan Sontag, olbrzymi esej Próba mądro­ści (o książce W cudzym pięknie Adama Zagajewskiego) – „Plus Minus” 2001 nr 34 i nr 35, przełożył Jarosław Anders – można czytać rozmaicie, nie ma co czytać jak zagra­niczny czytelnik, dla którego ten esej został napisany.

U nas o Adamie Zagajewskim wypada wie­dzieć więcej, co innego lub przynajmniej rozumieć to po swojemu.

Dla mnie w tym eseju nie Adam Zagajewski jest najważniejszy, lecz sama autorka, a ściśle jej wtajemniczenie w kulturę i litera­turę polską.

No oko jest to wtajemniczenie imponujące, ale przecież nie jest to i nie może być wtajemniczenie na przykład Janusza Głowackiego, który, choć po tamtej stronie oceanu, musi być wtajemniczony trochę więcej niż autorka Pró­by mądrości.

U niej rozumienie Adama Zagajewskiego jest imponująco współrozumiejące, u Janusza Głowackiego na współrozumieniu poprzestać się nie może, ono nie wyklucza przypraw, na przykład analitycznych i dekonstrukcyjnych.

Nie wiem, czy Janusz Głowacki napisał choćby zdanie o Adamie Zagajewskim, a je­śli to chyba tylko o Świecie nie przedstawio­nym jego współautorstwa, ale intelektualną postawę autora W cudzym pięknie przewidział już w pierwszych rozmowach, jakie prowa­dziliśmy, gdy zaczęły się jego przyjazdy z Nowego Jorku do Warszawy.

Diagnozy Janusza Głowackiego były – i są nadal – imponująco zgodne z moimi, obydwaj postawę intelektualną i artystyczną autora W cudzym pięknie przewidzieliśmy przed laty identycznie.

Musi to coś znaczyć i w sposób oczywisty znaczy –

 

(4.9.2001)

Claudio Magris, przeczytałem wszystkie teksty Magrisa w „Literaturze na Świecie” (2001 nr 2-3) oraz esej Joanny Ugniewskiej Magris.

Nie po raz pierwszy czytam tego autora, ale po raz pierwszy w takiej ilości.

Jest to wyborny eseista, zwłaszcza w za­kresie germanistycznym, jego eseistyka ma pisarski smak i jest od jego pisarstwa nieod­łączna.

W jego pisarstwie jest ona zresztą całkowi­cie zintegrowana z tym, co sam autor zalicza do powieści.

Widać to najwyraźniej w Mikrokosmosach (1997), które w „Literaturze na Świecie” reprezentuje część Ogród Miejski (przekład Joan­ny Ugniewskiej).

Uważam to za najważniejszy tekst w prezentowanym wyborze, zdecydowanie ważniej­szy niż w całości wydrukowane Głosy (1995, przekład Joanny Ugniewskiej), w których głównym założeniem jest wątpliwa hierarchia mowy i pisma, wątpliwa w każdym razie dla mnie, ja bowiem jednoznacznie mowę sta­wiam nad pismem.

W Ogrodzie Miejskim widzę artystyczną polemiczność do Brunona Schulza.

Claudio Magris nowocześniej niż Bruno Schulz rozumie symboliczność przedstawie­nia artystycznego (kreacji), kreacja Magrisa nie odrywa symboliczności od konkretu, jego symboliczność jest ukryta w konkrecie.

Z tekstów eseistycznych wyróżnia się Uto­pia i odczarowanie (przekład Eugeniusza Kabatca), tekst tytułowy w tomie esejów z roku 1999.

Interesująca jest ambicja określenia, co z utopii powinno się zachować po jej dekonstrukcji.

Implikacje tej sugestii są dalekosiężne i autor jest ich w pełni świadom –

 

(5.9.2001)

Andrzej Kopacki, esej analityczny Bez kolejki do nieba poetów. O liryce Georga Trakla – „Literatura na Świecie” 2001 nr 2-3 – jest majstersztykiem filologicznej analizy poezji.

Nie po raz pierwszy myśli mi się, że nikt w Polsce nie potrafi czegoś takiego robić tak dobrze jak on.

Oczywiście, może to być u niego robota tyl­ko w materiale niemieckojęzycznej literatury.

Materiałem dla eseju Andrzeja Kopackiego stała się książka dość szczególna, której szczególność dobrze sygnalizuje sam opis bibliograficzny: Krzysztof Lipiński Niedosko­nała Pokuta. Georg Trakl, Śpiew Osamotniałego. Wydawnictwo Miniatura. Kraków 1998.

Analizę eseju Krzysztofa Lipińskiego o Traklu i analizę przekładów Trakla poprzedza wstęp, w którym na kanwie refleksji o jed­nym aforyzmie Georga Trakla uruchamia się maszynę erudycyjną i prezentuje synegdotycznie własne rozumienie liryki Trakla.

W samej analizie eseju Krzysztofa Lipiń­skiego ma się na uwadze zarysowanie jego postawy badawczej, jest to postawa nie tyle kontradykcyjna wewnętrznie, co niekonsekwentna poprzez lawirowanie między biografizmem i filologizmem (używam uproszczeń).

W analizie przekładów Andrzej Kopacki definiuje dystans między swoim i translatora rozumieniem kilku fundamentalnych tekstów.

W całości eseju utwory Trakla prezentuje się dwujęzycznie, w oryginale i we własnym lub analizowanym przekładzie.

Racji intelektualnych Andrzeja Kopackiego nie potrafiłbym podważyć.

Chwalebna zasada dwujęzyczności komen­towanych tekstów daje możliwość weryfika­cji intelektualnych argumentów i jednocześnie ujawnia, że łatwiej osiągnąć doskonałość w eseistycznym wywodzie niż doskonałość we własnych przekładach.

Ale dowieść tego, co właśnie napisałem, też bym nie potrafił.

Mogę jedynie wyrazić wdzięczność Andrze­jowi Kopackiemu za radość czytania analitycznego eseju –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content